Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2014

Dystans całkowity:536.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:67.00 km
Więcej statystyk
  • DST 25.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gorączka poniedziałkowej nocy

Poniedziałek, 20 stycznia 2014 · dodano: 22.01.2014 | Komentarze 12

Już w niedzielę czułam się jakoś nieswojo. Lekkie dreszcze i ból głowy...Przesiedziałam więc cały dzień w domu, żeby czasem jakieś choróbsko się nie rozkręciło. Niestety...

Wstaję rano bez większych problemów. Czuję się dosyć dobrze. Przeziębienie jednak minęło:) Wyciągam Bergamonta i jadę do pracy. Powrót już nie był taki kolorowy.. Właściwie to ciemny i mokry...
Już w pracy poczułam, że coś jest nie tak. Było mi bardzo zimno, chociaż dzieciaczki latały w krótkich t-shirtach. Przykleiłam się do grzejnika,z niecierpliwością oczekując powrotu do domu. Z pracy wyszłam już po zmroku. Nie dość, że wiał silny wiatr, było zimno (temperatura w okolicy 0 st.) , to jeszcze mocno padał deszcz! Ubieram warstwę gore-texów i windstopperów  (jak dobrze, że je sobie kupiłam!) i wsiadałam na rower. Dawno jazda nie sprawiała mi tylu problemów.  Co gorsza, nie mogę się nawet rozgrzać, bo od gorączki dostałam dreszczy. Staram się wyłączyć myślenie i skupić tylko i wyłącznie na jeździe. Do domu mam tylko 12,5 km- dam radę. Ale jadę jednak ruchliwą ulicą, w deszczu, z kałużami i po ciemku. Głowę przeszywa tępy ból od nierówności na asfalcie, jakby ktoś mnie walił po niej młotkiem. Wiem, że muszę być teraz mocno skoncentrowana. Uważać na auta podczas omijania kałuż oraz na mokrą nawierzchnię, bo na moich oponach o poślizg nie trudno...Skup się, skup się, skup się!! - powtarzam te słowa jak mantrę. Po chwili wbijam się na skrót. Przenoszę rower przez tory i już kieruję się w stronę magazynów. Pocieszam się w myślach, że jestem twardzielem, bo daję radę kręcić w tak kiepskich warunkach z tak fatalnym samopoczuciem...kiedy nagle...zauważam w oddali sylwetkę psa! Zupełnie nie wiem co robić. Ostatnio ledwo zdołałam uciec przed dwoma, groźnymi kundlami. Zawracam i zatrzymuję się. Czuję, że zaczynam się rozklejać. Po policzkach spływają mi łzy. Nie mam siły przedostawać się po ciemku gdzieś trawami na płytę lotniska ani tym bardziej wracać się i jechać okrężną trasą. Deszcz zacina, a ja utknęłam tutaj z gorączką.  Czuję, że to już za dużo jak na mnie! Tym bardziej, że panicznie boję się takich psów! Marzę o ciepłym posiłku i kocyku. Trzeba podjąć jakąś decyzję. Podjeżdżam powoli do budki strażnika. Do siatki rzucają się trzy kundle wściekle ujadając. Po chwili wychodzi stróż. Opowiadam mu historię, jak ostatnio goniły mnie jego psy. Mężczyzna uspokaja mnie, że już zabezpieczył siatkę, ale ostatecznie przywołuje psy do siebie. Naciskam mocno na pedały i z duszą na ramieniu mknę szybko w stronę ulicznych latarni. Jeszcze chwila i ...już jestem na ulicy. Wbijam z ulgą na ścieżkę rowerową. W pewnym momencie ucieka mi koncentracja- zamyślam się nad moimi ułomnościami i nagle...wyrasta przede mną ogromna kałuża. Niewiele myśląc naciskam mocno na hamulce. Tylne koło od razu blokuje mi się na błocie. Rower wpada w ostry poślizg, ale udaje mi się bez problemu utrzymać równowagę. Chociaż tyle. Z bardziej już podbudowanym ego mknę w stronę parku. Wreszcie docieram do domu! :) Ale radość moja nie trwa zbyt długo. Wyciągam termometr- 38 st. C ;/ Na drugi dzień lekarz i diagnoza- grypa. Obecnie leżę cały dzień w łóżku i przesypiam większość dnia. Ból gardła, mięśni i węzłów chłonnych, nieustanna gorączka i totalne wyczerpanie- wyglądam jak zwłoki;/ Za oknem śnieg- pośmigałoby się....Chyba w styczniu nie wykręcę już żadnych kilometrów, a szkoda, bo top 10 było jak najbardziej w zasięgu ręki. Niestety jak zwykle w moim przypadku przeważyła o wszystkim choroba. Chciałabym, żeby ten wpis był bardziej optymistyczny, ale niestety- dzisiaj mam fatalne samopoczucie. Jak ja nienawidzę chorować! Grrr.. Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz w tym roku. 

A żeby wprowadzić choć trochę wesołej nutki do tego wpisu- wrzucam jedno zdjęcie:) Uroki chorowania. Niestety nawet trenażer będzie musiał poczekać...




  • DST 61.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Odkrywając nowe ścieżki

Sobota, 18 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 19

Budzę się o 4.00 rano z intensywnym bólem brzucha. 2 tabletki przeciwbólowe i jakoś udaje mi się zasnąć... Trzecia tabletka nad ranem i o 11.00 wychodzę na rower. Szkoda stracić tak piękny dzień! Dzisiaj jednak lajtowa wycieczka. Chociaż w sumie taka lajtowa to ona do końca nie była. Ale to potem... Myślę, że dzisiejszy dzień doskonale podsumowuje ten cytat:

"Nie podążaj tam gdzie wiedzie ścieżka.
Zamiast tego, pójdź tam gdzie jej nie ma i wytycz szlak."

Ralph Waldo Emerson


Jedziemy laskiem koło huty do Dunina. Niestety kozy gdzieś  sobie polałzły i nie chciały się ze mną przywitać:( Ruszamy dalej. Na podjeździe asfaltowym pod Stanisławów postanawiamy przejechać przez strumyczek, który przecinam w sumie  jeszcze dla zabawy 4 razy:) )



I tym samym rozpoczynamy przegodę z nieznanym szlakiem. Wbijamy się do lasu.



Przebijamy się przez leśne ścieżki, na przełaj,kierując się w stronę radiostacji.



Czasem koła buksują na śliskich korzeniach ukrytych pod warstwą liści. Czasem wkręci się w szprychę jakiś patyk. Czasem zarzuci na kamieniach. Ale przez cały czas mam wielką frajdę z jazdy:) Przy okazji dobry trening techniki. 



Po jakimś czasie udaje nam się dotrzeć pod radiostację. Jeszcze zostaje nam do pokonania błotny podjazd.....



.....i jesteśmy na szczycie!



Podjeżdżamy jeszcze ciut wyżej do schroniska Marianówka, gdzie rok temu obchodziłam moje urodziny:



Chcemy poeksplorować jeszcze ścieżki w lesie koło chatki, ale niestety drogi są zbyt ubłocone i nieprzejezdne z powodu ścinki;/ Wracamy więc na trasę, którą przyjechaliśmy. Przebijamy się przez dzikie chaszcze....



....i znów wbijamy do lasu.



Po chwili podjazdu odkrywamy szutrowo-asfaltową nawierzchnię. Ciekawi nas bardzo dokąd może ona prowadzić, więc po szybkim namyśle zjeżdżamy aż do drogi asfaltowej na podjeździe pod Stanisławów.
 Na górze ścieżka prowadziła też w drugą stronę, więc postanawiamy sprawdzić i tę trasę. Podjeżdżamy z powrotem do góry i na rozwidleniu odbijamy w drugą stronę.



Po chwili zjazdu nawierzchnia zmienia się i przeobraża w typowo leśną dróżkę. W pewnym momencie, kilka metrów dalej przez ścieżkę przeskakuje stado saren. Zatrzymuję się i podziwiam, kiedy nagle słyszę w pobliżu trzask gałązek. Tuż przede mną wylatuje olbrzymi dzik, przecina drogę jak torpeda i mknie ostro w dół, łamiąc wszelkie napotkane po drodze gałęzie. To już drugie takie zdarzenie w tym miesiącu. Podczas ostatniego wypadu, dzik  również wybiegł nam na drogę i wpadł prawie  na Jarka! Niestety, nie udało mu się cyknąć żadnej słit foci:( 

Mkniemy dalej w dół. Po chwili trasa ulega znacznemu pogorszeniu- rozjeżdżone przez traktory błotne koleiny sprawiają wiele trudności podczas jazdy. W pewnym momencie niemal zaliczam glebę i moczę cały but w błotnistej brei. Na szczęście but nie przemaka, a my już po chwili dobijamy do Sichowa. Jeszcze tylko przejazd przez dziką rzeczkę.....




.....i wracamy na asfalt. Jedziemy do Dunina, gdzie już tym razem czekają na mnie moje zwierzaki. Dzisiaj dla odmiany,oprócz pieczywa pełnoziarnistego- na deser jeszcze marchewka:) Koza była trochę wybredna, ale za to osioł wcinał aż mu się uszy trzęsły:)



Powrót laskiem do Legnicy. Jeszcze szybko na myjnię i mogę zabierać się za deser, który upiekłam na ten weeekend, czyli sernik z brzoskwiniami. pianką i kruszonką:)) Mniam!:)



Wycieczka bardzo udana- ze sporą dawką terenu i błota. Przy okazji odkryliśmy kilka nowych ścieżek. Na pewno wkrótce zawitamy tam ponownie:)
Route 2,418,742 - powered by www.bikemap.net


  • DST 100.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 17 stycznia 2014 · dodano: 21.01.2014 | Komentarze 4

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku z wyłączeniem środy, kiedy padał deszcz ze śniegiem i pojechałam busem. Nie mógł już lepiej spaść śnieg?;/ Wsiadam do busa, a kierowca do mnie: A czemu nie rowerem?:) No właśnie. Czemu? Później trochę żałowałam, bo mogłam w sumie jechać...ale i tak sporo km w tym tygodniu wpadło:)

We wtorek z kolei,  miało miejsce niezbyt przyjemne zdarzenie. Wyszłam później niż zwykle z pracy, po 17.30. Kiedy przejeżdżałam obok starych magazynów usłyszałam ujadanie psów. Początkowo to zignorowałam, bo przecież były za ogrodzeniem, ale dopadło mnie jakieś niepokojące uczucie, więc nacisnęłam mocniej na pedały. Intuicja mnie nie zawiodła i po chwili psy wydostały się przez dziurę w siatce! Dwa duże kundle biegły za mną. Zaczęłam kręcić jeszcze szybciej i na szczęście po kilku sekundach psy zostały już daleko w tyle. Uff. Mam nadzieję, że taka sytuacja już się więcej nie powtórzy, bo to moja stała trasa dojazdowa do pracy.

Przy okazji kupiłam sobie nowy gadżet związany z rowerami- podkładkę z poduszką pod laptopa. Będzie na czym teraz wpisy dodawać na bs:)



Podsumowanie 2013 roku

Wtorek, 14 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 27

Nadszedł czas na małe podsumowanie minionego roku....

Hmm, od czego by tu zacząć?? Może od tego, że był to rok wielkich zmian. Zamknęłam pewien długi rozdział w moim życiu, który kosztował mnie sporo stresu, zmieniłam pracę i przeprowadziłam się. Myślę, że to całkiem sporo jak na jeden rok;) A głównym źródłem tych zmian był rower. To dzięki niemu zmieniłam się w osobę bardziej otwartą, pewną siebie i odważną. Dokonanie tylu poważnych życiowych zmian wymagało ode mnie nie lada odwagi, ale znalazłam w sobie siłę i udało się:) Dzięki rowerowi upewniłam się też, co jest dla mnie najważniejsze- przyjaciele, pasja i wolność. I tego będę się trzymać:)



To chyba tyle jeśli chodzi o jakieś głębsze przemyślenia życiowe:) Teraz czas na statystyki rowerowe. W ubiegłym roku wyznaczyłam sobie kilka celów. Niestety nie wszystkie udało mi się zrealizować. Dlatego przechodzą one na rok kolejny. 

A teraz lista moich małych osiągnięć rowerowych:

Dystans roczny: lekko ponad 8 tys. km (trochę mało, bo rok temu wyniósł on 11 tys., no ale niestety 3 miesiące straciłam na chorowaniu- trzykrotna angina i zapalenie zatok znacznie pokrzyżowało mi plany;/ Oby w tym roku choroby omijały już mnie z daleka).

Najdłuższa samotna wycieczka: z Legnicy do Jakuszyc ( 215 km).

Zaliczone nowe podjazdy ( wliczając dojazd z Legnicy): Ślęża (718)., Zamek Chojnik (627), Szrenica (1362), Petrouva Buda (1288).

Zaliczone nowe szczyty: Vozka (1377 m), Keprnik (1427), Serak (1319), Palas (1124), Mogielica (1171), Kiczora (1282), Lubomir (904), Luboń Wielki (1022), Turbacz (1310), Koskowa Górka (867).

Dwie wycieczki kilkudniowe z dużą dawką terenu: Beskidy i Sudety Wschodnie.

Najwyższa prędkość : 65 km/h podczas zjazdu z radiostacji.

Najwięcej przejechanych km w okresie zimowym: 1378,5 km

Całkiem sporo km przejechanych nocą.

Ilość wycieczek powyżej 100 km: 12 ( w tym jedna powyżej 200 km)- niestety byłoby więcej, gdyby nie problem z uciążliwym bólem tyłka po obniżeniu mostka- niedługo jadę na profesjonalny dobór siodełka.

Udało mi się wycieniować na lato i zrzucić ok. 6 kg:)

Dodam jeszcze, że znacznie poprawiła mi się technika jazdy w terenie- duża w tym zasługa wypadów kilkudniowych po górach:)

A teraz przejdę do rankingu top 10 wycieczek w 2013 roku:

miejsce 1 : Samotna wycieczka z Legnicy do Jakuszyc - dla mnie duży wyczyn, bo nie lubię jeździć sama. Chociaż powoli się do tego przekonuję i czasem takie wypady mogą stanowić bardzo miłą odmianę:)



miejsce 2:Wschód słońca na Szrenicy - wschód słońca w górach to niesamowity widok:)



miejsce 3: Wycieczka po czeskich szczytach w Sudetach Wschodnich - dużo przewyższeń i zabawy w terenie



miejsce 4: Wjazd na Turbacz + nocleg w lesie:)- dużo terenu i przygód na trasie:)



miejsce 5: Majówkowa wycieczka na Przełęcz Okraj- grupowa wycieczka z Legnicy- było bardzo wesoło:)



miejsce 6: Niebieski szlak E3 w Rudawach Janowickich-  wyśmienity teren!:)





miejsce 7: Majowa wycieczka do Rudaw Janowickich- również duuużo terenu i pozytywnych emocji:)




miejsce 8: Wycieczka w Góry Sowie - fajny wypad w fajnym składzie z fajnym terenem:)



miejsce 9: Wycieczka z Legnicy na Przełęcz Karkonoską terenem - pokonanie trudnego, czarnego szlaku z Jagniątkowa



miejsce 10:Lipcowa wycieczka na Przełęcz Okraj- spotkanie z Morsem i Leą:)



Oprócz tego jeszcze wyróżnienia:

1. Wycieczka po masywie Śnieżnika



2. Czerwonym szlakiem do Bolkowa



3. Rudawy Janowickie z Olkiem



4. Wycieczka na Ślężę z Moniką



5. Niezapomniane wycieczki w zimowej scenerii do baru Kaskada na herbatkę z rumem:))




Dobra! To by było na tyle jeśli chodzi o podsumowanie. Przejdźmy teraz do moich postanowień noworocznych. Warto wyznaczyć sobie kilka celów i wytrwale do nich dążyć. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się wszystkie zrealizować. No to zaczynamy! :

- przejechać 12 tys. km w ciągu roku,
- spędzić wypasione wakacje rowerowe np. 2 tygodnie w Alpach,
- wystartować w Sudety MTB Challenge,
- zrobić więcej wycieczek weekendowych,
- przejechać samotnie ponad 300 km,
- pojechać z Legnicy do Wiednia i ustanowić nowy rekord życiowy, czyli 400 km,
-rozpocząć przygodę z bikepackingiem,
- wycieniować się na wiosnę i ważyć ok. 46 kg;),
- zdrowo się odżywiać i ograniczyć znacznie ilość spożywanych słodyczy,
- zmienić siodełko,
- systematycznie trenować,
- zwiększyć siłę w nogach,
- nauczyć się robić stójkę,
- doskonalić technikę jazdy w terenie,
- zaliczyć kolejne, ciekawe podjazdy i szczyty,

...i pobić wszystkie moje wcześniejsze rekordy:)

Jak widać przygotowania pod przyszły sezon zaczęłam już w grudniu:)



Życzę Wszystkim dużo szczęścia, zdrowia oraz spełnienia marzeń w Nowym Roku:)






  • DST 75.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mokry czarny szlak

Sobota, 11 stycznia 2014 · dodano: 13.01.2014 | Komentarze 7

Co za piękny dzień! Pogoda miodzio- jechałam z podwiniętymi rękawami, na krótko, oddychając pełną gębą! Dużo terenu i  zabawy z cudowną ekipą:) Ale zacznijmy od początku...

Dzisiaj każdy spóźnił się na umówione spotkanie. Dojeżdżam jako druga tuż przed 10.00 na skrzyżowanie.  Żeby nie tracić czasu, jadę już razem z Grzesiem w stronę Słupa. Narzucam  trochę większe tempo, żeby Jarek i Andrzej, którzy mają do nas stratę ok.20 minut mogli się porządnie rozgrzać zanim nas dogonią:)

Na Słupie doganiają nas lekko zmęczeni chłopacy:) Razem już lecimy na Górzec szutrami. Zaczynam trochę kręcić nosem, że dzisiejsza trasa coś mało terenowa, więc Jarek postanawia wyjść naprzeciw moim oczekiwaniom i prowadzi nas na nowe, nieznane ścieżki w lesie. Najlepsze, że sam ich nie zna:) Taki spontan, ale było całkiem zabawnie:) Trasa początkowo prowadzi przez las. Błotniste ścieżki wyprowadzają nas na pole koło wsi Pomocne.  



Szybko przecinamy pole i wbijamy się na leśne szutrówki. Tutaj dostaję niezłego speeda, chyba dzięki rozgrzewce podczas przejazdu po zaoranym polu:) 

Wbijamy się na czarny szlak. Chyba nigdy mi się nie znudzi:) Ten zjazd po kamyczkach pokonałam po raz pierwszy:)



Ponownie rozpoczyna się zabawa ze strumieniami.  Tym razem jednak nie udaje mi się przejechać jednego ze strumieni. Rower wpada w poślizg na śliskim kamieniu, wypinam się, ale moja noga też wpada w poślizg i.... ostatecznie ląduję z rękami i twarzą w strumieniu!:) Wyglądało to pewnie zabawnie:) Moczę jeden but. Jakie szczęście, że mam zapasowe butki! :) Postanawiam jednak, że na razie nie będę ich zakładać, bo na trasie jeszcze trochę strumieni zostało, a w moich starych butach jakoś pewniej się czuję w terenie. I tak jadę w mokrych butach. W połowie stycznia:) I jest mi ciepło:)



Ostatni przejazd przez strumyk i jesteśmy w Wąwozie Myśliborskim. W sumie to przeprawiam się przez ten strumyk dwa razy, bo za pierwszym nie wyszło zdjęcie:) Jarek podpuszcza mnie, żebym pocisnęła przez głębsze miejsce. Udaje mi się je przejechać, ale wyjechać- już nie:) Koło podczas wyjazu ze strumienia zakopuje się w grubej warstwie mułu. I tak moczę drugi but:) Dalej postanawiam, że jeszcze jadę w mokrych:)



Przejeżdżamy przez Wąwóz. Proponuję podjazd pod jedną ze skałek widokowych. Tuż przed samym szczytem na najbardziej sztywnym odcinku wkręca mi się w szprychy patyk! Co za pech! Dodam, że jakoś trzy miesiące temu pokonałam ten podjazd po raz pierwszy. Czuję więc lekką presję. Schodzę niżej. Kolejne podejście i....kolejna porażka! 

Szpagat na rowerze:)



Schodzę znowu i po raz kolejny przystępuję do ataku. Tym razem nie wypinam się na czas i przewracam się na bok. Na szczęście zaliczam miękkie lądowanie na liściach. Normalnie w takim momencie śmiałabym się, ale moja cierpliwość zaczyna się kończyć. Wkurzył mnie ten podjazd niesamowicie! A duma cierpi:) Klnę cicho pod nosem i podjeżdżam jeszcze raz....i jeszcze raz...i w końcu udaje się!! Co prawda za piątym (?) chyba podejściem, ale pokonałam w końcu ten podjazd:)



Jeszcze tylko krótki singiel przez las, a potem ciekawy, sztywny i sypki zjazd do punktu widokowego. Niestety nie wykonałam go za dobrze, zjechałam w złym miejscu- zamiast zrobić go na wprost i w ostateczności podczas skrętu musiałam hamować, co skończyło się na zablokowaniu przedniego koła. Rower zaczął lekko mi się zsuwać w stronę skarpy, ale udało mi się to opanować i szczęśliwie zjechać na dół:)



Jeszcze pamiątkowe, grupowe foto:)



Pora na zjazd, bo zaczynam się lekko marznąć. Przebijamy się przez wąwóz i oczywiście lądujemy w barze Kaskada.



Zmieniam sobie przemoczone skarpetki i buty:)



A to zdjęcie dla Anetki, żeby narobić jej smaka;p Chłopaki zamawiają sobie miodownik.....



....ja tym razem nie zamawiam nic do jedzenia, bo w domu już czeka zrobione przeze mnie pyszne spaghetti i ciasto:)



Mamy już wracać do Legnicy, ale wczesna jeszcze pora, pogoda piękna, więc proponuję zjazd kapliczkami. Wszyscy ochoczo przystają na tę propozycję i czerwonym szlakiem podjeżdżamy Górzec. Następnie zjazd kapliczkami.



Z Górzca robimy sobie sprint i ciśniemy wracamy już przez Męcinkę i Słup mocnym tempem do Legnicy. Zmęczyłam się dzisiaj nawet:) Wielkie dzięki wszystkim za tak cudownie spędzony dzień!:)





  • DST 75.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Czwartek, 9 stycznia 2014 · dodano: 12.01.2014 | Komentarze 5

Dojazdy do pracy od wtorku do czwartku.

A to śliczny prezent od znajomych przywieziony z Holandii:)



  • DST 68.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Chełmy razy trzy na Trzech Króli

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 08.01.2014 | Komentarze 7

Recepta na udany długi weekend? Trzy dni spędzone na śmiganiu rowerem po Parku Krajobrazowym Chełmy:)

Ostatni dzień weekendu spędziłam w większym gronie. Umówiliśmy się o 9.30 na przystanku i ruszyliśmy w kierunku Chełmów...

Chociaż pogoda dzisiaj wyśmienita, to z rana temperatura była dość niska, o czym boleśnie przekonał się Jarek, zaliczając glebę na asfalcie.

Dojeżdżamy do Słupa.Czas  grupowe zdjęcie:) Uśmiech. Nóżka do przodu i jest git:)



I cała ekipa w komplecie:)



Niestety Ewelina miała tylko godzinę i musi już wracać do domu. A my jedziemy dalej.... Jeszcze ostatnie spojrzenie na jeziorko....



Górzec podjeżdżamy szutrami, a następnie za Pomocnem wbijamy się na czarny szlak. I znowu czeka na nas super zabawa- tym bardziej, że po wczorajszych opadach deszczu na trasie zalegało już sporo błotka! 

Zgrabnie przemykamy między kolejnymi strumyczkami:





W Wąwozie trzeba uważać, bo mostki są oblodzone. Rezygnujemy też z wjazdu na Skałę Elfów, bo dzisiaj może być to zbyt niebezpieczne (śliskie korzenie i kamienie).

Dojeżdżamy do Myśliborza, gdzie obowiązkowa przerwa w Kaskadzie na ciasto i gorącą czekoladę:)



Błotne piegi mi wyskoczyły:)) 



Ale jestem głodna!! Zjem je wszystkie!:))



Z Myśliborza standardowo wracamy szutrami przez Męcinkę.. Na Słupie spotykamy Anię- chwilę rozmawiamy i jedziemy do Legnicy.

I jeszcze trochę zabawy na koniec w mieście:)





  • DST 71.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czartowska Skała

Niedziela, 5 stycznia 2014 · dodano: 07.01.2014 | Komentarze 3

Drugi dzień długiego weekendu również spędzony w Chełmach:)

Najpierw podjeżdżamy Górzec szutrami i kierujemy się na Pomocne.

Punkt pierwszy wycieczki: Czartowska Skała (463 m n.p.m).

Skała ta to pozostałość komina wulkanicznego, chociaż według legendy czart chciał zrzucić skałę na wieś Pomocne. Nie zdążył  jednak zrobić tego przed pianiem koguta i skała upadła w miejscu nieopodal wioski:)

Na szczycie byłam dopiero drugi raz i pierwszy raz na rowerze:) Do połowy udało się podjechać, a potem już niestety wymiękłam.. Za to widoczki całkiem spoko:)



Słonko przyjemnie świeciło i mogłam nawet siedzieć bez czapki:)



Na koniec strzeliłam sobie jeszcze dwie słit focie:D - pierwsza en face:) 



I druga z półprofilu:)  Jak widać radość mnie rozpiera- słońce, rower, Chełmy, piękne widoczki, długi weekend, teren- czego chcieć więcej?:) 



Dobra koniec z fotkami- pora zjeżdżać!. Niestety nie udało się czartom namówić mnie na zjazd ze skały. Jarkowi udaje się zjechać w całości. A ja zjeżdżam sobie tylko od połowy, bo kamienie śliskie. Wolę nie ryzykować. Ale wrócę tutaj jeszcze:)



Chyba jednak czarty  miały na mnie wpływ- postanawiamy wypróbować trochę czarnej magii i z Czartowskiej Skały  uderzamy na czarny szlak w Myśliborzu poszaleć trochę w terenie:)




Sam szlak to fajny techniczny singielek prowadzący przez Wąwóz Myśliborski z licznymi przejazdami przez strumyki:)

Strumyk nr 1:



Strumyk nr 2:



Strumyk nr 3:



Powrót do Legnicy przez Myślibórz z obowiązkowym postojem w Kaskadzie na ciacho, a potem już jak zwykle przez Męcinkę i Słup.





  • DST 60.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Górzec

Sobota, 4 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 5

Na rozgrzewkę mała pętelka po Chełmach. Najpierw jedziemy szutrami na Górzec.

Na drzewach kwitną już pąki. Taką zimę to ja lubię:)



W połowie trasy postanawiam podjechać na górę kapliczkami. Ciężko było, ale udało się, chociaż niestety trzy razy się wypięłam. Niedługo zrobię ten podjazd bez ani jednego wypięcia. Jestem o tym przekonana:) Będę walczyć do skutku!!:)



Z Górzca asfaltem jedziemy przez Pomocne w stronę Stanisławowa. Odbijamy na lotnisko i szutrami zjeżdżamy do Leszczyny.

Chwilę włóczymy się po ścieżkach dydaktycznych w okolicy Leszczyny.



Na ścieżce oprócz głazów można również napotkać piece wapienne.



Dymarki Kaczawskie- tym razem na kawę już zabrakło czasu.



 Droga powrotna nie należała do najprzyjemniejszych- zaczął wiać mocny i zimny wiatr, a ja zrobilam się strasznie głodna. Do Legnicy wracamy przez Dunino i lasek koło huty.
 I tym samym rozpoczęłam kolejny już (mój czwarty) rok z rowerem:)


  • Aktywność Wędrówka
Uczestnicy

Stąpając po niepewnym gruncie z głową w chmurach

Środa, 1 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 5

....Czyli Nowy Rok na Śnieżce:))

Jak zaczynać dobrze Nowy Rok to tylko na najwyższym szczycie w okolicy!:)

O 4.00 położyłam się spać po sylwestrze. O 6.00 dzwoni Monika, żeby zrobić mi pobudkę:) Aaale się wyspałam!:)  Z Legnicy wyjeżdżamy o 6.30. Oprócz nas jedzie jeszcze Łukasz.

Ekipa gotowa do akcji:) Dobrze, że nie jest za ciepło i mogę schować moją niewyspaną twarz pod kominiarką;)



Po 8.00 rozpoczynamy podejście pod Śnieżkę czarnym szlakiem. Od rana mocno wieje. Początkowo idzie się dość lajtowo, choć nachylenie jest całkiem spore. Humory jak widać nam dopisują:)

Taniec radości w wykonaniu Bożenki:)



Żeby trasa nie była za nudna- trzeba było obczaić każdy kamyczek na trasie:)


Humory tak dopisywały, że nawet lawiny nam nie były straszne:)



Wkrótce warunki na trasie ulegają znacznemu pogorszeniu. Kostkę pokrywa bowiem lód. Trzeba bardzo uważać, bo łatwo można zaliczyć glebę.

Postanawiam więc na szczyt wbić się krokiem łyżwowym:)



Dochodzimy do Domu Śląskiego. Słońca już nie ma, bo wchodzimy teraz w chmury. Robi się mroźno i baardzo wietrznie, kiedy rozpoczynamy podejście pod Śnieżkę.



W końcu udaje się i po dwóch godzinach marszu zdobywamy szczyt:)





Choć na dole w Karpaczu świeci słońce to na szczycie niestety widoków brak, bo wszystko przysłaniają chmury;/ Wchodzimy do schroniska na Śnieżce, ale zbulwersowani szybko stamtąd wychodzimy (gorąca czekolada za 15 zł, płatne toalety i zakaz spożywania własnego picia i jedzenia!! w dodatku obsługa, która bacznie obserwowała nas znad lady;/). 

Jeszcze tylko narysuję rowerek i możemy się zawijać:)



Nagle wiatr na chwilę przegania chmurę i odsłania nam widoczki!!! Szybko robimy sobie fotki, bo po chwili znów toniemy w chmurach:)





Pora schodzić, bo zrywa się jeszcze większy wiatr, a ja nie czuję już palców u rąk (ubrałam złe rękawiczki). Podczas schodzenia trochę nam się nudzi:

Takie tam ze znakiem:)



Takie tam w szałasie:)



A gdzie się podziała Monika??!!



Dochodzimy do Samotni:) 



A co to za łoś??;)



W Samotni robimy sobie chwilę przerwy oraz wznosimy toast kubeczkiem Piccolo:))



Droga z Samotni do Karpacza miała być lajtowa, a okazała się lekko ekstremalna. Podczas schodzenia zaliczamy po kilka gleb. Co chwilę wpadam w poślizg na zlodowaciałej kostce brukowej. Na chwilę zamyślam się, tracę koncentrację i już po chwili wywijam nogami do przodu jak w kreskówkach, lądując twardo na tyłku. Prawie zwichnęłam sobie nadgarstek..  Potem już idę cały czas skupiona. Monika też zapomina o koncentracji- rozmawia przez telefon;) Nagle słyszę obok "łubudu" i widzę jak Monika ześlizguje się na plecach po ścieżce z jedną ręką w górze, w której trzyma telefon. Akurat mówiła do słuchawki, że trasa oblodzona i trzeba schodzić ostrożnie:)) Na szczęście telefon jest cały:)



Kiedy lód znika, a trasa robi się płaska bawimy się w zabawę w wymyślanie wyrazów na literę "a". Tak nam się to wkręca, że jeszcze w drodze powrotnej autem wymyślamy kolejne słowa:)

Do domu wracam megazmęczona ( w końcu spałam niecałe 2 godziny!:) i bardzo zadowolona:) Mój pierwszy Nowy Rok bez kaca, i chociaż nie na rowerze, to też było fajnie:) W sumie przeszliśmy 16 km:)