Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:1012.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:3500 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:101.20 km
Więcej statystyk
  • DST 125.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 31 października 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 8

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku.

W weekend niestety nie pojeździłam:( Dopadła mnie jelitówka i kilka dni przeleżałam w łóżku. Perypetie żołądkowo-jelitowe plus 4- dniowa głodówka trochę odbiły się na mojej formie. W poniedziałek toczyłam się do pracy tempem żółwia- taka byłam osłabiona...Ale już od środy było coraz lepiej. Zaczęłam w końcu normalnie jeść, więc siły powoli wracają:)

A wczoraj zastałam takie coś na korytarzu- nawet Józka mieszają do polityki ;)






  • DST 50.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy i 10 tys. stuknęło!!:)

Środa, 22 października 2014 · dodano: 22.10.2014 | Komentarze 8

Wpis wrzucam wyjątkowo z dwóch powodów. Po pierwsze stuknęło mi już 10 tys. km w tym roku z czego bardzo się cieszę,  ale kręcę dalej, żeby pobić mój rekord życiowy:) Po drugie, potrzebuję głosów na konkurs filmowy dla przedszkolaków:) Film nakręciłam sama i również się w nim przewijam:) Nie lubię takich konkursów, bo polegają na liczbie głosów, ale może ktoś kto tutaj zagląda wejdzie i zagłosuje:) Można głosować raz dziennie przez tydzień;)


FILMIK NA KONKURS :)


  • DST 242.00km
  • Podjazdy 3500m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samotny wypad do Szklarskiej, Świeradowa i Karpacza

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 14

Ponoć to już ostatni tak ciepły weekend w tym roku. Musiałam więc wykorzystać tę piękną aurę i zrobić mocniejszy wypad. Jeśli nie teraz to kiedy? :)

Pobudka o 3.00 w nocy. W sumie to nie miałam większych problemów ze wstaniem, bo przez całą noc spałam niespokojnym, płytkim i przerywanym snem.  Szybko się ogarniam i o 4.30 jestem już gotowa do drogi.

Czekają mnie teraz dwie godziny kręcenia po ciemku. I to jeszcze we mgle:) Klimacik jak z horroru. Najbardziej stresuje mnie ujadanie psów na wioskach. Na szczęście żaden burek nie wybiega mi na spotkanie. Wymijające mnie samochody też trochę przerażają. Wyobraźnia pracuje, ale staram się ignorować czarne myśli.  Jadę mało ruchliwymi drogami. Dla większego bezpieczeństwa, kiedy  mija mnie jakieś auto- zakrywam buffem twarz aż po oczy. Włosy chowam pod kurtkę.

Najprzyjemniejszy jest jednak dla mnie odcinek 4-kilometrowego podjazdu przez las do Stanisławowa. Kiedyś dla mnie nie do pomyślenia. Las jednak już mnie nie przeraża. Nocowałam w końcu prawie miesiąc wśród drzew:) Ciemność też nie budzi we mnie większego lęku, bo  prawie codziennie dojeżdżam w takich warunkach ok. 50 minut do pracy...

W trakcie nocno-porannej  jazdy przez drogę trzykrotnie przebiegają mi stada saren. Za Stanisławowem duża grupka zatrzymuje się na środki jezdni i patrzy na mnie zdezorientowana przez dłuższą chwilę, po czym rozbiega się na wszystkie strony. Czad! :)

Kiedy wyjeżdżam z lasu za Muchowem, zaczyna  już świtać. Podjazd pod Kapellę robię już podczas wschodu słońca. A na szczycie czekają na mnie piękne widoczki- zaspana Jelenia i przykryte mglistą pierzyną Karkonosze:)





Ręce trochę mi marzną, ale bez tragedii. Ze stopami jest trochę gorzej, bo zaczynam już odczuwać ból w palcach. Na szczęście słońce zaczyna już świecić coraz mocniej, więc za chwilę się rozgrzeję:)

Szybki przejazd ulicami Jeleniej i już po chwili robię podjazd do Szklarskiej Poręby. Normalnie nie lubię tej drogi do Piechowic, bo ruch jest tutaj naprawdę spory. Jednak o tej godzinie jeszcze jest dość spokojnie. A w tle zza mgieł wyłania się Szrenica:



A po drodze...takie rzeźbiarskie motywy. Laseczka Karkonoska:) Zdjęcie z dedykacją dla wszystkich fanów rzeźb;) Obok były jeszcze cztery inne, interesujące rzeźby, ale zdjęcia zrobię już innym razem:)



Kolejne zdjęcie z dedykacją- tym razem dla wszystkich Bożenek;)



Pora kontynuować podjazd pod Jakuszyce. W międzyczasie zatrzymuje się obok mnie auto. Z tyłu na bagażniku wiezie rower. Cześć! Może Cię podwieźć?- proponuje mężczyzna. Ładnie dziękuję, ale już za chwilę sama dotrę do celu:)

Z Jakuszyc jadę w kierunku Chatki Górzystów. Po drodze obowiązkowa fotka Izery. Miało też być selfie, ale pod słońce nie potrafiłam odpowiednio zapozować do zdjęcia;)



Jeszcze kawałek podjazdu za Chatką Górzystów i zjeżdżam sztywnym, asfaltowym zjazdem do Świeradowa Zdroju. Odbijam ponownie na Szklarską. Czeka mnie teraz podjazd. Nie ma on jakiegoś dużego nachylenia, ale zmasakrował mnie strasznie! Przez całą drogę jadę pod wiatr. Podmuchy są czasem tak silne, że aż zatrzymują w miejscu. Czuję się jak chomik na kołowrotku. Mam wrażenie, że stoję w miejscu, a ten podjazd nigdy się nie skończy- tak strasznie mi się dłuższy. Świerki wyginają się na wietrze. Nie jest lekko....

Wreszcie, po dłuższej walce z wiatrem udaje mi się dojechać do Zakrętu Śmierci:





Po chwili błądzenia docieram do centrum Szklarskiej. Szybki zjazd do Piechowic i odbijam na Podgórzyn. A po drodze ciekawa, rowerowa dekoracja przy pizzeri. Robię zdjęcia i uciekam szybko dalej- jestem trochę głodna, więc zapach pizzy zaczyna mnie drażnić:) 





Na tę wycieczkę kupiłam sobie specjalne mocowanie na telefon. Miała to być alternatywa dla Garmina, który jest dla mnie póki co nieosiągalny ze względu na kosmiczną cenę. Jednak, pomimo wgranej trasy, całą wycieczkę zrobiłam na przypał- jak nie wiedziałam, którędy jechać, to pytałam ludzi. Nie jest to taki zły pomysł, bo często wynikają z tego ciekawe rozmowy:)

Dojeżdżam do Podgórzyna. Zatrzymuję się na stacji i proszę przypadkowego mężczyznę, żeby kupił mi colę z lodówki. Rozmawiamy chwilę. Mówię, że przyjechałam tutaj w Legnicy. Dzielna jesteś- komentuje mężczyzna. Dobrze, że nie zna szczegółów dzisiejszej trasy, bo zdziwiłby się jeszcze bardziej:)

Pokrzepiona zimną colą atakuję kolejny podjazd.

A przy głównej drodze na Przesiekę..... Zdjęcie z dedykacją dla Morsa- ciekawa ulica i to jeszcze w takich pięknych okolicach. Mieszkałbyś?:)



Z Podgórzyna robię podjazd do Karpacza Górnego. Widoczek przy ulicy Szkolnej. Od razu ubiegnę pytania- nie, nie robiłam podjazdu;) Za dużo ludzi spacerowało po tej ulicy, wracając z Wangu. Postanowiłam więc, że wpadnę tutaj innym razem- będzie pretekst do ponownego wypadu w te rejony:)



Ludowe motywy na ulicy Szkolnej:





Przebijam się przez zatłoczony Karpacz i kieruję  na Kowary. Piękna była dzisiaj przejrzystość. Żadna chmurka od rana nie przysłoniła Śnieżki:



Po drodze fotografuję jeszcze konie i dojeżdżam po chwili do Kowar.





Jadę sobie lajtowym tempem. Wiatr dalej nie pomaga i zawiewa  z boku. Wkurzam się na obtarcia- jakoś nie potrafię odciągnąć uwagi od tego bólu. Nagle wyprzedza mnie grupka rowerzystów. To jest to! Darmowy pociąg! Chociaż na chwilę:) Postanawiam wykorzystać okazję. Naciskam mocniej na pedały i już jadę w tunelu. Okazuje się, że chłopaki jadą na Przełęcz Okraj. Ja mam w planach dojazd na Przeł. Kowarską. Jedziemy więc razem i rozmawiamy. Na ten czas zupełnie zapominam o obtarciach, a i nawet nogi zaczynają mocniej kręcić, bo chłopaki narzucają mocniejsze tempo. W dodatku robimy podjazd od ostrzejszej strony, czyli czarnym szlakiem. Dojeżdżamy na Przełęcz Kowarską. Chwilę rozmawiamy. Podaję adres mojego bloga. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i każdy jedzie w swoją stronę.



Opcja wjazdu na Okraj kusiła, bo w sumie niewiele już brakowało do szczytu, ale szkoda mi trochę czasu- chcę dojechać do Lipy przed zapadnięciem zmroku. Wolę jednak kręcić w ciemnościach po dobrze znanych mi rejonach...

Zjeżdżam do Kamiennej Góry i odbijam na Marciszów. Tuż przed Kaczorowem słońce chowa się za góry. Do Lipy udaje mi się wjechać akurat po zapadnięciu zmroku.



Na wiosce przeżywam chwilę grozy. Środkiem drogi biegnie duży, czarny pies. Kiedyś podobny skakał do mnie i do Jarka własnie w Lipie. Postanawiam zaryzykować i powolutku przejeżdżam obok. W razie co zabrałam ze sobą coś na "obronę". Tak naprawdę to miała być przynęta na koty, ale może i na psy też zadziała?;)



Pies jednak nie ma zamiaru mnie zaatakować, więc mogę spokojnie kontynuować jazdę. A czeka mnie teraz dość długi odcinek przez las do Siemidmicy i Paszowic. Potem odbijam już na Myślibórz i przez Stary Jawor wracam do Legnicy. 

Tuż przed wjazdem do miasta Jarek postanowił zrobić mi małą niespodziankę i zaczaił się na mnie z czarnym słodziakiem na rękach. Oczywiście nie mogło zabraknąć słit foci:



W pewnym momencie zatrzymuje się obok nas bus. Kierowca pyta się, czy mamy awarię, bo może nas podrzucić do Legnicy. Pozytywne zaskoczenie! Dziękujemy i mówimy, że  zatrzymaliśmy się tylko, żeby porobić  słit focie z kotkiem. Ciekawe co sobie pomyślał?:)
 
Do Legnicy dojeżdżam po 21.00. Prysznic, obiad i łózko- tylko albo aż tyle brakuje mi teraz do pełni szczęścia!:) 

Na koniec dodam, że moim cichym celem na dzisiaj było wykręcenie samotnie trzech setek. Nie udało się. Ciężko było wymyślić wycieczkę po Karkonoszach, żeby wpadło aż tyle kilometrów. Następnym razem zmodyfikuję tę trasę dodając jeszcze czeskie rejony. Drugim celem było dobicie do 10 tys. w tym roku. Również nie wyszło. Zabrakło zaledwie 9 km. Nie lubię sztucznie dokręcać kilometrów, więc sobie już to odpuściłam. A 10 tys. wpadło i tak na spokojnie podczas poniedziałkowego dojazdu do pracy:) Z trasy jestem jednak zadowolona, bo nie mam już takiej formy jak podczas wakacji, a mimo wszystko udało się wykręcić sporo kilometrów i to przy niezłych przewyższeniach:)
Kategoria Karkonosze, Ponad 200


  • DST 32.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lajcik

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 6

Krótko i lajtowo- na rozgrzewkę przed niedzielą;) Forma trochę spadła. Jednak brak tygodniowym treningów mocno się odbija na kondycji. Trzeba będzie niedługo wyciągnąć trenażer....;/

Wracając do Legnicy spotkałam w parku Anię. Ania powiedziała, że fajnie wyglądam na rowerze- nie wiadomo z daleka, czy to chłopak, czy dziewczyna jedzie. Naprawdę lubię takie komplementy!:) A co to będzie, jak rozbuduję jeszcze trochę masę mięśniową? ;)


  • DST 100.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 17 października 2014 · dodano: 17.10.2014 | Komentarze 2

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku (z wyłączeniem wtorku).

Pogoda niezbyt zachęcająca do jazdy- deszczowo, ale przynajmniej ciepło:)

Ostatnio ciekawe rzeczy wożę w plecaku:) W czwartek do pracy z 1 kg mąki i 1kg soli w plecaku, żeby pobawić się masą solną.  A w piątek z 25 babeczkami marchewkowymi dla dzieciaczków z okazji Dnia Marchewki;) Piekłam je z samego rana, więc kiedy jechałam do pracy to wokół mnie roznosił się zapach cynamonu:)






  • DST 138.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rude Rudawy

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 14.10.2014 | Komentarze 8

Ostatnio niewiele jeździłam. A plan na dzisiaj miałam dość ambitny: wypad do Karpacza i Szklarskiej.  Jarek postanawia mi towarzyszyć, ale widzę, że średnio raduje go taka długodystansowa jazda asfaltem- zwłaszcza, że jest niewyspany po wczorajszym meczu Polska- Niemcy.  

Wyjazd tuż po wschodzie słońca. Kilka minut wcześniej przeżyłam chwilę grozy, kiedy okazało się, że zgubiłam moją tylną lampkę. Na szczęście Jarkowi udało się ją w porę odnaleźć.



Za Stanisławowem odbijamy na Muchów. Podczas zjazdu na drogę najpierw wybiega stado łań.....




.....a za nimi jeszcze dwie sarny! :)



Dzisiaj nie jest już tak ciepło. Zimny wiaterek robi jednak swoje. Zatrzymuję się na chwilę, żeby nakarmić smutne i zmarznięte kucyki:



Przy mnie wszystkie zwierzaki odzyskują humor:)



Po zjeździe do Starej Kraśnicy postanawiam zupełnie zmienić dzisiejsze plany. W sumie to również nie mam ochoty na masakrowanie się dzisiaj po asfaltach.  Noga coś dzisiaj nie podaje. Nie chce mi się spinać ani zmuszać do jazdy. Stawiam na przyjemność. Wolę się zrelaksować i podziwiać piękną, złotą jesień. Wyłożyć się na chwilę na trawie i korzystać z ostatnich, tak intensywnych promieni słonecznych... A najlepszym miejscem do podziwiania pięknych, jesiennych krajobrazów są....Rudawy Janowickie:)

Odbijamy więc na Wojcieszów. Podczas przerwy pod sklepem zagaduje do mnie grupka mężczyzn, która spotkała się tutaj na porannym browarku. Dopytują się, czy jestem siostrą Włoszczowskiej, bo jestem do niej podobna:) Po tej sympatycznej konwersacji ruszamy dalej.

W Radomierzu odbijamy już w teren.  Dzisiaj wybieramy jednak lajtowe ścieżki. Stłuczona ręka po ostatniej glebie jeszcze trochę pobolewa, dlatego wolę sobie odpuścić mocniejszy teren.



Sokoliki przywdziały już złote szaty:



Na Przełęczy Karpnickiej odbijamy na szutrowe drogi. Mam ochotę wskoczyć dzisiaj na Starościńskie Skały. I choć ostrzejszego terenu dzisiaj miało nie być, to jakoś nie mogę się powstrzymać:)  Bardzo fajny podjazd techniczny pod skałki udaje mi się zrobić jednak z trzema skuchami po drodze:) 



Podczas podjazdów ból ręki w ogóle mi nie dokucza:) 





Jarek pilnuje rowerów, a ja wdrapuję się na skałki, aby ująć na zdjęciach jesienne widoczki w Rudawach:



Jesienne impresje:





Złote, rude liście i błękit nieba tworzą tworzą razem piękny duet:)



Sokoliki z bliska....



.....i daleka:



I Śnieżka w oddali:



Pora na zjazd tym samym technicznym odcinkiem. Robię go sobie na lajcie bez szaleństw. O dziwo ręka boli o wiele mniej niż na dziurawym asfalcie:)

Robimy całkiem spory kawałek szutrowego i sztywnego podjazdu. Po chwili doganiamy grupę rowerzystów. Dwóch mężczyzn zauważa nas. Cisną ostro do przodu zostawiając w tyle swoją sympatyczną towarzyszkę. Szybko jednak doganiamy jednego z rowerzystów. Drugi mężczyzna jeszcze próbuje walczyć:) Jarek wyprzedza go na lajcie. Ja postanawiam jechać swoim tempem. No może ciut mocniej:) Kiedy słyszę, że rowerzysta zrzuca przerzutkę na lżejszą, zacieszam, bo już wiem, że go wyprzedzę. Na najbardziej sztywnym odcinku odskakuję i wjeżdżam zaraz za Jarkiem na szczyt:)

Rudawy są piękne i uwielbiam tutaj śmigać na rowerze, ale niestety musimy już powoli zawracać, jeśli chcemy wrócić do Legnicy przed zapadnięciem zmroku. Wybieramy więc opcję zjazdu szutrami do Janowic Wielkich.  Droga powrotna okazuje się jednak potrójnie pechowa dla Jarka...



Podczas szybkiego zjazdu asfaltem nagle na drogę wybiega pies..... prosto pod koła Jarka! Rozpędzony do 60 km/h Jarek hamuje w ostatniej chwili, tak, że blokują się oba koła. Burek w ostatniej chwili odskakuje spod roweru. Mało brakowało.... Całe szczęście, że to nie ja zjeżdżałam jako pierwsza, bo mogłabym nie wybrnąć z tego tak jak Jarek (zwłaszcza biorąc pod uwagę moją fobię na punkcie psów)....

Drugi pech dopada Jarka na samej już końcówce zjazdu do Janowic. Kapeć. A oto jego przyczyna:



Gwóźdź nieźle się wbił w oponę. A taki był długi :



Trzecia pechowa sytuacja ma miejsce w Lipie, gdzie zatrzymujemy się pod sklepem. Po kilku minutach Jarek orientuje się, że zostawił swoje okulary. Wracamy się szybko, ale niestety ktoś już je sobie  zebrał ;/ Całe szczęście, że były to tanie i już porysowane okulary. Ale jednak takie akcje zawsze człowieka mocno wkurzają....

Do Legnicy już bez żadnych przygód wracamy przez Muchów, Chełmiec i Męcinkę.

Kategoria Ponad 100, Rudawy


  • DST 70.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Towarzysko po Chełmach

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 13.10.2014 | Komentarze 6

Jesień to taka spokojna pora roku. To czas na odrobinę relaksu i wyciszenia, aby nabrać sił przed kolejnym sezonem. Dla mnie najlepsza formą relaksu jest oczywiście aktywny odpoczynek na łonie natury w towarzystwie pozytywnie zakręconych osób:)

W piątek planowałam dłuższy wypad w Karkonosze. Jedna wiadomość od Olka, a później od Ani sprawiła, że musiałam trochę zweryfikować moje plany. I bardzo dobrze! :) Już dawno nie jeździłam w tak dużej grupie. W końcu udało się zebrać większą ekpię- prawie jak za starych, dobrych czasów:)

Spotykamy się w parku. Słońce przebiło się wreszcie przez gęstą mgłę.Wszyscy uśmiechnięci i gotowi do jazdy.  Zapowiada się piękny dzień!:)

Całą drogę nawijamy o tym i o tamtym. Dawno się nie widzieliśmy, więc jest spoooro ciekawych tematów do rozmów. Ale mi brakowało tych naszych wspólnych wypadów!

Jedziemy terenem aż do Leszczyny. W Dymarkach zatrzymujemy się na chwilę. Potem, żeby nie było za łatwo- wybieram opcję podjazdu terenem pod Stanisławów. Olek i Ania dawno już nie byli na rowerze, więc spore to dla nich wyzwanie;)

Szczęśliwa Ania drugi raz na dłuższej wycieczce rowerowej po urodzeniu Oli świetnie sobie radziła z dzisiejszą trasą:)



Olek też zadowolony z dzisiejszego wypadu:) Świeżo upieczony student, a jak się poznaliśmy to dopiero rozpoczynał naukę w liceum- ale ten czas pędzi jak szalony! :)



I podjeżdżamy na radiostację. Ania dawno już tutaj nie była:)



Za Pomocnem odbijamy w teren, a potem rozpoczynamy asfaltowy zjazd do Myślinowa. W pewnym momencie wyprzedza nas chłopak na cieniutki oponach. Ręce na lemondce. Mocno skulony. Widać, że ostro przycisnął. Nawet "cześć" nie powiedział. Chociaż dzisiejszy wypad miałam potraktować jako rozgrzewkę- nie mogłam tego tak zostawić. Naciskam mocniej na pedały i już po chwili siedzę rowerzyście na kole. Ciężko mi było go dogonić, bo był o wiele ode mnie większy, a to na zjeździe ma jednak spore znaczenie. I na ostatnim zakręcie chłopak zwalnia. Ja ścinam elegancko zakręt i wygrywam pojedynek! :)

 Bożenka w pogoni za uciekającym bikerem:) Jarek rozbawiony całą sytuacją prawie przepłacił to zdjęcie glebą:)



Żeby tradycji stało się zadość- zajechaliśmy oczywiście do Baru Kaskada na pierogi ruskie:) Robimy sobie tutaj ponad godzinę przerwy na pogaduchy.

Po chwili nasza ekipa powiększa się o Piotrka i Olę- córeczkę Ani:)

Ola uwielbia być w centrum zainteresowania, a uśmiech prawie w ogóle nie znika z jej twarzyczki:) Rośnie nam mocna zawodniczka- przyszła gwiazda bikestats:)



Pięć porcji ruskich poproszę!!!! :D



Ciocia Bożenka zaraża Olę nie tylko pasją rowerową, ale uczy również jak robić sobie słit focie:) Pierwsze selfie w wykonaniu Olci;)


A po obiedzie pora wracać do Legnicy. Powrót również tradycyjnie szutrami przez Męcinkę.

To był cudownie spędzony dzień, który dostarczył mi mnóstwo pozytywnej energii:) Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze nie raz gdzieś wyskoczyć w tak dużym gronie:)


  • DST 100.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 10 października 2014 · dodano: 10.10.2014 | Komentarze 2

To był męczący tydzień. Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku z wyłączeniem czwartku, kiedy do przedszkola pojechałam autem ze względów organizacyjnych. A ogarnąć musiałam imprezkę z okazji Święta Pieczonego Ziemniaka. 200 km na rowerze jest o wiele mniej męczące niż organizacja imprezy dla 200 osób:)

A w przedszkolu musiałam się przez cały tydzień tłumaczyć dzieciom i rodzicom, co sobie zrobiłam w rękę:) Chociaż nikt się nie dziwił, kiedy odpowiadałam, że się przewróciłam na rowerze:) 

Dzisiaj dostałam upomnienie od 4-letniej Majki. 

- Co się Pani stało w rękę?
- Spadłam.
- Skąd?
- Z roweru.
- Dlaczego?
- Bo za szybko jechałam.
- Ojjjj! To nie może Pani tak szybko jechać! :)

Ostatnio jedna z moich dziewczynek poprosiła mnie o dyplom z motywem Barbie. Dyplom dostała, ale przy okazji wplotłam też motyw rowerowy;)






  • DST 80.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bolesna niedziela

Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 10

Cały zeszły tydzień funkcjonowałam na wysokich obrotach- dużo pracy i niestety mało roweru. Przygotowuję w przyszłym tygodniu imprezę dla całego przedszkola, więc  dodatkowo włączył mi się stres.  Tak się to wszystko skumulowało, że w sobotę spałam ponad 12 godzin! W piątek stwierdziłam, że w weekend sobie to odbiję i zrobię jakąś mega wycieczkę. Nie wyszło.. 

W sobotę uaktywnił się mój ząb mądrości. Szklane oczy. Dziąsło spuchnięte. Czułam się, jakby mi ktoś przywalił w twarz...Wyszłam więc jedynie na spacer i postanowiłam, że jutro już na pewno zrobię jakąś konkretną trasę. I znowu się nie udało....

W niedzielę oczywiście ból zęba nie ustąpił. Mgła za oknem mnie dobiła. Stwierdziłam, że jednak nie mam dzisiaj siły na długodystansowy wypad. Postanowiłam pojechać z Jarkiem na lajtową, niedzielną wycieczkę.

Staram się nie wierzyć w przesądy, ale sytuacja, która miała dzisiaj miejsce była dość niezwykła...Na większość wycieczek od ponad roku zabieram ze sobą mój szczęśliwy wisorek z rowerkiem. W zeszłym sezonie, podczas wypadu na Rychleby zerwał mi się łańcuszek. Powiedziałam wtedy chłopakom, że to źle wróży i.......Jarek zaliczył ostre OTB.  Dzisiaj chciałam zapiąć naszyjnik, ale coś mi nie wychodziło. Ostatecznie przywieszka z rowerkiem wylądowała na podłodze. Poprosiłam więc Jarka o pomoc. Jarkowi też nie wyszło i po chwili mój rowerek leżał już na ziemi bez jednego koła;/ Ponownie pomyślałam - Zła wróżba. I niestety znowu miałam rację. Tylko tym razem nieszczęście miało spotkać mnie.  Pocieszałam się jednak w myślach, że przecież dzisiaj będzie spokojna wycieczka bez ostrego terenu, więc niepotrzebnie dramatyzuję...A jednak...

Wychodzimy późno, jakoś po 13.00. Ból zęba dokucza i nie mam dzisiaj zupełnie żadnego powera. Spacerowym tempem jedziemy przez lasek koło huty, a potem przez pola przebijamy się aż do Leszczyny. Robimy podjazd szutrami i za Muchowem ponownie wbijamy na leśne ścieżki.  

W lesie trochę odżywam- a to za sprawą przepięknych, jesiennych kolorów. Cisza i spokój, niesamowite światło, złote liście- las jest zdecydowanie najpiękniejszy o tej porze roku!



Ostatnie już chwile, kiedy można pomykać na letniaka:)



Po chwili wjeżdżamy w ciemny, świerkowy las i robi się już zdecydowanie chłodniej:



Jeszcze chwilę zabawy w leśnym terenie:













Szutrami dojeżdżamy do Siedmicy:



Docieramy do asfaltu. Zastanawiamy się, co robić dalej. Za dwie godziny zachód słońca. Mieliśmy dzisiaj obczaić, czy szutrówka za Siedmicą doprowadzi nas do Paszowic. Jarek proponuje, żeby na dzisiaj już to sobie odpuścić. Ja się upieram, że spokojnie zdążymy wrócić do Legnicy (nie mamy ze sobą oświetlenia), najwyżej wejdę Jarkowi na koło i sprintem pociśniemy do miasta. Jak powiedziałam, tak zrobiłam i już po chwili rozpoczynamy jazdę po szutrowej ścieżce. Droga jest bardzo łatwa i przyjemna. Najpierw lekki podjazd, a potem zjazd. Nawierzchnia robi się bardziej wyboista i sypka. Zjeżdżam szybko za Jarkiem. Cieszę się, że nie ma dzisiaj ostrego terenu, bo przy tym bólu zęba mogłabym mieć problemy z koncentracją. Radość przedwczesna....  W pewnym momencie, na niewinnej, leśnej ścieżce zaliczam szlif. Przednie koło  przy dużej prędkości wpada mi w poślizg. Nie wiem, dokładnie co się stało. Pamiętam tylko, że moja pierwsza myśl, kiedy już wiedziałam, że nie wyjdę z tego obronną nogą- była taka Ale o co chodzi??!! :) Zupełnie nie spodziewałam się żadnych trudności na takiej trasie! A tu małe zaskoczenie... I duży ból...

Przewracam się  na prawy bok. Czuję mocny ból miednicy i podbrzusza. Chwilę jeszcze leżę i krzyczę do Jarka, że się wyglebałam, ale Jarek już odjechał. Biegną za to do mnie turyści, których mijałam chwilę wcześniej. Wszystko w porządku?! Tak, nic się nie stało- stękam, szybko wstaję i wsiadam na rower, bo trochę mi głupio...:) Pewnie nieźle łupnęłam skoro to usłyszeli:)

Łańcuch mi spadł. Nie chce mi się z tym teraz bawić.Wsiadam na rower i staczam się na dół, gdzie czeka już na mnie zaniepokojony Jarek. Na szczęście skończyło się tylko na obtłuczeniach i obtarciach. Zaczyna mi się dość mocno kręcić w głowie. Kucam na chwilę i zamykam oczy. Przechodzi.. Dostaję lekką zrypkę od Jarka za brak koncentracji na trasie. Faktycznie wszystkie moje gleby w tym roku zaliczyłam na dość łatwych ścieżkach. Natomiast w ostrym terenie, na korzeniach, kamulcach- zawsze jakoś udawało mi się w odpowiednim momencie wypiąć odskoczyć. No ale i tak bywa. Pech i tyle..Nie pierwsza i nie ostatnia gleba...

A to moje obrażenia;)

Lekko obtarte nogi i kolana:



Obity bok i rozcięta skóra. Ten Tygrysek już dzisiaj nie pobryka;)



I ślad po szlifie, który nie da mi dzisiaj w nocy spokojnie zasnąć;)



Czas na powrót do Legnicy. Ponad 20 km, a słońce zaczyna już zachodzić. Zaciskam zęby. Jęczeć będę w domu, teraz trzeba się spiąć, żeby zdążyć przed zmrokiem. Na szczęście na rowerze ból nie dokucza aż tak bardzo i mogę dość szybkim tempem wracać do Legnicy. Czasem bok przypomni o sobie na dziurawych drogach i krawężnikach. 



Do Legnicy udaje nam się dotrzeć tuż po zachodzie słońca. Przede mną intensywny tydzień- impreza przedszkolna, robienie dekoracji, próby tańca z dzieciaczkami, a ja na dzień dzisiejszy czuję się dość lekko poobijana- boli cała prawa strona: prawy ząb, prawa ręka i prawe biodro. Do tego jeszcze doszedł lekki ból łopatek. Ale dam radę. Oczywiście do pracy dzisiaj jadę rowerem:)


  • DST 75.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 3 października 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy od środy do piątku. Super pogoda jest teraz z rana- 14 stopni i mogę dojeżdżać dalej w krótkich spodenkach:) Niestety robi się już coraz ciemniej. Do pracy przyjeżdżam więc 15 minut przed wschodem słońca, a już niedługo będę też wracać i po zachodzie....