Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1199.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2550 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:59.96 km
Więcej statystyk
  • DST 108.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bolków

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 6

W piątek pojechałam autem z Jarkiem i Anią na festiwal podróżniczy Trzy Żywioły do Bolkowa. Do 3.00 nad ranem siedzieliśmy przy ognisku albo oglądaliśmy filmy. Taka nasza mała tradycja:)

Balet cieni na zamku w Bolkowie:)



O 8.00 rano pobudka i wyruszam, tym razem na rowerze z Jarkiem do Bolkowa. Ponieważ festiwal trwa 3 dni, postanawiamy wykorzystać nasze bilety i ponownie wbić się na zamek.



Zanim jednak dojedziemy do Bolkowa, chcemy pośmigać trochę w terenie.

W drodze do Męcinki Jarek wyczaił dziką jabłonkę. Skusiłam się na jedno jabłko:)



Ja wcinałam jabłko, a ta nornica- pasikonika;)



Podjeżdżamy Górzec szutrami, a potem kręcimy się po okolicznych terenach....

Przez chwilę jedziemy niebieskim szlakiem do Myśliborza:





Przejeżdżamy strumyki na czarnym szlaku w Myśliborzu:







Przejeżdżamy mostki:



Przedzieramy się przez trawy:





Buszujemy w trzcinie:



Przejeżdżamy przez świerkowe lasy:



Przejeżdżamy przez pola i łąki:



W jednym ze strumieni spotykam żabkę i robię sobie oczywiście sweet focię:)



Tego podjazdu nigdy nie udało mi się jeszcze do tej pory zrobić- bardzo sztywny, z korzeniami i śliskim podłożem, po trzech próbach dzisiaj w końcu się udało:)



Jak widać trasa jest bardzo urozmaicona. W Jakuszowej wbijamy na czerwony szlak do Bolkowa. Jeszcze trochę śmigamy w terenie...





...i dojeżdżamy do Bolkowa. Chwila przerwy na pyszny, chrupiący chleb ze smalcem:)





Lecę jeszcze szybko na wieżę porobić zdjęcia..









I wracamy czerwonym szlakiem rowerowym przez Jastrowiec do Lipy, a następnie czarnym do Muchowa. Do Legnicy standardowo dojeżdżamy już przez Chełmiec i Męcinkę.

W drogę powrotną zabrał się też z nami taki oto pasażer na gapę:)

Kategoria Ponad 100


  • DST 61.00km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec wakacji;(

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 1

Dystans uwzględnia dojazdy do miasta i Legnickiego Pola od 28 sierpnia do 31 sierpnia.

Niestety beztroski okres 2-miesięcznych wakacji dobiegł końca i już od jutra znowu do szkoły;( Czasu na rower w tygodniu będzie już niestety coraz mniej;/

W niedzielę wsiadłam na Józka i podjechałam do Geco Arena, gdzie umówiłam się z Łukaszem na ściankę wspinaczkową. Właściwie o ściance marzyłam już w trakcie studiów, zanim wkręciłam się w rower, ale jakoś nigdy nie spróbowałam. Aż do wczoraj. Trochę się bałam. Mam lęk wysokości, więc adrenalina była.. Ale udało się kilka razy wejść na ściankę i świetnie się bawiłam:) Nawet dawałam radę asekurować cięższego o ponad 30 kg Łukasza. Momentami, aż mnie podnosiło na linie, kiedy opuszczał się w dół;) Mam w planach częściej odwiedzać to miejsce. Przy okazji jest to świetny trening na ręce i plecy, który przyda mi się do jazdy w terenie.

Ścianka ma 12 metrów, więc całkiem sporo:) Po dojściu na szczyt można się poczęstować w nagrodę cukierkami, które wiszą w torebkach:)



Jeszcze trochę wspinania- doszłam już do połowy;)



Jak widać, z czasem trochę się wyluzowałam:)



I finito:) Jedna ze ścianek zdobyta:)



  • DST 60.00km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy

Piątek, 23 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 0

Dojazdy do Legnickiego Pola oraz do miasta od 23 do 27 sierpnia. Niestety ale wakacje dobiegają już końca i trzeba pozałatwiać dużo spraw. A to badania okresowe, a to do sądu coś załatwić, a to na szkolenie bhp, zakupy, rady pedagogiczne..

Poza tym, dwa śmieszne zdarzenia rowerowe:

-w Gniewomierzu po raz pierwszy podrywał mnie chłopak na rowerze! Chciał, żebym zawróciła i pojechała razem z nim, ale ja rzadko zawracam;)

- na Piekarach, na szutrowej ścieżce, wyprzedziłam jednego kolesia na MTB, po chwili dogonił mnie już na asfalcie i usiadł mi na kole, a kiedy dojechaliśmy na skrzyżowanie, powiedział : "Niezła jesteś. Super!":) Miał szczęście, że rozgrzana dobrze nie byłam;) Chociaż nie jestem mistrzynią krótkich sprintów, to lubię się czasem tak pościgać:)


  • DST 178.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przełęcz Karkonoska terenowo, czyli czarnym szlakiem od strony Jagniątkowa

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 7

Szukając inspiracji do kolejnej wycieczki postanowiłam zrobić podjazd, który według Genetyka jest jednym z najtrudniejszych podjazdów terenowym w Polsce :

Jak to zwykle ze mną bywa przed takimi wypadami, położyłam się spać po 1.00. Po 4 godzinach snu zaczął dzwonić już budzik;/

Wstaję. Tak strasznie mi się nie chce... W dodatku ciemno już o tej godzinie. Kawa. Makaron. Tempem żółwia ogarniam się i w końcu wychodzę z domu o 6.30. W parku spotykam się z Jarkiem. Jeszcze chwila na wyregulowanie przerzutek, sprawdzenie sprzętu, itp. Ostatecznie wyjeżdżamy po 7.00.

Zimno. Ale rozgrzewamy się już na asfaltowym podjeździe pod Górzec. Czuję, że dzisiaj nie mam mocy w nogach. Po wczorajszej jeździe w nowych butach zrobiły mi się zakwasy. Trochę kiepski pomysł, żeby dzisiaj robić taki masakryczny podjazd...

Kapella idzie trochę ciężko. W dodatku znowu zaczynają mnie boleć kości tyłka. Widocznie za bardzo schudłam w tym sezonie i trzeba popracować w zimie nad mięśniami tu i ówdzie;)

W Jeleniej Górze obczajamy mapę i zastanawiamy się co robić dalej. Nie mam dzisiaj powera i zaczynam powoli wymiękać. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak szlak wygląda na mapie- prosta czarna kreska. Po chwili wahania jednak decyduję, że jedziemy. Najwyżej zawrócimy;)

Mamy niewiele czasu. Dni już są coraz krótsze. Jarek idzie na czoło i szybko dojeżdżamy do Sobieszowa. Tutaj już zaczyna się asfaltowy podjazd. Po drodze mijamy pełno kolarzy, którzy trenują przed Górskimi Szosowymi Mistrzostwami Polski. Na asfalcie pełno śmiesznych napisów od kibiców. Rozbawił mnie zwłaszcza jeden: "Pokaż cycki- dam Ci bidon":)

W Jagniątkowie robimy sobie krótką przerwę na colę i rozpoczynamy część właściwą podjazdu, czyli terenową.

Początek jest dosyć prosty- szutrowa droga, trochę sztywna, ale łatwa do podjechania.



Ciekawe, czy uda mi się zrobić ten podjazd bez ani jednego odpoczynku? Jak na razie idzie elegancko:)



Pierwsze wymuszone wypięcie na podjeździe- konie pociągowe do wycinki drzew zatarasowały mi drogę;)



Ruszam dalej!



Po chwili szlak zaczyna przypominać ścieżkę na Śnieżkę czy Szrenicę- usiany jest kostką:



Ale to nie koniec! Na całej trasie co chwilę trzeba podjeżdżać najpierw drewniane, a potem skalne rynny. Po pewnym czasie szlak usiany jest już głazami oraz sypkimi kamieniami.



Najgorszy moment trasy. Sztywny podjazd z bardzo sypkim podłożem. Praktycznie nie do podjechania.

No to do boju!:)



Cisnę dalej....



Jeszcze próbuję walczyć...



Koło ostro buksuje. W końcu zakopuję się i zrzuca mnie z roweru. Nie da rady ruszyć, bo jest za ślisko. Muszę kilka metrów podprowadzić rower i ruszam dalej.



Dużych kamieni na ścieżce przybywa.



O ile wcześniej trasa była szeroka, tak wkrótce zamienia się w sztywny trawiasto-korzenno-kamienisty singiel. Nawet nie mam zdjęć z tego etapu, bo lepiej było się tam nie zatrzymywać. Parę razy zrzuca mnie z roweru, ale ruszam szybko dalej.

Momentami cisnę z całych sił, żeby podjechać pod duże kamienie. Żałuję, że nie spuściłam trochę powietrza z kół. Mogłam też zabrać moje bardziej terenowe opony- byłoby znacznie łatwiej. Ale i tak świetnie sobie radzę:) Nawet zapominam o bólu nóg:)

W końcu nachylenie spada...



Czuję, że szczyt już blisko:)



Pojawiają się już ładne widoczki. Widać Odrodzenie:)



Moje ulubione zdjęcie z tego dnia:)



Szczyt zdobyty!:)Jestem cała mokra od potu;) Trzeba sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie:D



Zjeżdżamy do Przełęczy Karkonoskiej i podjeżdżamy do schroniska Odrodzenie. Po drodze niemiecka wycieczka gratuluje mi i bije brawo. Jeden z Niemców podchodzi do mnie później jeszcze trzy razy- mówi coś i bije brawo. Miłe:)



Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia pod Odrodzeniem:)



W Odrodzeniu pijemy gorącą czekoladę i zjeżdżamy do Przesieki. Do Legnicy wracamy już standardowo, czyli przez Kapellę, Muchów i Chełmiec.

Jak widać- z dziećmi też można podjechać na Karkonoską:)



Podjazd okazał się bardzo przyjemny, ale trudny technicznie i dość sztywny. Zrobiłam go bez ani jednego odpoczynku. Wypięłam się kilka razy ze względu na trudności techniczne, ale od razu ruszałam z miejsca dalej. Myślałam, że będzie gorzej i miałam trochę obaw, czy dam radę podjechać, ale wyszło inaczej i jestem bardzo z siebie zadowolona:)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 72.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wąwóz Myśliborski

Środa, 21 sierpnia 2013 · dodano: 31.08.2013 | Komentarze 10

Na dzisiejszy wypad umówiłam się z Moniką. Ma być lajtowo, bo jutro chcemy robić mocniejsze trasy. Na Piekarach dojeżdża do nas jeszcze Jarek, ale tylko na chwilę, żeby ustawić mi siodełko, które przekrzywiło się podczas ładowania roweru do auta. „Trochę” czasu to zajęło:)

W parku rozstajemy się z Jarkiem i jedziemy przez Słup do Męcinki, a potem szutrami do Myśliborza. Bolą mnie nogi, bo ubrałam dzisiaj moje drugie buty, które na razie są na etapie rozbijania. Muszę się do nich jeszcze przyzwyczaić. Czuję, że pracują mi w nich jeszcze dodatkowe mięśnie.

Tuż przed wjazdem do Myśliborza Moniki bystre oko wypatrzyło takie oto śliczności przy drodze:D



Od razu daję ostro po hantlach, żeby zrobić sobie sweet focię:)



Następnie sobie rundkę w terenie po Wąwozie Myśliborskim. Monika atakuje na rowerze wąwóz po raz pierwszy!

Od razu widać, że zaczął się teren, bo Monice urywa się przedni błotnik. Mnie to bardzo cieszy, bo rower bez błotników prezentuje się o wiele ciekawiej. Już od początku namawiałam Monikę do ściągnięcia tego paskudztwa i w końcu udało się;p

Monika pakuje mi błotnik do plecaka i ciśniemy dalej po wąwozie

Robię uskok z mostku. Jakoś tak mi zmalał po ostatnich wypadach:)



A Monika przejeżdża swoje pierwsze korzonki.



Bardzo pogorszył się zjazd trawiasty z wąwozu i już nie cieszy tak jak kiedyś;/ Kiedyś śmigałam na nim 50 km/h, a teraz jest tak zarośnięty, że strach się bardziej rozpędzić;/

Wracamy już tą samą trasą. W Legnicy dojeżdżamy na myjnię obwodnicą. Podczas przejazdu przez miasto wyprzedza (a wcześniej na nas dzwoni!) dwóch chłopaczków.
Miałam dzisiaj nie robić sprintów, bo muszę oszczędzać siły na jutro. W dodatku bolą mnie nogi od tych butów;/ No ale nie mogłam tak się poddać bez walki! Więc dokręcam do 40 km/h na prostej i wyprzedzam jednego i drugiego. Po chwili to samo robi Monika. Ale się chłopaki zdziwili!:)

Szybko dojeżdżamy na myjnię. Myjemy rowery, a Jarek zmienia mi jeszcze opony na mniej terenowe. Razem dojeżdżamy już na Piekary i każdy jedzie w swoją stronę.


  • DST 96.50km
  • Podjazdy 2550m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 4

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 · dodano: 30.08.2013 | Komentarze 4

Niestety od rana pada. Właściwie lało już w nocy. Ostatecznie zamiast wyjechać o 6.00, wyruszamy w lekkiej mżawce o 9.30.

Kropi, jest pochmurno, ale na szczęście nie tak zimno. Rozgrzewamy się na podjeździe asfaltowym od Starego Gierałtowa, który robiliśmy już pierwszego dnia (niebieski szlak rowerowy). Zjazd też po sypkich kamyczkach. Tym razem robię go spokojniej, żeby nie nadwyrężyć rąk (na szczęście ból już ustał). Palec po wczorajszym ukąszeniu lekko pobolewa, na szczęście lewy, więc przerzutki nie zmieniam tak często;)

Niebieskim szlakiem rowerowym dojeżdżamy do czeskiej granicy. Stamtąd asfaltami ciśniemy do Nowego Mesta pod Śnieżnkiem. Chwila przerwy pod sklepem. W centrum miasteczka puszczają z głośników czeski Weekend. Dobrze, że szybko stamtąd odjeżdżamy:)

Po chwili wbijamy się na zielony szlak pieszy.



Początkowo jest to wąski, leśny singiel. Po nocnej ulewie jazda po mokrych korzeniach i kamieniach sprawia trochę trudności. Czasami na ścieżce można spotkać niespodziankę w postaci nieprzejezdnego odcinka, albo dziwnego tunelu pod mostem kolejowym. Początkowo nawet udaje mi się pod nim jechać, ale potem nawet i dla mnie jest już za mały:)



Momentami ścieżka jest naprawdę sztywna. Jest tak wilgotno, że pot się leje z nas strumieniami.

Pod koniec podjazdu napotykamy takie oto czeskie cudaki:)



Nawet krasnoludki są większe ode mnie;p



Kiedy singiel się kończy, rozpoczyna się trawiasty, bardzo długi podjazd.



Muszę go robić bardzo siłowo, ale na szczęście nie jest zbyt sztywny.



Przejeżdżamy przed pastwisko i w końcu dobijamy na szczyt.



Chwila zjazdu po leśnej drodze i polance.



Jarek obczaja mapę. Jest godzina 14.00, a my zrobiliśmy dopiero połowę trasy! Zaczynam odczuwać lekką presję czasową. Wiem, że to ja jestem najsłabszym ogniwem, bo chłopaki są zdecydowanie szybsi. Zaciskam zęby i staram się nie spowalniać za bardzo tempa.



Czeka nas dość długi podjazd. Najpierw po kamieniach, a potem leśnym singlem z licznymi przeszkodami w postaci korzeni. Muszę przyznać, że nawet dobrze mi to idzie:)



No i nadchodzi najgorszy moment (przynajmniej dla mnie) dzisiejszej trasy. Ostry, krótki singiel na żółtym szlaku pieszym. Podjechałam go całego, ale bardzo się zasapałam. W jednym miejscu zrzuciło mnie z roweru. Musiałam kawałek podprowadzić, żeby ruszyć znowu.



Po chwili nachylenie zmniejsza się, a my dalej jedziemy technicznym singlem z korzonkami, kamieniami i mostkami.



Dojeżdżamy na szczyt góry Vozka (1377 m). Jacy dumni z siebie;)



Chwila przerwy na sesję na skałkach:)





Wejść w skarpetkach było łatwiej niż w butach, ale zejście nie jest już takie proste:)



Trzeba uważać, żeby nie wpaść do jakiejś dziury:)



Widoczki bardzo ładne, ale niestety zachmurzenie spore, więc nie można ich podziwiać w całej okazałości:(



Jeszcze chwila na kanapki..



Nad nami wiszą ciemne chmury. Pora się zwijać. Robi się zimno. A jeszcze długa droga przed nami.



Najpierw czeka nas zjazd fajnym singlem, na którym znowu mogę sobie poćwiczyć jazdę po korzeniach i kamieniach.





A potem czeka nas bardzo fajny sztywny, kamienisty podjazd.



Żeby nie było mi za łatwo, Łukasz rzuca we mnie szyszkami;)



Mimo tych małych utrudnień udaje mi się go podjechać z jednym tylko wypięciem i jestem bardzo z siebie zadowolona:)



Krótka sesja na szczycie Keprnik (1423 m). Jedna pamiątkowa fotka...



...i jeszcze jedna:)



I zjeżdżamy dalej, bo zimno i późno już.



Zjazd rewelacyjny- po dużych kamieniach, ale odpowiednio szeroki, żeby obrać sobie właściwą ścieżkę. Bardzo takie lubię.

Dojeżdżamy,a właściwie to zjeżdżamy na kolejny szczyt Serak (1319 m), skąd wbijamy się na czerwoną cyklotrasę.



Trasa jest chyba przeznaczona dla fulli, bo na ht zjeżdża się tragicznie! Początkowo jest ok, bo zjazd przypomina kostkę na Szrenicy czy Śnieżce. Ale potem, jest coraz gorzej i gorzej…



Ścieżka nie dość, że z jednej strony kończy się stromym zboczem, to jeszcze uwalona jest sporymi kamieniami. Nie mam tyle siły w rękach i techniki, żeby to zjechać, więc praktycznie całą trasę sprowadzam rower;/ Jarek i Łukasz zjeżdżają większość trasy.



W końcu nawierzchnia zmienia się na szutrowo-kamienistą. I zaczynam ostro cisnąć w dół. Tak szybko, że pod koniec, za mocno wpadam do kamiennej rynny już przy asfalcie i łapię snejka;)



Szybko zmieniamy dętkę. Łukasz idzie na czoło i w pociągu już wracamy do Polski. Po drodze przerwa pod stacją . Dostaję colę z napisem „biker”. Chwilę tańczymy sobie z Łukaszem do czeskich hitów i ruszamy dalej.

Ciśniemy i szybko już asfaltem docieramy do granicy. Zaczyna padać. Właściwie to leje. Moja kurteczka przeciwdeszczowa z Lidla nie daje rady i już po chwili przykleja mi się do ciała. 10 km pedałujemy pod górę. Jeszcze przejazd przez polanę i asfaltem już docieramy na miejsce. Cali mokrzy. Ale zdążyliśmy przed zmrokiem, zrealizowaliśmy całą dzisiejszą trasę. Dobrze, że deszcz nie złapał nas wcześniej:)

Od razu dodam, że następnego dnia z samego rana wróciliśmy do Legnicy. W planach był jeszcze jeden dzień pobytu, aby pośmigać po Rychlebach, ale niestety przez całą noc i kolejny dzień ciągle lało;/ Widocznie Rychleby nie są mi pisane w tym roku i muszę tam pojechać znowu na wiosnę..

Podsumowując, wypad bardzo fajny. Dużo ciekawych tras, technicznych (i przejezdnych!! w większości) odcinków. Super się bawiłam mimo małych dolegliwości zdrowotnych, towarzystwo również wspaniałe. Na pewno w przyszłym roku znowu odwiedzę te rejony:)

Wyciągnęłam też kilka wniosków na przyszłość:

- nie wszystko co wystaje jest hopką:),

- warto jeździć w kasku,

- nie warto spacerować w spd po zwalonych kłodach,

- trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć technikę, oraz rozwijać mięśnie rąk, bo moje ręce przy mocniejszej jeździe już nie wyrabiają,

- warto zawsze wozić przy sobie coś na ukąszenia owadów,

-jazda dzień w dzień po górach i z plecakiem jest dosyć męcząca, więc do kolejnego sezonu muszę się przygotować jeszcze lepiej.

Ślad GPS tutaj:) Opis linka
Kategoria Inne góry


  • DST 30.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 3

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 2

Do południa siedzimy w pokoju. Jarka lekko pobolewa kark i nie ma jeszcze siły na mocne trasy w terenie, a ja czekam, czy uczulenie już na pewno nie wróci. Około północy skóra przestała mnie swędzieć, a rano po pęcherzach i zaczerwienieniach nie było już śladu:)

Około godziny 14.00 jedziemy przez Nowy Gierałtów i wbijamy się na ładne, leśne, szutrowe ścieżki. Robimy sobie podjazd na 900 metrów, a potem zjeżdżamy z powrotem do wioski.

Na asfalcie zaczynam robić sprint, kiedy nagle…jakiś bąk, lub osa, wpada na mój lewy kciuk i boleśnie mnie gryzie w palec;/ Zatrucie pokarmowe, wysypka, upadek, a teraz to..chyba wyczerpałam już limit pecha w trakcie ostatnich wypadów;)

Łukasz szybko ciśnie do naszego pokoju po Fenistil, a ja schodzę z roweru i czekam na maść. Smaruję ukłucie i już powoli dojeżdżam na miejsce. Mam nadzieję, że nie spuchnie mi ręka, bo na jutro planowaliśmy dłuższą, mocniejszą trasę;/

Końcówka dnia jest już jednak o wiele przyjemniejsza. Robimy sobie na grillu pyszne pstrągi i oglądamy film do późnej nocy:). Taki lajcik czasem też jest potrzebny:)

Podjeżdżamy....







I zjeżdżamy:)

Łukasz napina swoją boską łydkę i odstawia mnie na końcówce podjazdu:)





A na zjeździe dostaję fory i jadę pierwsza:)





A na koniec zdjęcie kotka;)



  • DST 60.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 2 (Rychlebskie Ścieżki)

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 28.08.2013 | Komentarze 12

Już od rana mam dziwne, niepokojące uczucie. Budzę się i pierwsze co czuję, to straszne swędzenie głowy. Co jest??! Chyba szampon mnie uczulił;/Gdy zakładam jednak kask, swędzenie szybko przechodzi… Całe szczęście.

Ale to nie wszystko! Zrywa mi się podczas zakładania mój szczęśliwy, rowerowy wisiorek. Mówię chłopakom, że to zły znak, ale nie chcą mi uwierzyć..

Dzisiejszy dzień postanawiamy przeznaczyć na Rychleby. Dojeżdżamy asfaltami (z Gierałtowa przez Zulovą) do Cernej Vody, gdzie wbijamy już na Rychlebskie Ścieżki.



Czeka mnie super terenowy podjazd singielkiem przez mostki, kamienie, korzonki. Piękna trasa! W dodatku dość intensywnie podjeżdżam- jadę na czole, a za mną…pięciu facetów! Nie mogę teraz wymięknąć, więc staram się cisnąć pod górę, ile wlezie, tak, żeby chłopaków nie hamować na podjeździe. Adrenalina działa, a ja się czuję jak na jakimś wyścigu:) Nie wypinam się ani razu. Nawet nie zauważam przepaści, które można zauważyć podczas przejazdu przez mostki.



Niestety już od rana pobolewają mnie mięśnie przedramion. Wczoraj musiałam je nadwyrężyć na kamienistym zjeździe;/ Na szczęście bolą mnie mniej niż ostatnio w Beskidach. Wniosek na przyszłość: w zimie trenuję dłonie, tricepsy i wszelkie mięśnie rąk, które pracują w terenie.



Ze względu na moje obolałe ręce, postanawiamy zjechać zielonym szlakiem, a resztę trasy zrobić w trakcie kolejnych dni. Zielony szlak okazuje się być trudnym technicznie odcinkiem- singiel gęsto usiany kamieniami i korzeniami. Zjeżdżam go całego. Czasem się wypinam- boję się zwłaszcza wąskich przejazdów między skałkami. Niestety, bawię się średnio – ból w rękach skutecznie mnie hamuje i nie mogę tak się cieszyć z jazdy;/



W pewnym momencie zatrzymuję się, żeby porozmawiać z Jarkiem. I nie wiem, jak to robię, ale już po chwili lecę na bok w stronę dużego głazu. Co prawda unikam zderzenia z głazem, ale rower uderza mnie w uszkodzoną wczoraj nogę i dodatkowo rozcina jeszcze lekko skórę na kolanie;/ Teraz bolą mnie nie tylko ramiona ale i kolano. Pięknie!;/



Jadę sobie powoli, bo już nie mam ochoty na szaleństwa. Jarek łapie kapcia, a ja zjeżdżam do skrzyżowania, gdzie czeka Łukasz. Chwilę obserwuję różnych wymiataczy na fullach, ale szczególnie zapamiętam pewnego, starszego (ok. 60-letniego) rowerzystę, który dojeżdżając na skrzyżowanie zaliczył glebę i wpadł na drzewa. Na szczęście nic mu się nie stało. Okazuje się, że wypożyczył sobie rower i jedzie z noskami w mokasynach! Towarzyszy mu syn, który mówi do nas:
„Chciałem tacie pokazać Rychleby. Teraz zabieram go na Wallsy” (najtrudniejszy, czarny odcinek Rychlebskich Ścieżek) . A jego ojciec jedzie sobie na lajcie dalej. Fajnie tak śmigać w tym wieku:) Oto bohater dzisiejszego odcinka:)



Tymczasem zjawia się Jarek. Łukasz mówi, że na dole jest jakaś hopka. Już otwieram usta, żeby powiedzieć, że ja żadnej hopki tutaj fajnej nie widzę, kiedy nagle słyszę trzask i widzę, jak Jarek zalicza ostry lot przez kierę! :O Wygląda to naprawdę strasznie! Aż mnie zatyka z przerażenia. Szybko podbiegamy do Jarka. Trochę obtarta skóra, ale na szczęście nic poważnego się nie stało.

I krótka fotorelacja z tej gleby;)

Jarek skacze- jeszcze się trzyma:)



Upsss...



I Believe I Can Fly... Łukasz zrobił wczoraj ładne salto na batucie, ale Jarka salto było o wiele bardziej widowiskowe;)



Trzeba szybko sprawdzić, czy rower jest cały;)



Bo kask to już raczej nie nadaje się do użytku;)



Sprawdzamy, co z Jarkiem. Poważne miny, na szczęście uśmiech szybko wrócił- Jarek jest cały:)




Ponieważ Jarka boli jednak lekko kark i żebro, to decydujemy się już na powrót do domu. Końcówka singla jest superowa- mniej kamieni, więcej korzeni i można się bardziej rozpędzić. Początkowo sobie ładnie cisnę, ale już pod sam koniec odczuwam dość intensywny ból rąk i kolana. Łatwo o glebę. W pewnym momencie, na korzennym zjeździe, tracę przyczepność w tylnym kole i chwilę jadę na przednim. Ale udaje mi się utrzymać jakoś na rowerze:) Jarek, który jedzie za mną- każe mi się zatrzymać i odpocząć, bo robię już za duże błędy;)



Dojeżdżamy pod centrum Rychlebskich Ścieżek. Zamawiamy sobie browary i zupę kalafiorową. Obczajamy też wypasione fulle, a pełno tutaj takich. Dawno nie widziałam tylu rowerzystów. I rowerzystek też jest całkiem sporo:)



Z Cernej Vody wracamy do pensjonatu taką samą trasą. Kiedy tylko dojeżdżam na miejsce, zaczynam odczuwać swędzenie na brzuchu. Podciągam koszulkę, a na brzuchu….czerwone plamy i białe bąble!! :O Pokrzywka. Widocznie coś mnie uczuliło. Najgorsze, że nie mam pojęcia co to mogło być!;( Nigdy w życiu nie miałam żadnej alergii skórnej. W dodatku szybko się roznosi. Po chwili znika z brzucha, żeby pojawić się na plecach, rękach, nogach. Do tego cholernie swędzi. Ledwo powstrzymuję się, żeby tego nie drapać;/

Łukasz załatwia mi wapno i idą z Jarkiem robić grilla. Ja biorę zimny prysznic i już do samego wieczora nie wychodzę z łóżka, bo nie chcę dodatkowo podrażniać skóry. Mam nadzieję, że do jutra to uczulenie zejdzie..
Kategoria Inne góry


  • DST 65.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 1

Piątek, 16 sierpnia 2013 · dodano: 26.08.2013 | Komentarze 9

Kolejny wypad kilkudniowy. Tym razem nastawiliśmy się na eksplorację szlaków w Sudetach Wschodnich.

Wcześnie rano pod mój blok zajeżdża Łukasz z Jarkiem. Pakujemy rower do bagażnika i jedziemy w stronę Stronia Śląskiego. Mieliśmy początkowo nocować w Jesionikach, ale niestety wszystkie miejsca noclegowe były zajęte. No tak długi weekend;/ Kolejny spontan. Obdzwaniamy różne miejscówki przy granicy z Czechami, ale niestety wszystko zajęte;/ W końcu udaje nam się dorwać nocleg w Starym Gierałtowie:)

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w lesie. Ja skaczę w krzaki- wiadomo po co;) A właściwie to przechodzę po zwalonych pniach przez rów. Niestety, słyszę nadchodzących turystów, więc zrywam się i wpadam jedną nogą aż po kolano między kłody;/ Rozcięcie jest na pół nogi, ale na szczęście to tylko powierzchowna rana. Dobrze, że nie nabawiałam się żadnej kontuzji..

Po dojechaniu do pensjonatu wypakowujemy rzeczy i ruszamy w trasę. Szkoda tak pięknego dnia:) Dochodzi prawie 14.00, więc za dużo czasu już nie mamy.

Najpierw rozpoczynamy dosyć długi asfaltowy podjazd- niebieskim szlakiem rowerowym przez Przełęcz Suchą (1002 m)do czeskiego przejścia granicznego. Już w połowie drogi dostrzegam rowerzystę, do którego zbliżam się coraz bardziej i bardziej…aż w końcu go wyprzedzam. Po chwili on wyprzedza mnie. Na chwilę wymiękam, a Łukasz się ze mnie śmieję, że słaba jestem. Taka pozytywna motywacja w stylu Łukasza;) W końcu, kiedy już zaczyna być bardziej płasko, mocniej naciskam na pedały i dojeżdżam pierwsza na szczyt:D

Na Przełęczy podziwiamy widoczki:



Cała ekipa w komplecie:



Teraz czeka nas zjazd terenem. Niestety niezbyt przyjemny. Bardzo mną trzęsie na zjeździe, ale i tak wyprzedzam kilku chłopaków:) Podczas zjeżdżania drętwieją mi małe palce u rąk. Dziwne…

Jarek zalicza też glebę. Kiedy chce wyprzedzić grupę rowerzystów, jeden z chłopaków zajeżdża mu drogę. Jarek odbija w bok, ale niestety wpada w ukrytą w trawie dziurę i zalicza niegroźne OTB.

Dojeżdżamy do asfaltu. Po chwili jego jakość znacznie się poprawia- wiadomo dlaczego- właśnie przekroczyliśmy granicę i jesteśmy teraz w Czechach;) Wbijamy na czerwony. szutrowy pieszy szlak przez Palas (1124 m). Bardzo przyjemna trasa, przypominająca trochę Izery:



I jeszcze jedno ujęcie z góry:)



Chwila przerwy na łączce z ładnym widokiem i jedziemy dalej.



Po jakiś 20 minutach przypominam sobie, że zostawiłam na łące plecak! Szybko się wracam razem z Łukaszem. Na szczęście nikt go nie zebrał:)



W pewnym momencie szutrowa ścieżka przemienia się w piękny, leśny singiel z elementami technicznymi w postaci korzeni, kamieni, strumyczków. Rewelacja!





Singlem dojeżdżamy do czeskiego schroniska Paprsek. Parkujemy nasze rowery. Chłopaki śmieją się, że mój Cube to prawie wisi na tej belce:)



Jemy risotto z warzywami. Bawimy się też z milusim nowofunlandem, który leży sobie przed schroniskiem. Widać, że strasznie lubi pieszczoty. Fotkę dodam, jak znajdę:)

Poszliśmy też sobie poskakać na batucie. Nigdy tego nie robiłam, więc robię trochę siary i piszczę z radości jak dziecko;)



Łukasz się śmieje z moich kiepskich skoków i prezentuje eleganckie salto:)



Czas wracać powoli w stronę Gierałotowa, bo robi się już późno.



W pewnym momencie orientuję się, że zapomniałam zabrać okularów! Zostawiłam pod batutą. Już mam zamiar wracać, kiedy Łukasz wyciąga je z kieszeni. Dostaję ochrzan, że znowu nie pilnuję moich rzeczy. No fakt, roztrzepana jestem dzisiaj strasznie:)

Po raz kolejny wbijamy się (teraz zielonym szlakiem pieszym) na przepiękny singiel , którym dojeżdżamy do Przełęczy u Trzech Granic (1111 m).





Jeszcze chwilę zjeżdżamy singlem, który wkrótce znowu zamienia się w szutrową drogę. Łukasz łapie kapcia. Ja na zjeździe z singla prawie przelatuję przez kierownicę. Zastanawiam się dlaczego. No tak! Zapomniałam odblokować amor;/



Jarek spuszcza jeszcze mi trochę powietrza z kół, bo miałam je po ostatniej jeździe asfaltem zbyt mocno nabite. No teraz przyczepność na szutrze jest o wiele lepsza. Można cisnąć:)





Droga powrotna to teraz ładna szutrówka prowadząca niebieskim szlakiem przez las. Zjazdy i podjazdy. Na jednym ze zjazdów tym razem Jarek łapie kapcia.

Nogi Bożenki vs nogi Łukasza - wynik 0: 10;)



Dętka zmieniona. Jedziemy dalej! Zachodzące już słońce (ale te dni już robią się krótkie! :( ) pięknie przebija przez drzewa, zza których wyłaniają się czasami również śliczne widoki na góry. Tak tutaj pięknie! A w dodatku cicho, spokojnie, mało turystów.

Czeka nas jeszcze przejazd ładnie wyeksponowaną polną drogą i przekraczamy granicę. Jeszcze szybki zjazd sztywnym asfaltem do wioski i już jesteśmy na miejscu. Akurat zdążyliśmy przed zmrokiem.


A wieczorem pieczemy sobie kiełbaski na ognisku. Było naprawdę super!:)

Ognisko, browary- czego chcieć więcej?:)



I jeszcze kotek nas odwiedził:)Łukasz też lubi sweet focie ze zwierzakami:)




Ślad GPS Opis linka
Kategoria Inne góry


  • DST 16.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przygotowania do wyjazdu:)

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 23.08.2013 | Komentarze 14

Na myjnię, wyczyścić na błysk Cuba, a potem do Sinetu na lody. Usiedliśmy sobie nad mapą i zaplanowaliśmy 5-dniowy wypad w Sudety. Już od jutra kolejne śmiganie w terenie!:)

Znowu parę wpisów bez zdjęcia, więc dodam jedno z Beskidów, które gdzieś wyszperałam:

Kolejne zdjęcie z serii "Słit focie ze zwierzątkami" i to dosłownie mega słodkie:)