Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1490.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:19:11
Średnia prędkość:20.18 km/h
Maksymalna prędkość:60.13 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:93.16 km i 9h 35m
Więcej statystyk
  • DST 215.85km
  • Czas 11:05
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwie setki samotności- z Legnicy do Jakuszyc

Środa, 10 lipca 2013 · dodano: 10.07.2013 | Komentarze 19

Zacznę od tego, że nie cierpię samotności. Dlatego nie lubię jeździć sama. Jestem gadułą i potrzebuję ludzi, których mogę pomęczyć trochę moim gadaniem:) Mój najdłuższy samotny dystans wynosił zaledwie 52 km (zrobione po pracy na szybko). Dlatego w styczniu postanowiłam, że zrobię sama te dwie setki. A co tam:) Dodam jeszcze, że mam antytalent techniczny, więc dętki do tej pory nie nauczyłam się wymieniać;)

Budzik nastawiłam już na 4.00 rano! W nocy nie mogłam jednak zasnąć z podekscytowania i stresu. O 4.30 wstaję, piję kawkę i jem makaron z oliwą. Starannie przygotowałam się dziś do wycieczki : oświetlenie, 2 mapy, pompka, narzędzia, zapasowa dętka, kamizelka, kurtka przeciwdeszczowa, no i żarcie: 2 bidony z izostarem, 4 batony, 4 kanapeczki, 2 paczki żelków i 3 banany:) Tak obładowana ruszam śmiało w drogę;)

W parku czeka na mnie Jarek z aparatem. Pakuję jeszcze aparat i najpierw wałem, a potem przez Słup i Chroślice dojeżdżam do Bogaczowa. Podjazd robię asfaltem, żeby nie natknąć się znowu na muchy końskie. I fajnie się nawet jedzie- dawno tędy nie podjeżdżałam:)

Dojeżdżam do Pomocnego, a potem przez Muchów i Starą Kraśnicę docieram do początku podjazdu pod Kapellę. Podjazd idzie całkiem sprawnie. Pogoda superowa, bo nie ma słońca a jest ciepło. Do tego mały ruch samochodów. Tylko tyłek znowu zaczyna mnie boleć (dzisiaj zamawiam siodełko!!);/ Po 8.00 jestem już na szczycie. Jem supersmaczną bułeczkę i zjeżdżam sobie elegancko do Jeleniej.

Przebijam się przez Jelenią Górę i na końcu miasta spotykam na światłach dwóch staruszków (jeden ma 71 lat), którzy też jadą na wycieczkę. Rozmawiamy chwilę. Okazuje się, że jadą przez Piechowice, więc zabieram się z nimi bocznymi drogami zamiast główną szosą. Bardzo sympatyczni dziadkowie i mają całkiem niezłe tempo:)

W Piechowicach żegnam się z dziadkami. Kupuję wodę, a właściwie wbiegam, płacę i wybiegam, bo boję się, że ktoś mi rower zakosi. Kolejny minus samotnej jazdy.. Z Piechowic wjeżdżam na główną drogę i za Hotelem Las wbijam się na mostku w teren.

Jadę sobie ścieżką rowerową i docieram aż pod Wodospad Kamieńczyk. Droga cudna, szkoda tylko, że nie mogę poszaleć tak sama na zjazdach. Kapcia nie złapałam na całe szczęście, a najbardziej obawiałam się tego w terenie, bo ciężko byłoby znaleźć kogoś do pomocy. Co dziwne przy mojej orientacji w terenie- szlak przejeżdżam bezproblemowo, bez żadnego zatrzymywania się i pomyłek.

Przed ścieżką na wodospad wkręca mi się w przednie koło drucik miedziany i owija wokół szprych i tarczy. Chwilę się męczę, żeby go wyciągnąć, bo się trochę zaplątał i wyjeżdżam znowu na główną, aby niedługo ponownie wbić się na szutrową ścieżkę.

Szlakiem rowerowym dojeżdżam do Polany Jakuszyckiej, a stamtąd do Schroniska Orle, a potem do Chatki Górzystów. Na polance chwila na posiłek i odpoczynek. Proszę jakąś kobitkę, żeby kupiła mi wodę, a potem powrót.

Z Jakuszyc cisnę sobie superszybkim asfaltowym zjazdem do Piechowic. Stamtąd raz pod górkę raz w dół dojeżdżam ponownie do Jeleniej. Po przebiciu się przez miasto zajeżdżam jeszcze pod stację paliw i proszę kolejną osobę o zakup wody.

Ponownie podjeżdżam Kapellę. Teraz podjazd idzie mi zdecydowanie gorzej. I to nie ze względu na zmęczenie, ale ból tyłka;/ Kolejny minus samotnej jazdy- przez cały podjazd myślę o tym bólu i nie mam jak oderwać myśli. Co chwilę zwalniam- staję na pedały- jadę- staję na pedały. Ale po dotarciu na szczyt wjeżdżam jeszcze pod wyciąg, żeby zrobić ładne fotki i wciągnąć kolejną bułę:)

Z Kapelli szybki zjazd do Starej Kraśnicy, a potem znowu do Muchowa, skąd lecę już na Chełmiec, a potem asfaltem do Męcinki i przez Słup wracam o 19.00 do Legnicy. A kiedy dojeżdżam już pod blok, to okazuje się, że nikogo nie ma w domu i musiałam postać sobie na klatce jeszcze godzinę;)

Ponad 200 km zaliczone.Na szczęście obyło się bez żadnych przygód no i nie było burzy, chociaż zapowiadali:) Fajny wypad, ale i tak wolę jeździć z moją grupą rowerową:)

Trochę zdjęć, niestety aparat pożyczyłam i nawet nie wiedziała, że mam jakiś zły tryb przestawiony, więc zdjęcia nie są najlepszej jakości;/

Przygotowana na wycieczkę- mogę ruszać:)



Już na Kapelli:



Czas na pyszną bułeczkę:)



Widoczek z Kapelli:



A to już w lesie między Piechowicami a Jakuszycami:





Cube ze zmienionym napędem tuż po serwisie Jarkowym:)



Schronisko Orle:



Chwila przerwy nad rzeczką:



Udało się też sobie pstryknąć fotkę:)



Znowu Cube, tak teraz pięknie śmiga:)



Kolejne zdjęcie z samowyzwalacza;p



Cel mojej dzisiejszej wycieczki- Chatka Górzystów. Na naleśniki nie miałam jednak ochoty:)



Izerskie widoczki:



Czas na oscypka- tzn. górski serek;)



Widoczek z Łysej Góry:



Tuż za Męcinką stuknęło mi 200 km:)



Czyli mogę być dumna jak paw?;p Zdjęcie cudaka pod sklepem w Piechowicach:



A tak naprawdę to zasługa mojego szczęśliwego wisiorka:)



No i mapka wyrysowana tak na oko w traseo;)

Kategoria Izery, Ponad 200


  • DST 22.00km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy

Wtorek, 9 lipca 2013 · dodano: 10.07.2013 | Komentarze 3

Po sobotnim wypadzie na Ślężę pojechałam z Moniką nad jeziorko. Nie wzięłam kremu, więc tak się zjarałam, że dostałam w nocy dreszczy, a brzuch i plecy piekły mnie z 3 dni;/

Dystans uwzględnia dojazdy do miasta.

Oddałam Jarkowi Cuba do serwisu. Został wymieniony napęd, gripy, tarcza i dwie zębatki. Myślę jeszcze o zmianie siodełka i kasku, więc kolejne wydatki się szykują:)

Moje nowe buciki, żeby tych białych (teraz w sumie szarych) już nie brudzić:



Nowe oponki do ostrzejszego terenu:)Na przód: Schwalbe Nobby Nic Performance 26 x 2.25 . Na tył: Schwalbe Racing Ralph Evolution 26 x 2.25



No i reszta zakupów:)



  • DST 160.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ślęża

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 6

Budzę się o 4.00 nad ranem, bo czuję ból w nodze. Co jest??! Patrzę, a moja łydka jest... dwa razy większa! Dzień wcześniej ugryzła mnie tam mucha końska i przez noc musiała spuchnąć. Obiecałam jednak Monice, że w sobotę jedziemy na Ślężę, więc postanowiam, że jadę, a ugryzieniem będę się martwić później.

Umówiłyśmy się na 7.00, ale jak zwykle nie wyrabiam się na czas;p Monika wpada do do mnie jak zwykle punktualnie. Otwieram jej drzwi jeszcze w piżamie, jem śniadanie, a w tym czasie Monika smaruje mi łańcuch;) W nagrodę otrzymuje ode mnie witaminkę;p

Ok. 8.00 wyjeżdżamy z Legnicy i asfaltami przez wioski jedziemy w kierunku Sobótki. Przed Biernatkami Monika wyskakuje z długich spodni i w samych majtaskach przebiera się przy drodze;p Przy okazji dowiaduje się, że w spodenkach rowerowych jeździ się bez majtek:)

Kolejnym przystankiem na trasie jest wieś o wdzięcznej nazwie Jarosław:D Zaczynamy się wygłupiać przy znaku, kiedy podjeżdża autem jakiś chłopak. Chce się zapytać o drogę, ale kiedy widzi, co wyrabiamy- zaczyna tak się śmiać, że nie potrafi się wysłowić;)

Ruszamy dalej przez wioski. Na szczęście jest ciepło, ale nie ma słońca- czyli idealne warunki na rower:)Przy Kostomłotach gubimy drogę i chwilę jedziemy krajówką. W Mietkowie robimy sobie przerwę przy zalewie i wcinamy jabłecznik.

W Sobótce zajeżdżamy do apteki. Kupuję sobie maść na ukąszenia i ruszamy już na Ślężę, która jest coraz bliżej. Podjazd pod Przęłęcz Tąpadło idzie mi dość sprawnie. Robię go tak szybko, że na górze pot spływa mi po policzkach. Robimy sobie kolejną przerwę przy parkingu i w końcu wbijamy się w teren!!:)

Na podjeździe terenem nagle odżywam. Zapominam o zużytym napędzie, obcierającej tarczy i opuchniętej łydce. Podjazd robię bez ani jednego wypięcia, chociaż momentami mocno rzuca rowerem, a kierownica lata jak szalona na luźnych kamieniach. W pewnym momencie mijam wycieczkę emerytów. Na mój widok klaszczą i krzyczą "Maja dajesz!! MAJA! MAJA!MAJA!" Całkiem pozytywnie:) Mocno podbudowana cisnę jeszcze szybciej. Na górze spotykam koleżankę ze studiów. Nie widziałyśmy się od 4 lat, więc jest o czym rozmawiać. Tak miło się rozmawia, że dopiero po godzinie decydujemy się wracać. Przed zjazdem idziemy jeszcze na wieżę widokową. Chociaż mam lekki lęk wysokości wchodzę na górę:) Akurat wychodzi słońce i można podziwiać widoczki.

No i czas na zjazd... Normalnie zrobiłabym go na dużej prędkości, ale niestety łydka zaczyna boleć na każdym podskoku i nie jest to już przyjemne;/ Początkowo cały czas na hamulcach. Klnę cicho pod nosem i mam nawet ochotę zejść i sprowadzić rower. Potem jednak coś mi odbija, puszczam hamulce i baardzo szybko zjeżdżam już do końca, nie zważając ani na mokre i luźne kamienie ani na błoto. Łydkę też olewam:) Odnoszę nawet wrażenie, że przy większej prędkości na zjeździe łydka boli mniej. Na dole spotykamy...Andrzeja!:) Też przyjechał tutaj z Legnicy. Chcę dać mu moją lampkę, bo zapomniał zabrać, ale niestety Andrzej nie ma jak jej zamocować.

Po szybkim zjeździe asfaltowym czeka nas powrót asfaltami przez wioski. W jednej z wiosek rozmawiamy ze staruszkami pod sklepem. Babcie, kiedy widzą moją nogę zaczynają mi doradzać: posmarować obrzęk śliną(wcześniej mówiła mi też o tym Monika;p) albo iść do lekarza na zastrzyk. Powrót jest już dosyć męczący i nużący. Obtarcia znowu dają o sobie znać. Nogi bolą, bo pedałuję tak, żeby oszczędzać już nadwyrężoną dzisiaj łydkę. Staram się umilać Monice czas śpiewając piosenki i recytując wierszyki, których uczyłam dzieci w przedszkolu;) Mi to pomaga, Monice chyba trochę mniej;p Co chwilę musimy robić przerwy, żeby zajrzeć do mapy i obrać odpowiednią trasę. Dobrze, że Monika potrafi czytać mapy i wytycza trasę. Dobrze, że ja zabrałam mapę Dolnego Śląska:) W końcu o 21.00 docieramy do Legnicy. Tuż przed samymi Piekarami licznik wskazuje 160 km- Monika pobiła dzisiaj swój rekord życiowy o 50 km! Brawo!:)

A teraz kilka fotek, które zrobiła Monika;)

Przygotowania do wyjazdu. Ja to się umiem ustawić! Monika smaruje mój łańcuch:)



A tak wygląda moja łydka;p



Fotka ze specjalną dedykacją dla Jarka:)



Przy zaporze w Mietkowie:



Udało mi się podjechać po tej trawie do połowy wału. Potem była betonowa rynna i jeżyny, więc sobie odpuściłam;p



Widoki z góry:





w końcu znalazł się ktoś niższy ode mnie;p



Wcinam jabłecznik z kisielem agrestowym i wiórkami kokosowymi od Moniki:)



Pod sklepem spotkałyśmy uroczego pudelka:





I kilka fotek ze Ślęży:





Wcale się nie boję wchodzić po schodach w tych butach;p



Udało się wejść:) A kto pilnuje nam rowerów?;p



Na dole, trochę ubłocona, daję odpocząć łydkom;p



Spotkanie z Andrzejem:)



Pora wracać. A Ślęża coraz dalej...



...i dalej



Mapkę też zakosiłam od Moniki;p

Kategoria Ponad 100


  • DST 58.64km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myślibórz

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 05.07.2013 | Komentarze 5

Lajtowa wycieczka z koleżanką do Myśliborza. W sumie było to jej pierwsze wyjście na rower w tym roku. Co dziwne, znamy się od przedszkola, a na rower wyszłyśmy razem dopiero po raz drugi od początku naszej znajomości!:)

Chociaż pogoda była trochę burzowa to przez cały dzień nie spadła ani kropelka deszczu. Pojechałyśmy przez Słup i Męcinkę, a potem szutrami do Myśliborza. W barze zamówiłyśmy pierogi. Dorota miała szczęście, bo dostała jeszcze wczorajszą porcję szpinakowych:) Potem poszłyśmy pooglądać dzikie ptaki i bociany. Obecnie przebywają tam teraz 4 bociany i 2 młode. Pojawiły się też dwie śliczne sówki.

Z Myśliborza wróciłyśmy asfaltami do Męcinki, bo na szutrowej drodze koło Górzca jest obecnie pełno much końskich;/ Muszę sobie kupić olejek goździkowy- ponoć słyszałam, że je skutecznie odstrasza, więc trzeba przetestować.

Za Bielowicami zatrzymałyśmy się przy czereśni. Pycha! Szkoda, że jestem taka niska i nie sięgam do tych najładniejszych;) Ale i tak się objadłam:)

A potem wróciłyśmy przez park. Po obtarciach ani śladu. To zasługa super kremu (do smarowania wymion krów), który polecił mi Jarek:p Jednak dochodzę do wniosku, że siodełko muszę wymienić.

W Myśliborzu udało mi się znowu dorwać jakiegoś kotka;)



Chyba mu się spodobały pieszczoty:)





Myszołowy nieloty:





Bocian nielot:



  • DST 159.60km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zamek Chojnik

Środa, 3 lipca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 6

Wcześnie rano wyjeżdżam z domu. Jest już tak ciepło, że jadę na krótko. W parku spotykam się z Jarkiem. Pod Orlenem robimy krótką przerwę na kawę i ciasto drożdżowe z truskawkami, bo nie jadłam jeszcze śniadania.

Następnie przez Słup jedziemy na Górzec. Podczas podjazdu atakują nas końskie muchy. Jedna kąsa mnie w tyłek;p Zastanawiamy się, czy nie zawrócić i obrać inną trasę, ale w końcu postanawiam, że ciśniemy pod górę. Średnio mi to jednak idzie, bo nie dość, że napędu dalej nie wymieniłam, to czuję mięśnie po wczorajszej jeździe. W dodatku ubieram złe spodenki ze spraną pieluchą i już zaczynam czuć obtarcia;/

Z Górzca jedziemy przez Muchów i robimy podjazd pod Kapellę. Strasznie mi się dłuży. Na szczęście słońce zaszło za chmury, więc nie jest tak gorąco. Po szybkim zjeździe przebijamy się przez Jelenią Górę do Cieplic, a stamtąd wbijamy się na szlak prowadzący na Zamek Chojnik.

Podjazd jest elegancki, bo trudny technicznie. Trzeba podjeżdżać po skałkach, korzeniach i kamieniach. Idzie mi całkiem sprawnie, tylko w trzech miejscach się wypinam. Na jednej ze skałek zrzuca mnie z roweru. Schodzę i próbuję jeszcze raz zaatakować głaz, ale niestety zaliczam glebę- na szczęście zaliczam miękkie lądowanie, bo wpadam w jakieś krzaki:)

Po chwili docieramy na zamek. Widoczki z wieży nieziemskie! :) Z góry roztacza się widok na Karkonosze, Rudawy i Góry Kaczawskie. Wychodzi też słonko. Chwilę sobie siedzimy na dziedzińcu. Jarek opowiada mi legendę o księżniczce Kunegundzie, jemy ciasto i ...zjeżdżamy! A zjazd wypas! Trochę trzeba uważać na kamieniach, bo rzuca mi tylnym kołem, dwa razy się wypinam, ale zjeżdża się super, szkoda tylko, że tak krótko:)

Potem w Cieplicach jemy kebaby i podjeżdżamy ponownie Kapellę. Przed szczytem zatrzymuje nas policja. Okazuje się, że na górze jest jakiś wypadek i przejazdu nie ma. Policjantka proponuje nam zjazd i powrót przez Wojcieszów. Średnio nam się ten pomysł podoba, bo jest już 18.00 i mamy mało czasu. W dodatku zbiera się na burzę. Odbijamy więc w bok i polną drogą wyjeżdżamy na szczyt Łysej Góry. Akurat nad nami szaleje burza i walą pioruny. Na zjeździe trzeba uważać, bo jest mokro. Aż do Muchowa burza siedzi nam na karku i ciemne chmury podążają w naszą stronę. W deszczu jedziemy aż do Muchowa. Mam już takie obtarcia, że co chwilę muszę stawać na pedałach.. Za Muchowem przestaje padać. Zjeżdżamy do Chełmca i szutrami wracamy już do Legnicy przez Słup.

Zjazd z Kapelli:





Żabki mnie obskoczyły:)



Widoczki z wieży na Zamku Chojnik:





Widok na Śnieżkę w chmurach;p



Widok na Szrenicę:



I kilka fotek ze zjazdu z Chojnika:









I jedno pozowane zdjęcie z przodu;p

Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 80.30km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W końcu teren!:)

Wtorek, 2 lipca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 4

No i w końcu wbiłam się w teren:) Najpierw koło huty i przez Dunino do Leszczyny. Szutrami podjechaliśmy do Pomocnego, a potem kolejnymi szutrami przez Siedmicę dojechaliśmy do Wąwozu Myśliborskiego (dawno tam nie byłam:) . Na koniec wylądowaliśmy jak zwykle w barze Kaskada. Zjedliśmy pierogi myśliborskie i szutrami przez Męcinkę i Słup wróciliśmy do Legnicy. W Męcince spotkaliśmy Anię, Monikę i Piotrka. W drodze powrotnej nawet kilka sprintów już zrobiłam:) Ale się stęskniłam za terenem !!:)