Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1490.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:19:11
Średnia prędkość:20.18 km/h
Maksymalna prędkość:60.13 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:93.16 km i 9h 35m
Więcej statystyk
  • DST 183.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szrenica- czyli zdążyć przed wschodem słońca i uciec przed południem

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 30.07.2013 | Komentarze 12

Na Szrenicę chciałam jechać już tydzień temu. Ale postanowiłam poczekać na dogodniejsze warunki, czyli...upały. W upalne dni nie lubię jeździć, ale ciepła noc to jest to!:)

O 22.30 wyruszam z Legnicy z chłopakami. 22 stopnie. Cieplutko. Jadę na krótko.



No i da się w końcu oddychać! Łukasz robi nam niespodziankę i przyjeżdża w kasku- wcześniej zawsze jeździł bez. Ja jestem tak zakręcona, a może średnio wyspana (spałam tylko po południu 3 godziny), że początkowo nawet nie zauważam tej zmiany;)

Na podjeździe pod Górzec robi się klimatycznie. Streszczam scenariusze najbardziej przerażających horrorów:0 Z Górzca jedziemy przez Muchów na Kapellę. Podjazd umila nam Łukasz puszczając ostre hity z komórki np. "Noc się kiedyś skończy" :D Śpiewamy sobie i jest wesoło:) Jarkowi tak się ta muzyka podoba, że ciśnie od razu szybciej- byle dalej od nas:) A nam już nie starcza tchu, żeby wyciągnąć niektóre piosenki i go gonić:)

Na szczycie przerwa na jedzenie. Łukasz częstuje nas pysznymi krówkami Wawela. Potem zjeżdżamy do Jeleniej. Fajnie przejeżdża się przez opustoszałe miasto. Chwila i już jesteśmy za Jelenią. Jeszcze przerwa na stacji na kawę.

Jarek idzie na czoło i ciągnie nas aż do hotelu Las. Teraz już bardziej lajtowym tempem robimy podjazd pod Szklarską Porębę. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie trwa ostra imprezka. Bezdomna pani Bogusia i jakiś gościu są strasznie zainteresowani Łukaszem. Oglądają, dotykają i zachwycają się jego mułami na nogach;)

Za miastem wbijamy się na asfaltowy podjazd pod wodospad Kamieńczyk. Dalej jest ciemno. Zaczynamy robić podjazd pod Szrenicę. Początkowo jest bardzo ostro. Podjazd nie dość, że bardzo kamienisty- to jeszcze mocno sztywny. W nocy ciężko obrać najlepszą ścieżkę. Raz zrzuca mnie z roweru. Ciężko ruszyć, ale w końcu udaje mi się. Cały podjazd robię bez ani jednego odpoczynku. Momentami muszę jechać bardzo siłowo. Kiedy dojeżdżamy na Halę Szrenicką robi się już jaśniej, więc możemy w końcu zgasić latarki.

Dość szybko docieramy na szczyt. Jest po 4.00. Mocno wieje. Jemy kanapki i chowamy się za schronisko, żeby osłonić się przed wiatrem. Trochę mi zimno. Wiem, że jeszcze dzisiaj zatęsknię za tym uczuciem chłodu. Czekamy z niecierpliwością na wschód słońca.

Prawie zasnęliśmy:)




I w końcu pojawia się! Po godzinie 5.00 słońce zaczyna nieśmiało wynurzać się zza chmur. Łukasz puszcza z telefonu romantyczny hit. I tak sobie oglądamy słońce:)



Czas na małą sesję;)





Trzeba zrobić pobudkę Monice. Dzwonię. O dziwo odbiera już po drugim sygnale! Czujna jest;) Pytam się, czy pojedzie ze mną nad jezioro. Taka dobra ze mnie koleżanka:)



Jeszcze chwila na kontemplację:




Mamy jednak mało czasu. Niedługo zacznie robić się naprawdę gorąco (ponoć zapowiadają nawet 38 stopni!). Mam plan zjechać jeszcze do Harrachova. Łukasz mówi jednak, że to kiepski pomysł. I miał rację!

Zaczynamy zjazd po kostce. Dla mnie tragedia;/ Dłonie tak mnie bolą od ściskania hamulców, że muszę robić co jakiś czas przerwę. Od Hali Szrenickiej zjeżdżamy już po wygodniejszych płytach betonowych. Chłopaki tak szaleją, że cisną po 85 km/h. Potem jednak znowu zaczynają się kamienie- w sumie ostro wystająca kostka. Trzęsie nieźle.



W końcu dojeżdżamy do wodospadu. Potem czeka nas już elegancki asfaltowy zjazd do Piechowic.

Z Piechowic Łukasz idzie na czoło i bardzo szybko dojeżdżamy do Jeleniej. Pod Kapellę podjeżdżamy na szczęście o 7.00, więc słońce nie świeci jeszcze tak ostro. Idzie mi ciężko. Tyłek nie przyzwyczaił mi się jeszcze do nowego, twardego siodła;/

Z Kapelli zjeżdżamy do Muchowa. Temperatura idzie mocno w górę. 30 stopni. Chłodzę się w okolicznym rowie z wodą;)



Kończy nam się woda. Od przerwy na stacji benzynowej nie uzupełniliśmy wody w bidonach. Zatrzymujemy się pod sklepem w Muchowie. Zamknięty;/

Pomacałam sobie za to tą dożynkową babę;)



Jedziemy dalej przez Chełmiec szutrami do Męcinki. 35 stopni na liczniku. Zajeżdżamy uradowani pod sklep. Każdy pragnie zimnej coli. Nie tym razem! Sklep otwarty od 10.00, a jest 9.00! Nie mamy już wody w bidonach. Postanawiamy, że damy radę przejechać jeszcze te 20 km do najbliższego sklepu przy wjeździe do Legnicy.

Jadę już bardzo zmęczona. Ale nie trasą. Chce mi się pić i boli mnie tyłek. Tuż przed sklepem widzę grupkę profesjonalnie ubranych rowerzystów. Momentalnie zapominam o bólu i cisnę, żeby ich wyprzedzić. Doganiam ich, ale trzeba skręcić do sklepu. Dojeżdżamy i co widzimy? Taki oto pocieszający napis. I jak tu się nie wkurzyć? :)



Cisnę znowu i ponownie doganiam grupkę rowerzystów. Jeden z nich krzyczy do mnie, że to nieładnie wyprzedzać;p Na skrzyżowaniu zajeżdżamy na stację i kupujemy w końcu upragnioną colę:D Taka mała rzecz a jak cieszy:)

A potem przez park wracamy już o 10.00 do Legnicy. Wpadam do domu i od razu lecę pod zimny prysznic. Udało nam się zobaczyć wschód słońca na Szrenicy i jednocześnie wrócić przed południem, kiedy upał byłby już naprawdę dokuczliwy.

A licznik pokazywał już taką temperaturę:



Później już autem pojechałam z Moniką na Spaloną. Spotkałyśmy strażaków i nawet przejechałyśmy się na ich pontonie po jeziorze:) Wpadł też Łukasz. Popływaliśmy trochę. Był nawet plan przepłynięcia całego jeziora, ale bałam się pływających skuterów. A potem o 20.00 wróciłam do domu i po 25 godzinach w końcu poszłam spać!:)

A na koniec mały bonus. Filmik ze Szrenicy:)


  • DST 65.00km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 27.07.2013 | Komentarze 3

Dojazdy z czterech dni. Do miasta. Dwa razy nad jezioro popływać sobie. Pojechałam też na myjnię umyć po roku Józia. Niestety łańcucha już się nie dało odratować- cały zardzewiał. Ale to nic, bo już niedługo Józek przejedzie ostry tuning:D


  • DST 17.50km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Złodziej na rowerze, piwo i jazda na boso

Wtorek, 23 lipca 2013 · dodano: 24.07.2013 | Komentarze 9

Dzień nie zaczął się najlepiej.
Otworzyłam drzwi zapłakanej mamie, którą okradł złodziej. Stała na pasach na rowerze, kiedy nagle z naprzeciwka podjechał chłopak (też na rowerze) i wyrwał jej torebkę. Zaczęła go gonić, ale pasek od zerwanej torebki wplątał jej się w szprychy, więc straciła trochę czasu. Kiedy dojechał do działek, skręcił gdzieś...i tyle go mama widziała;/ Zadzwoniłam szybko na policję i w ciągu 10 minut znaleźli jakiegoś chłopaka na rowerze odpowiadającego rysopisowi. Niestety nic przy nim nie znaleźli. Zabrali go na komendę, bo ponoć w ciągu dwóch tygodni napadł tak kilkanaście kobiet...Podjeżdżał na rowerze i kradł im torebki;/

Dzień zakończył się już lepiej.
Pojechałam ze sporą ekipą do Kunic nad jeziorko. Wypiliśmy piwo. Pogadaliśmy o głupotach. A potem ktoś mi zabrał japonka i musiałam pedałować do domu na boso;p



  • DST 90.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Okolice Śnieżnika

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 2

Pobudka o 5.00. Kawa. Makaron. Robię kanapki. Wychodzę o 6.04 z domu. Pociąg do Kłodzka mam o 6.22. Olek i Jarek wsiadają na wcześniejszej stacji. Wychodzę z domu i... co widzę??!! Kapeć w przednim kole!!;/ Nie ma czasu na wymianę dętki. Biegnę z rowerem. Na plecach wyładowany plecak. Buty spd stukają o asfalt. Zaraz zwymiotuję ten makaron, którym się zapchałam na śniadanie. Cała zasapana docieram w ok. 10 minut na peron. Zdążyłam!!:D 5 minut przed pociągiem. Nie jest źle:) Taka rozgrzewka z samego rana;)

W pociągu siadam sobie koło chłopaków i próbuję zasnąć. W nocy spałam tylko 4 godziny;/ Niestety nie mam coś szczęścia do drzemek w pociągu. Już po chwili wsiada grupka dzieci z kolonii. Oj, już odwykłam od tego hałasu;)



O 9.00 wysiadamy w Kłodzku i rozbijamy się na trawie pod dworcem, żeby załatać dętkę. Nie jest to jednak takie proste. Nikt z nas nie może znaleźć dziury. W końcu Jarek jedzie nad Nysę, żeby ją zamoczyć i udaje mu się odnaleźć malutką dziurkę.



W międzyczasie siedzimy sobie na trawie z Olkiem jedząc pizzerki. Podchodzą do nas żule, naćpane kobiety, prosząc o pieniądze. Niezbyt fajne miejsce do siedzenia.. Jarek w końcu przyjeżdża i łata dętkę. Olek jedzie jeszcze do sklepu po zapasową. W sumie cała ta akcja zabiera nam cenną godzinę.

Z Kłodzka asfaltem lecimy do Bystrzycy Kłodzkiej. Jest bardzo gorąco, a jedziemy ciągle w słońcu. Na dodatek okazuje się, że napuchła mi ręka od ugryzienia końskiej muchy. Pechowo, bo na lewym przedramieniu. Już na zjeździe po kostce brukowej jęczę z bólu. Boję się, że w terenie mogę nie dać rady.. Szkoda mi kasy na fenistil, więc smaruję sobie rękę maścią rumiankową na obtarcia. Nawet pomaga.

W bystrzyckim rynku robimy chwilę przerwy, żeby zaplanować dalszą trasę.



Z Bystrzycy jedziemy do wsi Marianówka. Zapamiętam ją na długo. Tuż przed zjazdem na czerwony szlak pieszy, opieramy rowery o drewnianą barierkę przy płocie. W dodatku okręconą drutem kolczastym. Po chwili zza płotu wynurza się głowa dziadka, który bardzo agresywnym tonem mówi do nas:

- Możecie stąd odejść kurwa, bo mi pies szczeka??!

Jarek się bulwersuje. Ja trochę też. Olek to olewa zupełnie;p Przenosimy się na drugą stronę ulicy. A pies i tak szczeka:) Zachowania dziadka nawet nie mam ochoty komentować;/

W końcu wbijamy się na czerwony szlak rowerowy. I jest cień!:) Na dzień dobry bardzo sztywny podjazd:





Ale za to w nagrodę bardzo szybko wspinamy się na szczyt Góry Iglicznej, gdzie znajduje się sanktuarium Marii Śnieżnej (845 m n.p.m).

Chwila przerwy pod schroniskiem:



Widoczek ze szczytu:



Jarek przylepia sobie na rękę plastry, bo odciski mu się porobiły od trzymania tej kamerki;p



Jemy lody. I czas na zjazd! Chłopaki już zjeżdżają powoli. Ja idę jeszcze wyrzucić śmieci. Już wsiadam na rower, kiedy słyszę, że ktoś mnie woła. Plecak!! Zapomniałabym o nim! Ładnie dziękuję i gonię za Olkiem i Jarkiem.

A zjazd okazuje się bardzo wymagający. W drugą stronę byłby nie do podjechania. Pełno kamieni i korzeni. Idzie mi całkiem sprawnie. Zgrabnie lawiruję między dużymi kamolami. I ręka aż tak nie boli:)







Ale żeby nie było tak różowo- dwa razy ratuję się przed glebą. Robię też dwie minutowe przerwy, bo strasznie bolą mnie dłonie. Na samej już końcówce kapituluję i kilka razy zsiadam z roweru, żeby go odpowiednio przestawić. Jarek za to zasuwa i stara się wszystko przejechać. Raz mu nie wychodzi- nie mieści się między kamieniami i przerysowuje sobie korbę;/ Ale ciśnie dalej:)

Zjeżdżamy do Międzygórza. Po chwili wbijamy na czerwony szlak pieszy i nudnym szutrem w pełnym słońcu rozpoczynamy podjazd pod Śnieżnik.



Gorąco mi. Czas na ochłodę przy strumyczku:)



A potem skręcamy do lasu. I zaczyna się elegancki podjazd techniczny. Zadowolona z siebie podjeżdżam wszystkie kamyczki, korzonki. No ale niestety. Nie ma tak pięknie. Podczas przejazdu przez korzonki przekręca mi się kierownica i zaliczam glebę, dość boleśnie obijając sobie bok. Będą siniaki, oj będą:) W sumie nawet nie wiem, co poszło nie tak.

Oo tutaj zaliczyłam glebę:)



Szybko się otrzepuję. Sprawdzam, czy spodenki i rower są ok. I jedziemy dalej:)Po drodze super widoczki. Można sobie zrobić fajne fotki;p





Na koniec podjazd jest praktycznie nieprzejezdny, więc ostatnie metry podprowadzamy rowery. Robimy sobie krótką przerwę przy schronisku pod Śnieżnikiem i musimy już niestety wracać.

Jest 17.00, a ostatni pociąg mamy o 18.45..... i 35 km do Kłodzka. Na szczęście jest w większości z górki, chociaż pod wiatr. Najpierw zjedżamy szybko szutrową ścieżką. Po dojechaniu do asfaltu Jarek idzie na czoło i ciągnie nas już do samego miasta. Po godzinie jesteśmy już na miejscu. Mnie strasznie boli tyłek. Okazało się, że mocowanie od siodełka jest skrzywione lekko w prawo- stąd ten ból oraz obtarcie i pęcherze tylko w jednej pachwinie. Niestety śruba od sztycy się zapiekła i nic nie można było zrobić;/

Siedzimy na peronie jeszcze pół godziny. Pijemy colę. A potem wsiadamy do pociągu i wracamy do Legnicy. Świetnie się bawiłam!:)

Z wypadu będzie też filmik, ale jeszcze nie wiem kiedy;)
Kategoria Inne góry


  • DST 80.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Terenowo- test nowych opon w okolicach Myśliborza

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 23.07.2013 | Komentarze 12

W końcu teren! Po dłuższej jeździe asfaltami pojechałam z Jarkiem do Myśliborza, żeby przetestować nowe opony:)

Jedziemy przez Stary Jawor, bo na szutrach przy Górzcu dalej atakują muchy;/ Na asfaltowej szosie do Myśliborza wyprzedza mnie wysportowany dziadek na kolarzówce. Nawet nie mówi "cześć" ani nie odwraca głowy w naszą stronę. Złożona postawa, widać, że ostro ciśnie. Na początku mówię, że go nie gonię, ale potem ambicja bierze górę. Cisnę za nim lekko pod górę i pod wiatr ponad 30 km/h. Dystans się zmniejsza. Co chwilę odwraca głowę. Jestem coraz bliżej...



Za późno jednak wystartowałam i po chwili szosowiec odbija mi w prawo. My skręcamy w lewo. Siedzę w barze z niepocieszoną miną, że nie dałam rady go wyprzedzić;/ Odkręcam Tymbarka, a tam napis "Uśmiech proszę". No dobra. Uśmiecham się:)W końcu zrobiłam całkiem ładny sprint i się rozgrzałam:)

Zjeżdżamy na parking przed wąwozem myśliborskim. I sama zmieniam sobie opony i dętki:) Na razie mam z tego niezłą frajdę;)



Potem wbijamy do wąwozu. Nowe oponki są superowe! Zaczynam dokazywać w terenie. Podjeżdżam sobie na wszystkie kamyczki i korzonki. Udaje mi się zrobić dwie trudne sekcje przy mostkach.

Przy strumyku wjeżdżamy na czarny szlak. Jarek na chwilę wchodzi na ścieżkę i karczuje krzaki, bo ścieżka trochę zarosła. Udaje mi się przejechać trudny technicznie odcinek- strumyk z luźnymi i dużymi kamieniami. I robię to bardzo płynnie. Na spokojnie. Sama jestem w szoku:)






A za chwilę łapię kapcia! Okazuje się, że wczoraj załatana dętka nie wytrzymała. Samoprzylepna łatka (chyba od upału) nabrzmiała, a po zerwaniu odsłoniła dziurę o średnicy 2 cm;/ Niestety super lekka dętka poszła do śmieci.. W ogóle przebita była od wewnętrznej strony- obręcz miała zadrę w jednym miejscu- trzeba tam taśmę nakleić.. No i czas na zmianę dętki w lesie. Komarów sporo. Jarek tym razem mi zmienia, a ja latam dookoła niego i odpędzam komary:) W niecałe 5 minut dętka zostaje zmieniona i ciśniemy dalej terenem.

Przejeżdżamy przez Siedmicę. W międzyczasie przejeżdżam wszystkie inne strumyczki na trasie.

Ten strumyczek wydaje się pozornie łatwy. Ale to tylko złudzenie. Kamienie są bardzo śliskie..Przejechany. I to dwukrotnie:)




Potem wbijamy na wieżę widokową Radogost. Chwila na pozowanie do zdjęć;)





Potem czeka nas ostry zjazd. Średnio jestem z niego zadowolona- wolno-skręt mi nie wychodzi;/ Przerzutka mi też nawala i trzeba ręcznie wrzucać na cięższą.





Jedziemy jeszcze na chwilę na wieżę widokową na Bazaltowej Górze, a potem zjeżdżamy do Myśliborza.

Na trawiastym zjeździe do Myśliborza rozpędzam się do 40 km/h i wpadam w koleinę. Nie widziałam jej, bo była zarośnięta. Najpierw rzuca mi kierownicą w jedną stronę. Utrzymałam. Potem w drugą. Utrzymałam, ale czuję, że przechyla mi rower i gleba już blisko. Cudem odbijam jakoś i hamuję. Ufff! Mało brakowało:)

Jest już 18.00 a ja od rana zjadłam tylko kanapkę i wypiłam jeden bidon wody. Jestem głodna. Idziemy do Kaskady. Pierogi się skończyły. Jedziemy do baru. Zamknięty;/ Nie mam ochoty na nic słodkiego. Zjadłabym kebaba.. Wracamy szutrówkami przez Męcinkę. Za Bielowicami Jarek ciśnie do Legnicy, zamawia tortille na wynos. Ja sobie spokojnie dojeżdżam do parku (nie mogłam cisnąć, bo dalej tyłek mnie boli- zwłaszcza na asfalcie, bo w terenie już nie czuję żadnego bólu;/). Jemy tortille i wracam na Piekary.

Fajnie spędzona niedziela. Sporo terenu. No i oponki świetnie się spisały:)


  • DST 18.86km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odświeżyć Cuba

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 13

Na myjnię wymyć Cuba i nasmarować łańcuch. Potem zmienić siodełko. Przy okazji złapałam kapcia.

Nowe siodełko WTB- na razie twarde, ale może nie będzie tak obcierać jak poprzednie, na razie muszę się przyzwyczaić:



A tak prezentuje się już po założeniu:



Szok! Sama zmieniłam dętkę:) Co to się dzieje???:O



  • DST 31.00km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Regeneracja

Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 4

W czwartek miał być Świeradów. Ale nie wyszło.. Od dwóch tygodni męczę się z obtarciami, które wykluczają codzienne, intensywne jazdy rowerem;/ Rozumiem zmęczenie czy ból mięśni. Ale to?! Szkoda mi takich ładnych dni, żeby to w pełni wyleczyć. Dwa dni przerwy od roweru to już zdecydowanie za dużo!:) Może ktoś zna jakiś cudowny sposób na pozbycie się dokuczliwych pęcherzy?? Stawiam piwo, jeśli poskutkuje:)

Dystans uwzględnia dojazd w czwartek do parku na loda (tyłek bolał mnie nawet na Józkowym siodle;/) , oraz w piątek nad jezioro. Przynajmniej trochę sobie popływałam:)

Józek na mojej prywatnej plaży:)


  • DST 171.20km
  • Czas 08:06
  • VAVG 21.14km/h
  • VMAX 60.13km/h
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przełęcz Okraj

Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 4

We wtorek postanowiłam, że pojadę na Przełęcz Okraj, aby poznać Leę i Morsa:)

Wstaję o 5.00 rano. Kawka. Standardowo makaronik z oliwą i o 6.00 wychodzę z domu. Czekam na szynobus o 6.22. Mam nadzieję, że w pociągu sobie trochę pośpię, bo noc miałam nieprzespaną. Nic z tego!! Siadam koło niewłaściwej osoby, która ma ochotę sobie porozmawiać ze mną. Właściwie jest to bardziej monolog niż dialog. A może bardziej wykład. 63 letnia pasażerka jest fanką Radia Maryja oraz ojca Rydzyka. Jeździ za radiem po całej Polsce i słucha go codziennie. Pokazuje mi też na telefonie zdjęcia mężczyzny bez stóp oraz kobiety karła, która jeździ z kółkiem różańcowym. Nie moja bajka. Nie chcę tego słuchać, więc tylko przytakuję głową i patrzę w szybę. Z utęsknieniem wyczekuję stacji Świdnica i czekającej na mnie na peronie Lei.

Ufff!! Wreszcie o 7.30 dojeżdżam do Świdnicy. Wysiadam z pociągu i z radością wpadam w ramiona uśmiechniętej rowerzystki:) I tak poznaję Leę:) Razem jedziemy już w stronę Przełęczy Okraj. Pagórkowatymi asfaltami docieramy do Kamiennej Góry. Stamtąd jedziemy chwilę drogą na Lubawkę, po czym skręcamy na wioskowe drogi.

Gdzieś za Starą Białką po przejechaniu sztywnego asfaltowego podjazdu, zaczyna się zielony szlak. Początkowo podjeżdżamy szutrem, a potem całkiem spoko terenem w świerkowym lesie.

I tak niespodziewanie szybko docieramy na Rozdroże Kowarskie. Punktualnie o 12.00 tak jak byłyśmy umówione zjeżdżamy na Przełęcz Kowarską. I tak poznaję Morsa:) I tutaj zaskoczenie. Myślałam, że na monocyklu Mors będzie podjeżdżać bardzo wolno, a jednak nie- jedziemy sobie 10-12 km/h i rozmawiamy. Wyprzedzamy nawet zawodnika CCC;) Nieźle:)

Mija chwila i już jesteśmy na Przełęczy Okraj. Siedzimy sobie przy barze. Tak fajnie się rozmawia, że nie chce mi się wracać do Legnicy:( No ale czasu nie mam za wiele. W dodatku Olek dzwoni, że niedługo dojedzie do Kaczorowa.

Z Przełęczy zjeżdżam już sama asfaltem przez Ogorzelec do Kamiennej. Stamtąd skręcam na główną do Marciszowa. Tuż przed podjazdem na Kaczorów spotykam Olka i razem robimy 4- kilometrowy podjazd. Na szczycie zjeżdżamy na trawkę. Kładziemy się i wcinamy chrupki Solo i kanapki. A potem przez Lipę jedziemy do Muchowa. Wbijamy się w teren i dojeżdżamy do Myślinowa. Szybki zjazd asfaltem do Barku Kaskada.

W barze chcemy zamówić pierogi ze szpinakiem, ale niestety się skończyły:( A cały dzień za nami chodziły..Trudno. W zamian dostajemy 10 % rabatu i zamawiamy ruskie. W drodze powrotnej do Legnicy robimy kilka sprintów, bo Olek chce mieć średnią 22;p Dojeżdżam więc do domu z pękniętą żyłką w oku i mocnymi obtarciami:)

Dziękuję wszystkim za super wycieczkę:)

Nawet na Przełęczy Okraj znalazłam kota:) Ten osobnik jednak miał mnie gdzieś, wolał trawę;)



A rok temu pozował tak:



Ładna fotorelacja i pozostałe zdjęcia z wypadu u Lei :)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 66.12km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lajcik

Wtorek, 16 lipca 2013 · dodano: 16.07.2013 | Komentarze 5

Lajtowym tempem, bo mnie jeszcze trochę dzisiaj pobolewał brzuch, a Jarek musiał oszczędzać siły na jutrzejszy wyczyn:)

Pojechaliśmy ścieżkami koło huty do Dunina, gdzie czekała na mnie moja ulubiona koza. Zjadła prawie cały chleb. Osiołek też trochę dostał- tak ładnie prosił:)



Z Dunina jedziemy do Sichowa. A tam kolejne spotkanie pod sklepem. Tym razem z uroczym psiakiem, którego kiedyś nazwałam liskiem. Pan z wioski opowiada mi jego wzruszającą historię. Ma na imię Majka. Została porzucona przez właścicieli w lesie i przywiązana do drzewa!! Na szczęście mieszkańcy wioski ją odnaleźli i tak mieszka sobie teraz w Sichowie. Ma się dobrze. Jest bardzo przyjaźnie nastawiona do ludzi. W tym roku urodziła nawet szczeniaczki:)



W Sichowie zmieniam buty na nowe Schimanowskie i jadę asfaltem z Olkiem do Stanisławowa. Podjazd idzie całkiem sprawnie, bo rozmawiamy i szybko czas mija.



Chociaż muszę się przyzwyczaić do butów. Są twardsze i jeszcze nierozbite. No i mięśnie trochę bolą, bo stopa inaczej pracuje.. A tak prezentują się na nodze:)



Z Sichowa zjeżdżamy do Leszczyny szutrami. W pewnym miejscu wpadam na moich furiusach fredach w koleiny z luźnymi kamyczkami, a kierownica lata mi na wszystkie strony. Ledwo ją utrzymałam i uniknęłam gleby.

A gdzie jest Jarek? Ano czeka na nas w Dymarkach Kaczawskich na szczycie pieców hutniczych.



Nigdy tam nie byłam, więc też wbiegam na górę.





Muszę przyznać, że w nowych butkach biega się fajnie:) W ogóle nie czuć bloków i nie wpadam w poślizg. W końcu gumowa podeszwa:)



W Leszczynie jemy lody, a potem wracamy tą samą drogą przez Sichów i Dunino do Legnicy.

Aha! Zapomniałabym! Podczas wycieczki próbował mnie poderwać pewien sympatyczny chłopak. Podszedł do mnie, podał mi ten kamyk i powiedział:

- "Hej mała. To Twój kamień?"
- ?????:D
- "To teraz jest Twój na zawsze"

Miłe prawda?;p Podryw nie zadziałał, ale kamyczek sobie zabrałam na pamiątkę;)



  • DST 71.45km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tak na rozgrzewkę:)

Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 15.07.2013 | Komentarze 1

Po kilku dniach niezbyt ciekawej pogody musiałam wyskoczyć na rower. Opon jeszcze nie zmieniłam, więc trzeba było zrezygnować z mocniejszego terenu, za którym bardzo już tęsknię:( Przez Słup i Chroślice do Bogaczowa podjazdem asfaltowym. Potem z Pomocnego przez szutry do Siedmicy. Uwielbiam tę ścieżkę! A zwłaszcza cudny lasek świerkowy, ten zapach i klimat:) Z Siedmicy zjazd do Wąwozu Myśliborskiego. Niestety na tych oponkach poszaleć nie mogłam (Grrr!) i trzeba było jechać dość zachowawczo. A potem w Myśliborzu zjadłam sobie porcję pierogów myśliborskich z surówką firmową i sernik z brzoskwiniami i wiórkami kokosowymi. Miałam jeszcze trochę pokręcić, ale niestety rozbolał mnie brzuch (i to nie od pysznego jedzenia;). Dwie tabletki przeciwbólowe. Poleżałam chwilę na ławce, a potem wróciliśmy szutrami przez Męcinkę i Słup do Legnicy.