Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:615.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:76.94 km
Więcej statystyk
  • DST 33.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i do lekarza

Czwartek, 31 października 2013 · dodano: 31.10.2013 | Komentarze 4

Niestety, w tym tygodniu pojechałam do pracy tylko w poniedziałek:( Potem postanowiłam, że odstawię na razie rower. W środę wizyta u lekarza- przepisany antybiotyk. Dzisiaj rowerem, bo ładna była pogoda do laryngologa- zapalenie zatok i też przepisany antybiotyk oraz pełno kropli do nosa;/ Czas na zakup trenażera, bo tygodnia bez kręcenia to nie wytrzymam;/

A tymczasem w pracy takie fajne ćwiczenia grafomotoryczne robią moje 3-latki:)



  • DST 40.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lajtowo chorobowo

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 0

Długo wahałam się, czy wychodzić na rower. Jest jednak tak ciepło, że nie wytrzymuję i wsiadam na Cuba. Szkoda, że tak późno, bo jest już 14.00. Jadę na chwilę na Piekary, a potem postanawiam, że pojadę na Górzec. Wbijam się na wał i dojeżdżam do skrzyżowania. Nagle przypominam sobie, że zapomniałam bidonu, a w telefonie pada mi bateria. No nic. Trzeba wrócić do domu. Na szczęście w drodze powrotnej spotykam Grzesia i jedziemy razem na Słup. Dalej już tego dnia nie mogę pojechać. Zresztą czeka mnie wieczorem ostra impreza, czyli 18-nastka Olka i muszę mieć siłę, żeby tańczyć do samego rana:)


  • DST 125.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 25 października 2013 · dodano: 27.10.2013 | Komentarze 10

Dojazdy do pracy od 20 do 25 października. Niestety dwa weekendy przepadły i kolejny też mogę spisać na straty:( Wpis będzie dłuższy, bo zdjęć brak, fajnych wycieczek brak, za to jest duże rozgoryczenie, które chcę przelać na bloga.

Choroba

A wszystko zaczęło się od wycieczki z pracy do Budapesztu. Zimny nawiew+ klimatyzacja i zapalenie zatok gwarantowane;/ W zeszłym roku dokładnie o tej samej porze miałam problem z zatokami, po 1,5-miesięcznej męczarni ostatecznie wylądowałam u lekarza i zaczęłam brać antybiotyki;/ Teraz bronię się jak mogę przed kolejną wizytą, ale coraz bardziej tracę nadzieję na to, że uda mi się samej pokonać to cholerstwo...
Codziennie rano pół godziny spędzam nad toaletą wykrztuszając ropną wydzielinę. Na rowerze dojeżdżam do pracy. Co 5 minut przerwa na wyjęcie chusteczek, bo nos zapchany aż po same czoło;/ Nawet na bs nie wchodziłam przez tydzień, bo nie chciałam czytać o super wycieczkach znajomych, podczas, gdy ja siedzę i zamulam w domu...
A do tego jeszcze ta piękna pogoda. Dobija mnie to, bo mija już kolejny tydzień, a ja nie mogę zacząć treningów. Forma spada. Wydolność słaba- czuję jak coś zalega mi na oskrzelach. W zeszłym tygodniu zanim zaczęłam brać tabletki i syrop dostawałam zadyszki podczas wbiegania po schodach czy śpiewania piosenki z dziećmi. Kaszel męczy mnie okrutnie. Kiedy już popołudniami wydaje się, że wszystko jest ok, rano znowu zaczyna się męczarnia. I tak w kółko. Bez widocznej poprawy. Może ktoś zapoda mi jakąś mało inwazyjny ale skuteczny sposób walki z tym paskudztwem? Antybiotyki to dla mnie już ostateczność...

Dojazdy do pracy

Przeprowadziłam się do centrum i tak jak pisałam wcześniej mam teraz dojazd dłuższy o 3 km w jedną stronę. Do pracy dojeżdżam pomimo choroby rowerem. Przy tak pięknej pogodzie nie mogę zrezygnować z tych dojazdów. Chociaż sama nie wiem, czy to mi bardziej nie szkodzi. Przynajmniej tłumaczę to sobie tak, że nie mogę inaczej dojechać- do mojej pracy nie ma żadnych połączeń, oprócz rzadko kursującego busa. Wszyscy wkoło powtarzają mi, że powinnam zrobić prawo jazdy. Nawet ostatnio 3-letni Karolek machając mi przed nosem małym paluszkiem powtarzał mi: "Musisz zrobić prawo jazdy":) A ja nie mam ochoty, a w dodatku szkoda mi pieniędzy - już bym prędzej kupiła sobie jakiegoś fajnego, wypasionego fulla niż auto:)
Najgorsze są nocne dojazdy. Wbijam się do parku. A potem jadę wałem przy rzece. W piątek było tam bardzo mroczno. Nie dość, że ciemno, to jeszcze gęsta mgła, która mocno ograniczała widoczność. Szkoda, że to nie Halloween. Potem chwila jasności. I za Nową Wsią Legnicką znowu wjeżdżam w strefę mroku. 2/3 mojej trasy jest nieoświetlone. Najbardziej boję się jednak samochodów. A na strefie ruch o tej porze dość spory. No i czasem światła oślepiają, bo niektórzy jadą na długich. Największy plus nocnych dojazdów? Cisza i gwiazdy na niebie:)
Najlepsze są powroty z pracy (choć niedługo też już częściowo niestety po ciemku), kiedy mogę sobie poszaleć i wrócić sprintem do domu. Obrać jakiś ciekawy terenowy skrót i cieszyć się z jazdy:)

Rower roboczy

Bergamont (jeszcze nie wymyśliłam mu nazwy) zastąpił teraz Józia. Bardzo się cieszę, bo jednak pokonywanie 25 km dziennie poza miasto i pod górkę na rowerze miejskim nie należy już do przyjemności. Nie muszę dodawać, że jeżdżę dzięki temu szybciej i mogę sobie po drodze trochę poszaleć. A dodatkowo pracują podobne mięśnie. Poza tym, Bergamont został trochę odświeżony. Wysposażyłam go w błotniki, pedały spd oraz bardzo mocne tylne światełko, żeby być dobrze widoczna podczas nocnych dojazdów. I przełożyłam mu moje stare siodełko od Cuba. Tak prezentuje się teraz mój rower roboczy. Niedługo zrobię mu lepsze zdjęcie gdzieś na trasie:)



  • DST 130.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 2

Dojazdy do pracy z jednego tygodnia (od 7 do 11 października). Przeprowadziłam się, więc teraz do pracy mam dojazd dłuższy w jedną stronę o 3 km:) Powoli nadrabiam zaległości z wpisami, bo chwilowo nie mam jeszcze podłączonego internetu.. Ale najważniejsze, że w moim małym mieszkanku stoją już 3 rowery:) A myślę jeszcze o kupnie trenażera i podłączeniu do niego kolarzówki. Nie wiem, gdzie mi się to wszystko pomieści:)



  • DST 60.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesień w Leszczynie i Stanisławowie

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 1

W czwartek pojechałam poszukać jesieni w Myśliborzu. Teraz przyszedł czas na okolice Stanisławowa.

Wyjazd od razu po pracy. Już po wyjeździe z parku chwila przerwy, żeby nakarmić moje zwierzaki. Tym razem owca do mnie podeszła:)



Pogłaskać się jednak nie dała:( Ale czuję, że niedługo ją oswoję:)



Z Legnicy jedziemy przez lasek koło huty i dojeżdżamy do Dunina. Tutaj też musiałam na chwilę przystanąć:)



Osioł ucieszył się na mój widok:) Słodziak!!:)



Nie mogłam się więc powstrzymać i weszłam za ogrodzenie. Koza była bardzo natarczywa:)



Trochę podroczyłam się z osłem:) I jeszcze ten wzrok kozy:)



Dwa białe rumaki:)



Z Dunina jedziemy do Sichowa, gdzie wbijamy się w teren. Robimy podjazd do Leszczyny.





Nawet i ja czasami muszę pochylać głowę podczas przejazdów pod drzewami:)



Dojeżdżamy do ścieżki dydaktycznej w pobliżu Leszczyny. Udaje mi się zrobić fragment zjazdu. Dosyć trudny, bo pomimo zaciśniętych hamulców zsuwam się z rowerem tak, że ledwo wyhamowuję przed drzewem:)



A teraz komentuję mój zjazd:)



I czas na kolejne szaleństwa i zjazdy wśród liści:)





Dojeżdżamy do Leszczyny. Na kawę nie ma już czasu, więc podjeżdżamy terenem na radiostację.



Chwila przerwy na szczycie...



....i zjeżdżamy terenem do Sichowa. Nawet zdążyłam się trochę ubłocić:)



Powrót przez Dunino i lasek. A na zakończenie jeszcze mały wyścig:)



  • DST 65.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesień w Myśliborzu

Czwartek, 10 października 2013 · dodano: 10.10.2013 | Komentarze 3

Dość mocno dzisiaj wiało, ale słońce za to świeciło pięknie, więc musiałam wykorzystać ten dzień, zwłaszcza, że weekend mam znowu zajęty;/

Od razu po pracy pocisnęłam z wiatrem w plecy do domu (dzisiaj musiałam wstać o 5.00) . Szybki prysznic, ciasto i kawa. Przesiadam się na Cuba. Po drodze na wale dokarmiam owieczki:)



Niestety ta owca była bardziej zainteresowana moim rowerem niż trawą:)



Do Myśliborza jedziemy cały czas pod sily wiatr- na szczęście południowy, więc mogę jechać lżej ubrana, no i zatoki mi tak nie doukczają. W Myśliborzu wbijamy do Wąwozu. W lesie już tak nie wieje. Czuć jesień w powietrzu. Na trasie pełno liści. Gdy czuję teren, zaczynam dokazywać:)



Wbijamy na podjazd pod jedną ze skałek widokowych (ta chyba nie ma nazwy). W zeszłym roku na szczycie podjazdu poległam. Przez 30 minut próbowałam pokonać jeden, sztywny i dość trudny technicznie odcinek, aż w końcu zaczęło robić się ciemno i musiałam skapitulować. Ciekawa byłam więc, jak pójdzie mi w tym roku. Za pierwszym razem obieram złą ścieżkę- wypięcie;/ Ale już czuję, że dam radę. I rzeczwywiście za drugim razem mocniej przyciskam......



...... i udaje mi się podjechać bez wypięcia!:)




Tak wygląda uszczęśliwiona Bożenka po zrobieniu trudnego podjazdu, a właściwie to zadowolona, bo podjazd już teraz tak nie cieszył- podjeżdżałam ostatnio trudniejsze. No ale zawsze coś:)




Kolejny test - to sztywny zjazd na samym szczycie. Do tej pory nigdy go nie zrobiłam. Dojeżdżam. Wymiękam. Zatrzymuję się. Obserwuję jak zjeżdża Jarek (w zeszłym roku prawie zaliczył tam glebę). Jest ok. Dobra, nie będę gorsza;) Jadę. Kolejny sukces:) Udaje się zjechać bezproblemowo:)



Na skałce chwila przerwy na podziwianie cudownych, jesiennych widoczków.





Jesienią Wąwóz Myśliborski wygląda jeszcze piękniej niż latem:)




Ze skałki szybko zjeżdżamy do wąwozu. Jeszcze chwilę szaleństw po drodze, m.in. wyskoki z korzeni, oraz uskoki z kamiennych progów. Super!:) Trochę zdjęcie rozmazane, ale miałam taką ochotę na szaleństwa w terenie, że musiałam trochę przycisnąć:)





Z wąwozu jedziemy jeszcze na chwilę do Kaskady na pierogi ze szpinakiem. Wracając spotykamy Łukasza, który wyszedł na trening. Do Legnicy jedziemy tak jak w pierwszą stronę, czyli przez Męcinkę I Słup. Wycieczka bardzo udana jak na wypad po pracy, kiedy dni już są takie krótkie:)


  • DST 67.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stanisławów i Górzec terenem

Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 07.10.2013 | Komentarze 3

O 5.00 wróciłam do domu z wesela. Krótki sen i ok 12.00 wychodzę na rower. Pogoda idealna!:)

Dzisiaj tempo lajtowe, bo jestem trochę wymęczona tańcami. Jedziemy przez Dunino do Sichowa, a potem podjeżdżamy terenem na radiostację. Na górze czeka na nas niespodzianka- Monika też postanowiła się wybrać na Rosochę. Chwilę rozmawiamy i śmigamy w dół aż do rozstaju dróg, gdzie rozstajemy się- ja z Jarkiem wbijam w Stanisławowie na czerwony szlak w stronę Bogaczowa, a Monika odbija na Pomocne.

Już na początku szlaku atrakcji nie brakuje- zjazd po kamienistym mini wodospadzie i przejazd przez strumyk:



Jak ja tęsknię za terenem!:) Od razu zaczynam mocniej cisnąć. Po drodze kolejna przeszkoda- zwalone kłody. Za pierwszym razem nie udaje się przejechać. Próbuję drugi raz- największą kłodę pokonuję, ale niestety przednie koło wpada mi w dziurę między drzewami;/



Jedziemy sobie elegancko przez las. Nie ma błota, ale na wyschniętych koleinach prawie dwa razy zaliczam glebę- chyba coś dzisiaj ciężko u mnie z koncentracją:)



Jeszcze tylko szybki zjazd szutrową drogą z progami i dojeżdżamy do Bogaczowa.



Z Bogaczowa wbijamy terenem na Górzec i szutrówką dojeżdżamy na szczyt. Oczywiście nie mogło zabraknąć zjazdu kapliczkami. Zjeżdżało się całkiem fajnie, tylko rower mi za bardzo nie hamował- tzn. hamulce działały, ale mimo to, rower i tak zjeżdżał sobie powolutku, co pewnie było spowodowane bardzo sypką nawierzchnią. Niestety zjazd znacznie się pogorszył- rozjeździły go kłady i motory i już tak nie zachwyca;/ Albo to ja zrobiłam się bardziej wybredna:)



Szutrami dojeżdżamy do Męcinki, gdzie pod sklepem spotykamy się z Moniką. Wcześniej po drodze zrywamy jeszcze soczyste, dzikie jabłka. Razem wracamy już przez Słup do Legnicy.

Zdjęcia niestety rozmazane, bo ja też czułam się tego dnia niewyraźnie:)


  • DST 95.50km
  • Sprzęt Józek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 4 października 2013 · dodano: 06.10.2013 | Komentarze 7

Dojazdy do pracy z całego tygodnia. Było bardzo wietrznie,czasem zimno, ale nie padało i mogłam spokojnie dojeżdżać do pracy:)
Do czwartku jeździłam jeszcze na Józku, a potem odebrałam Bergamonta po serwisie koła. Na szczęście nie trzeba było kupować innego, bo udało się je jakoś wycentrować:)

Bergamont coś jednak pechowy- w czwartek wieczorem potknęłam się o niego w przedpokoju, rozbiłam kubek, który niosłam akurat w ręce i rozcięłam sobie dłoń, a przy okazji upadłam na zbite wcześniej już kolano;/ Mam jednak nadzieję, że ten rower już swój limit pecha wyczerpał:)

W środę po pracy udałam się na poszukiwania jesiennych skarbów:



Jesień już jedzie!:) W czwartek organizowałam Dzień Pieczonego Ziemniaka i przebrałam się za Jesień;)