Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1079.50 km (w terenie 43.00 km; 3.98%)
Czas w ruchu:02:21
Średnia prędkość:22.55 km/h
Suma podjazdów:4688 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:98.14 km i 2h 21m
Więcej statystyk
  • DST 85.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Test nowego sprzętu - Rudawy Janowickie (dzień 1)

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 7

Dzisiaj rozpoczęłam nowy etap rowerowych wypadów. Ale o tym później...:)

Choć starałam się spakować bardzo minimalistycznie, to mój plecak jeszcze nigdy nie był tak ciężki. Wyruszyliśmy tuż po 6.00 rano. Zapowiada się piękny dzień! Już od tygodnia z utęsknieniem czekałam na tę chwilę:) Ale znowu za bardzo się rozpędzam....:)

Trasa leci jak zwykle przez Górzec szutrami. Robimy podjazd asfaltowy pod Lipę, a potem wbijamy na Kolorowe Jeziorka.  Po drodze zaglądamy do sztolni- niestety niedostępnej dla turystów...



Chyba jedyna zaleta bycia malutką- nie muszę się specjalnie wysilać w takich przejściach:)



Po chwili docieramy do najpiękniejszego kolorowego- Błękitnego Jeziora. Błękitny to oczywiście mój ulubiony kolor, więc nad jeziorkiem spędzamy dłuższą chwilę. Wciągamy kanapki. Pięknie tu! Prawie jak na Malediwach;)



Z Kolorowych jedziemy teraz żółtym szlakiem w kierunku Rudaw. Dojeżdżamy do Przełęczy Rędzińskiej.  Zaliczamy tylko krótki fragment odcinka asfaltowego. Ciekawa jestem, jak wygląda cały podjazd. Trzeba będzie tutaj jeszcze wrócić i przekonać się o tym na własnych nogach:) Widoczki na górze całkiem, całkiem:)



Ponownie wbijamy w teren.... Słonko pięknie przygrzewa.



Po chwili wjeżdżamy już na dobrze mi znany, niebieski szlak pieszy. Zaczyna się zabawa w terenie:) Tutaj ćwiczę podrzucanie przedniego koła:)



Po chwili wjeżdżamy na szczyt Wołek (878 m). Trzy razy próbowałam pokonać techniczny odcinek na podjeździe prowadzącym na samą górę. Ciężki plecak znacznie utrudnia zadanie- trzeba więcej siły w nogach! W końcu za trzecim razem udaje mi się zrobić podjazd bez wypięcia. Uff:)  A na szczycie w nagrodę czekają na mnie piękne widoczki na Karkonosze:)



Potem rozpoczyna się zjazd. Dojeżdżamy do odcinka korzennego. Niestety po ostatnich deszczach podłoże jest dość niepewne- koła wpadają w poślizg. Muszę bardzo uważać na zjazdach i  mocniej wysuwać tyłek za siodło, bo plecak waży dobrych parę kilogramów i łatwo o lot przez kierę.... Już na początku trasy Jarek łapie kapcia:



Ja w tym czasie z nudów zjeżdżam sobie dwa razy po korzeniach. Za trzecim razem Jarek już po załataniu dętki postanawia zrobić mi zdjęcie. Podnoszę głowę do góry. Chwila zapomnienia, dekoncentracji i zaliczam niezbyt przyjemną glebę;/



Upadek choć zupełnie niegroźny był trochę bolesny. Dwa duże siniaki na udzie i lekko zdarte nogi. Ale jak zobaczyłam później w domu to ujęcie, to nie mogłam przestać się śmiać:)



Trochę tracę flow przez tę glebę, ale już wiem, że jazda z tak obładowanym plecakiem to zupełnie inna bajka i staram się bardziej uważać na trudnych odcinkach. Jedziemy dalej po korzonkach...W sumie robię ten zjazd dwa razy, by odczuć różnicę- na lekko,bez plecaka, a potem z całym ekwipunkiem:



Na końcówce jest taki trudny odcinek, którego do tej pory nigdy nie zjechałam i nie wiem czy kiedykolwiek zjadę. Brawo dla Jarka, który dojechał aż do samego strumienia. 

Po chwili czeka nas zjazd szutrową drogą. Na trasie jest pełno betonowych rynien. W pewnym momencie źle robię podskok, uderzam tylną oponą o kant rynny i ...oczywiście łapię snejka;)

Na szczęście tuż obok- na Przełęczy Karpnickiej odbywa się Rajd Karkonoski. Możemy więc połączyć przyjemne z pożytecznym i oglądać wyścig podczas wymiany dętki:)



Asfaltem zjeżdżamy z Przełęczy Karpnickiej do Janowic Wielkich. Krótka przerwa pod Dino. Robimy megawypaśne zakupy i zaczynamy podjazd terenem pod zamek Bolczów. Podjazd w całości do podjechania. Na krótkim odcinku jedynie się wypinam, ale nawet podprowadzając rower nie daję się wyprzedzić grupce młodych chłopaków- w dodatku bez plecaków!:) 

Dojeżdżamy na zamek Bolczów i rozpalamy ognisko. A na zamku czeka na nas iście królewska uczta- pieczone kiełbaski, chipsy, krówki:)



Oczywiście kolacja nie miałaby miejsca, gdyby nie Jarek, który wtargał to wszystko na górę:) Oto bagaż Jarka.....



....a oto mój bagaż;) Ale i tak, wierzcie mi - nie miałam lekko:)



Jest 17.00. Moglibyśmy teraz wrócić do Legnicy, ale ....po co? :) Możemy wrzucić na luz, siedzieć przy ognisku- jak dla mnie coś pięknego!:)

Słońce powoli zachodzi. Nad Rudawami rozpoczyna się barwny spektakl:



Pora wskakiwać do śpiworów i kłaść się spać! Dobranoc!:)))



Ciąg dalszy nastąpi......:)

Kategoria Rudawy


  • DST 75.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy- w poniedziałek, wtorek i piątek. A poza tym, nic ciekawego się nie wydarzyło....ale wyczekuję z niecierpliwością weekendu, bo ....będzie się działo!:)


  • DST 53.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.55km/h
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wymęczony Stanisławów

Wtorek, 27 maja 2014 · dodano: 30.05.2014 | Komentarze 3

Oj strasznego lenia dzisiaj miałam...Coś nie mogłam się zebrać na rower..Odkładałam tę decyzję na później i odkładałam...aż w końcu zebrałam się i wyszłam z domu po 18.00. Założenia były skromne: przejechać kawałek do Sichowa i zawrócić. 

Jednak tuż po wyjściu z domu stwierdzam, że jedzie mi się elegancko!:) Rozkoszuję się jazdą i cieszę się, że jednak przełamałam się i wsiadłam na rower. To była dobra decyzja. Dojeżdżam do Sichowa i spoglądam z ciekawości na telefon- średnia 23 km/h. Nie jest źle- myślę i decyduję się pojechać kawałek dalej, czyli zrobić podjazd pod radiostację...Podbudowana dość wysoką średnią zaczynam kręcić jeszcze mocniej i już po chwili zaczyna się......kaszel. Mokry i okropnie wkurzający. Nie dość, że nos lekko mi się zatyka, to czuję jak wydzielina zbierająca się na gardle utrudnia mi oddychanie. Próbuję to odkrztusić, ale bez powodzenia- tylko się oplułam;/ Nie chcę się zatrzymać. Nie chcę zawrócić. Próba charakteru. Czy dam radę? Łzy wściekłości napływają mi do oczu. Jadę dalej. Jestem coraz bliżej radiostacji. Sapię strasznie. Podczas oddychania z mojego gardła wydobywa się nieprzyjemny świst, przypominający odgłos zepsutego auta. Bolą już mnie oskrzela. Serce wali jak oszalałe.  Czuję w nogach moc, ale niestety nie mogę tego w pełni wykorzystać. Szkoda... W końcu udaje mi się dotoczyć na górę. Średnia nie taka zła- z podjazdem wyszło 20, 5 km/h, Na szczycie łapie mnie atak kaszlu. Chcę jeszcze wrócić szybkim tempem do Legnicy. Udaje mi się to częściowo, chociaż ta intensywna jazda trochę już nadwyrężyła moje siły. Kilka razy zatrzymuję się na poboczu, by odkrztusić zalegający wewnątrz mnie syf;/ 

Ale do domu dojeżdżam i tak szczęśliwa, bo wyszłam mimo wszystko na rower, nie poddałam się i zrobiłam zaplanowaną trasę:)
A teraz wrzucam na luz, jadę dalej na syropkach i czekam, aż to cholerstwo pójdzie sobie precz...:)

Przy okazji 4 kkm wpadło;)


  • DST 105.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Luźne, niedzielne kręcenie po wąwozach

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 5

Od soboty pojawił się u mnie mokry kaszel.  Nie chciałam się zbytnio przemęczać, więc postanowiłam pokręcić sobie na luzie z Jarkiem po Chełmach.  

Robimy podjazd pod Górzec szutrami, a potem dalej już ciągle terenem. Po chwili Jarek zrywa łańcuch:



Po krótkiej przerwie ruszamy dalej.  Odbijamy na trawiaste, urokliwe ścieżki:



Dojeżdżamy do pierwszego celu dzisiejszej wycieczki- Wąwozu Lipy, gdzie można spotkać salamandrę plamistą....  

Czasem trzeba prowadzić rower........



.....co tym razem się opłaca, bo po chwili dostrzegam pod kamieniem dwa ogonki....:)



Oto i ona - maskotka Wąwozu Lipy:)



No i oczywiście standardowo słit focia:)



Wąwóz Lipy niestety szybko się kończy, a my jedziemy do Muchowa. W pobliżu wioski znajduje się wieża widokowa, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia Chyba dawno tam nikt nie zaglądał, bo trafienie na miejsce nie było takie łatwe...Ścieżka jest gęsto zarośnięta, a szlak słabo zaznaczony...



W końcu udaje nam się znaleźć ukrytą w gęstwnie lasu niewielką wieżę:



Niestety widoków nie ma żadnych, bo drzewa wszystko zarosły. Jest za to fotka ze środka wieży;)



Schodzimy z wieży......



Chwilę błądzimy w lesie, po czym ponownie dojeżdżamy do Muchowa... a tam... miłe spotkanie:) Ten piesek chyba mnie polubił;)



A teraz pora na deser, czyli...... czarny szlak!!!:)

Zaczyna się zabawa w strumykach. Wszystkie gładko przejechane:)










Dojeżdżamy do Wąwozu Myśliborskiego. Trochę zgłodniałam, więc zajeżdżamy jeszcze do Baru Kaskada na pierogi myśliborskie. Podczas składania zamówienia, kelnerka patrzy na mnie, nie może się powstrzymać i wybucha śmiechem- "Ale się pani ochlapała!" - zaciesza, a ja razem z nią:)
Szybko wciągamy pierogi, by później....zrobić niespodziankę tutejszym kozom i im również zaserwować coś na obiad:)

Ale głodomory:))



No już skończyło się! Więcej marchewek nie mam:)


W międzyczasie przyleciał do mnie jeszcze taki jeden rudy:) Ale nie chciał pozować do słit foci;/



Wjeżdżamy ponowdnie do Wąwozu i wbijamy się na Skałę Elfów. 

Jemy upieczony przeze mnie placek drożdżowy:) Chyba będę częściej takie piec, bo na rowerze smakują wybornie!:)



Dzisiaj miała być niedzielna, lajtowa wycieczka. Jak na niedzielną rowerzystkę przystało- zadbałam o odpowiednią stylówę, żeby opalić (a raczej przypalić) sobie ramiona:)






Tak tam było pięknie, przyjemnie i ciepło, że aż szkoda mi było wracać do domu..Ale niestety jutro podbudka do pracy o 5.00, więc trzeba się już zbierać. Na zakończenie bardzo przyjemny zjazd ze Skały Elfów.....



....i wracamy już przez Męcinkę do Legnicy, zahaczając jeszcze po drodze o myjnię:)

To był zadziwiająco udany dzień:) Chociaż plany na dzisiaj miały być zupełnie inne, to piękna pogoda, zabawa w terenie i nowe miejsca w pełni to zrekompensowały:)
Kategoria Ponad 100


  • DST 139.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 24.05.2014 | Komentarze 2

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku.

Trochę wietrznie było w tym tygodniu. Do pracy musiałam cisnąć pod wiatr, ale za to powroty do domu miałam szybkie;) Przy okazji pobiłam mój rekord podjazdu pod Legnickie Pole na Bergamoncie- jadąc za traktorem wyszło mi prawie 20 km/h:)

W środę zrobiłam dwa kursy do pracy, bo miałyśmy szkolenie. W przerwie pojechałam na chwilę do Taczalina odwiedzić rodzinę. 

W piątek moja grupa przedszkolna mocno się wykruszyła. Z 25-ciu dzieci przyszła jedynie dziesiątka. Jak widać upały również sprzyjają rozwojom wirusów. Mnie też coś już dopada, bo zaczynam kaszleć i mam bardzo płytki oddech;/ Dobrze, że sobota zapowiada się dosyć deszczowa, to może się trochę wykuruję do niedzieli:)

Ostatnio do pracy wiozłam dość nietypową przesyłkę.........:)




.......z której zrobiłam róże na Dzień Rodziny;)



A w sobotę z  nudów upiekłam ciasto drożdżowe z rabarbarem:)








  • DST 56.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Krótka rundka po pracy

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 2

W czwartki pracuję na drugą zmianę, więc czasu nie było za wiele.

Wyskoczyłam z Jarkiem na Stanisławów.  Dojechaliśmy tam dosyć terenową opcją- przez lasek i na skróty do Winnicy. Następnie zjechaliśmy asfaltem do Leszczyny, a potem przez Dunino wróciliśmyjuż do Legnicy. Pod wieczór zrobiło się już całkiem przyjemnie- wiatr ustał, a słońce przestało już tak mocno przypiekać.

Dzisiaj testowałam nowe spodenki Endury. Jak na razie spisują się świetnie, ale pełną recenzję wystawię dopiero po dłuższym wypadzie:)





A w Duninie przygotowałam dla kozy mega kolację: jabłka, marchewki i bułki pełnoziarniste;)






  • DST 82.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Radogost- trochę błotka i terenu:)

Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 5

Po pracy wsiadłam wreszcie na Cuba po zmianie hamulców, tarcz i opon. Trzeba przetestować nowy sprzęt!! :)

Najpierw pocisnęłam szosą na Stanisławów, a za Pomocnem wbiłam na szutrówki przez Siedmicę do Grobli. Gorąco już się zrobiło, co cieszy mnie niezmiernie, bo zatoki powoli mi puszczają. 

Dobrze, że oddałam amor do serwisu. Chodzi teraz tak miękko, że czuję się, jakbym kupiła sobie zupełnie nowy sprzęt:) Hamulców niestety nie mogłam do końca przetestować. Miałam za daleko ustawione klamki, co trochę utrudniało mi zabawę w terenie, ale powiem Wam, że .... jest ogień!:)

Jak testować sprzęt, to tylko w trudnych warunkach i oczywiście musiałam wpakować się w błoto;)



Podjeżdżam pod wieżę widokową Radogost. Karkonosze pięknie było dzisiaj widać, ale niestety zdjęcia ze szczytu wieży nie wyszły, bo słońce grzało mi prosto w aparat;/





Następnie wbijam na czerwony szlak, którym dojeżdżam już do Myśliborza. Chwila przerwy na zrobienie słitfoci;)

Lubię takie dożynkowe motywy;)



Przy okazji udało mi się znaleźć nowe kozy w okolicy;) Początkowo nieufne, szybko się do mnie przekonały....i to tak, że wyszły za ogrodzenie! Musiałam więc niestety szybko się ewakuować, bo bałam się, że jeszcze jakiś gospodarz zacznie na mnie krzyczeć, że mu kozy kradnę;)

Bożenka- zaklinaczka kóz;)

Biała koza:



Czarna koza;)



W Męcince spotykam się z Jarkiem i wracamy razem już szosą do Legnicy.

A tak prezentują się moje nowe hamulce;)






  • DST 75.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Czwartek, 15 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 3

Dojazdy do pracy w poniedziałek, wtorek i w czwartek.

Nowy sprzęcik już jest i  nie mogę się doczekać, kiedy go przetestuję w terenie:))



W sobotę lało, więc postanowiłam wykorzystać taką pogodę najlepiej jak się da, czyli.......zabrałam w końcu amor do serwisu!:) Z samego rana  pojechałam do Wrocławia. 

Jeśli mam jechać autem, to nie byle jakim- do Leśnicy Olek podrzucił mnie wypasionym busem Volkswagenem, który niedługo ruszy w długą podróż po Europie:)



W Leśnicy przesiadłam się do tramwaju i z amorem pod pachą pozwiedzałam trochę Wrocław:) Oddałam sprzęt do serwisu i już po godzince był gotowy do odbioru:) Jak się okazało, jego stan nie był aż tak tragiczny, jak mi się wydawało:) -nie był serwisowany od czasu zakupu, czyli jakiś 4 lat, 

Włócząc się po rynku, przypadkowo natrafiłam na stoiska turystyczne. Dostałam mapkę rowerową Szklarskiej Poręby i takiego oto słitaśnego muflona:)



Przy okazji odwiedziłam  Dorotę w jej nowym mieszkanku, a na koniec załapałam się jeszcze na Noc Muzeów w Muzeum Motoryzacji. O północy razem z Markiem i jego znajomymi wróciłam do Legnicy taką furą:) Najcenniejsza rzecz, czyli mój amor leżał sobie na tylnym siedzeniu;)



  • DST 163.00km
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wietrzny wypad do Karpacza

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 9

Dzisiejszy wypad to nie tylko walka z silnym wiatrem, ale przed wszystkim z samą sobą.
To nie było zbyt rozsądne. Wiem. Ale ambicja i miłość do roweru wzięła górę. No to jazda!:)

Początkowy plan: dojechać z Legnicy do Schroniska Łomniczki. Nigdy tam jeszcze nie byłam... Typowy szosowy wypad, bo nowe hamulce jeszcze nie zostały założone. Teren musi poczekać jeszcze z tydzień... Oczywiście jak to zwykle bywa, nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale o tym już za chwilę....:)

Wyruszamy z Jarekiem z Legnicy po 7.00. Odczuwam zupełny brak mocy. Jakaś taka osłabiona dzisiaj i senna jestem. Do tego silny wiatr skutecznie utrudnia jazdę. Ciężko mi się oddycha. Nos zatkany (już ponad dwa tygodnie męczę się z zatokami) ,  przy każdym wdechu wiatr wpada mi do paszczy . Do tego zimno.  Pochmurno. Zaledwie 11 stopni. Uczucie zimna potęgują mroźne podmuchy..
Mam mieszane uczucia. To nie może się udać. Nie dam rady przejechać takiego dystansu. Od początku wycieczki jestem zadziwiająco milcząca. Uśmiech rzadko gości na mojej twarzy. Wraca dopiero po podjeździe pod Stanisławów, kiedy w Pomocnem natykamy się na niedopieszczonego kotka;)

Słit focia z kociakiem:)



I jeszcze jedna:)



Kiciusiowi bardzo spodobał się mój Kubuś:)



Pora ruszać dalej. Marznę. Czarne myśli wracają. Próbuję myśleć o czymś innym. Pogoda nie ułatwia mi zadania. Czasem pojawia się w głowie głos rozsądku: "Głupia jesteś, przeziębisz się jeszcze bardziej. Po co ryzykować? Chcesz znowu brać antybiotyki?". Staram się odpędzić te myśli i skupić się na jeździe. Mięśnie bolą. Nie mam siły przycisnąć. Podjazd pod Lubiechową muszę tym razem zrobić na lżejszych przełożeniach. Dłuży mi się dzisiaj jakoś ten odcinek. Po drodze muszę dwa razy się rozbierać. Temperatura wzrasta, ale wiatr dalej jest mocny i zimny. I jak tu się ubrać!? Nie cierpię takiej pogody, bo wymusza dużo przerw na zmianę ubrań.. A czas leci...



Tuż przed szczytem rośnie sobie takie ciekawe drzewko. Jakieś skojarzenia?;)



Na górze krótka rozkmina. Zjeżdżać do Jeleniej czy nie zjeżdżać? Czuję, że taki dystans przy takim wietrze, kondycji psychicznej i fizycznej to nie najlepszy pomysł, ale z drugiej strony odzywa się ambicja.. Nic nie mówię i czekam na decyzję Jarka. W duchu liczę na to, że postanowi kontynuować wycieczkę. Dobrze myślałam. Jedziemy dalej!:)

Zjeżdżamy do Kapelli. Oczywiście zjazd dzisiaj mega wolny, bo wiatr nie daje się porządnie rozpędzić. Muszę uważać na zjazdach, bo po wymianie klocków przedni hamulec hamuje błyskawicznie, a tylny muszę  bardzo mocno dociskać..  Widoczność na Karkonosze dzisiaj rewelacyjna! 

W Jeleniej Górze wychodzi słońce. Robi się odrobinę cieplej. Mi też na duszy robi się cieplej. Czarne myśli odpływają wreszcie gdzieś daleko. Cieszę się, że jedziemy dalej. Dam radę:)

Takie tam atrakcje po drodze;)



Dojeżdżamy do Mysłakowic. Przez całą drogę marudzę o tym, jak bardzo chciałabym zjeść coś słodkiego, a najlepiej krówki. Zatrzymujemy się pod sklepem i Jarek kupuje worek krówek. Otwieram jedną, a tam....................:)



Co najlepsze, prawie wszystkie krówki miały takie napisy:) 

Pokrzepieni krówkami ruszamy dalej. I tutaj pada decyzja, która zaważyła o realizacji dzisiejszego planu. Mówię Jarkowi, że wyczytałam gdzieś w internecie o czerwonym szlaku pieszym, który prowadzi z Mysłakowic do Karpacza. Trochę się nie zrozumieliśmy i Jarek ostatecznie przystaje na moją propozycję. Najpierw tracimy czas na znalezienie szlaku. W końcu udaje nam się odnaleźć właściwą drogę.

Czerwony szlak początkowo zapowiada się niewinnie- leci głównie po asfaltach i szutrówkach.  Gdzieś po drodze czeka na nas kolejna atrakcja- taki wypas! :)







A później....czerwony szlak robi się nieprzejezdny- tzn. praktycznie nie do podjechania, bo zjazd tędy byłby pewnie dość ciekawy . Tracimy tutaj jakieś 2 godziny, podprowadzając rowery. A czas ucieka...



W pewnym momencie postanawiamy zrezygnować z dalszej jazdy czerwonym i wbijamy na niebieski szlak. Teraz to można przynajmniej jechać!

Po drodze podziwiam takie oto piękne widoczki na Sosnówkę i Podgórzyn:



Dojeżdżamy do kaplicy św. Anny.



Następnie czeka nas bardzo przyjemny kawałek terenowego podjazdu. Ponownie wbijamy na czerwony szlak. Tym razem jednak zjeżdżamy, więc jest o niebo lepiej:)

A miałam nie wjeżdżać dzisiaj w teren:) 





Wyjeżdżamy w Karpaczu. Za dużo czasu straciliśmy na czerwonym szlaku. Już wiemy, że nie wyrobimy się czasowo na Łomniczkę. Tzn. możemy pojechać, ale wracać będziemy po zmroku. Baterie w latarkach słabe. Nie wiem też jak to będzie z moim samopoczuciem. Na zjeździe musiałam założyć czapkę, bo zaczęła boleć mnie głowa od zatok.. Początkowo mocno upieram się, żeby podjechać jednak do schroniska- przecież to już niedaleko, wrócimy po ciemku. Ostatecznie Jarkowi udaje się wyperswadować mi ten pomysł z głowy. Lepiej pojechać tam jak będzie więcej czasu, niż tylko wjechać, cyknąć fotkę i od razu się zawijać do domu..

No to chociaż podjedźmy pod Wang! I tak też robimy:)




Chwila zadumy. Myślę o naszym wypadzie z Legnicy na Śnieżkę sprzed dwóch lat. Pamiętam jak pod Wang dojechaliśmy jeszcze w nocy. Hmmm.. Trzeba to powtórzyć niedługo:)



Pora wracać! Po drodze zatrzymujemy się u pewnego sympatycznego sprzedawcy oscypków. Zajadamy się oscypkami z grilla i rozmawiamy. Oscypki są produkowane z mleka owiec wypasanych na Kapelli i Lubiechowej. Pan dzieli się z nami informacjami, jakimi to skrótami można dojechać z Karpacza do Legnicy. Niektórych nie znamy.

Z Karpacza zjeżdżamy elegancką szosą do Podgórzyna. 



Wiatr na szczęście już nie jest tak silny. Zmienił się też kierunek. O wiele lżej teraz się kręci!:) Dość sprawnie idzie nam podjazd pod Kapellę i powrót do Legnicy.

Kiedy dojeżdżamy do Muchowa zaczyna lekko kropić. Zapowiada się na burzę. Stąd krótka przerwa na szybki zastrzyk energii i powrót do domu:)


Kiedy dojeżdżamy na Słup, zaczyna już się ściemniać. Nigdy tutaj nie byłam wieczorem. Wszyscy spacerują przy zbiorniku w ciągu dnia, a najciekawiej jest tutaj właśnie wieczorem. Światła latarni, żabie koncerty- całkiem nastrojowo.



Wiatr zupełnie ustaje. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku dojeżdżamy do Legnicy i jedziemy do centrum na kebaba. Kiedy kończymy jeść zaczyna padać drobny deszcz. Teraz to już może padać:)

Wycieczka udana, wiatr trochę pokrzyżował plany, ale ostatecznie udało się zrobić całkiem fajny wypad:)

Później dodam jeszcze ślad gps:)
Kategoria Ponad 100, Karkonosze


  • DST 160.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy, czyli konwalie, wyścig kolarski i na ratunek ptaszkowi:)

Piątek, 9 maja 2014 · dodano: 09.05.2014 | Komentarze 6

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku.

W tym tygodniu nie miałam za wiele czasu, żeby wyskoczyć gdzieś dalej na rowerze. Zresztą infekcja, którą załapałam tydzień temu- po majowym wypadzie rozwinęła się jeszcze bardziej, zaatakowała mi trochę zatoki i pojawił się mokry kaszel.  Ale i tak nie żałuję, bo było warto:) Wydolność trochę spadła, ale na szczęście jest ciepło, więc mogę śmigać:)

Chociaż mało w tym tygodniu kręcilam, to tydzień obfitował w  liczne atrakcje.

We wtorek pojechałam do pracy dwa razy- za drugim- na zebranie z rodzicami. Wracając, zgadałam się z Jarkiem i wyskoczyliśmy na chwilę do Dunina nazrywać konwalii:) Uwielbiam te kwiaty i ich zapach:) Teraz całe mieszkanie mi pięknie pachnie:)

Konwalie mają tak intensywny zapach, że docierają nawet do mojego zatkanego nosa:)



Dawno nie było żadnych słit foci, więc już zapodaję kilka:).....

Na początek żabka, którą udało mi się złapać w trawie:)



Po drodze oczywiście musiałam odwiedzić moje kozy:)



Młoda kózka robi się już coraz śmielsza:)



W środę z kolei pobiłam mój rekord powrotu z pracy do domu. Siedziałam do 19.00 na szkoleniu, kiedy zadzwoniła do mnie Ania i powiedziała, że razem z Jarkiem  są na mieście i oglądają  wyścig Szlakiem Grodów Piastowskich. Pędziłam jak szalona, jeśli szaloną można nazwać jazdę na Bergamoncie:)  Udało mi się zdążyć na sam finisz, a właściwie obejrzałam ostatnie cztery okrążenia:)

W piątek natomiast- uratowałam ptaszka:)  Jadąc do pracy zauważyłam ptaka na drodze. Myślałam, że się poderwie, kiedy przejadę obok. Nic się takiego nie wydarzyło, więc zawróciłam i złapałam go.



Nie wiedziałam za bardzo, co mam z nim zrobić....Wiedziałam na pewno, że nie mogę go zostawić na drodze. Wzięłam więc małego do jednej ręki i pojechałam do pracy. Zapomniałam jednak zmienić bieg na lżejszy, więc podjazd robiłam tym razem na ciężych przełożeniach. A ptaszek umilał mi drogę ćwierkając co chwilę;) Dojechałam tak z ptaszyną do przedszkola, gdzie zrobił furorę wśród dzieci. Włożyłam go do pudełka. Mój tato miał go zabrać później autem, ale na szczęście okazało się, że mały drozd wypadł z budki lęgowej, która znajduje się na działce mojej koleżanki z pracy! I tak ptaszek wrócił szczęśliwie do swojego domu:)