Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:1018.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:15
Średnia prędkość:22.10 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:63.66 km i 2h 37m
Więcej statystyk
  • DST 25.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy

Poniedziałek, 31 marca 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 2

Zazwyczaj dodaję sumę dojazdów z tygodnia, ale ponieważ 31 marca wypadł w poniedziałek, więc rozbiłam wpis na dwa, żeby nie przekłamać statystyk:)

I krótka historia na koniec:

Dojeżdżam do pracy na 6.30. Zajeżdżam pod przedszkole. Po drodze spotykam mamę prowadzącą bliźniaczki ku wejściu.

- Dzień dobry!- krzyczę
- Dzień dobry! - odpowiada mi mama. I po chwili mówi do córek:
- Jutro Wy też przyjeżdżacie do przedszkola rowerem.
   A dziewczynki:
- Nieeee.....!!.:)



  • DST 83.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Terenowo po Chełmach

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 23

Dzisiaj również lajtowo, ale za to z większą dawką terenu..

Na początek podjazd szutrami pod Górzec. Na zjeździe do Pomocnego czeka nas slalom między... żabami! Dawno nie widziałam tyle żab (ropuch?) w jednym miejscu! ...z czego co najmniej połowa już niestety w formie rozjechanych placków;/  

Ta ropucha była trochę niepocieszona, bo.....



....przerwaliśmy jej zabawę:)



W końcu postanowiła trochę ochłonąć:



A my jedziemy dalej. Z Pomocnego odbijamy na szutrówki w pobliżu Siedmicy. I po chwili....czeka nas kolejne bliskie spotkanie ze zwierzętami. Tym razem przez drogę przebiega nam stado łań i jeleni. Wokół natychmiast unosi się ich specyficzny zapach.

Jedna z łań efektownie przeskakuje przez ścieżkę:



A może to była raczej super łania? :)



I jeszcze filmik na dokładkę:)


Po chwili to samo stado ponownie przecina nam drogę! Ale to nie koniec...Mija zaledwie kilka minut i przez drogę znowu przebiega nam już inna, ale równie spora grupka jeleni! Co te zwierzęta dzisiaj takie pobudzone? :) Pewnie poczuły już wiosnę:) Takie rzeczy to tylko w Chełmach:)

Zaczyna robić się tak ciepło, że po raz pierwszy w tym roku jadę w krótkich spodenkach:) Niedługo tego pożałuję, ale o tym za chwilę....:)



Zajeżdżamy do Wąwozu Siedmickiego.



Niestety szlak jest bardzo zarośnięty. Klnę pod nosem, bo co chwilę jeżyny i ostre gałęzie przecinają mi do krwi nogi. Ból poczuję jednak dopiero podczas prysznica:) Po godzinie błądzenia i przedzierania się przez ostre chaszcze- w końcu odpuszczamy sobie i wracamy z powrotem na ścieżkę. Jedziemy do Grobli. Tutaj podjeżdżamy do Schroniska PTTK - chaty o ciekawej nazwie- Poganka. 



Może kolejną imprezę zorganizować dla odmiany w tej chatce?:)



Wracamy i tym razem podjeżdżamy pod wieżę widokową Radogost. Krótka przerwa na górze. Niestety widoczność dzisiaj była kiepska.



Następnie czeka nas całkiem fajny, sztywny zjazd. Udaje mi się tutaj po raz pierwszy wykonać wąski zakręt bez podpórki:)

Wbijamy na czerwony szlak. Nie dojeżdżamy jednak do Myśliborza. Robię się głodna, a nie mamy pieniędzy. Asfaltem ciśniemy więc przez Paszowice do Jawora. Wybieramy kasę w bankomacie i wracamy się do Myśliborza.

W Kaskadzie wciągamy podwójną porcję pierogów myśliborskich. Po pięciu dniach głodówki, w końcu...zaczęłam mieć apetyt!:)

Z Myśliborza wracamy już standardowo przez Słup do Legnicy. Rzepak już kwitnie:) 





  • DST 58.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Okolice Leszczyny

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 5

Po dłuższej, obowiązkowej przerwie spowodowanej chorobą w końcu mogłam wyjść na rower! Dziwne uczucie. Nogi jak z waty. Jakbym co najmniej nie jeździła od kilku miesięcy.  Chociaż w sumie nic dziwnego- mięśnie trochę się zastały...Jelitówka mocno mnie osłabiła, więc dzisiaj lajtowym tempem pojechaliśmy do Leszczyny. Na wszelki wypadek zabrałam do plecaka papier toaletowy:) 

Jedziemy przez las koło huty. Chwila przerwy, żeby nakarmić koniki:



W Duninie odbijamy w polną drogę, która prowadzi nas aż do Winnicy.  

Jak przyjemnie znowu oddychać przez nos! Wiosna pachnie pięknie!:) To zdjęcie to prawdziwa siłit focia- wokół aż roiło się od pszczół:)



Za Krajewem postanawiamy obczaić jedną ze ścieżek prowadzących w stronę lasu. Początkowo jedzie się całkiem spoko, ale tylko do pewnego momentu...później ścieżka urywa się i musimy sami wytyczyć sobie drogę przez zarośla:



Ostatecznie wyskakujemy tuż koło Leszczyny. Postanawiamy jednak po raz kolejny troszkę poeksplorować.. i tym razem zapuszczamy się do lasu. Chwilę kręcimy się po leśnych pagórkach...





przejeżdżamy przez strumyk....



i.....lądujemy na drzewie! :)



Jarek za to doskonali technikę jazdy po wielgachnych kłodach:)





Czerwony szlak wyprowadza nas pod skansen w Leszczynie.



Następnie podjeżdżamy pod radiostację, chociaż miałam sobie dzisiaj odpuścić podjazdy,ale jak zwykle nie wyszło. I dobrze!:)

Z radiostacji czeka nas kiepski zjazd, bo niestety pod wiatr. 

Po drodze zrywam kilka żonkili:



A w Duninie....niespodzianka! Pojawiła się mała, słodka kózka! :))) 



Przyjemny, lajtowy wypad. Nie zmęczyłam się, ale aktywnie wypoczęłam i o to chodziło! Niedługo znów będę mogła mocniej kręcić, jak nabiorę więcej sił:) 





  • DST 76.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosenne przesilenie

Piątek, 21 marca 2014 · dodano: 27.03.2014 | Komentarze 18

Jeśli nie ma mnie długo na bs to powód jest tylko jeden- choroba....
W poniedziałek załamała się pogoda, więc dzieci zaczęły przychodzić z katarem do przedszkola. No i w czwartek katar załapałam również ja! Niestety, jak to ostatnio bywa, dosyć szybko infekcja przeniosła mi się na zatoki . Weekend przesiedziałam w domu, w poniedziałek poszłam do pracy, a potem na....zwolnienie! Dopadł mnie jakiś wstrętny-zmutowany wirus- krzyżówka zwykłej grypy z gorączką i okropnym bólem mięśni (zwłaszcza czworogłowego i łydki- cwaniara wiedziała, gdzie skutecznie uderzyć!;) We wtorek szybko przeistoczyła się w jelitówkę, która skutecznie unieruchomiła mnie na dwie doby w łóżku.  Plus jest taki, że ważę teraz pewnie z kilogram mniej:)

Ale, ale...nie będę już smęcić na blogu, bo jest wiosna i trzeba się cieszyć! Dzisiaj czuję się już lepiej. Zaczynam chodzić po mieszkaniu, słuchać muzyki, jem banany i piję elektrolity:) Przede mną perspektywa pięknego, ciepłego weekendu i to dodaje mi sił! Otworzyłam Tymbarka, a tam napis : TERAZ MOŻE BYĆ JUŻ TYLKO LEPIEJ:) I tego się trzymam!!

Dystans uwzględnia dojazdy do pracy w czwartek i piątek plus 40 km, które wykręciłam w czwartek po pracy - kierunek : Słup i Dunino. Na koniec urocze dziczki:)




  • Aktywność Jazda na rowerze

Moje rowerowe początki, czyli krótka historia o kręceniu:)

Niedziela, 16 marca 2014 · dodano: 16.03.2014 | Komentarze 15

Niedawno obchodziłam hucznie moje 27 urodziny- ale ten czas leci!;) W związku z tym, wpadłam na pomysł odbycia małej podróży sentymentalnej i opisania mojej rowerowej historii, czyli jak to się wszystko zaczęło kręcić..

Cofnijmy się do roku 1989 :) Mam wtedy dwa lata. Już wtedy ciągnęło mnie do przyrody i podróży. Podczas wczasów nad Bałtykiem ponoć często uciekałam rodzicom i biegłam do lasu na wydmy, żeby pogapić się na morze. 
To także w tym wieku okazałam się być już dość mocno wytrzymałą osóbką i kto wie, może właśnie wtedy zaraziłam się rowerowym bakcylem.  Rodzice posiadali wówczas dość fajne jak na tamte czasy rowery trekkingowe. Pewnego dnia, wpakowali mnie do wiklinowego koszyka, zabrali mleko, zapas pieluch i wyruszyli z Legnicy do Książa. W drodze powrotnej rozszalała się burza. Wszyscy zmokli do suchej nitki, łącznie z małą Bożenką, która ani razu nie marudziła w trakcie jazdy, a wręcz odwrotnie była bardzo zadowolona z tak długiej przejażdżki. Zmoknięta,w twardym koszyczku przejechała dzielnie ok. 80 km:)

Mój pierwszy rower dostałam po starszym bracie. Zabawna trójkołowa hybryda- połączenie samochodu i rowerka.

Kolejne wycieczki rowerowe odbywałam przede wszystkim na ramie dziadkowej Ukrainy. Spędzałam u dziadków na wsi całe wakacje, bo zawsze ciągnęło mnie bliżej natury. Z wiadrami uwieszonymi na kierownicy jeździliśmy za wioskę. Dziadek ścinał pokrzywy dla kur,ja - szukałam ślimaków w okolicznych, przydrożnych rowach.

Kolejny rower, z doczepianym kółkami, w kolorze różowym o wdzięcznej nazwie Reksio- dostałam od kuzynki, która otrzymała na komunię w prezencie "górala". Wyglądał identycznie jak ten na zdjęciu. Z czasem systematycznie upiększałam go, wylepiając całą ramę różnorodnymi naklejkami.

Na zdjęciu ja z mamą i starszym bratem:)



Nie pamiętam dokładnie, kiedy nauczyłam się jeździć, ale wiem, że przebiegło to dość szybko i załapałam po kilku minutach. Dziadek wziął kij  i już po chwili zaczęłam kręcić pierwsze, samodzielne kółeczka po podwórku.

Razem z kuzynką, bratem oraz psem Miśkiem często wybieraliśmy się na przejażdżki po lesie. Najlepsza zabawa zaczynała się jednak tuż po opadach deszczu. Zakładaliśmy kalosze i jechaliśmy za oborę, gdzie na polnej drodze znajdowały się największe i najliczniejsze kałuże. Rozpędzaliśmy się, unosząc do góry nogi i staraliśmy się przejechać, nie schodząc z roweru. Radochy było co nie miara. Tylko babcia miała potem dużo prania...:)

Kolejny rower, używany, ni to góral ni trekking firmy Trek udało się nabyć rodzicom po okazyjnej cenie. Używałam go na spółkę z braćmi, więc czasem toczyliśmy o niego prawdziwe boje:)

Z czasem starszy brat przestał jeździć, a młodszy- dostał na komunię w prezencie makrokesza o wdzięcznej nazwie Tiger. Ja tymczasem jeździłam w okolicach wioski na przymałym już rowerze.

Wszystko zaczęło zmieniać się, kiedy młodszy brat kupił już sobie wypasioną szosę. Tiger dostał się w moje ręce (nogi?). Chociaż rama była sporo za duża to nie narzekałam i jeździłam prawie codziennie kąpać się na Spaloną, pokonując 20 km dzienie. Wydawało mi się to wtedy mega dystansem:)
Wykręciłam na Tygrysie nawet 100 km, kiedy to pojechałam z Legnicy na wycieczkę do Myśliborza, ale było to już w 2011 roku:)



Aż w końcu nadszedł ten moment, i w 2009 roku,  w wieku 22 lat, dostałam mój pierwszy rower! Używana Merida, na ramie 18 cali i dość dobrym osprzęcie. Jak lekko mi się jechało!  Tylko trochę plecy bolały... Na rowerze tym pojechałam na moje pierwsze rowerowe wakacje- wzdłuż wybrzeża Bałtyckiego. Okazało się, że pokonywanie dziennie dystansu ok. 70 km z sakwami nie było specjalnym wyczynem, ale jakąż sprawiało mi to frajdę! Po tym wypadzie wkręciłam się już na dobre. Zaczęłam kolekcjonować książki podróżnicze o tematyce rowerowej. Marzyłam o kolejnych wyprawach. Poznawanie świata z rowerowego siodełka, spanie w namiocie, obcowanie z naturą- dostarczało niezapomnianych przeżyć. I wciąż miałam ochotę na więcej...



Wtedy jeszcze nie jeździłam w kasku, a w mojej ulubionej różowej czapeczce:)





Jak widać na poniższym zdjęciu-  od zawsze uwielbiałam słit focie ze zwierzątkami:)



Tego samego roku wybrałam się na wycieczkę do Jakuszyc. Oczywiście dojazd w góry samochodem. Pojechałam do Chatki Górzystów. Padł pomysł, żeby podjechać jeszcze wyżej. Spróbowałam i...poddałam się. Dojechałam umęczona. Stwierdziłam, że jazda po górach to nie dla mnie - wolę zdobywać szczyty pieszo (wówczas bardzo dużo chodziłam po górach, potrafiłyśmy np. z mamą przejść jednego dnia całe pasmo Karkonoszy - 35 km). Ale życie często nas zaskakuje i pisze niesamowite scenariusze....:)

Rok później, w 2010 roku odsprzedałam Meridę koledze i kupiłam kolejny rower- leciutki, o ślicznym błękitnym kolorze, z ramą 16 cali, firmy BMC. Komfort jazdy w porównaniu do poprzednich jednośladów- niesamowity. Nogi same kręciły:) Latem kolejna wyprawa z sakwami, cel- Mazury i Podlasie. Tym razem pokonywałam po 100 km dziennie i nie było to zbytnio męczące. Padł też rekord 120 km w jeden dzień! Byłam taka dumna z siebie...Przejechałam w niecałe dwa tygodnie ponad 1000 km i kiedy wróciłam do Legnicy postanowiłam..... ponownie wybrać się do Jakuszyc i zmierzyć się z tym samym podjazdem, który pokonał mnie rok temu. Walkę wygrałam. Nie dość, że podjechałam bezproblemowo, to zjechałam jeszcze do Świeradowa i zaliczyłam asfaltowy podjazd do Chatki Górzystów- co prawda na młynku i z dwoma przerwami po drodze, ale duma mnie rozpierała:) Krzyczałam na górze z radości i wykonałam taniec zwycięstwa:) Od tej pory już nie wyobrażałam sobie wycieczek bez podjazdów. Zaczęłam zaliczać okoliczne szczyty. Podjechałam Przełęcz Karkonoską ( z dwiema przerwami po drodze), Ślężę oraz Śnieżnik. Szybko zapałałam miłością do terenu. 

Wakacyjnie na Mazurach....



...i na Podlasiu:)



A tutaj w Puszczy Białowieskiej.... Kto wie? Może rzeczywiście dostałam dzięki temu miejscu niezłego powera:)



Po wyprawie z sakwami przyszedł czas na teren i podjazdy..

Na dobry początek wypad w Jakuszyce:)



Podczas podjazdu pod Karkonoską...



Przełęcz zdobyta po raz pierwszy!



Ślęża również zaliczona:) 



Masyw Śnieżnika- wtedy jeszcze zamiast goretex-ów jeździłam w moim nieoddychającym, stylowym płaszczyku przeciwdeszczowym:)



Po zjeździe z Wielkiej Sowy:



Jesienią zdarzył się bardzo przykry dla mnie incydent, a mianowicie- skradziono mi mój rower. Przypięłam go na godzinę, a kiedy wróciłam zastałam pusty stojak! :( Załapałam lekką deprechę. Dwa dni przeleżałam w łóżku, płacząc i tęskniąc za moim rowerem. Wzbudziło to litość moich rodziców i dostałam od nich część pieniędzy na nowy rower. Dodam, że w tym czasie jeszcze studiowałam i z wyjątkiem pieniędzy zarobionych na udzielaniu korepetycji z francuskiego- nie stać mnie było na tak drogi zakup. 

Chciałam kupić używany rower, ale okazało się, że dobre, używane ramy 16-calowe nie są zbyt popularne na allegro. Kupiłam więc najpierw rower miejski za 300 zł- mojego wdzięcznego Józia. Przejechałam na nim cały Wrocław wzdłuż i wszerz.Kręciłam nawet zimą przy - 20 stopniach i nierzadko po śniegu. To właśnie wtedy odkryłam stronę bikestats. Pomyślałam, że fajnie byłoby się zapisać- a nuż poznam jakiś fajne osoby, z którymi będę mogła śmigać. Zapisałam się jednak dopiero rok później....

Tuż po zakupie Józka:



Pierwsza zimowa jazda odbyła się właśnie na Józiu:)



W listopadzie odwiedziłam sklep rowerowy we Wrocławiu, gdzie czekał na mnie mój piękny, przeceniony o 1000 zł Cube (jest to kolejny powód, dlaczego cieszy mnie mój niski wzrost-  bardzo często udaje mi się dorwać coś po przecenie). Skamłałabym jednak, gdybym napisała, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Bardzo przywiązuję się do moich rzeczy i niechętnie dokonuję zmian. W pamięci ciągle miałam mój błękitny rower. Spędziłam w sklepie ponad godzinę wahając się z zakupem, ale w końcu zdecydowałam się i od tej pory stanowimy z Cubem nierozłączną parę. I nie będzie to przesadą, kiedy stwierdzę, że to był jeden z najlepszych wyborów w moim życiu.

 Po zakupie Cuba  część nowego osprzętu poszła na aukcję. Zakupiłam nowe (z wyjątkiem używanej korby), lekkie komponenty, żeby odchudzić rower. Udało się. Zgubił  ok. 2 kg. Zakupiłam też  buty spd. Pierwsza jazda dosyć niepewna. Trochę się stresowałam. Ale obyło się na szczęście bez gleb. No dobra. Może z wyjątkiem jednej...
To była moja pierwsza jazda na Cubie. Pierwszy wyjazd na miasto....na pasach czołowe zderzenie z innym rowerzystą... Buuum!- oberwałam kierownicą w brzuch aż słabo mi się zrobiło, po czym wylądowałam kilka metrów dalej tuż przed nadjeżdżającym autem. Wstałam, otrzepałam się i szybko podleciałam do Cuba, żeby sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Na szczęście i on i ja wyszliśmy z tego cało. Cube przeszedł prawdziwy chrzest bojowy! :)

W maju 2011 roku pojechałam na pierwszą, rowerową, zagraniczną wyprawę. Tym razem mój wybór padł na Korsykę- piękną, słoneczną, i przede wszystkim bardzo górzystą wysepkę. Podjazdy pokonywałam bardzo sprawnie, ciesząc się z każdej zdobytej przełęczy. To były idealne wakacje- słońce, kąpiele w morzu, spanie na dziko w namiocie, duuużo przewyższeń, a  do tego cudne widoki!







Po powrocie z Korsyki powróciłam do jazdy w terenie. Rozpoczęłam zdobywanie kolejnych szczytów. Już wtedy ustaliłam pewną zasadę : podjazd z odpoczynkami po drodze to podjazd niezaliczony:) Tym razem udało mi się wjechać na Śnieżkę, Szrenicę, Stóg Izerski i kilka innych.  Oczywiście wówczas szczyty zdobywałam jeszcze bez długich dojazdów z Legnicy.

Pierwszy raz na Śnieżce:



Pierwszy raz na Szrenicy:





Przełęcz Okraj podjechałam cała przemoczona, bo strasznie wtedy lało:)



I jeszcze Jakuszyce w listopadzie:



Nadeszła zima. Przeprowadziłam się do Legnicy i zaczęłam odczuwać lekką samotność. Nie miałam z kim jeździć, a długie, samotne wycieczki jeszcze wtedy mnie przerażały. I tak zaczęłam się powoli rozkręcać.. Najpierw zapisałam się na legnickie forum rowerowe. Dałam ogłoszenie, że szukam towarzyszy do jazdy. Potem postanowiłam, że założę blog na bikestats. I tutaj kończy się już jedna historia, a zaczyna druga, którą już znacie:) Czas napisać kolejny rozdział....


  • DST 38.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Luźna przejażdżka po pracy

Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 15.03.2014 | Komentarze 4

O 16.30 wychodzę z przedszkola i zastaję Olka na boisku. Umówiliśmy się dzisiaj na krótką przejażdżkę Trzeba korzystać z ostatniej chwili ciepła aż do zmroku:) Z Legnickiego Pola jedziemy w stronę Jawora.  

Po drodze Olek zauważył taką oto śmieszną wysepkę na stawku z małą altanką:




Olek stwierdził, że musi tam ostro śmierdzieć latem:)



Dojeżdżamy do Jawora, przebijamy się przez miasto i główną drogą docieramy do Męcinki. Następnie odbijamy na Słup. 

Słońce chowa się już za Górzcem:



Kiedy dojeżdżamy do Legnicy jest już po zachodzie i zapada mrok.  Szkoda, że na jutro takie fatalne prognozy, bo miałam już zaplanowaną super wycieczkę. Trudno, może za tydzień się uda...Przynajmniej udało się dzisiaj spędzić trochę czasu na rowerze:) 

Ostatnio dziewczyny w pracy żaliły się, że niepotrzebnie myły w weekend okna, bo teraz ma padać. Ja nie umyłam okien, ale schowałam za to  trenażer:) Trzeba go będzie znowu wyciągnąć:)



  • DST 100.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 15.03.2014 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku.
Już niedługo skończą się nocne tzn. poranne dojazdy do pracy. Światło powoli wypiera mrok. O 5.30, kiedy wychodzę z domu, jeszcze króluje ciemność, ale tuż po wyjeździe z Legnicy zaczyna świtać.Podczas podjazdu pod Legnickie Pole mogę już zgasić światła i podziwiać piękne wschody słońca:)




  • DST 17.50km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Imieninowo- rozjazdowo

Czwartek, 13 marca 2014 · dodano: 13.03.2014 | Komentarze 4

Dzisiaj miałam na drugą zmianę, więc o 16.30 wyjechałam dopiero z Legnickiego Pola. W Koskowicach spotkałam się z Moniką na farmie wiatrowej:



Razem pojechałyśmy przez Grzybiany do Ziemnic obczaić taki oto ciekawy znak. Legnickie morsy;p



Takie tam ze znakiem:)




I jeszcze jedna słit focia z morsem:)




A potem już przez miasto do centrum.


  • DST 70.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 22.70km/h
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stanisławów, Myślibórz

Środa, 12 marca 2014 · dodano: 12.03.2014 | Komentarze 0

Szybka rundka po pracy. W końcu się wyspałam (wstaję o 5.00 rano:) i postanowiłam zrobić dzisiaj dłuższy wypad. Szkoda nie korzystać w pełni z tak pięknej pogody:)

Z Legnicy wałem, a potem przez Babin i Winnicę na Stanisławów. Następnie uderzam do Pomocnego, a potem szybki zjazd do Chełmca. W połowie zjazdu przez drogę przebiega mi czarny kot. Jestem trochę przesądna, więc od razu daję ostro po hamulcach . Na szczęście po chwili przejechało tamtędy auto. Trochę szkoda było mi przerwać taki szybki zjazd, no ale cóż....:))

Dojeżdżam do Piotrowic i odbijam na drogę w stronę Myśliborza. Robię podjazd pod Myślinów. Nadjeżdżający z naprzeciwka starszy Pan na szosie pozdrawia mnie i krzyczy "Brawo!":) Chyba mnie skutecznie motywuje tym pozdrowieniem, bo od razu mocniej naciskam na pedały:)

Dojeżdżam do końca podjazdu i ponownie zjeżdżam do Chełmca, a potem szutrami wracam przez Męcinkę, Słup i Bielowice do Legnicy.



  • DST 40.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lajtowo po pracy

Wtorek, 11 marca 2014 · dodano: 12.03.2014 | Komentarze 6

Lajtowym tempem po pracy podjechałam szutrami Górzec. Potem zjazd do Bogaczowa i powrót przez Słup do Legnicy.
Po drodze na niebie dostrzegłam dwa bociany- wiosna zaczęła się już na dobre!:)