Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Inne góry

Dystans całkowity:782.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:15:27
Średnia prędkość:11.94 km/h
Suma podjazdów:9233 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:60.15 km i 3h 51m
Więcej statystyk
  • DST 25.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 10.14km/h
  • Podjazdy 1107m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślęża z ekipą:)

Sobota, 31 października 2015 · dodano: 07.11.2015 | Komentarze 3

Kolejny wypad z ekipą z Jawora:)

Najpierw podjeżdżamy na Ślężę. Piękna pogoda dzisiaj. Od rana śmigam więc na krótko. Ale na dole już tak fajnie nie jest- wszystko ukryte pod ołowianymi chmurami:



Chcę zrobić zdjęcie z wieży widokowej, ale niestety teraz jest w remoncie. Ale widoki boskie:) Spod grubej pierzyny chmur wynurzają się tylko szczyty gór.

No i obowiązkowa sesja musi być:)





Potem zjazd czerwonym, na który namawia nas Marcin. Odradzam, ale bezskutecznie. I mam rację, bo zjazd ten zdecydowanie pod enduro bardziej i dopiero od połowy można coś tam zjeżdżać.

Kolejny podjazd na Ślężę. Tym razem proponuję zjazd innym czerwonym, który mi pokazała w marcu Emilka. No i już jest lepiej! Ale zjazd do wieżycy nadal poza moimi możliwościami...W dodatku jest teraz spooooro liści, które potrafią  nieźle namieszać:)
Za to podjazd pod wieżycę bez wypięcia...ale dopiero za trzecim podejściem. Koło strasznie mi buksuje na tych kamieniach, klnę pod nosem...ale czuję, że jest  w moim zasięgu i w końcu się udaje:)



Potem dojeżdżamy czarnym szlakiem na parking. Piękna ta jesień ! Niebezpieczna trochę, ale taka piękna:)





Na parkingu rozdzielamy się i jadę z Krzyśkiem na Radunię.

Jestem ciekawa tego końcowego podjazdu. Niestety, nie udaje mi się. Próbuję chyba z dziesięć razy. Śliski jest skubany! I w dodatku te liście jeszcze stanowią dodatkowe utrudnienie...Próbowałabym dalej, ale czas nas goni, bo chłopaki chcą szybciej wrócić...więc lekko rozczarowana odpuszczam sobie dalszą walkę...Jeszcze tutaj wrócę i się z nim rozliczę! :)



Z Raduni wybieram opcję zjazdu singlem, o którym słyszałam i chciałam obczaić, jak wygląda. Niestety o tej porze roku to raczej kiepski pomysł- wszystko pokryte grubą warstwą liści. Już po chwili zrzuca mnie z roweru, a jest tak stromo, że wsiąść już potem nie mogę, więc reszta to butowanie, a raczej ześlizgiwanie się na dół po liściach:)

Dojeżdżamy na parking i wracamy do Legnicy. Mam lekki niedosyt jazdy, pośmigałabym jeszcze, ale dzień i tak bardzo pozytywnie spędzony:)

Kategoria Inne góry


  • DST 61.50km
  • Czas 04:56
  • VAVG 12.47km/h
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masyw Śnieżnika - dzień 2

Niedziela, 30 sierpnia 2015 · dodano: 10.09.2015 | Komentarze 3

Rano trochę ciężko wstać po wczorajszej imprezie, ale jakoś w miarę sprawnie mi to idzie i o 10.00 zasiadamy do wspólnego śniadania. Część grupy idzie połazić po górach, a my z Grześkiem znowu wbijamy w teren. 

Na początek robimy podjazd do Schroniska pod Śnieżnkiem. Dzisiaj obstawiam tyły. No, przynajmniej na początku. Chyba wczoraj za dużo wina wypiłam i dzisiaj brakuje trochę mocy:) Grzesiek odskakuje mi na podjazdach....

...ale za to zjazdy...wychodzą mi dzisiaj o wiele lepiej!:) Widocznie na lekkim kacu jestem mniej spięta. Widać to zwłaszcza na kamienistym zjeździe. Zjeżdżałam nim kilka miesięcy temu i pamiętam, że sobie wtedy pomyślałam "Ja tego nigdy nie zjadę!". A jednak! I to bez żadnej podpórki:) Na dole piąteczka. Dumna z siebie jestem. Jest progres! :)

A potem pora na cudny singiel- zielony szlak graniczny. Rewelacja! 

W Stroniu przerwa pod Biedronką na colę i lody. Jeszcze tylko dosyć długi podjazd i ponownie zajeżdżamy pod chatkę. Dodam, że znajduje się ona w zupełnie nieturystycznym miejscu- jest to takie miejsce tylko dla wtajemniczonych, co bardzo mi się podoba:) Jest tu tak dziko i pięknie. Uwielbiam takie miejscówki!:)




Pora wracać do domu. Żegnamy się z częścią ekipy. Ja wracam razem z Dagmarą, bo okazało się, że ona też jest z Legnicy. 

Do domu wracam późnym wieczorem. To był cudowny i bardzo intensywny weekend! Super towarzystwo, klimatyczna chatka, piękne widoki i super zabawa w terenie:) Muszę to jeszcze kiedyś koniecznie powtórzyć!:) Idealne zakończenie wakacji:)

Kategoria Inne góry


  • DST 55.00km
  • Czas 04:47
  • VAVG 11.50km/h
  • Podjazdy 2145m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masyw Śnieżnika- dzień 1

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 10.09.2015 | Komentarze 9

Plany na weekend miałam trochę inne..W czwartek dzwoni do mnie Grzesiek z propozycją wyskoczenia wraz z jego znajomymi do myśliwskiej chatki nieopodal Śnieżnika. Długo się nie waham i  szybko zmieniam moje plany:)

Do Wrocławia jadę już w piątek wieczorem. Na dworcu czeka na mnie Grzesiek z Magdą. Pakujemy się do auta i jedziemy w stronę Stronia. Zostawiamy auto w lesie, a potem wbijamy do położonej nieco wyżej uroczej chatki. Nie ma tutaj prądu ani wody, ale jest za to miejsce do spania, tipi i mega pozytywny właściciel chatki Stachu:) No i żyją też tu popielice, które w nocy trochę przeszkadzają mi w spaniu:)

Siedzimy sobie do późnego wieczora przy piwie..Fajnie zaczyna się ten weekend!:)



A rano szybkie śniadanie i razem z Grześkiem wskakujemy na rowery, żeby pobawić się trochę w terenie. W tym roku Grześkowi udało się przejechać Sudety MTB Challenge, które zamierzam zrobić w przyszłym sezonie. Pokazuje mi więc jeden z etapów wyścigu. Atrakcji na trasie nie brakuje- są fajne podjazdy (szczególnie ten pod Mały Śnieżnik) i trudne zjazdy- zwłaszcza zjazd z Marii Śnieżnej czy kamienisty zjazd z Czarnej Góry. W niektórych miejscach włącza mi się blokada, ale Grzesiek pokazuje mi, którędy mam jechać i udaje się- zjeżdżam niektóre, naprawdę trudnych fragmenty. Na podjazdach czuję z kolei moc- przez całą drogę ścigam się z Grześkiem:)

Na koniec zajeżdżamy jeszcze do knajpy na piwo i naleśniki ze szpinakiem, a potem długi podjazd i wracamy do chatki. Przybyli nowi goście. I przywieźli ze sobą ciasto drożdżowe!:) Najpierw nieśmiało proszę o kawałek, a potem wcinam chyba z pół blachy:)

Stachu każe mi wziąć prysznic, bo to ponoć lepiej dla mięśni:) Tłumaczę, że ja i 18 dni bez prysznica mogę wytrzymać, a co dopiero jeden dzień....No ale bezskutecznie:) I całe szczęście! Dostaję wiadro z podgrzaną na piecu wodą i biorę prysznic polowy. Najcudowniejszy prysznic w moim życiu! Akurat zachodzi słońce i przebija się nieśmiało przez świerki. Ptaki śpiewają, I jeszcze te góry w tle! I zapach lasu...Niesamowite doznania zmysłowe i estetyczne! :) 

Jedno wiadro wody i tyle szczęścia:)



A potem jest jeszcze ognisko z kiełbaskami i rozmowami przy winie:) W lesie panuje mega klimat- księżyc w pełni, sowy huczą.. Szkoda, że wakacje już się kończą....
Kategoria Inne góry


  • DST 43.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 13.16km/h
  • Podjazdy 1331m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd w Górach Stołowych

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 10.08.2015 | Komentarze 2

Jakiś czas temu na fb napisał do mnie Grzesiek. Spytał się, czy nie chcę jechać z nim i jego kolegą na nocny rajd na orientację..Uwielbiam takie spontany, więc zgodziłam się praktycznie od razu!:) Tylko, że...my się w ogóle nie znamy:)

Żeby się więc lepiej poznać- przed rajdem Grzesiek proponuje wyjazd integracyjny w Góry Stołowe:) Super!

Z rana o 6.00 wsiadam do pociągu. Koleje Dolnośląskie mają teraz w każdym szynobusie haki na rowery- zawieszenie na nich koła ( i jeszcze trudniejsze zdjęcie go potem) - przy moim wzroście wymaga niezłych kombinacji:) Pewnie zabawnie to wygląda, bo zaraz ktoś przychodzi, żeby mi pomóc:)



Na dworcu czeka już na mnie Grzesiek. Wsiadamy do auta i jedziemy jeszcze po Bartka, a potem już do Kudowy, gdzie rozpoczynamy jazdę w terenie:) Trochę się obawiam, że będę dzisiaj zamulać (wczoraj zaliczyłam przecież konkretny wypad na Karkonoską), ale okazuje się, że zupełnie bez powodu. Całkiem nieźle sobie radzę i ścigam się z chłopakami na podjazdach:)

Nigdy nie byłam w tych terenach, a widoczki są tam cudne i teren też ciekawy. No i te piękne, zielone łąki! Niestety na czeską część trasy zabrakło już czasu...

W pewnym momencie wyjeżdżamy koło.... świątyni buddyjskiej! Ukryta gdzieś w środku lasu...Czuję się, jakbym przeniosła się jakimś magicznym sposobem do zupełnie innego świata:)



Jeszcze wspólna fotka:)



Jeszcze gdzieś po drodze zajeżzamy na chwilę do Pasterki:



Chwilę jeszcze kręcimy po górach i wracamy do Wrocławia. Wycieczka bardzo udana. Super rejony, ale muszę tutaj jeszcze wrócić, żeby je odkryć w całości:)


Kategoria Inne góry


  • DST 96.50km
  • Podjazdy 2550m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 4

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 · dodano: 30.08.2013 | Komentarze 4

Niestety od rana pada. Właściwie lało już w nocy. Ostatecznie zamiast wyjechać o 6.00, wyruszamy w lekkiej mżawce o 9.30.

Kropi, jest pochmurno, ale na szczęście nie tak zimno. Rozgrzewamy się na podjeździe asfaltowym od Starego Gierałtowa, który robiliśmy już pierwszego dnia (niebieski szlak rowerowy). Zjazd też po sypkich kamyczkach. Tym razem robię go spokojniej, żeby nie nadwyrężyć rąk (na szczęście ból już ustał). Palec po wczorajszym ukąszeniu lekko pobolewa, na szczęście lewy, więc przerzutki nie zmieniam tak często;)

Niebieskim szlakiem rowerowym dojeżdżamy do czeskiej granicy. Stamtąd asfaltami ciśniemy do Nowego Mesta pod Śnieżnkiem. Chwila przerwy pod sklepem. W centrum miasteczka puszczają z głośników czeski Weekend. Dobrze, że szybko stamtąd odjeżdżamy:)

Po chwili wbijamy się na zielony szlak pieszy.



Początkowo jest to wąski, leśny singiel. Po nocnej ulewie jazda po mokrych korzeniach i kamieniach sprawia trochę trudności. Czasami na ścieżce można spotkać niespodziankę w postaci nieprzejezdnego odcinka, albo dziwnego tunelu pod mostem kolejowym. Początkowo nawet udaje mi się pod nim jechać, ale potem nawet i dla mnie jest już za mały:)



Momentami ścieżka jest naprawdę sztywna. Jest tak wilgotno, że pot się leje z nas strumieniami.

Pod koniec podjazdu napotykamy takie oto czeskie cudaki:)



Nawet krasnoludki są większe ode mnie;p



Kiedy singiel się kończy, rozpoczyna się trawiasty, bardzo długi podjazd.



Muszę go robić bardzo siłowo, ale na szczęście nie jest zbyt sztywny.



Przejeżdżamy przed pastwisko i w końcu dobijamy na szczyt.



Chwila zjazdu po leśnej drodze i polance.



Jarek obczaja mapę. Jest godzina 14.00, a my zrobiliśmy dopiero połowę trasy! Zaczynam odczuwać lekką presję czasową. Wiem, że to ja jestem najsłabszym ogniwem, bo chłopaki są zdecydowanie szybsi. Zaciskam zęby i staram się nie spowalniać za bardzo tempa.



Czeka nas dość długi podjazd. Najpierw po kamieniach, a potem leśnym singlem z licznymi przeszkodami w postaci korzeni. Muszę przyznać, że nawet dobrze mi to idzie:)



No i nadchodzi najgorszy moment (przynajmniej dla mnie) dzisiejszej trasy. Ostry, krótki singiel na żółtym szlaku pieszym. Podjechałam go całego, ale bardzo się zasapałam. W jednym miejscu zrzuciło mnie z roweru. Musiałam kawałek podprowadzić, żeby ruszyć znowu.



Po chwili nachylenie zmniejsza się, a my dalej jedziemy technicznym singlem z korzonkami, kamieniami i mostkami.



Dojeżdżamy na szczyt góry Vozka (1377 m). Jacy dumni z siebie;)



Chwila przerwy na sesję na skałkach:)





Wejść w skarpetkach było łatwiej niż w butach, ale zejście nie jest już takie proste:)



Trzeba uważać, żeby nie wpaść do jakiejś dziury:)



Widoczki bardzo ładne, ale niestety zachmurzenie spore, więc nie można ich podziwiać w całej okazałości:(



Jeszcze chwila na kanapki..



Nad nami wiszą ciemne chmury. Pora się zwijać. Robi się zimno. A jeszcze długa droga przed nami.



Najpierw czeka nas zjazd fajnym singlem, na którym znowu mogę sobie poćwiczyć jazdę po korzeniach i kamieniach.





A potem czeka nas bardzo fajny sztywny, kamienisty podjazd.



Żeby nie było mi za łatwo, Łukasz rzuca we mnie szyszkami;)



Mimo tych małych utrudnień udaje mi się go podjechać z jednym tylko wypięciem i jestem bardzo z siebie zadowolona:)



Krótka sesja na szczycie Keprnik (1423 m). Jedna pamiątkowa fotka...



...i jeszcze jedna:)



I zjeżdżamy dalej, bo zimno i późno już.



Zjazd rewelacyjny- po dużych kamieniach, ale odpowiednio szeroki, żeby obrać sobie właściwą ścieżkę. Bardzo takie lubię.

Dojeżdżamy,a właściwie to zjeżdżamy na kolejny szczyt Serak (1319 m), skąd wbijamy się na czerwoną cyklotrasę.



Trasa jest chyba przeznaczona dla fulli, bo na ht zjeżdża się tragicznie! Początkowo jest ok, bo zjazd przypomina kostkę na Szrenicy czy Śnieżce. Ale potem, jest coraz gorzej i gorzej…



Ścieżka nie dość, że z jednej strony kończy się stromym zboczem, to jeszcze uwalona jest sporymi kamieniami. Nie mam tyle siły w rękach i techniki, żeby to zjechać, więc praktycznie całą trasę sprowadzam rower;/ Jarek i Łukasz zjeżdżają większość trasy.



W końcu nawierzchnia zmienia się na szutrowo-kamienistą. I zaczynam ostro cisnąć w dół. Tak szybko, że pod koniec, za mocno wpadam do kamiennej rynny już przy asfalcie i łapię snejka;)



Szybko zmieniamy dętkę. Łukasz idzie na czoło i w pociągu już wracamy do Polski. Po drodze przerwa pod stacją . Dostaję colę z napisem „biker”. Chwilę tańczymy sobie z Łukaszem do czeskich hitów i ruszamy dalej.

Ciśniemy i szybko już asfaltem docieramy do granicy. Zaczyna padać. Właściwie to leje. Moja kurteczka przeciwdeszczowa z Lidla nie daje rady i już po chwili przykleja mi się do ciała. 10 km pedałujemy pod górę. Jeszcze przejazd przez polanę i asfaltem już docieramy na miejsce. Cali mokrzy. Ale zdążyliśmy przed zmrokiem, zrealizowaliśmy całą dzisiejszą trasę. Dobrze, że deszcz nie złapał nas wcześniej:)

Od razu dodam, że następnego dnia z samego rana wróciliśmy do Legnicy. W planach był jeszcze jeden dzień pobytu, aby pośmigać po Rychlebach, ale niestety przez całą noc i kolejny dzień ciągle lało;/ Widocznie Rychleby nie są mi pisane w tym roku i muszę tam pojechać znowu na wiosnę..

Podsumowując, wypad bardzo fajny. Dużo ciekawych tras, technicznych (i przejezdnych!! w większości) odcinków. Super się bawiłam mimo małych dolegliwości zdrowotnych, towarzystwo również wspaniałe. Na pewno w przyszłym roku znowu odwiedzę te rejony:)

Wyciągnęłam też kilka wniosków na przyszłość:

- nie wszystko co wystaje jest hopką:),

- warto jeździć w kasku,

- nie warto spacerować w spd po zwalonych kłodach,

- trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć technikę, oraz rozwijać mięśnie rąk, bo moje ręce przy mocniejszej jeździe już nie wyrabiają,

- warto zawsze wozić przy sobie coś na ukąszenia owadów,

-jazda dzień w dzień po górach i z plecakiem jest dosyć męcząca, więc do kolejnego sezonu muszę się przygotować jeszcze lepiej.

Ślad GPS tutaj:) Opis linka
Kategoria Inne góry


  • DST 60.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 2 (Rychlebskie Ścieżki)

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 28.08.2013 | Komentarze 12

Już od rana mam dziwne, niepokojące uczucie. Budzę się i pierwsze co czuję, to straszne swędzenie głowy. Co jest??! Chyba szampon mnie uczulił;/Gdy zakładam jednak kask, swędzenie szybko przechodzi… Całe szczęście.

Ale to nie wszystko! Zrywa mi się podczas zakładania mój szczęśliwy, rowerowy wisiorek. Mówię chłopakom, że to zły znak, ale nie chcą mi uwierzyć..

Dzisiejszy dzień postanawiamy przeznaczyć na Rychleby. Dojeżdżamy asfaltami (z Gierałtowa przez Zulovą) do Cernej Vody, gdzie wbijamy już na Rychlebskie Ścieżki.



Czeka mnie super terenowy podjazd singielkiem przez mostki, kamienie, korzonki. Piękna trasa! W dodatku dość intensywnie podjeżdżam- jadę na czole, a za mną…pięciu facetów! Nie mogę teraz wymięknąć, więc staram się cisnąć pod górę, ile wlezie, tak, żeby chłopaków nie hamować na podjeździe. Adrenalina działa, a ja się czuję jak na jakimś wyścigu:) Nie wypinam się ani razu. Nawet nie zauważam przepaści, które można zauważyć podczas przejazdu przez mostki.



Niestety już od rana pobolewają mnie mięśnie przedramion. Wczoraj musiałam je nadwyrężyć na kamienistym zjeździe;/ Na szczęście bolą mnie mniej niż ostatnio w Beskidach. Wniosek na przyszłość: w zimie trenuję dłonie, tricepsy i wszelkie mięśnie rąk, które pracują w terenie.



Ze względu na moje obolałe ręce, postanawiamy zjechać zielonym szlakiem, a resztę trasy zrobić w trakcie kolejnych dni. Zielony szlak okazuje się być trudnym technicznie odcinkiem- singiel gęsto usiany kamieniami i korzeniami. Zjeżdżam go całego. Czasem się wypinam- boję się zwłaszcza wąskich przejazdów między skałkami. Niestety, bawię się średnio – ból w rękach skutecznie mnie hamuje i nie mogę tak się cieszyć z jazdy;/



W pewnym momencie zatrzymuję się, żeby porozmawiać z Jarkiem. I nie wiem, jak to robię, ale już po chwili lecę na bok w stronę dużego głazu. Co prawda unikam zderzenia z głazem, ale rower uderza mnie w uszkodzoną wczoraj nogę i dodatkowo rozcina jeszcze lekko skórę na kolanie;/ Teraz bolą mnie nie tylko ramiona ale i kolano. Pięknie!;/



Jadę sobie powoli, bo już nie mam ochoty na szaleństwa. Jarek łapie kapcia, a ja zjeżdżam do skrzyżowania, gdzie czeka Łukasz. Chwilę obserwuję różnych wymiataczy na fullach, ale szczególnie zapamiętam pewnego, starszego (ok. 60-letniego) rowerzystę, który dojeżdżając na skrzyżowanie zaliczył glebę i wpadł na drzewa. Na szczęście nic mu się nie stało. Okazuje się, że wypożyczył sobie rower i jedzie z noskami w mokasynach! Towarzyszy mu syn, który mówi do nas:
„Chciałem tacie pokazać Rychleby. Teraz zabieram go na Wallsy” (najtrudniejszy, czarny odcinek Rychlebskich Ścieżek) . A jego ojciec jedzie sobie na lajcie dalej. Fajnie tak śmigać w tym wieku:) Oto bohater dzisiejszego odcinka:)



Tymczasem zjawia się Jarek. Łukasz mówi, że na dole jest jakaś hopka. Już otwieram usta, żeby powiedzieć, że ja żadnej hopki tutaj fajnej nie widzę, kiedy nagle słyszę trzask i widzę, jak Jarek zalicza ostry lot przez kierę! :O Wygląda to naprawdę strasznie! Aż mnie zatyka z przerażenia. Szybko podbiegamy do Jarka. Trochę obtarta skóra, ale na szczęście nic poważnego się nie stało.

I krótka fotorelacja z tej gleby;)

Jarek skacze- jeszcze się trzyma:)



Upsss...



I Believe I Can Fly... Łukasz zrobił wczoraj ładne salto na batucie, ale Jarka salto było o wiele bardziej widowiskowe;)



Trzeba szybko sprawdzić, czy rower jest cały;)



Bo kask to już raczej nie nadaje się do użytku;)



Sprawdzamy, co z Jarkiem. Poważne miny, na szczęście uśmiech szybko wrócił- Jarek jest cały:)




Ponieważ Jarka boli jednak lekko kark i żebro, to decydujemy się już na powrót do domu. Końcówka singla jest superowa- mniej kamieni, więcej korzeni i można się bardziej rozpędzić. Początkowo sobie ładnie cisnę, ale już pod sam koniec odczuwam dość intensywny ból rąk i kolana. Łatwo o glebę. W pewnym momencie, na korzennym zjeździe, tracę przyczepność w tylnym kole i chwilę jadę na przednim. Ale udaje mi się utrzymać jakoś na rowerze:) Jarek, który jedzie za mną- każe mi się zatrzymać i odpocząć, bo robię już za duże błędy;)



Dojeżdżamy pod centrum Rychlebskich Ścieżek. Zamawiamy sobie browary i zupę kalafiorową. Obczajamy też wypasione fulle, a pełno tutaj takich. Dawno nie widziałam tylu rowerzystów. I rowerzystek też jest całkiem sporo:)



Z Cernej Vody wracamy do pensjonatu taką samą trasą. Kiedy tylko dojeżdżam na miejsce, zaczynam odczuwać swędzenie na brzuchu. Podciągam koszulkę, a na brzuchu….czerwone plamy i białe bąble!! :O Pokrzywka. Widocznie coś mnie uczuliło. Najgorsze, że nie mam pojęcia co to mogło być!;( Nigdy w życiu nie miałam żadnej alergii skórnej. W dodatku szybko się roznosi. Po chwili znika z brzucha, żeby pojawić się na plecach, rękach, nogach. Do tego cholernie swędzi. Ledwo powstrzymuję się, żeby tego nie drapać;/

Łukasz załatwia mi wapno i idą z Jarkiem robić grilla. Ja biorę zimny prysznic i już do samego wieczora nie wychodzę z łóżka, bo nie chcę dodatkowo podrażniać skóry. Mam nadzieję, że do jutra to uczulenie zejdzie..
Kategoria Inne góry


  • DST 65.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Sudety- dzień 1

Piątek, 16 sierpnia 2013 · dodano: 26.08.2013 | Komentarze 9

Kolejny wypad kilkudniowy. Tym razem nastawiliśmy się na eksplorację szlaków w Sudetach Wschodnich.

Wcześnie rano pod mój blok zajeżdża Łukasz z Jarkiem. Pakujemy rower do bagażnika i jedziemy w stronę Stronia Śląskiego. Mieliśmy początkowo nocować w Jesionikach, ale niestety wszystkie miejsca noclegowe były zajęte. No tak długi weekend;/ Kolejny spontan. Obdzwaniamy różne miejscówki przy granicy z Czechami, ale niestety wszystko zajęte;/ W końcu udaje nam się dorwać nocleg w Starym Gierałtowie:)

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w lesie. Ja skaczę w krzaki- wiadomo po co;) A właściwie to przechodzę po zwalonych pniach przez rów. Niestety, słyszę nadchodzących turystów, więc zrywam się i wpadam jedną nogą aż po kolano między kłody;/ Rozcięcie jest na pół nogi, ale na szczęście to tylko powierzchowna rana. Dobrze, że nie nabawiałam się żadnej kontuzji..

Po dojechaniu do pensjonatu wypakowujemy rzeczy i ruszamy w trasę. Szkoda tak pięknego dnia:) Dochodzi prawie 14.00, więc za dużo czasu już nie mamy.

Najpierw rozpoczynamy dosyć długi asfaltowy podjazd- niebieskim szlakiem rowerowym przez Przełęcz Suchą (1002 m)do czeskiego przejścia granicznego. Już w połowie drogi dostrzegam rowerzystę, do którego zbliżam się coraz bardziej i bardziej…aż w końcu go wyprzedzam. Po chwili on wyprzedza mnie. Na chwilę wymiękam, a Łukasz się ze mnie śmieję, że słaba jestem. Taka pozytywna motywacja w stylu Łukasza;) W końcu, kiedy już zaczyna być bardziej płasko, mocniej naciskam na pedały i dojeżdżam pierwsza na szczyt:D

Na Przełęczy podziwiamy widoczki:



Cała ekipa w komplecie:



Teraz czeka nas zjazd terenem. Niestety niezbyt przyjemny. Bardzo mną trzęsie na zjeździe, ale i tak wyprzedzam kilku chłopaków:) Podczas zjeżdżania drętwieją mi małe palce u rąk. Dziwne…

Jarek zalicza też glebę. Kiedy chce wyprzedzić grupę rowerzystów, jeden z chłopaków zajeżdża mu drogę. Jarek odbija w bok, ale niestety wpada w ukrytą w trawie dziurę i zalicza niegroźne OTB.

Dojeżdżamy do asfaltu. Po chwili jego jakość znacznie się poprawia- wiadomo dlaczego- właśnie przekroczyliśmy granicę i jesteśmy teraz w Czechach;) Wbijamy na czerwony. szutrowy pieszy szlak przez Palas (1124 m). Bardzo przyjemna trasa, przypominająca trochę Izery:



I jeszcze jedno ujęcie z góry:)



Chwila przerwy na łączce z ładnym widokiem i jedziemy dalej.



Po jakiś 20 minutach przypominam sobie, że zostawiłam na łące plecak! Szybko się wracam razem z Łukaszem. Na szczęście nikt go nie zebrał:)



W pewnym momencie szutrowa ścieżka przemienia się w piękny, leśny singiel z elementami technicznymi w postaci korzeni, kamieni, strumyczków. Rewelacja!





Singlem dojeżdżamy do czeskiego schroniska Paprsek. Parkujemy nasze rowery. Chłopaki śmieją się, że mój Cube to prawie wisi na tej belce:)



Jemy risotto z warzywami. Bawimy się też z milusim nowofunlandem, który leży sobie przed schroniskiem. Widać, że strasznie lubi pieszczoty. Fotkę dodam, jak znajdę:)

Poszliśmy też sobie poskakać na batucie. Nigdy tego nie robiłam, więc robię trochę siary i piszczę z radości jak dziecko;)



Łukasz się śmieje z moich kiepskich skoków i prezentuje eleganckie salto:)



Czas wracać powoli w stronę Gierałotowa, bo robi się już późno.



W pewnym momencie orientuję się, że zapomniałam zabrać okularów! Zostawiłam pod batutą. Już mam zamiar wracać, kiedy Łukasz wyciąga je z kieszeni. Dostaję ochrzan, że znowu nie pilnuję moich rzeczy. No fakt, roztrzepana jestem dzisiaj strasznie:)

Po raz kolejny wbijamy się (teraz zielonym szlakiem pieszym) na przepiękny singiel , którym dojeżdżamy do Przełęczy u Trzech Granic (1111 m).





Jeszcze chwilę zjeżdżamy singlem, który wkrótce znowu zamienia się w szutrową drogę. Łukasz łapie kapcia. Ja na zjeździe z singla prawie przelatuję przez kierownicę. Zastanawiam się dlaczego. No tak! Zapomniałam odblokować amor;/



Jarek spuszcza jeszcze mi trochę powietrza z kół, bo miałam je po ostatniej jeździe asfaltem zbyt mocno nabite. No teraz przyczepność na szutrze jest o wiele lepsza. Można cisnąć:)





Droga powrotna to teraz ładna szutrówka prowadząca niebieskim szlakiem przez las. Zjazdy i podjazdy. Na jednym ze zjazdów tym razem Jarek łapie kapcia.

Nogi Bożenki vs nogi Łukasza - wynik 0: 10;)



Dętka zmieniona. Jedziemy dalej! Zachodzące już słońce (ale te dni już robią się krótkie! :( ) pięknie przebija przez drzewa, zza których wyłaniają się czasami również śliczne widoki na góry. Tak tutaj pięknie! A w dodatku cicho, spokojnie, mało turystów.

Czeka nas jeszcze przejazd ładnie wyeksponowaną polną drogą i przekraczamy granicę. Jeszcze szybki zjazd sztywnym asfaltem do wioski i już jesteśmy na miejscu. Akurat zdążyliśmy przed zmrokiem.


A wieczorem pieczemy sobie kiełbaski na ognisku. Było naprawdę super!:)

Ognisko, browary- czego chcieć więcej?:)



I jeszcze kotek nas odwiedził:)Łukasz też lubi sweet focie ze zwierzakami:)




Ślad GPS Opis linka
Kategoria Inne góry


  • DST 35.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskidy- powrót (dzień 2)

Piątek, 9 sierpnia 2013 · dodano: 23.08.2013 | Komentarze 3

Po 16!! godzinach snu zwlekamy się z łóżek. W nocy było bardzo gorąco i duszno, więc i tak co chwilę wstawałam i brałam zimny prysznic, żeby choć trochę się ochłodzić. Chyba nawet miałam gorączkę. Na szczęście z rana czuję się już zdecydowanie lepiej. Nie muli mnie, ale jestem bardzo osłabiona i jeszcze lekko kręci mi się w głowie. Postanawiamy, że zapuszczanie się dzisiaj w teren nie jest najlepszym pomysłem. Od jutra zapowiadają w dodatku pogorszenie pogody. Z bólem serca, ale niestety musimy odpuścić sobie śmiganie po Rychlebach, na które mieliśmy przeznaczyć dwa dni. A tuż obok zaczynały się już Rychlebskie Ścieżki;/

Bardzo wolnym tempem , bo siły za bardzo nie mam, dojeżdżamy asfaltem 35 km do Kamieńca Ząbkowickiego. Olek jedzie do babci, która mieszka niedaleko na pyszny obiadek, a ja z Jarkiem wsiadamy w pociąg i wracamy do Legnicy.

Podsumowując, bardzo podobała mi się ta wycieczka, zwłaszcza jeśli chodzi o przyjemnie spędzony czas i cudowne towarzystwo chłopaków. Poćwiczyłam sobie trochę technikę jazdy na luźnych kamulcach, zobaczyłam kawałek Beskidów, ładne widoczki, były też i przygody:) Szkoda tylko, że dopadło nas to zatrucie (wirus?), ale tego niestety nie dało się przewidzieć. Za rok pewnie znowu się wybiorę w Beskidy, żeby zdobyć kolejne szczyty i odkryć kolejne, ciekawe ścieżki. A ponieważ odczuwam lekki niedosyt, to już za tydzień szykuję się na kolejny dłuższy wypad. Tym razem coś bliżej Legnicy- Sudety Wschodnie:)

A żeby wynagrodzić brak zdjęć, to na koniec mały bonus w postaci filmiku;) Trochę marudzenia z powodu dwóch nieudanych zjazdów (na pierwszym- nieudany przejazd przez błotną rzeczkę, a na drugim- nie chciałam być kręcona, bo ręce już mnie strasznie bolały;) i trochę radości z powodu udanego. mega sztywnego, trawiastego podjazdu:) Trzeba przyznać, że Jarek nieźle mnie motywuje:)
&feature=youtu.be

  • DST 30.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskidy- powrót (dzień 1)

Czwartek, 8 sierpnia 2013 · dodano: 22.08.2013 | Komentarze 9

Uwaga! Teraz trochę dramaturgii, żeby nie było tak wesoło;p

O 5.00 wysiadamy na dworcu w Katowicach. Średnio się wyspałam. Olek idzie kupić bilety, a ja kupuję sobie gorącą czekoladę. Popełniamy jeden poważny błąd. W tym momencie powinniśmy się wycofać i wrócić już do Legnicy. Olek jeszcze trochę źle się czuje, Jarek ledwo kontaktuje, ja jestem niewyspana. Zabrakło wspólnej decyzji. Ostatecznie lądujemy w pociągu Intercity. W środku pięknie, ale za to jak drogo;/ Kolejne 2 godziny snu, a potem kolejna przesiadka w Opolu.

Podczas przesiadki w Opolu ledwo co udaje nam się odnaleźć pociąg do Nysy. Już na dworcu zaczynam się źle czuć. Boli mnie głowa. Muli mnie. Próbuję zasnąć. Kiedy wysiadamy po 10.00 w Nysie i wychodzę na gorący peron (dzisiaj ma być ponad 36 stopni!) czuję się fatalnie!:( Przyszła teraz kolej na mnie. Chłopaki czują się już dużo lepiej… Siadam w cieniu koło dworca i polewam się zimną wodą. Czuję się mega słaba. W głowie mi się kręci, jakbym miała zaraz zemdleć, a na dodatek mam ochotę wymiotować. Wiem jednak, że w takich upałach to nie najlepszy pomysł, bo łatwo można się odwodnić. Rezerwujemy nocleg w czeskim miasteczku Vidnava, do którego mamy jednak 30 km asfaltem. Było to najcięższe 30 km w moim życiu! Cięższe niż podjazd na Śnieżkę, Karkonoską, itp. Co chwilę przerwa w cieniu. Wlekliśmy się chyba tak z 4 godziny! Niewyspanie, zatrucie i jeszcze upały tylko pogarszały moje samopoczucie. Padła propozycja powrotu na dworzec, ale wolałam już dzisiaj gdzieś przenocować. Nie chciałam już się tłuc pociągami.
W końcu po 30 km prawdziwej męczarni udaje mi się dowlec do Vidnavy. Dostajemy ładny, dosyć tani pokoik 4-osobowy. Wreszcie mogę zwymiotować;) Czekałam na to całą drogę! Wyglądam jak zombie. Biorę zimny prysznic i padam na łóżko. Na szczęście jest ogromne i ma wygodny materac. Momentalnie zasypiam. To był bardzo męczący dzień…

Zdjęć brak, bo nie było czego i kogo fotografować;p
Kategoria Inne góry


  • DST 111.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskidy- dzień 4

Środa, 7 sierpnia 2013 · dodano: 21.08.2013 | Komentarze 8

Kategoria Inne góry, Ponad 100