Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Ponad 100

Dystans całkowity:6014.12 km (w terenie 259.00 km; 4.31%)
Czas w ruchu:43:47
Średnia prędkość:21.58 km/h
Maksymalna prędkość:60.13 km/h
Suma podjazdów:23617 m
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:133.65 km i 6h 15m
Więcej statystyk
  • DST 105.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 23.16km/h
  • Podjazdy 1149m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubiechowa

Środa, 12 sierpnia 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 0

Dzisiaj tak upalnie już nie było.  Nawet przyjemnie się  jechało, chociaż przez większą część trasy z niesprzyjającym wiatrem...Mocy za to mało. Nie wiem dlaczego?...Może dlatego, że spałam tylko 4 godziny, albo od dwóch dni nie jadłam nic konkretnego? Przez te upały w ogóle nie chce mi się jeść..

W każdym bądź razie trening odbyty!:)

A przebieg trasy? Najpierw podjazd na Stanisławów. Potem Lubiechowa, gdzie zmobilizowałam się trochę i zrobiłam podjazd mocniejszym tempem.  Powrót przez Kapelę i Dobków..

A na koniec, dla ochłody- darmowy prysznic pod domem:)




Kategoria Ponad 100


  • DST 140.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 24.00km/h
  • Podjazdy 1481m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na piwko do Miedzianki:)

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 5

Pierwszy wypad po 37- dniowym pobycie w Alpach. Akurat po powrocie do Polski załapałam się na największe upały...Kilka dni odpoczynku nad jeziorem i zaczęło mnie znowu ciągnąć na rower. Przemęczenie pewnie jakieś jest po tak długiej wyprawie, ale motywacja za to całkiem niezła.. A co mnie zmotywowało do jazdy w tak upalny dzień? Zimne pyszne piwo w Miedziance z wesołą ekipą:)

Zgadałam się z chłopakami na Stravie, że jedziemy z samego rana o 6.00 - tak, żeby wrócić do Legnicy zanim zrobi się naprawdę gorąco.  W Miedziance otworzyli niedawno browar, a ja nie miałam jeszcze okazji, żeby skosztować tam regionalnego piwa...

Umawiamy się pod hutą. Akurat zaczyna wschodzić słońce. O tej porze dnia jedzie się bardzo przyjemnie- temperatura idealna. Najpierw jedziemy na Stanisławów, a potem przez Kondratów do Wojcieszowa.
Okazuje się jednak, że browar jest czynny dopiero od ....12!! Robimy więc dodatkową rundkę- podjazd przez Podgórki na Kapellę, a potem zjazd do Jeleniej i stamtąd już Bartek prowadzi nas do Janowic.



Jeszcze tylko podjazd pod MIedziankę i.... no własnie...Dojeżdżamy tam o 10.00- dwie godziny przed czasem! Czekać tyle na piwo to lekka przesada...Czuję się mocno zawiedziona- napaliłam się już na to piwo od wczoraj i jechałam  dzisiaj od rana ciągle z myślą, że w końcu ugaszę pragnienie zimnym browarkiem...

Ale dzisiaj mam szczęśliwy dzień- w środku jest już obsługa i jednak możemy zamówić sobie piwo. Uff! Udało się! :) Siadamy sobie na tarasie i gadamy przy piwku. Wesoło jest, czas tak szybko leci...

Jak dla mnie Cycuch Janowicki rządzi! Tutaj na zdjęciu akurat Górnik, którego nie miałam okazji skosztować- ale będzie dobry pretekst, żeby jeszcze tutaj wrócić:) Nic nie gasi tak dobrze pragnienia jak dobre, zimne piwo w upalny dzień:)



Po 2 ( no 1,5) piwkach humor mi dopisuje :)



Tak fajnie się siedziało, ale zaczyna się robić naprawdę gorąco i pora zawijać do Legnicy.Jak mi się nie chce  stąd ruszać! Po tych piwach nogi jakieś takie flakowate jak nie moje...

Jedziemy na Lipę, a potem do Pisarzowic..Chłopaki jadą sobie na lajcie, a ja mam za to niezły trening goniąc za nimi! :) Chwila przerwy pod sklepem na colę...a potem....potem zaczyna się najgorszy dla mnie odcinek. Zazwyczaj uwielbiam ten fragment- jest płasko, lekko z górki, można już sobie odpoczywać wracając do domu. Ale dzisiaj miałam tam mały kryzys...Nie chodziło o zmęczenie...po prostu lekko się zagotowałam...Wracamy już po południu. W Legnicy pada rekord ciepła - 38 st! (chociaż niektórzy mówią o 40 st.) Słońce ostro przygrzewa w czachę. Mózg mi się przegrzewa. Chyba nawet mam lekkie zawroty głowy. Marzę o zimnej wodzie, którą mogłabym się schłodzić... Jedziemy teraz ciągle w słońcu. W dodatku wieje strasznie wkurzający, ciepły wiatr- wrażenie jest takie, jakby się stało przy otwartym, nagrzanym piekarniku.. No i izotonik.... Od tego upału chyba mi się zagotował w bidonie i smakuje okropnie..jak zupa!  W końcu przestaję pić, bo zaczyna mnie już lekko mdlić. 

Ale nic nie marudzę. Byle dojechać do parku...Najgorszy jest przejazd przez miasto. Póki się jedzie, to jeszcze jest w miarę spoko, ale postój na światłach to masakra....czuję się, jakbym za chwilę się miała roztopić!

W końcu dojeżdżamy do parku. Mam stąd tylko 5 minut do domu, ale już nie wytrzymuję i rzucam się na kranik z wodą. Polewam się cała....Co za cudowne uczucie! I jak ta zimna woda  bosko smakuje!! 

Wracam do domu i wpadam od razu pod zimny prysznic. Co za ulga!! :) Jest godzina 14.00- czyli.. jechaliśmy w największy upał! :) Ale super to był wypad- bardzo pozytywny dzień. Chłopaki trochę mnie wymęczyli- ale dzięki temu trening zrobiony i to całkiem porządny:) Teraz pora na zasłużony odpoczynek nad jeziorkiem!:)

P.S. Zdjęcia podkradzione Grześkowi:)

P.S. 1 . Na wpisy z Alp trzeba będzie sporo poczekać, dlatego teraz będę dodawać aktualne wycieczki. Muszę ogarnąć nowego bloga, zdjęcia, itp. Trochę zdjęć można zobaczyć na moim profilu na fb:  http://facebook.com/cyklistka
Kategoria Ponad 100


  • DST 134.50km
  • Czas 06:19
  • VAVG 21.29km/h
  • Podjazdy 1943m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieudany atak na Karkonosze

Sobota, 9 maja 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 2

Od rana mam lekkie zakwasy, a na dzisiaj zaplanowałam sobie bardzo wymagający, szosowy wypad... Nie lubię jednak zmieniać planów i postanawiam, że trasę i tak przejadę. Najwyżej się bardziej pomęczę:) Prognozy pogody na dzisiaj nie są zbyt optymistyczne, ale i tak postanawiać to olać.. Może nie będzie padać...:)

Kiedy dojeżdżam do Stanisławowa jest jeszcze słonecznie. Później zaczyna się już niestety chmurzyć. Przede mną widać granatowe, burzowe chmury. Nie chcę zawrócić- ciągle mam nadzieję, że może przejdzie bokiem, a ja jakimś cudem uniknę deszczu...Jadę więc sobie beztrosko dalej:)

Na Przełęczy Rędzińskiej zrywa się jednak silny wiatr i zaczyna kropić. Ledwo robię rozjazd i ...leje! Zjeżdżam szybko do Pisarzowic i chowam się na przystanku..



Siedzę na przystanku i ciągle mam nadzieję, że przestanie lać, a ja pocisnę dalej na Okraj...Niestety, zaciągnęło się i to porządnie.. Nudzi mi się strasznie. Tkwię już tutaj od godziny...W pewnym momencie przybiega do mnie piesek. Super! Będę mieć trochę towarzystwa!:) Niestety psiak przybiegł tylko po to, żeby się wytrzepać i ochlapać mnie wodą, a potem zostawił mnie i poleciał dalej... :) 



Coś pechowy ten dzisiejszy dzień, albo to moja wina, bo się uparłam na te Karkonosze... Siedzę lekko zdołowana na przystanku. Mija godzina, dwie..a ciągle pada! Co prawda już mniej intensywnie, ale zaczynam rozmyślać nad trasą i stwierdzam, że pchanie się wysoko w góry w taką niepewną pogodę, to chyba jednak nie najlepszy pomysł (zdecydowanie! później okazało się, że burze kilkakrotnie nawiedzały tego dnia Karkonosze ). Z lekkim żalem muszę porzucić moje plany. Zakładam kurtkę przeciwdeszczową i decyduję się zawrócić do domu...



Robię po raz drugi podjazd pod Rędzińską. Nie wiem, po co zakładałam tę kurtkę. Nie jestem mokra od deszczu, ale zagotowałam się nieźle... Wracam prawie tą samą drogą, tylko z Lipy standardowo uderzam już na Paszowice.

Kiedy dojeżdżam do Chełmów...wychodzi słońce, a zza chmur wyłania się błękitne niebo. Pozostaje mi tylko się uśmiechnąć i wrócić do domu...Karkonosze nie uciekną- jeszcze tutaj wrócę i nieźle namieszam:)

Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 170.00km
  • Czas 07:39
  • VAVG 22.22km/h
  • Podjazdy 2476m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Okraj z ekipą:)

Sobota, 25 kwietnia 2015 · dodano: 10.08.2015 | Komentarze 2

Kolejna długodystansowa wycieczka z dużą ekipą.

Tym razem połączyły się dwie ekipy: wrocławska ( Marcin, Sławek i Tomek) i legnicka (ja, Jarek, Wojtek, Paweł i Grzesiek). Miejsce zbiórki to droga w stronę Myśliborza.

Temu psiakowi bardzo posmakowały moje kabanosy:)



Przed Myśliborzem odbijamy na Paszowic. Jedziemy w stronę Lipy. Tutaj rozstajemy się  już z Pawłem i Grześkiem, którzy nie mają dzisiaj czasu na dłuższą trasę. Może to i dobrze, bo przez całą drogę jadę z chłopakami na przodzie dosyć mocnym tempem- nie wiem, czy bym utrzymała takie tempo aż do Okraju:)

Potem już bez większej spiny, ale za to z większymi podjazdami....Na początek podjazd pod Przełęcz Rędzińską. Chciałam go zrobić na większych przełożeniach, ale potem zaczęłam czuć kłucie w kolanie i skapitulowałam.. Jak widać po minie nie byłam zbyt zadowolona z tego powodu:) 



No to pora na zjazd! :)



Niestety za szybki to on nie był, bo pod dosyć mocny wiatr. W ogóle całą drogę w pierwszą stronę mocno wieje...Ale mimo wszystko dobrze mi się jedzie... Na tyle dobrze, że na podjeździe pod Okraj zaczynam się ścigać z chłopakami. Wjeżdżam jako druga z niewielką stratą do Jarka! :) 

Na górze pora na krótką przerwę:) 



W pewnym momencie podchodzi do mnie rowerzysta na szosie. "Bożena?"- pyta się. Robię zaskoczoną minę, bo nie wiem kto to jest... "Bożena ze Stravy?"- ponawia pytanie.  I wszystko jasne! Tak poznaję Bartka z Jeleniej Góry:) Rozpoznał mnie po moich ulubionych niebiesko-białych barwach:)  

Na koniec pamiątkowe zdjęcie na przełęczy:



A potem pora na powrót.... I to całkiem szybki, bo praktycznie ciągle z wiatrem w plecy, więc tempo jest całkiem niezłe. Przed Kamienną Górą rozstajemy się z ekipą wrocławską i już we trójkę ciśniemy do Legnicy....ale, żeby nie było za łatwo wracając zahaczamy jeszcze ponownie o przełęcz Rędzińską:)

Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 120.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 20.17km/h
  • Podjazdy 1753m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · dodano: 10.08.2015 | Komentarze 6

Pierwszy grupowy wypad i pierwsza konkretna trasa w tym roku!:)

W Rudawy dojeżdżam asfaltem razem z Jarkiem i Wojtkiem. Chłopaki proponują dojazd przez Bogaczów. Jak ja dawno tutaj nie byłam! Trochę się waham...Nie mam na tym podjeździe mojego rekordu na stravie, a nie chcę iść na KOM-a bo niedawnych przebojach z kolanem- zwłaszcza na początku dość długiego wypadu... 

Miało być spokojnie, bez spiny- ale kto mnie zna, ten wie już, jak to wyglądało w rzeczywistości:) Robię podjazd mocnym tempem.  Za mocnym jak na początek wypadu. Sapię na górze jak szalona... Ale uśmiech nie znika mi z twarzy:) Do końca wycieczki bolą mnie już mięśnie, ale jakoś daję radę:)

Po asfaltowym dojeździe wbijamy w teren. Najpierw podjazd na Sokoliki:



Uwielbiam ten podjazd! ..Całość zrobiona  praktycznie bez podpórki. W jednym miejscu zatrzymuję się tylko, bo coś dziwnie mi się jedzie...Aha, tylne koło mi się poluzowało:)

Po chwili kontynuuję podjazd:



Dużo osób pytało się mnie, po co mi taki duży plecak.. No to kupiłam sobie mniejszy, wygodniejszy i ładniejszy- idealny na takie wiosenno-letnie wypady:)



Obowiązkowe zdjęcie z Górkami Kaczawskimi w tle:)



I pora na całkiem przyjemny zjaz z Sokolików... Chociaż po mojej minie tego nie widać:)



...a potem całkiem trudny technicznie zjazd do Szwajcarki na ciepły żurek:)



Proponuję jeszcze rundkę na moje ulubione Starościńskie Skały, zwłaszcza, że Wojtek jest tutaj pierwszy raz. Podjazd niestety jak zwykle z dwiema podpórkami. A na górze pora na krótką sesję:)

No ledwo się wcisnęłam !:)



Widok na cycuchy janowickie:)



Chwila przerwy na podziwianie widoków..



....w sumie tutaj jest lepsza miejscówka- i te Karkonosze w tle! :)



I na koniec Śnieżka z bliska:)



Potem jeszcze robimy fajny zjazd po kamieniach kawałkiem niebieskiego szlaku i asfaltami przez Lipę i Paszowice wracamy do Legnicy.

Kategoria Rudawy, Ponad 100


  • DST 105.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubiechowa i Kappella

Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 6

Całą sobotę lało. W niedzielę pogoda też nie jest zbyt zachęcająca do jazdy- ponuro, mokry asfalt, wiatr. Ale cały tydzień nie jeździłam, więc i tak wychodzę, bo szkoda jeszcze weekend w domu przesiedzieć..

Dojazd standardowy czyli na Stanisławów. Tutaj podejmuję jak zwykle decyzję- jechać dalej czy zawrócić. Pewnie, że jadę! :) Odbijam na lotnisko i potem przez Kondratów i Świerzawę jadę na Lubiechową.

Podjazd pod Lubiechową robię jak zwykle na cięższych przełożeniach. Na końcówce schodzę do przełożeń 2:1. Męczę ten podjazd niesamowicie. Łapie mnie kolka, nogi ledwo kręcą. Ale jestem zawzięta i nie odpuszczam. Docieram na górę. Co ciekawe, okazało się, że wykręciłam najlepszy do tej pory czas na tym podjeździe. Zaskoczyło mnie to bardzo, bo zupełnie tego nie odczułam:)

Z Lubiechowej od razu jadę na Kapellę. Na szczycie podziwiam piękne widoki.. Tylko gdzie się one podziały? ;)



Powrót z Kapelli aż do Paszowic to walka z dość silnym wiatrem w twarz. O ile na zjeździe aż tak mi on nie przeszkadza- przynajmniej mogę się rozgrzać, tak na podjeździe od Dobkowa zaczynam żałować, że zachciało mi się samotnych wypadów. Ale fajnie byłoby usiąść komuś teraz na kole! Niestety, spotykam po drodze tylko dwóch szosowców, ale jadą oni z naprzeciwka.. Trzeba się męczyć samej. Ale przynajmniej dobry trening:)

W Dobkowie odrobina kolorów w ten szary, ponury dzień...

Ahoj! 



Daaaj gryza! :)



Dodam, że ostatnio kolano coś mi zaczyna świrować. Trochę mnie to niepokoi, mam nadzieję, że szybko przejdzie. Musi! :)

Od Paszowic jedzie się już całkiem przyjemnie.  Dużo sił jeszcze zostało, ale nie robię sprintu do Legnicy, żeby już nie przeciążać kolana.

Całkiem fajny wypad i trening udało mi się zrobić- czasem warto zmusić się do wyjścia z domu, nawet jeśli pogoda jest odpychająca:)

Kategoria Ponad 100


  • DST 105.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dokręcić do 11 tys.

Niedziela, 23 listopada 2014 · dodano: 25.11.2014 | Komentarze 5

Prognozy pogody były na dzisiaj bardzo optymistyczne. Postanowiłam więc skorzystać z tak korzystnych warunków i dobić do 11 tys. jeszcze przed końcem listopada.  Do wykręcenia została niecała setka- w sam raz, aby pojechać sobie na Kapellę.

Wychodzę z domu przed 9.00. Coś ostatnio brakuje mi powera w nogach- pewnie przez brak regularnych jazd. Trzeba będzie już w tygodniu rozpocząć na nowo przygodę z trenażerem...

Póki co, jadę sobie na lajcie ciesząc się z pięknej pogody i słonka, które przyjemnie grzeje. Relaks przerywają mi tylko atakujące bandy psiaków- dawno mnie tyle nie obszczekało na trasie co dzisiaj! ;/

Moje zatoki przy dużych spadkach temperatury też dają już o sobie znać, więc co chwilę muszę sięgać po chusteczki. 

Ale co tam burki i smarki.....Błękitne niebo, rower i 11 tys. km na horyzoncie wprawiają mnie w cudowny nastrój i nic mi go dzisiaj już nie popsuje:)

A co do samej trasy ..... to jadę najpierw przez Stanisławów na lotnisko, skąd zjeżdżam do Kondratowa. Potem odbijam na Świerzawę i robię podjazd pod Lubiechową. Chociaż nogi słabe, postanowiłam i tak dać im wycisk i  jak zwykle podjeżdżam na przełożeniach 2:1. Ciężko szło, ale jakoś się wtoczyłam na górę:)

Z Lubiechowej uderzam jeszcze  szybko na Kapellę, żeby przyjrzeć się choć na chwilę Karkonoszom:



A potem wracam już przez Muchów, Myślinów i Stary Jawor do Legnicy.

I tak oto udało mi się wykręcić 11 tys. km w tym roku. Tym samym wyrównałam mój rekord życiowy z 2012 roku:) A do ostatecznego celu- został jeszcze ponad miesiąc i 1 tys. km....
Kategoria Ponad 100


  • DST 138.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rude Rudawy

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 14.10.2014 | Komentarze 8

Ostatnio niewiele jeździłam. A plan na dzisiaj miałam dość ambitny: wypad do Karpacza i Szklarskiej.  Jarek postanawia mi towarzyszyć, ale widzę, że średnio raduje go taka długodystansowa jazda asfaltem- zwłaszcza, że jest niewyspany po wczorajszym meczu Polska- Niemcy.  

Wyjazd tuż po wschodzie słońca. Kilka minut wcześniej przeżyłam chwilę grozy, kiedy okazało się, że zgubiłam moją tylną lampkę. Na szczęście Jarkowi udało się ją w porę odnaleźć.



Za Stanisławowem odbijamy na Muchów. Podczas zjazdu na drogę najpierw wybiega stado łań.....




.....a za nimi jeszcze dwie sarny! :)



Dzisiaj nie jest już tak ciepło. Zimny wiaterek robi jednak swoje. Zatrzymuję się na chwilę, żeby nakarmić smutne i zmarznięte kucyki:



Przy mnie wszystkie zwierzaki odzyskują humor:)



Po zjeździe do Starej Kraśnicy postanawiam zupełnie zmienić dzisiejsze plany. W sumie to również nie mam ochoty na masakrowanie się dzisiaj po asfaltach.  Noga coś dzisiaj nie podaje. Nie chce mi się spinać ani zmuszać do jazdy. Stawiam na przyjemność. Wolę się zrelaksować i podziwiać piękną, złotą jesień. Wyłożyć się na chwilę na trawie i korzystać z ostatnich, tak intensywnych promieni słonecznych... A najlepszym miejscem do podziwiania pięknych, jesiennych krajobrazów są....Rudawy Janowickie:)

Odbijamy więc na Wojcieszów. Podczas przerwy pod sklepem zagaduje do mnie grupka mężczyzn, która spotkała się tutaj na porannym browarku. Dopytują się, czy jestem siostrą Włoszczowskiej, bo jestem do niej podobna:) Po tej sympatycznej konwersacji ruszamy dalej.

W Radomierzu odbijamy już w teren.  Dzisiaj wybieramy jednak lajtowe ścieżki. Stłuczona ręka po ostatniej glebie jeszcze trochę pobolewa, dlatego wolę sobie odpuścić mocniejszy teren.



Sokoliki przywdziały już złote szaty:



Na Przełęczy Karpnickiej odbijamy na szutrowe drogi. Mam ochotę wskoczyć dzisiaj na Starościńskie Skały. I choć ostrzejszego terenu dzisiaj miało nie być, to jakoś nie mogę się powstrzymać:)  Bardzo fajny podjazd techniczny pod skałki udaje mi się zrobić jednak z trzema skuchami po drodze:) 



Podczas podjazdów ból ręki w ogóle mi nie dokucza:) 





Jarek pilnuje rowerów, a ja wdrapuję się na skałki, aby ująć na zdjęciach jesienne widoczki w Rudawach:



Jesienne impresje:





Złote, rude liście i błękit nieba tworzą tworzą razem piękny duet:)



Sokoliki z bliska....



.....i daleka:



I Śnieżka w oddali:



Pora na zjazd tym samym technicznym odcinkiem. Robię go sobie na lajcie bez szaleństw. O dziwo ręka boli o wiele mniej niż na dziurawym asfalcie:)

Robimy całkiem spory kawałek szutrowego i sztywnego podjazdu. Po chwili doganiamy grupę rowerzystów. Dwóch mężczyzn zauważa nas. Cisną ostro do przodu zostawiając w tyle swoją sympatyczną towarzyszkę. Szybko jednak doganiamy jednego z rowerzystów. Drugi mężczyzna jeszcze próbuje walczyć:) Jarek wyprzedza go na lajcie. Ja postanawiam jechać swoim tempem. No może ciut mocniej:) Kiedy słyszę, że rowerzysta zrzuca przerzutkę na lżejszą, zacieszam, bo już wiem, że go wyprzedzę. Na najbardziej sztywnym odcinku odskakuję i wjeżdżam zaraz za Jarkiem na szczyt:)

Rudawy są piękne i uwielbiam tutaj śmigać na rowerze, ale niestety musimy już powoli zawracać, jeśli chcemy wrócić do Legnicy przed zapadnięciem zmroku. Wybieramy więc opcję zjazdu szutrami do Janowic Wielkich.  Droga powrotna okazuje się jednak potrójnie pechowa dla Jarka...



Podczas szybkiego zjazdu asfaltem nagle na drogę wybiega pies..... prosto pod koła Jarka! Rozpędzony do 60 km/h Jarek hamuje w ostatniej chwili, tak, że blokują się oba koła. Burek w ostatniej chwili odskakuje spod roweru. Mało brakowało.... Całe szczęście, że to nie ja zjeżdżałam jako pierwsza, bo mogłabym nie wybrnąć z tego tak jak Jarek (zwłaszcza biorąc pod uwagę moją fobię na punkcie psów)....

Drugi pech dopada Jarka na samej już końcówce zjazdu do Janowic. Kapeć. A oto jego przyczyna:



Gwóźdź nieźle się wbił w oponę. A taki był długi :



Trzecia pechowa sytuacja ma miejsce w Lipie, gdzie zatrzymujemy się pod sklepem. Po kilku minutach Jarek orientuje się, że zostawił swoje okulary. Wracamy się szybko, ale niestety ktoś już je sobie  zebrał ;/ Całe szczęście, że były to tanie i już porysowane okulary. Ale jednak takie akcje zawsze człowieka mocno wkurzają....

Do Legnicy już bez żadnych przygód wracamy przez Muchów, Chełmiec i Męcinkę.

Kategoria Ponad 100, Rudawy


  • DST 146.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jezioro Pilchowickie z atrakcjami

Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 8

Plany były na dzisiaj zupełnie inne, ale jak zwykle wygrał spontan i spora dawka improwizacji:)

Jeszcze do godziny 7.00 nie jestem pewna gdzie pojadę. Miała być samotna długodystansowa wycieczka. A może jednak Rudawy?? W końcu Jarek decyduje, że jedziemy obczaić fragment niebieskiego szlaku pieszego E3 od Chrośnicy.  Pokonałam już sporo odcinków tego szlaku i odkryłam jego dość ekstremalne oblicze. Jedno jest pewne- na trasie E3 nie można się nudzić!:)

Wyjazd o 8.30. Za Sichówkiem dojeżdża do mnie Jarek i razem już jedziemy w kierunku Lubiechowej. Podjazd robię jak zwykle na przełożeniach 2:1. Ciężko nawet nie było, chociaż noga coś tak średnio dzisiaj podawała.....



Zjeżdżamy do Chrośnicy i tutaj rozpoczynamy już naszą przygodę z niebieskim. Wbijamy w teren. Ścieżka początkowo prowadzi nas po pewnym, leśnym gruncie. Są też i strumyczki:





A potem zaczyna się robić ciekawiej....Ścieżka porozjeżdżona przez wycinkę i kłady zamienia się w błotne piekiełko. Na zjazdach ostro rzuca rowerem. 






Momentami ciężko odnaleźć szlak- tak jest zarośnięty różnego rodzaju chaszczami i pokrzywami. Dawno tędy nikt nie spacerował... Wyjeżdżamy na przyjemnej, szutrowej ścieżce. Chwilę błądzimy w poszukiwaniu właściwej drogi....



Dobry punkt obserwacyjny:)



Przebijamy się przez pole i wyjeżdżamy w Płoszczynie. 

Wszystkie zwierzaki coś się  dzisiaj pochowały- jedyny zwierzęcy motyw na jednym z tutejszych ogrodzeń:



Mój znak rozpoznawczy- błotny makijaż:D Podczas zjazdu przez pola oczyściłam moje koła z błota:)



Dalej kierujemy się niebieską E 3. Ciekawe, jakie jeszcze atrakcje dla nas przygotowała? Po chwili odbijamy teren. I tym razem czeka nas zabawa w błotku:



W pewnym momencie ta błotna masakra zaczęła już mi lekko działać na nerwy;)



Ale nie ma wyjścia. Chwilę narzekam na wycinkę i cisnę ,  a właściwie to driftuję dalej:)



Błotne impresje:)







Tak się u nas wycina drzewa w lesie- nie dość, że ścieżka cała rozorana, drzewa ze szlakami często skoszone, to jeszcze posprzątać  nie ma komu- najlepiej wywalić drzewa i zakryć nimi całą ścieżkę;/ Na szczęście dość szybko udało nam się odnaleźć niebieski szlak. Po przedarciu się przez stosy igliwia możemy jechać dalej!



Myślałam, że błoto będzie najgorsze...ale po nim jeszcze dało się jechać. Ścieżka urywa się. Wkraczamy w wysokie trzciny, które wiją się również pod naszymi kołami. Strasznie ciężko się przez to jedzie. W pewnym momencie zrzuca mnie z roweru i.....momentalnie moje buty wypełniają się wodą. Jedziemy po małym rozlewisku...Na szczęście po chwili odbijamy na pole. Tylko jak teraz jechać?



Przeprawa przez zaorane, wilgotne pole również kosztuje mnie sporo wysiłku. Muszę wkładać dużo siły, żeby zrobić podjazd po tych muldach. Szlak niebieski kończy się na samotnym drzewie pośrodku pola. Przebijamy się więc na przełaj przez zielone pastwiska..





A w oddali widać już cel naszej dzisiejszej wycieczki. Całe szczęście, bo już wątpiłam, czyj tam dojedziemy. Słońce jest jeszcze wysoko, więc spokojnie damy radę:)



Jeszcze tylko chwilę zjeżdżamy asfaltem i jesteśmy już nad Jeziorem Pilchowickim!



Chwila zadumy:



Pora wracać do Legnicy! Trochę ciężko się jedzie na tych zapchanych błotem rowerach. W dodatku moje pancerze są już do wymiany...

Robimy asfaltowy, dość długi podjazd przez Chrośnicę. Podczas drogi powrotnej dokucza mi trochę ścięgno w prawym udzie, ale i to nie przeszkadza, żeby zrobić parę sprintów na zjeździe z Kapelli:) 

Do Legnicy wracamy przez Muchów i Stary Jawor. W mieście jesteśmy tuż po zachodzie słońca. Szkoda, że dni są już takie krótkie...

Kolejny fragment niebieskiego szlaku pieszego E3 przejechany!  I tym razem się nie rozczarowałam. Co prawda nie był to jakiś trudny technicznie odcinek, ale przygód  i wrażeń również nie zabrakło:) W górach te szlaki są jednak lepiej utrzymane i oznaczone, a tutaj ścieżka  powoli zarasta, zapomniana przez turystów. Więcej na ten fragment szlaku raczej nie przyjadę, ale przynajmniej już wiem, jak on wygląda:)

Przy okazji stuknęło 9 tys. !:)


Kategoria Ponad 100


  • DST 126.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pokibicować Mai i Markowi

Niedziela, 21 września 2014 · dodano: 22.09.2014 | Komentarze 6

I w tym roku nie mogło mnie zabraknąć na wyścigu Jelenia Góra Trophy Maja Włoszczowska:)

Z rana leje deszcz. Ale tak bardzo chcę pojechać, że nawet fatalna pogoda mnie nie powstrzyma. Wychodzę z domu po 8.00. Już nie pada. Niestety, całą drogę mam boczny albo twarzowy wiatr. Jadę jednak dość intensywnie, bo muszę być na 12.00 pod Pałacem Paulinum, gdzie rozgrywany jest wyścig. 

Za Stanisławowem dogania mnie Jarek i jedziemy już razem. Na Kapelli ponownie się rozłączamy i każdy jedzie swoim tempem. I tutaj niespodzianka. Po powrocie do domu okazuje się, że ustanowiłam rekord podjazdu i pobiłam czasy szosowych zawodniczek. Zdziwiona jestem wielce, bo zrobiłam ten odcinek bez większej spiny i przy silnym wietrze:)

Zjeżdżamy do Jeleniej. Jeszcze tylko sprint przez miasto i już jesteśmy na miejscu. Od razu lecę do namiotu Gianta, żeby porobić dziewczynom zdjęcia podczas rozgrzewki:

Skupiona Maja:



I Jolanda- tak cisnęła na trenażerze, że ją kilka razy zrzuciło:)



Pora na start!



Już początek trasy zapowiada się dosyć ciekawie:



Po starcie biegniemy do lasku, żeby zająć fajną miejscówkę do zdjęć. Zatrzymujemy się przy jednej z ciekawszych sekcji technicznych. Może zdjęcia tego nie oddają, ale nie był to zdecydowanie łatwy odcinek- sypka nawierzchnia, wąski przejazd między kamieniami i spory uskok. Było co oglądać!:)

Dziewczyny świetnie sobie jednak radziły. Ale ja im zazdroszczę takiej techniki!:)



Buty Majki:)



Maja na zjeździe, a w tle ja:)



I Jolanda- zawodniczka o najlepszych umiejętnościach technicznych:)



 Ania Szafraniec też dzielnie walczyła i zajęła trzecie miejsce:



Dziewczyny miały szczęście. Podczas ostatniego okrążenia załamuje się pogoda i zaczyna dość intensywnie padać. 

Maja początkowo prowadziła. Niestety defekt koła wykluczył ją z walki o podium i ostatecznie zajęła czwarte miejsce. 



Jolanda chciała oddać Majce swoje koło- za co ma u mnie jeszcze większego plusa. A na zdjęciu.... ja w kole Jolandy:)



Podziwiam Jolandę za jej formę i technikę- dziewczyna wymiata!:) Wyścig ukończyła na pierwszym miejscu.



Chociaż pada, a nas czeka jeszcze powrót do Legnicy- postanawiamy zostać prawie do końca. Większość kibiców się zmywa, ale mi takie warunki niestraszne! Buty przemakają i dostaję gęsiej skórki na nogach. Rozpoczyna się wyścig mężczyzn i z nadmiaru emocji szybko zapominam o zimnie i deszczu:)

Od deszczu na trasie zalega sporo błota  Jest bardzo ślisko. Zawodnicy zjeżdżają na zablokowanych kołach. Rzuca nimi na prawo i lewo. Czasem któryś się przewróci...  Jestem pod wielkim wrażeniem! Wyścig ten jest jednak o wiele ciekawszy niż kobiet. Wiadomo mężczyźni bardziej ryzykują i szybciej jadą. W dodatku kobiet wystartowało sporo mniej, więc na kolejny przejazd trzeba było czekać ok. 10 minut albo i więcej. Natomiast podczas przejazdu mężczyzn nie ma aż tak dużych przerw. 

A tutaj kibicuję Markowi Konwie- może w tym roku sezon nie szedł mu najlepiej, ale trzeba przyznać, że technikę ma doskonałą i wymiata na zjazdach. Niestety wyścig ukończył na 8 miejscu, bo na końcówce hamulce odmówiły mu posłuszeństwa:



Pora wracać do Legnicy. Na szczeście przestało już padać.Jeszcze chodzę po namiotach w poszukiwaniu Mai i Jolandy. Majka jest jednak zajęta wybieraniem konkursowych zdjęć- nie chcę jej więc przeszkadzać. A innych zawodniczek niestety nie widać;/ Już zamierzamy wracać, kiedy nagle miga mi gdzieś wśród tłumu jasna burza loków. Udaje mi się podbiec do Jolandy i zrobić sobie wspólną fotkę. Pozując ze mną do zdjęcia musiała stanąć w swoich różowych trampkach w błocie... Nie pomyliłam się co do Jolandy- przesympatyczna, uśmiechnięta i megapozytywna osoba, a  w dodatku taka wymiataczka!:)



Jolanda Neff zaraziła mnie chyba niezłym powerem, bo cisnę całą drogę powrotną do Legnicy- również pod boczny lub twarzowy wiatr. Podjazdy robię na 100%, a kiedy wracam do domu, to z wysiłku robi mi się aż niedobrze:) Ale noga nieźle podawała- co ciekawe, wczoraj podczas rozjazdu nie miałam za bardzo siły, żeby podjechać Górzec, a dzisiaj taka moc!:) Udało mi się całą trasę zrobić ze średnią ponad 22 km/h, co przy takich warunkach pogodowych nie było wcale łatwe:)
Kategoria Ponad 100