Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 35.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy i do miasta

Piątek, 22 listopada 2013 · dodano: 26.11.2013 | Komentarze 10

W tym tygodniu tylko jeden raz pojechałam do pracy, bo pogoda była kiepska. W weekend lekko czułam gardło, więc musiałam odpuścić;/

No i w końcu przyszedł trenażer. Pożyczyłam na zimę szosę od mamy:)Pierwsza jazda już za mną i jestem zadowolona:)

W zeszłą sobotę Olek zaniósł moje hamulce od Cuba do serwisu. Chłopak, który wymieniał płyny (dodam, że od zakupu Cuba nigdy nie wymieniałam płynów- teraz mam nauczkę) powiedział, żebym jak najszybciej sprzedała te hamulce, bo uszczelki już ledwo trzymają (zakup nowych uszczelek do tych hamulców to ponoć koszt ok. 200 zł) i kupiła sobie nowe, bo lada dzień mogą mi się popsuć... Waham się między dwoma modelami : XT albo Formula RX i chyba skuszę się na te drugie- przyznam, że zaważyła kwestia estetyki- białe hamulce lepiej będą pasować do Cuba:) Chętnie kupiłabym model biało-niebieski, ale jest chyba ciężko dostępny z tego co widzę;/ Na razie jeżdżę jeszcze na starych póki nie padną i poczekam na okazję... może kupię jakieś używane.



  • DST 35.00km
  • Teren 35.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie

Niedziela, 17 listopada 2013 · dodano: 19.11.2013 | Komentarze 17

O wypadzie w Rudawy marzyłam od kiedy zaczęłam tyko dochodzić do siebie po chorobie. Tydzień temu nie wyszło, ale w końcu udało się! :D Chociaż wczoraj wieczorem miałam mega stresa i siedziałam przybita- myślałam, że już nie pojadę. Okazało się, że po wymianie płynów i zamontowaniu hamulców tylne koło nie hamuje- na szczęście wypiekanie klocków w piekarniku pomogło:)

O 7.30 zajeżdżam pod mieszkanie Olka. Pakujemy rowery do auta i jedziemy. O 9.00 jesteśmy na miejscu. Dobrze, że Olek zrobił niedawno prawo jazdy- teraz będę miała się z kim autem w góry zabierać:)

Trochę zimno z rana. Wszystko oszronione. Lekka mgiełka unosi się nad lasem. Klimatycznie. I pięknie:) Z parkingu podjeżdżamy do schroniska Szwajcarka, by za chwilę zjechać na żółty szlak. Hamulce po wymianie płynów ładnie pracują, chociaż klamka w tylnym słabo odbija;/

Szutrową drogą dojeżdżamy do asfaltu. Olek sprawdza mapę, a ja przez chwilę podziwiam rowerzystkę w zwykłej kurtce i kozaczkach, która ostro ciśnie pod górę na rowerze KTM. Szkoda, że nie spotkaliśmy się jakoś na trasie- mogłoby być ciekawie:)

Tymczasem jedziemy w dół do wioski. W Karpnikach odbijamy znowu w teren i żółtym szlakiem kierujemy się na Skalnik. Słoneczko wyłania się zza chmur. Z oddali widać ośnieżony szczyt Śnieżki. Jak ja się stęskniłam za Rudawami! Kocham góry i teren:)



Na początku jazda w terenie idzie mi jednak trochę kiepsko- po 2-miesięcznej przerwie od terenu, brakuje mi jeszcze pewności siebie i płynności. Ale z każdmy podjazdem i zjazdem zaczynam coraz bardziej się rozkręcać- tego jednak się nie zapomina:) Oczywiście ręce mocno osłabły, ale na szczęście nogi jako tako dają radę. O formie nawert nie piszę, bo wiadomo, że muszę ją teraz odbudować, więc trochę czasu to zajmie..


Po chwili dojeżdżamy na Skalnik- tzn. szczyt koło Skalnika:)



Wchodzimy na górę. Krótka przerwa na kanapki i zdjęcia.





Chyba jestem za gruba, bo barierki się pode mną uginają;)



Sprawdzamy ponownie mapę. Olek proponuje zjazd niebieskim, a potem odbicie na żółty szlak pieszy, który prowadzi w stronę Kolorowych Jeziorek. Dzień jednak nie jest już taki długi, więc proponuję pojechać tą samą trasą, którą robiłam ostatnio z Jarkiem- przynajmniej trochę ją pamiętam i nie stracimy czasu na szukanie szlaku.



Niebieski szlak pieszy do najłatwiejszych nie należy. Olek na enduro ciśnie sobie ładnie, a ja ... no cóż większość trasy sprowadzam. W pewnym momencie słyszę w pobliżu chrumkanie dzika. Jestem sama między świerkami. Nagle trudny teren przestaje mi przeszkadzać. Krzyczę na Olka, żeby poczekał. Wsiadam na rower i cisnę w dół. Adrenalina potrafi jednak zdziałać cuda:) Przekonałam się o tym nie raz;) Kto mnie zna ten wie, jaką moc potrafię z siebie wykrzesać, kiedy goni mnie pies:)



Dojezdżam szybko do Olka. Po chwili niebieski szlak staje się przejezdny dla mnie. Luźne kamienie, korzenie, szutrowe drogi- za to kocham Rudawy- za techniczne i zróżnicowane trasy. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie:)



W pewnym momencie przy Skalnych Bramach podczas zjazdu po korzeniach wjeżdżam w gałęzie, tracę widoczność, odbija mi przednie koło, skręt kierownicy, rower upada. Udaje mi się uniknąć jednak gleby. Niestety przednie koło wydaje dziwne dźwięki. Schodzę do Olka. Okazuje się, że w przednim klocku wygięła się jedna "nóżka" od sprężynki. Nie spoób jej wyprostować, więc Olek urywa ją...za pomocą kamienia:)Taka nauczka, żeby zabierać jednak nóż ze sobą w teren:)

A tak w ogóle to pogodę mamy piękną. Co prawda temperatura nie przekracza w ciągu dnia 4 stopni, ale jest bezwietrznie, świeci słońce. I co dziwne na trasie prawie w ogóle nie ma błota i liści:) Przeszkadza mi tylko brak wody do picia- nie lubię pić z bidonu, bo woda w nim zbyt szybko się wychładza, a ja mam często problemy z gardłem. W plecaku wiozę więc butelkę z piciem, ale muszę się co chwilę zatrzymywać, żeby ją wyjąć- kiepskie rozwiązanie. Powiem moim braciom, żeby pod choinkę sprezentowali mi bukłak termiczny:)

Wjeżdżamy na Wołek, potem kierując się niebieskim szlakiem przejeżdżamy koło Skalnego Mostu, Skalnego pieca. Na Starościńskie Skały nie podjeżdżamy, bo szkoda nam już czasu. Zamiast tego udajemy się na Sokolik. Jestem z siebie zadowolona, bo cały podjazd robię bez ani jednego wypięcia:) Wejście na wieżę tym razem sobie odpuszczam, Olek idzie zrobić zdjęcia, bo jeszcze nigdy tam nie był.









Z Sokolika czeka nas fajny zjazd do schroniska Szwacjarka...



...gdzie robimy sobie chwilę przerwy na gorącą czekoladę i mój ulubiony serniczek.






Zjeżdżamy na parking i nasza wycieczka dobiega końca, bo robi się już powoli ciemno. Było super! Chociaż krótko to bardzo treściwie:)

Dystans tak "na oko", bo Olek nie ma licznika, a w moim się czujnik przestawił;)

I na koniec mała niespodzianka:D Mój debiut reżyserski;) Brat powiedział, że oskara nie będzie:( Pożyczyłam kamerkę od Jarka i nagrałam kilka filmików z moich zjazdów. Rewelacji nie ma. Przepraszam za jakość nagrania, ale pierwszy raz miałam kamerę i trochę źle była ustawiona. No i do tego ten dyndający pasek od plecaka- nawet nie wiedziałam, że w kadr mi się wcina;/Jeśli komuś się wybitnie nudzi to zapraszam na krótki filmik:)Możecie zobaczyć jak wygląda to z mojej perspektywy:)

Filmik nr 1 :
&feature=youtu.be

Filmik nr 2: Mój zjazd z Sokolika jakby komuś się jeszcze bardziej nudziło;)
&feature=youtu.be
Kategoria Rudawy, Z filmikiem:)


  • DST 20.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powrót i 3 x Górzec na początek

Sobota, 9 listopada 2013 · dodano: 12.11.2013 | Komentarze 3

W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie moment. Po ponad 2-tygodniowej rowerowej abstynencji w końcu wsiadłam na Cuba:)

W czwartek przestałam brać antybiotyki. Muszę wciągać jeszcze przez około miesiąc sterydy do nosa, ale na szczęście są one zupełnie nieszkodliwe, więc drugą Marit Bjoergen nie będę;)

Odczuwam jednak pewien niepokój przed nawrotem choroby. Dlatego w niedzielę umawiam się z Olkiem na jazdę w terenie. On też po kuracji antybiotykowej, więc tempo będzie podobne:) Jedziemy na parking przy Górzcu Olka autem. W ten sposób możemy śmigać tylko w terenie, w osłoniętym od wiatru lesie. Jazdę po asfaltach na razie jeszcze sobie odpuszczam.

Z parkingu podjeżdżamy szutrami na Górzec. Następnie robimy zjazd terenem do Chełmca. Po drodze jest już całkiem sporo błotka:) Moje hamulce niestety muszą przejść serwis (od momentu kupna Cuba, czyli 3 lat- nie były nigdy serwisowane)- hamują ledwo co. Chyba trzeba będzie wymienić płyny. Klocki pewnie też. Trochę utrudnia mi to jazdę w terenie, zwłaszcza, że jeszcze nie wymieniłam opon.

Przez chwilę zjeżdżam sobie na eduro Olka. Fajnie się buja i podskakuje;)Tak fajnie, że nie mogę się później wypiąć z pedałów:) Udaje mi się to dopiero z pomocą Olka.

Z Chełmca czerwonym szlakiem podjeżdżamy po raz drugi Górzec. Tym razem zjeżdżamy kapliczkami. Na zjeździe trzeba trochę uważać. Pod liśćmi kryją się niespodzianki- rowy, luźne kamulce. Zjeżdżam trochę ostrożnie ale całkiem dobrze sobie radzę jak na tak długą przerwę po rowerze. Niestety ręce bolą- już odwykły. Szybko. Niedługo zabieram się za podnoszenie ciężarków:)Nogi kręcą za to w miarę sprawnie. Wydolność oczywiście spadła. Ale pocieszam się, że już wkrótce rozpocznę treningi.

Po zjeździe z kapliczek wbijamy na szutrowy podjazd i dojeżdżamy do połowy trasy na Górzec, aby terenem zjechać do Bogaczowa. Szybki zjazd i tą samą trasą wracamy na górę. Ostatni zjazd ze szczytu robimy już prawie po ciemku kapliczkami i wracamy na parking.

Lajtowa wycieczka, ale przynajmniej całkiem sporo terenu. Bardzo dobrze się bawiłam i wróciłam do domu z szerokim uśmiechem na twarzy, który ostatnio u mnie tak rzadko się pojawiał :D Mam nadzieję, że ta potrójna dawka Górzca wyleczy mnie zupełnie i już wkrótce zacznę więcej śmigać:)

I na koniec dwa zdjęcia podczas zjazdu z Górzca:





  • DST 33.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i do lekarza

Czwartek, 31 października 2013 · dodano: 31.10.2013 | Komentarze 4

Niestety, w tym tygodniu pojechałam do pracy tylko w poniedziałek:( Potem postanowiłam, że odstawię na razie rower. W środę wizyta u lekarza- przepisany antybiotyk. Dzisiaj rowerem, bo ładna była pogoda do laryngologa- zapalenie zatok i też przepisany antybiotyk oraz pełno kropli do nosa;/ Czas na zakup trenażera, bo tygodnia bez kręcenia to nie wytrzymam;/

A tymczasem w pracy takie fajne ćwiczenia grafomotoryczne robią moje 3-latki:)



  • DST 40.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lajtowo chorobowo

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 0

Długo wahałam się, czy wychodzić na rower. Jest jednak tak ciepło, że nie wytrzymuję i wsiadam na Cuba. Szkoda, że tak późno, bo jest już 14.00. Jadę na chwilę na Piekary, a potem postanawiam, że pojadę na Górzec. Wbijam się na wał i dojeżdżam do skrzyżowania. Nagle przypominam sobie, że zapomniałam bidonu, a w telefonie pada mi bateria. No nic. Trzeba wrócić do domu. Na szczęście w drodze powrotnej spotykam Grzesia i jedziemy razem na Słup. Dalej już tego dnia nie mogę pojechać. Zresztą czeka mnie wieczorem ostra impreza, czyli 18-nastka Olka i muszę mieć siłę, żeby tańczyć do samego rana:)


  • DST 125.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 25 października 2013 · dodano: 27.10.2013 | Komentarze 10

Dojazdy do pracy od 20 do 25 października. Niestety dwa weekendy przepadły i kolejny też mogę spisać na straty:( Wpis będzie dłuższy, bo zdjęć brak, fajnych wycieczek brak, za to jest duże rozgoryczenie, które chcę przelać na bloga.

Choroba

A wszystko zaczęło się od wycieczki z pracy do Budapesztu. Zimny nawiew+ klimatyzacja i zapalenie zatok gwarantowane;/ W zeszłym roku dokładnie o tej samej porze miałam problem z zatokami, po 1,5-miesięcznej męczarni ostatecznie wylądowałam u lekarza i zaczęłam brać antybiotyki;/ Teraz bronię się jak mogę przed kolejną wizytą, ale coraz bardziej tracę nadzieję na to, że uda mi się samej pokonać to cholerstwo...
Codziennie rano pół godziny spędzam nad toaletą wykrztuszając ropną wydzielinę. Na rowerze dojeżdżam do pracy. Co 5 minut przerwa na wyjęcie chusteczek, bo nos zapchany aż po same czoło;/ Nawet na bs nie wchodziłam przez tydzień, bo nie chciałam czytać o super wycieczkach znajomych, podczas, gdy ja siedzę i zamulam w domu...
A do tego jeszcze ta piękna pogoda. Dobija mnie to, bo mija już kolejny tydzień, a ja nie mogę zacząć treningów. Forma spada. Wydolność słaba- czuję jak coś zalega mi na oskrzelach. W zeszłym tygodniu zanim zaczęłam brać tabletki i syrop dostawałam zadyszki podczas wbiegania po schodach czy śpiewania piosenki z dziećmi. Kaszel męczy mnie okrutnie. Kiedy już popołudniami wydaje się, że wszystko jest ok, rano znowu zaczyna się męczarnia. I tak w kółko. Bez widocznej poprawy. Może ktoś zapoda mi jakąś mało inwazyjny ale skuteczny sposób walki z tym paskudztwem? Antybiotyki to dla mnie już ostateczność...

Dojazdy do pracy

Przeprowadziłam się do centrum i tak jak pisałam wcześniej mam teraz dojazd dłuższy o 3 km w jedną stronę. Do pracy dojeżdżam pomimo choroby rowerem. Przy tak pięknej pogodzie nie mogę zrezygnować z tych dojazdów. Chociaż sama nie wiem, czy to mi bardziej nie szkodzi. Przynajmniej tłumaczę to sobie tak, że nie mogę inaczej dojechać- do mojej pracy nie ma żadnych połączeń, oprócz rzadko kursującego busa. Wszyscy wkoło powtarzają mi, że powinnam zrobić prawo jazdy. Nawet ostatnio 3-letni Karolek machając mi przed nosem małym paluszkiem powtarzał mi: "Musisz zrobić prawo jazdy":) A ja nie mam ochoty, a w dodatku szkoda mi pieniędzy - już bym prędzej kupiła sobie jakiegoś fajnego, wypasionego fulla niż auto:)
Najgorsze są nocne dojazdy. Wbijam się do parku. A potem jadę wałem przy rzece. W piątek było tam bardzo mroczno. Nie dość, że ciemno, to jeszcze gęsta mgła, która mocno ograniczała widoczność. Szkoda, że to nie Halloween. Potem chwila jasności. I za Nową Wsią Legnicką znowu wjeżdżam w strefę mroku. 2/3 mojej trasy jest nieoświetlone. Najbardziej boję się jednak samochodów. A na strefie ruch o tej porze dość spory. No i czasem światła oślepiają, bo niektórzy jadą na długich. Największy plus nocnych dojazdów? Cisza i gwiazdy na niebie:)
Najlepsze są powroty z pracy (choć niedługo też już częściowo niestety po ciemku), kiedy mogę sobie poszaleć i wrócić sprintem do domu. Obrać jakiś ciekawy terenowy skrót i cieszyć się z jazdy:)

Rower roboczy

Bergamont (jeszcze nie wymyśliłam mu nazwy) zastąpił teraz Józia. Bardzo się cieszę, bo jednak pokonywanie 25 km dziennie poza miasto i pod górkę na rowerze miejskim nie należy już do przyjemności. Nie muszę dodawać, że jeżdżę dzięki temu szybciej i mogę sobie po drodze trochę poszaleć. A dodatkowo pracują podobne mięśnie. Poza tym, Bergamont został trochę odświeżony. Wysposażyłam go w błotniki, pedały spd oraz bardzo mocne tylne światełko, żeby być dobrze widoczna podczas nocnych dojazdów. I przełożyłam mu moje stare siodełko od Cuba. Tak prezentuje się teraz mój rower roboczy. Niedługo zrobię mu lepsze zdjęcie gdzieś na trasie:)



  • DST 130.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 2

Dojazdy do pracy z jednego tygodnia (od 7 do 11 października). Przeprowadziłam się, więc teraz do pracy mam dojazd dłuższy w jedną stronę o 3 km:) Powoli nadrabiam zaległości z wpisami, bo chwilowo nie mam jeszcze podłączonego internetu.. Ale najważniejsze, że w moim małym mieszkanku stoją już 3 rowery:) A myślę jeszcze o kupnie trenażera i podłączeniu do niego kolarzówki. Nie wiem, gdzie mi się to wszystko pomieści:)



  • DST 60.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesień w Leszczynie i Stanisławowie

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 1

W czwartek pojechałam poszukać jesieni w Myśliborzu. Teraz przyszedł czas na okolice Stanisławowa.

Wyjazd od razu po pracy. Już po wyjeździe z parku chwila przerwy, żeby nakarmić moje zwierzaki. Tym razem owca do mnie podeszła:)



Pogłaskać się jednak nie dała:( Ale czuję, że niedługo ją oswoję:)



Z Legnicy jedziemy przez lasek koło huty i dojeżdżamy do Dunina. Tutaj też musiałam na chwilę przystanąć:)



Osioł ucieszył się na mój widok:) Słodziak!!:)



Nie mogłam się więc powstrzymać i weszłam za ogrodzenie. Koza była bardzo natarczywa:)



Trochę podroczyłam się z osłem:) I jeszcze ten wzrok kozy:)



Dwa białe rumaki:)



Z Dunina jedziemy do Sichowa, gdzie wbijamy się w teren. Robimy podjazd do Leszczyny.





Nawet i ja czasami muszę pochylać głowę podczas przejazdów pod drzewami:)



Dojeżdżamy do ścieżki dydaktycznej w pobliżu Leszczyny. Udaje mi się zrobić fragment zjazdu. Dosyć trudny, bo pomimo zaciśniętych hamulców zsuwam się z rowerem tak, że ledwo wyhamowuję przed drzewem:)



A teraz komentuję mój zjazd:)



I czas na kolejne szaleństwa i zjazdy wśród liści:)





Dojeżdżamy do Leszczyny. Na kawę nie ma już czasu, więc podjeżdżamy terenem na radiostację.



Chwila przerwy na szczycie...



....i zjeżdżamy terenem do Sichowa. Nawet zdążyłam się trochę ubłocić:)



Powrót przez Dunino i lasek. A na zakończenie jeszcze mały wyścig:)



  • DST 65.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jesień w Myśliborzu

Czwartek, 10 października 2013 · dodano: 10.10.2013 | Komentarze 3

Dość mocno dzisiaj wiało, ale słońce za to świeciło pięknie, więc musiałam wykorzystać ten dzień, zwłaszcza, że weekend mam znowu zajęty;/

Od razu po pracy pocisnęłam z wiatrem w plecy do domu (dzisiaj musiałam wstać o 5.00) . Szybki prysznic, ciasto i kawa. Przesiadam się na Cuba. Po drodze na wale dokarmiam owieczki:)



Niestety ta owca była bardziej zainteresowana moim rowerem niż trawą:)



Do Myśliborza jedziemy cały czas pod sily wiatr- na szczęście południowy, więc mogę jechać lżej ubrana, no i zatoki mi tak nie doukczają. W Myśliborzu wbijamy do Wąwozu. W lesie już tak nie wieje. Czuć jesień w powietrzu. Na trasie pełno liści. Gdy czuję teren, zaczynam dokazywać:)



Wbijamy na podjazd pod jedną ze skałek widokowych (ta chyba nie ma nazwy). W zeszłym roku na szczycie podjazdu poległam. Przez 30 minut próbowałam pokonać jeden, sztywny i dość trudny technicznie odcinek, aż w końcu zaczęło robić się ciemno i musiałam skapitulować. Ciekawa byłam więc, jak pójdzie mi w tym roku. Za pierwszym razem obieram złą ścieżkę- wypięcie;/ Ale już czuję, że dam radę. I rzeczwywiście za drugim razem mocniej przyciskam......



...... i udaje mi się podjechać bez wypięcia!:)




Tak wygląda uszczęśliwiona Bożenka po zrobieniu trudnego podjazdu, a właściwie to zadowolona, bo podjazd już teraz tak nie cieszył- podjeżdżałam ostatnio trudniejsze. No ale zawsze coś:)




Kolejny test - to sztywny zjazd na samym szczycie. Do tej pory nigdy go nie zrobiłam. Dojeżdżam. Wymiękam. Zatrzymuję się. Obserwuję jak zjeżdża Jarek (w zeszłym roku prawie zaliczył tam glebę). Jest ok. Dobra, nie będę gorsza;) Jadę. Kolejny sukces:) Udaje się zjechać bezproblemowo:)



Na skałce chwila przerwy na podziwianie cudownych, jesiennych widoczków.





Jesienią Wąwóz Myśliborski wygląda jeszcze piękniej niż latem:)




Ze skałki szybko zjeżdżamy do wąwozu. Jeszcze chwilę szaleństw po drodze, m.in. wyskoki z korzeni, oraz uskoki z kamiennych progów. Super!:) Trochę zdjęcie rozmazane, ale miałam taką ochotę na szaleństwa w terenie, że musiałam trochę przycisnąć:)





Z wąwozu jedziemy jeszcze na chwilę do Kaskady na pierogi ze szpinakiem. Wracając spotykamy Łukasza, który wyszedł na trening. Do Legnicy jedziemy tak jak w pierwszą stronę, czyli przez Męcinkę I Słup. Wycieczka bardzo udana jak na wypad po pracy, kiedy dni już są takie krótkie:)


  • DST 67.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stanisławów i Górzec terenem

Niedziela, 6 października 2013 · dodano: 07.10.2013 | Komentarze 3

O 5.00 wróciłam do domu z wesela. Krótki sen i ok 12.00 wychodzę na rower. Pogoda idealna!:)

Dzisiaj tempo lajtowe, bo jestem trochę wymęczona tańcami. Jedziemy przez Dunino do Sichowa, a potem podjeżdżamy terenem na radiostację. Na górze czeka na nas niespodzianka- Monika też postanowiła się wybrać na Rosochę. Chwilę rozmawiamy i śmigamy w dół aż do rozstaju dróg, gdzie rozstajemy się- ja z Jarkiem wbijam w Stanisławowie na czerwony szlak w stronę Bogaczowa, a Monika odbija na Pomocne.

Już na początku szlaku atrakcji nie brakuje- zjazd po kamienistym mini wodospadzie i przejazd przez strumyk:



Jak ja tęsknię za terenem!:) Od razu zaczynam mocniej cisnąć. Po drodze kolejna przeszkoda- zwalone kłody. Za pierwszym razem nie udaje się przejechać. Próbuję drugi raz- największą kłodę pokonuję, ale niestety przednie koło wpada mi w dziurę między drzewami;/



Jedziemy sobie elegancko przez las. Nie ma błota, ale na wyschniętych koleinach prawie dwa razy zaliczam glebę- chyba coś dzisiaj ciężko u mnie z koncentracją:)



Jeszcze tylko szybki zjazd szutrową drogą z progami i dojeżdżamy do Bogaczowa.



Z Bogaczowa wbijamy terenem na Górzec i szutrówką dojeżdżamy na szczyt. Oczywiście nie mogło zabraknąć zjazdu kapliczkami. Zjeżdżało się całkiem fajnie, tylko rower mi za bardzo nie hamował- tzn. hamulce działały, ale mimo to, rower i tak zjeżdżał sobie powolutku, co pewnie było spowodowane bardzo sypką nawierzchnią. Niestety zjazd znacznie się pogorszył- rozjeździły go kłady i motory i już tak nie zachwyca;/ Albo to ja zrobiłam się bardziej wybredna:)



Szutrami dojeżdżamy do Męcinki, gdzie pod sklepem spotykamy się z Moniką. Wcześniej po drodze zrywamy jeszcze soczyste, dzikie jabłka. Razem wracamy już przez Słup do Legnicy.

Zdjęcia niestety rozmazane, bo ja też czułam się tego dnia niewyraźnie:)