Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 160.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy, czyli konwalie, wyścig kolarski i na ratunek ptaszkowi:)

Piątek, 9 maja 2014 · dodano: 09.05.2014 | Komentarze 6

Dojazdy do pracy od poniedziałku do piątku.

W tym tygodniu nie miałam za wiele czasu, żeby wyskoczyć gdzieś dalej na rowerze. Zresztą infekcja, którą załapałam tydzień temu- po majowym wypadzie rozwinęła się jeszcze bardziej, zaatakowała mi trochę zatoki i pojawił się mokry kaszel.  Ale i tak nie żałuję, bo było warto:) Wydolność trochę spadła, ale na szczęście jest ciepło, więc mogę śmigać:)

Chociaż mało w tym tygodniu kręcilam, to tydzień obfitował w  liczne atrakcje.

We wtorek pojechałam do pracy dwa razy- za drugim- na zebranie z rodzicami. Wracając, zgadałam się z Jarkiem i wyskoczyliśmy na chwilę do Dunina nazrywać konwalii:) Uwielbiam te kwiaty i ich zapach:) Teraz całe mieszkanie mi pięknie pachnie:)

Konwalie mają tak intensywny zapach, że docierają nawet do mojego zatkanego nosa:)



Dawno nie było żadnych słit foci, więc już zapodaję kilka:).....

Na początek żabka, którą udało mi się złapać w trawie:)



Po drodze oczywiście musiałam odwiedzić moje kozy:)



Młoda kózka robi się już coraz śmielsza:)



W środę z kolei pobiłam mój rekord powrotu z pracy do domu. Siedziałam do 19.00 na szkoleniu, kiedy zadzwoniła do mnie Ania i powiedziała, że razem z Jarkiem  są na mieście i oglądają  wyścig Szlakiem Grodów Piastowskich. Pędziłam jak szalona, jeśli szaloną można nazwać jazdę na Bergamoncie:)  Udało mi się zdążyć na sam finisz, a właściwie obejrzałam ostatnie cztery okrążenia:)

W piątek natomiast- uratowałam ptaszka:)  Jadąc do pracy zauważyłam ptaka na drodze. Myślałam, że się poderwie, kiedy przejadę obok. Nic się takiego nie wydarzyło, więc zawróciłam i złapałam go.



Nie wiedziałam za bardzo, co mam z nim zrobić....Wiedziałam na pewno, że nie mogę go zostawić na drodze. Wzięłam więc małego do jednej ręki i pojechałam do pracy. Zapomniałam jednak zmienić bieg na lżejszy, więc podjazd robiłam tym razem na ciężych przełożeniach. A ptaszek umilał mi drogę ćwierkając co chwilę;) Dojechałam tak z ptaszyną do przedszkola, gdzie zrobił furorę wśród dzieci. Włożyłam go do pudełka. Mój tato miał go zabrać później autem, ale na szczęście okazało się, że mały drozd wypadł z budki lęgowej, która znajduje się na działce mojej koleżanki z pracy! I tak ptaszek wrócił szczęśliwie do swojego domu:)



  • DST 86.50km
  • Teren 43.00km
  • Podjazdy 2488m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Niebieski szlak pieszy E3- cz. 2 - Góry Bardzkie i Sowie

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 11

Budzik dzwoni już od 6.00 rano, ale jakoś nie mogę się wybudzić. Nos zapchany, gardło lekko boli. W końcu po 7.00 zwlekam się z łóżka. Szkoda marnować tak piękny dzień. Dobrze, że wczoraj spóźniliśmy się na ten pociąg, bo nie wiem czy dałabym dzisiaj radę pojechać o 6.00 znowu do Kłodzka...

Rozpoczynamy kolejny dzień na niebieskim szlaku. Co ciekawe, największą niespodzianką na tej trasie będzie....brak niespodzianek:) No może poza jedną, ale o tym później...

 Wychodzimy z pensjonatu i wyskakujemy jeszcze na Orlen po kawę. A potem asfaltem jedziemy w kierunku miejscowości Bardo.  Odpuszczamy sobie dzisiaj trasę Kłodzko-Bardo terenem, bo możemy znowu się nie wyrobić. Może następnym razem...
Jedzie się całkiem znośnie. Mięśnie początkowo trochę się buntują, ale na szczęście szybko rozgrzewają się. Trasa całkiem przyjemna, bo pagórowata, a i widoczki też niczego sobie.. 

Docieramy do Barda. Po drodze mijamy taką ładną remizę strażacką:



Turystów tutaj całkiem sporo, ale większość przyjechała do Barda, aby spróbować swoich sił na spływach pontonowych. Sama bym kiedyś się przepłynęła, bo jakoś nigdy nie miałam okazji...Ale teraz wbijamy ponownie na niebieski szlak pieszy E3. Już sam początek bardzo mnie zaskakuje. Piękna szutrówka skąpana w świeżej zieleni pięknie wije się między wzgórzami.






Przy okazji rozgrzewam się przed kolejnym wnoszeniem roweru:)



Szlak od samego początku jest bardzo dobrze oznakowany. Ktoś całkiem niedawno go odświeżał. Naprawdę ciężko się tutaj zgubić. Tylko w jednym momencie na chwilę gubimy ścieżkę, ale po 10 minutach odnajdujemy już właściwą drogę. Niebieski szlak w Górach Bardzkich zaskakuje nas, bo jest....lajtowy:) Przeważnie są to szutrówki. W sumie to nawet chyba się cieszę. Po wczorajszych przygodach przyda się trochę odpoczynku, a na szaleństwa w terenie przyjdzie znowu czas, kiedy zmienię opony i hamulce na nówki:) Dzisiaj jest czas na aktywną regenerację i podziwianie widoczków. A te są piękne!




Ale żeby nie było za nudno...Znajdą się czasem sztywne podjazdy.....



.....i sztywne zjazdy, jak taki oto singielek:





Czasem też trzeba podprowadzić rower:



Tuż przed Srebrną Górą docieramy do takiego urokliwego, skalistego wąwozu:



Taka sytuacja.....:)



Ta malutka mrówka na górze to ja:) Chciałam stanąć na samej krawędzi, ale Jarek zaczął krzyczeć z dołu żebym się nie wygłupiała:) A nie byłoby to wcale takie łatwe. Trochę mi się w głowie kręciło, jak spoglądałam w dół. Zanim rozpoczęłam przygodę z rowerem, marzyłam o wspinaczce skałkowej, dlatego, że ...mam lęk wysokości! Paradoks, wiem. Ale to pewnie dlatego, że uwielbiam przekraczać własne granice:)



Dojeżdżamy pod twierdzę w Srebrnej Górze. Chwila przerwy na colę z wymownym napisem;)



W Srebrnej  Górze wbijamy ponownie na niebieski szlak pieszy, który porowadzi nas teraz przez Góry Sowie. I tutaj również nie ma żadnych, większych niespodzianek- ot pięknie wyeksponowane szutrowe ścieżki. Widoczki oczywiście cudne!:)










W pewnym momencie zrywa się mocny wiatr. Zaczyna lekko kropić. Zanosi się na burzę. Na szczęście przechodzi bokiem:)



Powoli zaczynam być trochę zawiedziona...no gdzie te przeszkody?!!....pff! przygody! :) A czają się już za rogiem...



Póki co rozkoszuję się jazdą bo boskich szutróweczkach:)

'



Krótki singielek gdzieś po drodze, a jak cieszy:)



Wyjeżdżamy na drogę nieopodal Przełęczy Jugowskiej. Chwila asfaltowego podjazdu i ponownie wbijamy w teren. Pora zdobyć Wielką Sowę! Do tej pory podjeżdżałam ją tylko czerwonym szlakiem, więc jestem bardzo ciekawa, co tym razem czeka na mnie na niebieskim. Początek całkiem znośny. A potem robi się sztywno....i ciężko. Częściowo wprowadzam rower, a częściowo podjedżam. Wszystkiemu winna ścinka! Wszystko rozrypane, rozjeżdżone, pełno gałęzi zalega na ścieżce. Ech... szkoda gadać..



A potem kolejna niespodzianka. Jak nie ścinka to rozwalony płot z wystającymi gwoździami:)



Kolejny sztywny podjazd z luźnymi kamieniami. A później singiel. Do zjechania pewnie bardzo ciekawy i trudny techniczne. Ale do podjazdu niestety się nie nadaje. No ale cóż. Takie są uroki pieszych szlaków:) Wprowadzamy rowery aż na sam szczyt Sowy. Zaczynają już mnie dość mocno boleć plecy.



Na trasie zalega pełno powalonych drzew. Wdrapuję się na jedno z utęsknieniem wypatrując szczytu:)



I w końcu udaje nam się dotrzeć na Sowę:)



A potem czeka nas już elegancki zjazd do Przełęczy Walimskiej:)





Asfaltem zjeżdżamy  do Dzierżoniowa. Powoli nastaje wieczór. Tym razem byliśmy bardziej przezorni i na stację zajeżdżamy już godzinę przed odjazdem pociągu:)


Nasza wycieczka dobiega już końca. Ale nie przygoda na niebieskim szlaku... :)

Route 2,586,458 - powered by www.bikemap.net



  • DST 109.00km
  • Teren 55.00km
  • Podjazdy 2230m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Niebieski szlak pieszy E3- cz. 1 - w stronę Kłodzka

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 10

....czyli mocne zakończenie miesiąca:)

Od tygodnia zmagam się z katarem. W tym czasie  oszczędzałam więc siły, aby móc w pełni wykorzystać chociaż te dwa ciepłe dni urlopu. Przy okazji zaraziłam też wirusem Jarka i tak pojechaliśmy zakatarzeni razem w góry:)

Długo zastanawialiśmy się nad odpowiednią trasą. Warunek był jeden: ma to być wypad z dużą dawką terenu. I tak Jarek rzucił pomysł przejechania odcinka niebieskiego szlaku pieszego E3 z Nowej Morawy w kierunku Kłodzka, a może i dalej aż do Bardo.. Nie jechaliśmy tamtędy jeszcze do tej pory, więc sama trasa była dla nas dużą niespodzianką. Mieliśmy jednak pewne wyobrażenie o tym szlaku. Wiedzieliśmy, że nie należy on do łatwych, ale jest za to bardzo ciekawie poprowadzony i zawiera mnóstwo fajnych odcinków technicznych. Mam tutaj na myśli chociażby odcinek tego szlaku w Rudawach Janowickich, który uwielbiam! Szlak w całości (fragment sudecki)  prowadzi z Międzylesia do Jakuszyc i ma łącznie ok. 300 km. Tyle na wstępie.....



Pobudka wcześnie rano i szybko zbieram się na pociąg. Na stacji małe zamieszanie. Biegniemy z jednego peronu na drugi.  Mało brakowało, a spóźnilbyśmy się na pociąg. Wbiegliśmy na właściwy peron w ostatniej chwili! Uff....Przynajmniej trochę się rozgrzałam:) Wyjeżdżamy z Legnicy o 6.15.

Do Kłodzka dojeżdżamy po 3 godzinach jazdy i o 9.00 ruszamy w stronę czeskiej granicy. Zadziwiająco szybko mija mi te 40 km dojazdu asfaltami. Dojeżdżamy do Nowej Morawy i w końcu wbijamy w teren. Rozpoczynamy przygodę z niebieskim szlakiem!:)

Na rozgrzewkę dość długi podjazd pod Przełęcz Suchą:



I już na finiszu:



Po chwili docieramy na najwyższy punkt dzisiejszej trasy- Przełęcz Suchą (1002 m.n.p.m). Następnie czeka nas elegancki zjazd asfaltem, podczas którego telepię się z zimna.



Po drodze przewa na podziwianie widoczków:



Po chwili czeka nas kolejny zjazd. Byłby lepszy, gdyby nie ta wstrętna ścinka;/ 



Już na zjeździe wiem, że moje hamulce nie wyrabiają. Złożyłam zamówienie na nowe, ale niestety  przez weekend majowy realizacja się przedłużyła;/ Przez cały wypad nie mogę więc cisnąć tak, jakbym tego chciała. Ale humor jak widać i tak mi dopisuje:)



Po chwili niebieski szlak pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ścieżka w pewnym momencie idzie ostro pod górę. Nie stanowiłoby to większeg problemu, gdyby nie porastające trasę gęste zarośla. Nienawidzę prowadzić roweru- męczę się przy tym bardziej niż podczas podjeżdżania, ale nie mam wyjścia. Klnąc pod nosem przedzieram się przez krzaki, a głowę nachodzą  czarne myśli, że może lepiej było się nie pakować  na ten szlak...



Po chwili docieramy do szutrowej ścieżki. Niestety nasza radość nie trwa zbyt długo......Bo po chwli.....szlak odbija do góry. Podjazd dla hardcorów- dla mnie nawet wtaszczenie tam roweru było ciężkie:) Szkoda, że nie mam tych kilku centymetrów więcej, to łatwiej byłoby mi wprowadzać rower pod takie przeszkody;)



Oczywiście to tylko początek, bo potem jeszcze przez pewien czas musimy wprowadzać rowery... W końcu docieramy na szczyt,n a którym znajdują się ruiny zamku Karpień.



Czy warto było się tak męczyć dla tej kupy kamieni? Nie wiem:) Ale na pewno warto chwilę odpocząć na przedwojennej ławie:)



Następnie czeka nas sztywny zjazd, lekko błotnistym singlem. Starty bieżnik w oponach sprawia, że ślizgam się na tej trasie jak na śniegu...

A potem zaliczamy przecudny podjazd techniczny- uwielbiam takie ścieżki!:)



Szlak niebieski jest jednak bardzo zmienny i ponownie testuje naszą cierpliwość.... Tym razem nie podprowadzamy rowerów, ale....wnosimy je po wielgachnych głazach. Początkowo wlekę się z Cubem pod górę.... na szczęście szybko znajduję uprzejmego tragarza:))



Wreszcie możemy wsiąść na nasze rowery!



Na trasie jest kilka takich oto ciekawych formacji sklanych. Ta nawet ma haki do wspinaczki:



Po chwili rozpoczyna się zjazd! I to jaki!:D Bardzo przypomina mi szlak w Rudawach. Pełno korzonków, kamieni. Wypas!! Cały mój wcześniejszy foch na niebieski szlak momentalnie mija. Szeroki uśmiech znów pojawia się na twarzy. Do pełni szczęścia brakuje tylko lepszych opon i sprawnych hamulców, żeby przycisnąć bardziej na zjazdach, ale i tak jest git!!:)





W międzyczasie Jarek zalicza niegroźny lot przez kierę;)



W pewnym momencie na dość sztywnym odcinku ( na szczęście już bez kamieni i korzeni) chcę lekko przyhamować podczas zakrętu i wtedy....hamulce już zupełnie nawalają! Dociskam na maksa klamki...i NIC!!! Lecę wprost na drzewo! Tylne koło jeszcze jako tako hamuje, ale przednie w ogóle nie chce się zablokować. Wyciągam więc rękę do przodu, boleśnie napierając na drzewo. Ale przynajmniej się zatrzymuję:) Nadgarstek trochę boli, ale tylko przez chwilę... Bardziej się martwię, że to będzie koniec mojej wycieczki:( Na szczęście Jarek coś tam kombinuje przy hamulcach i zaczynają działać. Szału co prawda nie ma, ale jest lepiej niż wcześniej..Niestety dzisiaj już bez szaleństw na zjazdach,bo obawa przed ponowną awarią jednak w głowie siedzi.. 
A tutaj pokazuję Jarkowi jak wyszłam z tej awarii hamulców obronną ręką:)



Dojeżdżamy asfaltem do jakiejś wioseczki a następnie ponownie wbijamy w teren.  Pogoda dopisuje. Świeci słonko, mam urlop i jestem w górach na rowerze. Nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba:)



Gdzieś na trasie przejeżdżamy obok Jaskini Radochowskiej. Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą latarek, bo chętnie bym poeksplorowała jej wnętrze. Co jak co, ale w jaskiniach akurat mój niski wzrost jest atutem:)



Pokonujemy kilka sztywnych podjazdów, na których można się nieźle zasapać:) A potem...a potem kolejna atrakcja w postaci schodów do nieba, albo raczej do zatracenia:)

No to wnosimy!:)



Policzyłam wszystkie schodki. Łącznie 232!:)



A na górze stała taka oto kapliczka.:



Kolejny odcinek szlaku to zjazdy i podjazdy po takich oto singielkach. Dłonie już mi nie wyrabiają na zjazdach- żeby hamować muszę dociskać klamki do końca.






Zaczyna robić się późno. Stres powoli zaczyna się do mnie dobierać.. Jest już 17.00. Nie wiemy, jak długo będziemy jeszcze jechać niebieskim szlakiem, a o 18.50 mamy ostatni pociąg powrotny do Legnicy.
Na domiar złego, w pewnym momencie ścieżka urywa się (oczywiście za sprawą wycinki!) i tracimy jakieś 15 minut na znalezienie szlaku, który jakaś sprytna osoba zamalowała na biało;/

I kiedy już myślimy, że wyjeżdżamy z niebieskiego szlaku, ten na pożegnanie serwuje nam taki oto deser:) Kolejne wnoszenie roweru po głazach. I kolejna strata cennych minut. Jarek pomaga mi ponownie wnieść rower. Gdybym miała sama go targać po tych kamieniach, to pewnie stracilibyśmy jeszcze z godzinę:)



Docieramy do szutrowej ścieżki. Szybki zjazd do Przełęczy Kłodzkiej.



.

Po chwili docieramy do przełęczy. 



Rozpoczyna się wyścig z czasem. Na szczęście mamy teraz jakieś 8 km z górki. Jarek idzie na czoło. Cisnę, na tyle, na ile nogi mi pozwolą. Zapominam o hamulcach. Koncentruję się tylko na tylnym kole Jarka. Odpędzam czarne myśli. Nie mogę się poddać. Trzeba wykrzesać z siebie maksimum siły, żeby zdążyć na pociąg. Nie mam nawet teraz czasu na wyciąganie chusteczek. Smarki spływają mi po twarzy, ale nie przejmuję się tym zbytnio. Po drodze mijający nas motocyklista  z podziwem podnosi kciuk do góry. Z kolei inny motocyklista z naprzeciwka podczas wyprzedzania auta mija nas dosłownie o włos! Nigdy nie przejechał obok mnie tak blisko motor.. Ciarki przeszły mi po plecach, ale adrenalina bierze górę i ciśniemy dalej. Minuty mijają. Jeszcze mam nadzieję, że zdążymy. Dojeżdżamy na stację. Jesteśmy już po czasie, ale w oddali widzimy stojące szynobusy. Krzyczę do Jarka, żeby zatrzymał pociąg. Okazuje się jednak, że nie ma po co, bo nasz pociąg....odjechał 10 minut temu!! 

Mamy dwa wyjścia: albo wracać pociągiem do Wrocławia, a stamtąd do Legnicy- albo szukać noclegu w Kłodzku. Wybieramy na szczeście tę drugą opcję i udaje nam się znaleźć wolny pokój. Cena co prawda dość wysoka. bo na jedną noc, ale możemy za to trzymać rowery w pokoju:) I tak mieliśmy jutro ponownie jechać pociągiem do Kłodzka, więc w sumie chyba dobrze wyszło z tym pociągiem:) Wieczorem jedziemy jeszcze na kebaba. Padam na łóżko i momentalnie zasypiam. Ładnie się dzisiaj zmasakrowałam, a katar jeszcze spotęgował uczucie zmęczenia. To był baardzo udany dzień!:) I przygód nie brakowało:)

A jutro czeka nas kolejny dzień na niebieskim:)....Ciekawe, jakie tym razem niespodzianki nam szykuje?....:)

Aaaa! I jeszcze coś! Z tego wypadu będzie zmontowany krótki filmik, nie wiem kiedy, ale będzie;)


Route 2,584,558 - powered by www.bikemap.net
Kategoria Ponad 100


  • DST 80.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Wtorek, 29 kwietnia 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 11

Dojazdy do pracy od poniedziałku do wtorku.
Katar na szczęście już mi mniej dokucza. We wtorek pojechałam jeszcze na chwilę po pracy do Dunina rozgrzać się trochę przed majówkowym wypadem. Od jutra długi weekend!! :D

Przy okazji wpadło mi już (albo tylko) 3 kkm w tym roku:)


  • DST 25.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na krótko po lasku

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 2

W sobotę nie pojeździłam, bo miałam całodniowe szkolenie.
Niestety tego samego dnia załapałam też katar- podobnie jak połowa dzieci w mojej grupie;/
W niedzielę postanowiłam, że będę odpoczywać, żeby szybciej dojść do siebie, ale było tak ciepło, że nie mogłam sobie odpuścić chociaż krótkiej przejażdżki.. Lajtowym tempem pojechałam z Jarkiem na krótką rundkę po Lasku Złotoryjskim. 

Chociaż przeziębiona to i tak "na krótko". Dawno nie byłam tak rozebrana na rowerze;)



Nie dość że ciepło, to jeszcze jak zielono! Lubię to!:)



Przy okazji zrobiłam sobie krótki trening techniki:)



Nawet w parku można znaleźć jeden fajny zjazd po korzonkach:)



  • DST 87.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy

Piątek, 25 kwietnia 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 3

Dojazdy do pracy od środy do piątku (23-25 kwietnia).

Cudownie jeździ się teraz z rana o 5.30! Można już jechać bez lampek, a czasem nawet w krótkich spodenkach:) Słońce zaczyna powoli wschodzić, a natura budzi się do życia- sarny i zające przebiegają mi drogę, ptaki radośnie świergocą, czasem z trawy poderwie się jakiś bażant, albo przeleci nade mną skowronek radośnie ogłaszając początek pięknego dnia! Aż chciałoby się popędzić gdzieś dalej niż tylko do pracy:)

A podczas powrotu z pracy zaciągam się cudnym zapachem rzepaku, kwitnących drzew oraz bzu, a także skoszonej trawy, które wydzielają teraz bardzo intensywny zapach, zwłaszcza po deszczu:)

 W środę pojechałam dwa razy do pracy- za drugim razem na szkolenie. Zajeżdżam pod przedszkole na rowerze. Zazwyczaj nikt z rodziców mnie nie widzi, ale dzisiaj przyjechałam w godzinach odbioru dzieci. Muszę przyznać, że rodzice jak i dzieci pozytywnie odbierają te moje rowerowe dojazdy:) Wszyscy zawsze się uśmiechają i zagadują. Dzisiaj na przykład tato dziewczynki z mojej grupy powiedział, że już wie, czemu taka wysportowana jestem:)

A taki oto piękny rysunek narysował mi 6-letni Tymoteusz:) Prawda, że ma talent?:)




  • DST 55.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lajtowo asfaltowo

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 5

Z domu wyszłam dzisiaj dopiero po 11.00. Musiałam odespać nieprzespane noce. W niedzielę ok. 23.00 brałam prysznic i zauważyłam na nodze kleszcza! Skubaniec wiedział co dobre i wbił się podczas sobotniej wycieczki w moją łydkę;) O północy pojechałam do szpitala, żeby go usnąć. W zeszłym roku tyle jeździłam w terenie i załapałam tylko jednego kleszcza. Mam nadzieję, że teraz również na jednym  się skończy, bo nienawidzę tego paskudztwa podobnie jak końskich much. Niestety coś czuję, że w tym roku czeka nas wysyp wszelkiego robactwa, bo zima była za ciepła;/   No cóż.. Coś za coś.. Zastanawiam się nad zakupem pompki do odsysania jadu i wysysania kleszczy, bo nie chce mi się za każdym razem śmigać do szpitala, a sama nie potrafię sobie ich wyciągnąć;/ Na pewno takie urządzonko przyda się w terenie...

Tyle o robalach...Teraz przejdę do wycieczki:) Namawiam Jarka na wypad. Brzuch mnie dzisiaj boli, lecę na tabletach, więc dzisiaj tempo bardzo lajtowe.

W parku Jarek fotografuje kaczuchę z gromadką słodkich kaczątek....:



....a ja w tym czasie podkradam jego Cuba:)


I jak się prezentuję na 29 ?:)



Dojeżdżamy do Męcinki. Po drodze jakaś kobieta wystawia z auta butelkę i polewa nas wodą:) Na Górzec wbijamy szutrami. Zjeżdżamy do Pomocnego. Podczas podjazdu udaję, że chce mi się pić......



.....i robię śmigus-dyngus Jarkowi:)



W drodze między Pomocnem a Stanisławowem niebo przysłaniają ciemne chmury. Zaczyna kropić. Czekamy chwilę na przystanku i postanawiamy jechać dalej- w końcu jest lany poniedziałek! Musimy jednak trochę zweryfikować nasze plany i zawijać od razu do Legnicy. Akurat dzisiaj nie zabrałam plecaka, więc nie miałam ze sobą nic przeciwdeszczowego. Nakryłam głowę kominiarką i zaczęliśmy zjazd ze Stanisławowa. Za ciepło to mi nie było:) 





W Krajewie odwiedziliśmy wesołe dziki:)



Dojeżdżamy do Dunina. Tę przeszkodę pokonuję teraz bezproblemowo:)



A w Duninie nie mogło oczywiście zabraknąć słit foci ze zwierzakami:)





Moje słodziaki:)



Powrót jak zwykle przez lasek i wałem do Legnicy.



  • DST 83.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czarny szlak x 5

Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 6

Dzisiaj postanowiłam trochę pobawić się w terenie. Jedziemy przez Stanisławów i wbijamy za Pomocnem w las. Docieramy do czarnego szlaku w pobliżu Wąwozu Myśliborskiego. Dwa tygodnie temu wytyczaliśmy i poprawialiśmy tutaj drogę, aby była w 100% przejezdna. Czas przetestować trasę i przejechać ją w całości! 

Jedziemy elegancko po szlaku. Nie trzeba już się zatrzymywać. Jest płynność. W pewnym momencie czuję się zbyt pewnie i najeżdżam  za szybko na przeszkodę, którą zawsze pokonywałam z większą ostrożnością. Lekcja pokory. Przednie koło uderza w kamień. Prawie kończy się to lotem przez kierę, na szczęście udaje mi się przechylić na bok i zaliczyć miękkie lądowanie na mchu. 

W jednym ze strumieni moczę sobie stopę, ale nie zmieniam butów. Temperatura jest już na tyle wysoka, że mogę sobie pozwolić na luksus jazdy w mokrych skarpetkach. Zresztą i tak pewnie nie raz dzisiaj zmoczę buty;)

Tak nam spodobała się jazda po szlaku, że w sumie robimy go 5 razy- w tę i we w tę;) Dodam, że szlak warto robić w kierunku z Myślinowa do Wąwozu Myśliborskiego. Jedzie się wtedy delikatnie z górki i jest większa zabawa i flow:)

Teraz czas na parę zdjęć ze szlaku:

Przejazdy przez strumyk z innej perspektywy:



A tutaj ostatni strumień na szlaku:



No i słit focia oczywiście musi być:)



Dojeżdżamy do Wąwozu Myśliborskiego. Tutaj też można się trochę pobawić:)






Z Myśliborza jedziemy już jak zwykle szutrami przez Męcinkę. 

A kwiaty we włosach potargał wiatr:)



Przejazd przez pola dostarcza teraz niesamowitych doznań zmysłowych. Uwielbiam  kolor i zapach rzepaku- zwłaszcza wieczorem:)



Aby zwiększyć jeszcze bardziej doznania zapachowe robię sobie krótką przejażdżkę przez pole rzepaku:)





Wracamy przez Słup. Za nami zaczynają nadciągać granatowe chmury. Zrywa się silny wiatr. Już wcześniej zaczął mnie boleć mięsień przy prawym kolanie (ten sam co tydzień wcześniej), ale nie daję się początkowo i jadę szybko, żeby uciec od burzy. Udaje się to już w Warmątowicach. Niestety mięsień rozbolał mnie już na dobre. Doszliśmy do tego, że to raczej wina bloków, które przestawiły mi się w butach. Początkowo jadę pedałując sobie jedną nogą.  Jedną nogą robię też podjazd po kostce. Jest siła!:) Przeganiam nawet w ten sposób jednego rowerzystę! Ale musiał mieć minę, że go dziewczyna pedałując jedną nogą wyprzedziła!:) Kiedy docieramy do parku rezygnuję już z takiej jazdy. Nie chcę obciążyć za bardzo drugiej nogi;) Jadąc przez park łapię się więc za plecak Jarka i mam gratisowe holowanie pod sam dom;)

A na koniec filmik z mojego przejazdu czarnym szlakiem:)




Kategoria Z filmikiem:)


  • DST 50.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 20.04.2014 | Komentarze 3

Dojazdy do pracy- w czwartek i w piątek. Za dużo nie pośmigałam, bo pogoda nie rozpieszczała...Ale za to spędziłam pracowity tydzień! :) Brak kręcenia trzeba sobie zrekompensować jakimś innym zajęciem;) A że święta coraz bliżej, to....

....zrobiłam wielkanocne kartki:



Pomalowałam jajka woskiem:



Upiekłam wielkanocne babeczki:



W międzyczasie wypadły Jarka urodziny, więc upiekłam mu taki oto prezent- tęczowy torcik z rowerowym akcentem:)




  • DST 165.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samotna Przełęcz Karkonoska

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 17

Plany na dzisiaj były nieco inne. Od dwóch tygodni nastawiałam się bowiem na rowerowe rozpoczęcie sezonu na Ślęży. Plan jednak nie wypalił, bo ekipa się wykruszyła, a mi samej nie chciało się jechać. Niedawno zaczęłam wracać do formy, więc postanowiłam uderzyć dzisiaj na Przełęcz Karkonoską i spróbować swoich sił.

Wychodzę tuż przed 7.00. Jest 6 stopni a niebo całkowicie zachmurzone. Nie tak miało to wyglądać. Postanawiam, że dojadę do Kapelli, a potem zadecyduję, co dalej.. Najpierw jadę przez Stanisławów, a potem przez Lubiechową wbijam się na Kapellę. Nie wzięłam długich rękawiczek i zmarzły mi palce u rąk. Aż poczerwieniały z zimna. 

Po drodze natknęłam się na stado owieczek. Chciałam im strzelić słit focię, ale pies pasterski zaczął gdzieś szczekać w oddali, więc musiałam się niestety szybko wycofać;/



Na szczycie Kapelli krótka rozkmina, co robić...Niebo dalej zachmurzone, więc  zawsze istnieje ryzyko deszczu. Szybka decyzja. Jadę dalej, bo jeśli zawrócę, to będę tego później długo żałować..

Widoczność mimo pochmurnego nieba była dzisiaj bardzo dobra, ale niestety mój telefon nie wyrabia. Tutaj zdjęcie na Kapelli:



Na zjeździe z Kapelli oczywiście porządnie zmarzłam, ale za to w Jeleniej Górze zza chmur zaczęło nieśmiało wyłaniać się słońce:) Na światłach zagaduje do mnie starszy pan. Pyta się, jak sprawują się hamulce tarczowe, bo też zamierza sobie kupić:)

Droga przez Jelenią to prawdziwa męczarnia. Od czasu kolizji z autem boję się jeździć ruchliwymi, miejskimi drogami. Jadę więc po chodnikach. A tam...czeka na mnie mnóstwo "atrakcji". Jadę ulicą Wolności, ale wolności w tym miejscu jakoś nie czuję. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu udaje mi się przebić na trasę do Podgórzyna. 

Po drodze podziwiam ośnieżone szczyty Karkonoszy , które pięknie komponują się ze stawami podgórzyńskimi:

I widok na Śnieżkę:



Po chwili docieram do Podgórzyna i ruszam w kierunku przesieki. Przez drogę przebiega mi kot. Całe szczęście, że rudy a nie czarny, bo musiałabym zawrócić;)



Tuż przed rozpoczęciem podjazdu robię krótką przerwę. Zmieniam ubranie- jadę w krótkim rękawku, dolewam wody do bidonu, jem jabłko i banana, żeby nie mieć zbyt obciążonych pleców. Zaczepiam przejeżdżającego rowerzystę. Okazuje się, że wraca z Karkonoskiej. Mówi, że leży tam jeszcze śnieg i na sam szczyt nie podjadę- będę musiała podprowadzić rower. A niech to! Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam, kiedy zachwycałam się tymi pięknymi, ośnieżonymi szczytami? Za późno na odwrót. Będzie co będzie. Nie poddam się tak łatwo!;)

Podjazd idzie mi zadziwiająco lekko. Do szlabanu jadę na przełożeniach 2:1 i więcej, potem wrzucam już na młynek. Muszę oszczędzać energię na walkę ze śniegiem. Rzeczywiście 2 km przed końcem podjazdu pojawia się śnieg. Na szczęście dla mnie- niedawno przejeżdżało tędy auto i zrobiło na śniegu dwa ślady. I tak zawsze podjeżdżam Karkonoską bez robienia zygzaków, więc idzie mi całkiem dobrze. Trzeba tylko uważać, bo tylne koło czasem buksuje na śniegu. Udaje mi się bez większych problemów dojechać na przełęcz. Tuż przed końcem podjazdu wyciągam w trakcie jazdy telefon (zrobiłam cały podjazd bez zsiadania z roweru) i pstrykam fotkę. Śnieg tutaj już nie zalega na drodze. Jednak miałam jeszcze trochę siły, żeby zrobić tę trasę na większych przełożeniach, ale to  wyzwanie może już następnym razem...



Docieram pod Odrodzenie..



Pamiątkowe zdjęcie ze słynnym napisem musi być!:)



I jeszcze słit focia:) Chciałam ująć napis w tle, ale nie wyszło;)



..a jak w końcu ujęłam napis, to z kolei nie wyszła moja mina i zamknęłam oczy:)



Ja chyba w tym roku nie dotykałam nawet śniegu! W końcu miałam okazję:)



Był też bałwanek:)



Jeszcze szybki rzut oka na Karkonosze.....



...i na schronisko Odrodzenie. I czas na zjazd! Ziiiimny zjazd!



Pamiętacie, jak kiedyś pisałam o wymianie hamulców? Jutro zamawiam nowe. Zjazd z Karkonoskiej był koszmarny. Wiadomo, że nie mogłam się zbytnio rozpędzić ze względu na mokry asfalt, śnieg i dziury ( w jedną dużą i tak wpadłam- ałć!), ale przyczyna była inna.... Otóż, moje hamulce odmówiły posłuszeństwa! Dociskam na maksa klamki, ale rower prawie w ogóle nie hamuje! Tuż przed końcem  zjazdu (tego do szlabanu) hamulce załapały, a potem znowu przestały hamować! Jak już zjazd zrobił się mniej stromy, to znowu zaczęły w miarę działać. Całe szczęście!!

A tak wygląda kawałek podjazdu na Karkonoską. Zdjęcie już zrobiłam podczas zjazdu. 




Zjeżdżam do Podgórzyna. Zatrzymuję się pod sklepem i wołam panią sprzedawczynię, prosząc o wodę, bo nie chcę zostawiać roweru. Pani jest bardzo uprzejma, przynosi mi wodę i resztę pieniędzy. I kiedy podaje mi je do ręki, upuszczam na kratkę 50 gr. Śmieję się, że trudno, ale i tak schylam się, żeby wyciągnąć pieniądze. I wtedy na dokładkę do kratki ląduje mi jeszcze 6 zł! To kara za moją zachłanność:) Pani sprzedawczyni pomaga mi wydobyć pieniądze widelcem. Do akcji włącza się jeszcze mężczyzna z nożem. Wspólnymi siłami udaje się wydobyć monety:) Dziękuję ładnie i jadę do Jeleniej.

Przejazd przez miasto mija mi tym razem jakoś szybciej. Wbijam na Kapellę i uderzam przez Starą Kraśnicę w kierunku Muchowa. Za Muchowem na drodze zatrzymuje się auto. Mam chwilę wahania, bo jest to szczere pole. Pewnie chcą się zapytać o drogę...Po chwili szyba opuszcza się. Z okna auta wyłania się głowa jakiegoś chłopaka. Okazuje się, że to mój starszy brat pojechał sobie na wycieczkę z dziewczyną! :) Chwilę rozmawiamy i ruszam dalej. Czas na szybki zjazd do Chełmca.

Podczas zjazdu zaczynam odczuwać dokuczliwy, lecz znośny ból mięśnia w okolicy kolana. Wiem, jaka jest tego przyczyna. Wychodząc z domu zapomniałam mojego kremu na obtarcia. Szwy na mojej wkładce w spodenkach zaczęły już mnie dość mocno uwierać w tyłek. Kręciłam się więc ciągle na siodełku i jechałam w lekko nienaturalnych dla mnie pozycjach..

Nie chcę już obciążać obolałego mięśnia, więc staram się w miarę lajtowym tempem wracać do Legnicy. A wracam szutrami przez Męcinkę i Słup chłonąc po drodze zapach rzepaku:)

Wycieczka bardzo udana. Pojechałam. Podjechałam. Wróciłam. Wyzwanie ukończone. Pora na kolejne!:)

Niestety nie mam tym razem śladu gps. Endomondo w moim telefonie wyłączało mi się co chwilę na trasie i w końcu sobie odpuściłam;/ Kolejne postanowienie na dzisiaj: kupić sobie nowy, dobry telefon, który robi ładne zdjęcia. Oj, coś czuję, że sporo wydatków czeka mnie w tym miesiącu:)





Kategoria Ponad 100, Karkonosze