Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 72.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ognisko z DGR

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 05.05.2015 | Komentarze 6

Na drugi dzień mojego pobytu we Wrocławiu postanawiam zahaczyć o ognisko, na którym ma się pojawić sporo osób z Dolnośląskiej Grupy Rowerowej. Jem szybko śniadanie i żegnam się z przyjaciółką. Trochę to jednak trwa i ostatecznie wyjeżdżam dość późno.

O 10.15 jest zbiórka pod Astrą. Wychodzę pół godziny przed ustaloną godziną. Staram się jechać szybko, ale przedostać się na drugi koniec Wrocławia nie jest tak łatwo.  Te wszystkie światła, skrzyżowania- odwykłam od jazdy w wielkim mieście:) Do tego wiatr w twarz.

Tuż przed wiaduktem wyprzedza mnie rowerzysta. Obczajam jego łydkę i siadam na kole.Wiem, że lekko nie będzie. Chłopak zaczyna ostro cisnąć, ale przynajmniej szybciej dojadę na miejsce:) Na drugim wiadukcie już mnie urywa - za długa przerwa, więc mocy nie mam;/ Ale i tak udaje mi się zyskać trochę na czasie. Jednak i to za mało. Na miejsce przyjeżdżam spóźniona o 5 minut, ale niestety nikogo już tam nie zastaję....

No dobra. Trudno. Trzeba działać! 10 minut to niedużo. Tak liczna grupa nie mogła daleko odjechać. Powinnam ich dogonić. Tylko... w którą stronę jechać? Odpalam Garmina i wpisuję nazwę miejscowości "Skałka", w której ma się odbyć ognisko. Dopiero wczoraj zaczęłam testować nawigację i dzisiaj też mam z tym sporo problemów. Ciężko mi się wydostać z Wrocławia. Klnę pod nosem. Gdzieś po drodze Garmin każe mi zawrócić na lotnisko, gdzie nie ma przejazdu... Czuję lekką presję. W końcu udaje mi się opuścić miasto i obrać właściwy kierunek...

Tuż przed Skałką dostrzegam grupkę rowerzystów.  A jednak udało się! Coś mi tutaj jednak nie gra. Przepraszam, czy to grupa z facebooka? , Nie- odpowiada starszy pan, przewodnik grupy- To akademicki rajd, ale może się Pani do nas przyłączyć:) Chwilę rozmawiam z sympatycznymi wykładowcami na szosówkach. W pewnym momencie robią mi nawet zmianę i idą na czoło:) Muszą jednak dostosować tempo do reszty grupy, więc żegnam się i jadę dalej. Ponoć źle obrałam kierunek. Powinnam jechać na Leśnicę, a nie Kąty Wrocławskie.. Ech.. 

Dojeżdżam do Skałki, chwilę krążę po wiosce i zrezygnowana postanawiam wrócić do Legnicy. Wklepuję na Garminie trasę i wtedy dzwoni do mnie Przemek. Gdzie jesteś? Jacyś rowerzyści powiedzieli nam, że dziewczyna z Legnicy nas szuka.  A jednak! Po chwili chłopaki przyjeżdżają po mnie. W lesie czeka na mnie spora grupa rowerzystów. Upss.. Ja to zawsze mam wejście! Nie mogę normalnie przyjechać, tylko zawsze spóźniona i z przygodami:)

Udaje mi się załapać na drugą część przejazdu po urokliwych lasach w Parku Krajobrazowym Doliny Bystrzycy. Po drodze robimy sobie przerwę na lody. W pewnym momencie podchodzi do mnie jeden z rowerzystów Lea?- pyta się:) Nie, nie Lea, ale blisko:) Chwilę rozmawiamy o moim blogu. Mam pozdrowić Leę, Ryjka i całą ekipę z Kłodzka:) Ależ Wy sławni jesteście!:)

A po chwili następne, ciekawe spotkanie. Bożenka?- zagaduje kolejny rowerzysta. Robię zdezorientowaną minę. Któż to może być? Nie pamiętasz mnie, spotkaliśmy się trzy lata temu w Górach Sowich. Aaa, pewnie, że pamiętam! Ale ten świat mały jest!:)

Po krótkich pogaduchach pod sklepem pora na ognisko. Zajeżdżamy na polankę. Pieczemy kiełbaski. Pora na długie i ciekawe rozmowy. Piję sobie piwo i relaksuję się na słońcu. Jak fajnie jest odstresować się po ostatnich ciężkich dniach... Przy okazji poznaję parę, fajnych osób, z którymi pewnie jeszcze nie raz spotkam się na rowerze:) 

Pod wieczór na miejsce przyjeżdża jeszcze Marcin, który mając już 220 km w nogach,  dokręca jeszcze 30 km i odprowadza mnie  na dworzec, żebym się znowu nie zgubiła:)

To był bardzo udany weekend. Dzięki wszystkim za mile spędzony czas i super atmosferę:)

A na koniec jedno zdjęcie od Chrisa:)





  • DST 95.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dobre wieści

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 28.04.2015 | Komentarze 18

Taki pomysł mógł narodzić się tylko w mojej głowie- do kolejnego ortopedy pojadę rowerem! Wrocław nie tak daleko, no i po płaskim, a do tego piękna pogoda- jak dla mnie super opcja na fajne i aktywne spędzenie weekendu:)

Plan jest następujący. Pakuję sukienkę i baleriny do plecaka. Jadę do Wrocławia do przyjaciółki. Tam przebieram się w normalne ubrania, jedziemy razem do ortopedy, a potem idziemy się pobujać po mieście... Nie do końca ten plan wypalił, ale o tym za chwilę....:)

Późno się zbieram. Wychodzę dopiero po 10.00. Jest bardzo ciepło. Po raz pierwszy w tym roku jadę zupełnie na krótko. Uruchamiam na Garminie kierunek: Legnica-Radwanice i ruszam w drogę! 



Przed Tyńcem Legnickim Garmin wyprowadza mnie w pole. Przez dobre kilka kilometrów jadę polnymi drogami wysypanymi cegłówkami. Gdzieś pośrodku pola, na zupełnym odludziu mijam stróżówkę, obok której ktoś poprzywiązywał za szyje manekiny do drzew. Lekko przerażające:) Dobra! Nie tędy droga. Obczajam Garmina (to mój pierwszy test nawigacji) i zmieniam kierunek. W jednej z wiosek mijam auto wypełnione chłopakami : Ile masz lat? - krzyczą  ale udaję, że nie słyszę i jadę dalej...

Kolejne kilometry lecą szybko i bez żadnych przygód. Przejeżdżam przez Środę Śląską i jadę póki co w dobrym kierunku... Wrocław już coraz bliżej.. 

Po drodze mijam urokliwe lasy, które zaczynają się już pokrywać piękną o tej porze roku, soczystą i intensywną zielenią. Skręcam na chwilę w leśną ścieżkę, gdzie aż roi się od żab! Muszę bardzo uważać, żeby jakiejś nie przejechać, bo skaczą po całej drodze:) Ich wesoły rechot niesie się po całym lesie.



Żabie orgie:)



Wsiadam na rower i jadę sobie dalej rozkoszując się tym ciepłym, pięknym dniem. Garmin elegancko wyznacza trasę, więc w pełni mu ufam. Po dłuższej chwili dojeżdżam do znaku z napisem Wrocław. Szybko poszło! Robię sobie zadowolona zdjęcie, ale już po chwili coś mi nie gra...

O matko! Gdzie ja wyjechałam! Zamiast na Radwanice, Garmin poprowadził mnie na Leśnicę! No to mam problem.....Za dwie godziny mam wizytę u ortopedy. W życiu nie zdążę dojechać do przyjaciółki, a potem wrócić jeszcze do centrum...Zaczynam panikować. Dzwonię do kolegi i proszę o pomoc. Uff! Uratowana!:)

Jadę w kierunku stadionu, gdzie na spotkanie wyjeżdża mi Marcin i holuje mnie przez pół miasta do ortopedy. Jesteśmy ponad pół godziny przed czasem. Stawiamy rowery i czekamy. Trochę zastanawiam się, jak lekarz zareaguje na moje wejście w rowerowych ciuchach, ale co tam..:)

 

W końcu przychodzi kolej na mnie i wbijam do środka. Ortopeda na mój widok zaczyna się śmiać:) Niech Pani nie mówi, że przyjechała tutaj z Legnicy rowerem! To nie ma dobrych lekarzy w Legnicy?

 
W gabinecie spędzam ponad 40 minut, z czego pół godziny to dokładne usg. Tutaj szczególne podziękowania dla Marcina, za to, że nie tylko pomógł mi trafić do lekarza, ale jeszcze czekał na tej klatce schodowej tyle czasu. Dzięki! :)

Diagnoza zupełnie inna od poprzedniej- chondropatia stawu rzepkowo-udowego (1/2 stopnia) i wysięk w obrębie przyczepu dystalnego wiązadła pobocznego przyśrodkowego. Brzmi kosmicznie, wiem, ale ponoć nie jest ze mną aż tak tragicznie.  Uraz powstał na skutek przeciążenia i nie jest to niby żaden zespół  fałdu błony maziowej....Zalecana wizyta u fizjoterapeuty, ćwiczenia wzmacniające mięsień czworogłowy i okłady z lodu. Pytam się o artroskopię. Ortopeda śmieje się, że skoro przyjechałam tutaj na rowerze z Legnicy, to takiego zabiegu raczej nie potrzebuję... 

Ma Pani do mnie jeszcze jakieś pytania?- pyta się ortopeda. Tak, czy mogę robić podjazdy i skakać ze skał? :) Bardzo te pytania rozbawiły lekarza, ale otrzymałam pozwolenie i tego się trzymam! :)

W cudownym, optymistycznym nastroju jadę w kierunku Radwanic. Tutaj rozstaję się z Marcinem i dopiero pod wieczór zajeżdżam pod dom przyjaciółki. Nie tak miało to dzisiaj wyglądać, ale muszę przyznać, że to był dzień pełen wrażeń.  Do późna jeszcze rozmawiamy sobie z Dorotą, a potem zasypiam w miłym towarzystwie uroczego Kluska:)



Przy okazji załapałam już pierwszą opaleniznę:)






  • DST 37.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótko i lajtowo

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 1

Pogoda była piękna, więc nie mogłam wysiedzieć w domu. Zrobiłam  krótką rundkę przez Słup, Winnicę i Dunino, a na koniec jeszcze zamówiłam sobie pizzę. A co sobie będę żałować ! :) Jutro wizyta u kolejnego ortopedy, więc muszę się trochę odstresować:)






  • DST 50.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złe wieści

Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 23

Dojazdy do pracy od wtorku do środy.

Popołudniu wizyta u ortopedy. Kto uważnie śledzi mojego bloga, ten wie, że od miesiąca zaczęłam narzekać na dziwne uczucie po wewnętrznej stronie prawego kolana. Co ciekawe, rok wcześniej odczuwałam w tym samym miejscu dość silny ból, który jednak dość szybko mi przeszedł. Przez rok był spokój...Aż do teraz...

Przede mną wychodzi z gabinetu dziewczyna ze skwaszoną miną. "Pewnie skierowanie na zabieg"- myślę.  Biedna...
Pora na mnie ! Wchodzę bez większego stresu. Mnie przecież kolano jakoś za bardzo nie boli. Czego się bać? Krótko streszczam, co mi dolega.

Lekarz bierze usg i od razu stawia diagnozę. Już wiem, że nie będzie dobrze. Zespół fałdu maziowego. Tak brzmi diagnoza. Zalecana artroskopia kolana;/ Auć! Nie jest dobrze....fatalna wiadomość. Trzymam się jeszcze dzielnie, ale czuję się, jakbym nie do końca kontaktowała, co do mnie mówi.

Zabieg drogi, bo prywatnie koszt jego wykonania to ponad 2 tys. zł. Jedyny plus jest taki, że ponoć po zabiegu mogę normalnie cisnąć na rowerze bez  rehabilitacji. Jazda rowerem odpada jednak do czasu zdjęcia szwów, czyli jakieś.....3-4 tygodnie! :( Do tego dochodzi czas oczekiwania na zabieg, więc prawie miesiąc. Nie wiem, jak to wytrzymam. Lekarz dwa razy powtarza, że to nie jest moja wina. Dość pocieszające, bo myślałam, że sama sobie zajechałam to kolano...  

Niby ten rodzaj zabiegu jest najmniej inwazyjny i najlżejszy jeśli chodzi o artroskopię. Póki co, jeszcze się nie zdecydowałam. W sobotę jadę do kolejnego ortopedy, żeby potwierdzić diagnozę i podjąć ostateczną decyzję odnośnie sposobu wyleczenia kolana...Trzymajcie kciuki. W sumie, to mam głęboką nadzieję, że kolejny ortopeda również zaproponuje zabieg, bo wolałabym szybciej pozbyć się tego fałdu niż tracić czas na kilkumiesięcznych kuracjach, które nie dadzą pewności, że ten problem nie powróci w przyszłości.

W domu oczywiście rozklejam się zupełnie. Na zmianę lecą przekleństwa i łzy. Wyję z rozpaczy. Dawno tak nie płakałam..  A byłam już w takiej dobrej formie! I znowu trzeba będzie zaczynać od zera! Jak nie ciągłe choroby to teraz to??!! Czy ja kiedyś zrealizuję w pełni mój plan treningowy?

Dzisiaj już emocje trochę oczyszczone. Oczywiście zdołowana chodzę od samego rana, ale już nieco spokojniejsza....

Pewnie nie będzie mnie teraz tutaj za często przez najbliższy miesiąc. Na pocieszenie dodam, że ten czas postaram się maksymalnie wykorzystać na realizację mojego nowego projektu związanego oczywiście z rowerami:)  Postaram się na bieżąco informować o postępach zarówno w leczeniu, jak i w pracy nad projektem:) 

Ostatnio pogoda nie dopisywała, więc czytałam książkę Mai, którą dostałam od Andrzeja:) Żeby było śmieszniej, to kiedy ją zaczęłam czytać nie miałam problemów z kolanem. A mimo tego, najbardziej podobał mi się pierwszy rozdział o dochodzeniu do formy po kontuzjach.  Pewnie przeczytam go podczas mojej kuracji kilka razy, bo działa niezwykle motywująco:) Mam nadzieję, że szybko wrócę do formy i będę jeszcze silniejsza niż przed kontuzją i, że będzie tak jak pisze Maja w swojej książce: "Okazuje się, że czasem cierpienie jest potrzebne po to, byśmy dzięki niemu osiągnęli więcej, niż pracując bez przeszkód i problemów". Chyba powieszę sobie  ten cytat nad łóżkiem:)






  • DST 55.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śniegus- dyngus

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 2

Czyli kolejny lajcik przed wizytą u ortopedy...

Nie mam z kim dzisiaj wyjść na rower. Pogoda nie zachęca do kręcenia, ale mam wolny dzień- szkoda więc go zmarnować na siedzenie w domu. 

Jadę do Krajewa, a potem polnymi skrótami do Leszczyny.
Nadciągają ciemne chmury. Zaczyna padać deszcz. A jak wychodziłam to świeciło słońce! Ciężko się jedzie..Robi się tak zimno, że nawet zakładam rękawiczki. Ciągle czuję kolano, a w dodatku zapomniałam wymyć roweru i strasznie piszczy mi łańcuch. Dobrze, że chociaż muzyka gra mi w uszach, to tego tak nie słyszę! :)

Generalnie ostatnio bardzo polubiłam samotną jazdę- ale tylko wtedy, kiedy czuję się dobrze i mogę pocisnąć, ile sił w nogach. W przeciwnym razie....jest cholernie ciężko. W głowie tysiące myśli. Ciemnych jak te chmury. Nie ma do kogo się odezwać, więc ciężko skupić się na czym innym.  I wtedy przychodzi ratunek...
Na szutrowym podjeździe przez las zaczyna....padać śnieg! Cieszę się jak głupia. Normalnie wcale by mnie to nie cieszyło, ale dzisiaj jakoś to rozładowuje napięcie. Zawsze lepszy śnieg niż deszcz!:)



Początkowo płatki śniegu szybko topnieją. ale im wspinam się wyżej, tym większe płaty przysypują drogę. W pewnym momencie robi się zupełnie biało. Ogromne płatki śniegu przysłaniają mi widok- ledwo widzę, gdzie jadę. Ale jest w tym coś uroczego. Wycisza mnie to w pewien dziwny sposób. I na mojej twarzy po raz pierwszy tego dnia pojawia się uśmiech:

Zdjęcie niewyraźne, bo moje małe ręce mają problem z pstryknięciem sobie selfie;)



A tutaj Cube w zimowym wydaniu. Pięknie prezentuje się z nowymi obręczami na tle śniegu, prawda?:)



Chwilę się raduję tym śniegiem. Nie pamiętam, żeby tak padało w trakcie zimy? :) Frajdę mam niezłą:)

Przejazd przez lotnisko już bez śniegu, ale w gęstej, mlecznej mgle.

A potem zjazd mokrym asfaltem do Sichowa, podczas którego moknie mi cały tyłek. Wychodzi na chwilę słońce. W sumie to pobujałabym się jeszcze trochę, ale nie chcę ryzykować jakiegoś przeziębienia, więc postanawiam wrócić do Legnicy. Niestety cały czas z dość silnym wiatrem w twarz.  Żeby umilić więc sobie jakoś ten powrót śpiewam sobie pod nosem, a czasem nawet i trochę głośniej;)

Do domu wracam w całkiem dobrym humorze ...Oby tylko mi się nie popsuł w środę.......



  • DST 69.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W poszukiwaniu nowych ścieżek

Sobota, 4 kwietnia 2015 · dodano: 07.04.2015 | Komentarze 6

Dzisiaj postanowiłam trochę ubłocić mój czyściutki i bieluśki rower:)

Najpierw przez las koło huty, a potem polami jedziemy z Jarkiem do Leszczyny. Tutaj postanawiamy odbić w stronę Wilkowa i obczaić jakieś nowe, leśne ścieżki.

A po drodze taki oto słodki widoczek:



W Leszczynie czeka nas krótki asfaltowy podjazd, na którym klnę pod nosem. Siła jest, ale co z tego, skoro kolano ciągle czuję i muszę zamulać? Strasznie wkurzające;/

Na szczęście po chwili wbijamy w las. Wąziutka ścieżka wzdłuż stromego zbocza okazuje się jednak drogą bez celu. Wracamy się i odbijamy w kolejną ścieżkę. Również bez rewelacji. Dopiero za Wilkowem udaje nam się odnaleźć dość ciekawie wyglądające leśne dróżki.

Początek to króciutki, urokliwy singielek:



Później błądzimy chwilę po lesie. Dobrze, że jest teraz Garmin, to bez problemu da się określić lokalizację i obrać właściwy kierunek. Wyjeżdżamy na przyjemnej szutrowej drodze. Jedziemy nią kawałek i odbijamy w kierunku Leszczyny.  Zaczyna delikatnie prószyć śnieg. Robimy podjazd pod radiostację niebieskim szlakiem- dziwne, że robię go dopiero po raz pierwszy:) Całkiem przyjemny wariant drogi na Stanisławów.

A nad Legnicą zbierają się ciemne chmury:



Tymczasem okoliczna młodzież zapewnia sobie takie oto rozrywki. Wyglądało to dość przerażająco- z browarami w rękach zjeżdżali ze stromego zjazdu. Auto wpadało w poślizg na błocie i prawie wylądowało na drzewie. Z kolei podczas wcześniejszego zjazdu tylne koła zawisły w powietrzu.  Kiedy wydaję z siebie okrzyk przerażenia, jeden z chłopaków, który kręcił akcje kolegi telefonem- uspokaja mnie " Spokojnie, to auto jest do rozjebania". Spoko. Kolejny filmik w stylu "Jestem hardkorem" :) Akurat na radiostację przyszła wycieczka Niemców. Ciekawe co sobie pomyśleli?:)



Po tej ciekawej rozrywce robimy asfaltowy zjazd i odbijamy na szutrówkę do Bogaczowa. Podjazd czerwonym i powrót szutrami przez Męcinkę.

Rower i ja nawet ładnie się dzisiaj ubłociliśmy:) Można jechać święcić koszyczek:)






  • DST 54.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na kawę do Myśliborza

Niedziela, 29 marca 2015 · dodano: 01.04.2015 | Komentarze 5

Oszczędzania kolana ciąg dalszy....  Na dzisiaj zaplanowałam typowo niedzielny wypad. Przed wyjściem z domu godzina spędzona na kombinowaniu z ustawieniami bloków w butach oraz siodełka. Może to tutaj tkwi przyczyna? Warto spróbować..

Dzisiaj też lajtowym tempem,  ale za to z mocnym wiatrem w twarz.  A skoro ma być lajt, to tylko z przerwą obiadową w Myśliborzu. Jadę więc z Jarkiem do Kaskady.

W barze zamawiamy kawę:)



Kawa posypana cynamonem. Coś Wam przypomina ten wzorek?:) 



Dzisiaj pełen relaks. Nie chce mi się gotować obiadu. Zamawiam więc sobie pierogi...a potem jeszcze na deser ciacho:) Mniam! Trzeba zajeść smutki związane z obolałym kolanem;)



Tak się objadłam, a teraz czeka nas droga powrotna. Jakby tego było mało, postanowiłam zrobić tak jak wczoraj podjazd przez Myślinów do Chełmca, bo dzień bez przewyższeń na rowerze to dzień stracony:) Nie dość, że powinnam zrezygnować na razie z podjazdów, to jeszcze biję mój rekord prędkości na tym odcinku. Lekko się zasapałam, ale mogłam go zrobić i tak o wiele mocniej:)

A potem już zjazd do Chełmca i powrót z wiatrem w plecy do Legnicy. 



  • DST 59.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosenna metamorfoza

Sobota, 28 marca 2015 · dodano: 31.03.2015 | Komentarze 7

No i Cube doczekał się nowych kół! :) A przy okazji również serwisu amora:)

Początkowo nie myślałam o białych obręczach, ale ponieważ były przecenione o połowę w stosunku do czarnych, to długo się nie wahałam:) Będzie pasować!:) Nowe obręcze to ztr alpine, do tego czarne cieniowane szprychy i niebieskie nyple pod kolor. Piasty zostały stare. Poprzednie koła były już do wymiany dwa lata temu, bo miały bicia. Ciągle się jednak wahałam, czy opłaca mi się inwestować w nowy rower, czy lepiej już przerzucić się na 27,5. W końcu po długich rozważaniach zdecydowałam się na mniejsze zmiany:)

W sobotę wychodzę na rower. Aż chciałoby się bardziej przycisnąć, żeby przetestować nowe kółka! No ale niestety...Miałam oszczędzać kolano;/  Boję się, że jak wyjdę sama, to i tak narzucę sobie tempo treningowe. Na szczęście Wojtek zabiera się ze mną i lajtowym tempem, rozmawiając sobie cały czas po drodze- jedziemy przez Stary Jawor do Myśliborza, a potem  robimy podjazd na Myślinów i przez Stanisławów i Winnicę wracamy już do Legnicy. 

Cube i jego nowy, wiosenny look:)




  • DST 102.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazdy do pracy

Piątek, 27 marca 2015 · dodano: 30.03.2015 | Komentarze 7

Dojazdy do pracy od poniedziałku do środy plus krótki wypad na szosie.

Cube został rozkręcony i oddany do serwisu. Szykują się małe zmiany:)

Z braku laku postanowiłam zdjąć z trenażera szosę i się przejechać na niej po raz czwarty w życiu. Początkowe odczucia Masakra! Jak można na tym jeździć??. Rower jakiś taki chwiejny, strasznie niepewnie się na nim czuję. Ręce ledwo sięgają klamek, a zjazd z krawężnika czy jazda po dziurawym asfalcie męczą strasznie. Na szczęście z każdym kilometrem przyzwyczajam się coraz bardziej. Mimo wszystko, szosa nie jest chyba dla mnie i wątpię, czy kiedykolwiek się do niej przekonam. No chyba, że na pięknych, alpejskich asfaltach:)

Niestety, już podczas powrotu z pracy coś lekko kłuje mnie w kolanie. Na rower wychodzę dopiero po 16.00. Nie chce mi się przebijać przez miasto, postanawiam zrobić więc niespodziankę rodzicom i odwiedzić ich nad jeziorem. Nikogo nie zastaję, jadę  więc znowu do Legnicy,a potem zawracam w kierunku Spalonej.  Tym razem rodzice już na mnie czekają. Kolano czułam przez całą drogę, dlatego szybko daję się namówić na kolację (kto by pogardził pysznym sandaczem prosto z jeziora?:) i odpuszczam już sobie dalszą jazdę. 

Od razu dodam, że przemyślałam sprawę. Rozmawiałam z kilkoma osobami i postanowiłam, że chwilowo ograniczę mocniejszą jazdę. Zaczynam brać różne odżywki na stawy, no i zapisałam się w końcu do ortopedy. 

Szosy to chyba jeszcze na moim blogu nie było:)






  • DST 81.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzy wąwozy

Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 10

Na weekend zapowiadano kiepską pogodę. Zrobiłam więc sobie wcześniej dwa dni treningu. Ale jak to zwykle bywa,  w piątek prognozy zupełnie się zmieniły! Chociaż nogi już przemęczone, to nie mogłam sobie odpuścić jazdy w ten piękny, wiosenny dzień.

Jak robić rozjazd, to tylko w towarzystwie i w terenie:) Jarek zaproponował szlak trzech wąwozów- super pomysl!:)

Standardowo jedziemy szutrami na Górzec. Podjazd męczę strasznie, nogi jak z waty, a najbardziej wkurzają mnie otarcia. Z kolei Jarek robi sobie w tym czasie segment i pobija nowy rekord. Ładnie!:)

Z Górzca jedziemy do Muchowa i tam wbijamy w teren. Leśnymi dróżkami przedzieramy się w końcu do pierwszego na szlaku Wąwozu Lipa. Już na samym początku czeka nas sztywny zjazd. Włącza mi się blokada. Trzy razy podchodzę do tego zjazdu i nie mogę się zdecydować: zjeżdżać czy nie zjeżdżać? Oto jest pytanie:) Gdyby nie fakt, że rok temu to zjechałam (zupełnie na lajcie z rozpędu, bo nie wiedziałąm, że jest tak stromo;) , pewnie bym sprowadziła. Ambicja nie pozwala mi jednak tak łatwo odpuścić, więc za czwartym razem w końcu zbieram się na odwagę i zjeżdżam. Zjazd idzie gładko, nie było się czego bać:)



Chociaż dzisiaj jest już pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, to jakoś tej wiosny w lasach nie widać. Jeszcze dominuje jesienno-zimowa sceneria:



I pojawia się pierwsza przeszkoda na trasie:



Ale od czego ma się piłę! Rach, ciach, ciach i szlak oczyszczony! Przy okazji świetny trening dla rąk:)



Jest moc! ;)



Chwilę trzeba przeprowadzić rowery po skałkach, a potem wbijamy na krótki, ale calkiem uroczy singielek.



Ledwo, ledwo, ale się zmieściłam:) Moja standardowa mina, kiedy się skupiam- język na wierzchu albo zagryzione wargi:)



Przebiśniegi już powoli przekwitają:



I wyjeżdżamy z pierwszego wąwozu:



Teraz chwilę jedziemy asfaltami i za Nową Wsią Małą wbijamy do drugiego Wąwozu Siedmickiego. Kiedyś robiliśmy go od drugiej strony, ale pogubiliśmy się w gęstych chaszczach. Jadę więc tędy pierwszy raz. 

Początek bardzo fajny. Wąska ścieżka prowadzi nas między stromymi zboczami wąwozu. Po drodze trochę zabawy- sporo kłód zalegających na trasie. To drzewo ze zdjęcia poniżej było śliskie i pod skosem. Dopiero za trzecim razem udało mi się je przejechać, bo tylne koło strasznie mi na nim buksowało i się wypinałam. Ale w końcu wyszło! :)



Po chwili czeka nas pierwszy strumień na trasie. Zupełnie go jednak ignoruję i przejeżdżam szybko- wydaje się taki łatwy. Ale wcale nie jest. Pod wodą są ukryte duże, śliskie i zdradliwe kamienie. Dwa razy odbija mi koło i w końcu przewracam się na bok, zaliczając orzeźwiającą kąpiel:) Woda mi się z butów wylewa:) Ale i tak się śmieję:) Fajnie jest! :) Niestety zdjęcia brak;(Ale dodam, że teraz mam dwa wielkie, fioletowo-purpurowe siniaki- pod kolanem i na plecach:)

Dojeżdżamy do uroczego, lekko tajemniczego  i mrocznego miejsca. Skąd wzięły się tutaj te schody? Otóż, ta skałka nazywa się Zbójeckim Zamkiem i w czasach średniowiecznych mieszkał na nich groźny zbój. Ponoć na szczycie są jakieś pozostałości po jego kryjówce.



A kawałek dalej nagrobek leśniczego z Friedricha Hillgera z 1876 roku.



Później szlak robi się już coraz mniej przejezdny. Na początku trochę gimnastyki- skoki przez powalone drzewa. Przydałyby mi się dłuższe nogi do takich akrobacji:) Tego drzewa chyba bym nigdy nie przepiłowała;)



Później jeszcze całkiem fajnie się jedzie- całkiem urocza miejscówka:) 



Chociaż nie wyobrażam sobie przejazdu tą trasą latem- takie trawy to raj dla kleszczy;) A z Chełmów zawsze co roku wyjeżdżam z jednym takim pasażerem na gapę;/ Teraz można jeszcze jechać spokojnie:)



I kolejny przejazd przez strumyk. I znowu skucha;) Ale buty i tak mam mokre, więc nie ma czego żałować;)



Chwila jazdy przyjemnym singielkiem....



...a potem przenoszenie roweru przez  strumień (znowu zmoczyłam buty;) i przejazd przez chaszcze, gdzie rok temu zgubiliśmy drogę. Nic dziwnego. Dla niezorientowanych dodam- trzymajcie się strumienia Młynówki, to zawsze jakoś wyjedziecie.

Po paru przygodach wydostajemy się z Wąwozu Siedmickiego...



.....i od razu kierujemy się do Wąwozu Myśliborskiego. Mamy mało czasu, bo coraz bliżej do zachodu. Wbijamy na czarny szlak:



W wąwozie o tej porze dnia i przy pochmurnym niebie jest już dosyć ciemno. Ale mimo to, przejeżdżam dzisiaj gładko przez wszystkie strumienie i przeszkody. Jedno tylko wypięcie podczas wyjazdu z ostatniego strumienia. Stopa znowu wpada mi do wody, ale buty i tak są już tak przemoczone, że nie robi mi to wielkiej różnicy:)



Jeszcze tylko przejazd przez wąwóz i dość szybkim tempem wracamy już asfaltami przez Stary Jawor do Legnicy.

Mięśnie mi się rozgrzały po tej jeździe w terenie, ale niestety nie mogę pocisnąć, bo czuję lekki ból z boku kolana. W dodatku jedziemy ciągle pod wiatr, a ja mam przemoczone buty, więc marzną mi trochę stopy. Przed zachodem słońca dojeżdżamywreszcie do miasta.

To był naprawdę fajny wypad! Jak dla mnie idealna, aktywna regeneracja-  dobra zabawa w terenie zawsze poprawia mi humor:)

W niedzielę  postawiłam już na pełną regenerację. Jednak od południa zaczęłam kichać. Aha, czyli jazda w mokrych butach przy temperaturze poniżej 10 stopni to może nie najlepszy pomysł:) Ale wciągnęłam porządną dawkę czosnku, grejpfruta, witamin i minerałów. Do tego gorąca kąpiel (aż mi się w głowie od niej zakręciło i zasłabłam;) i inhalacje z solą. No i na drugi dzień wstałam zupełnie zdrowa!:) A jednak naturalne metody czasem są skuteczne:)