Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Ponad 100

Dystans całkowity:6014.12 km (w terenie 259.00 km; 4.31%)
Czas w ruchu:43:47
Średnia prędkość:21.58 km/h
Maksymalna prędkość:60.13 km/h
Suma podjazdów:23617 m
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:133.65 km i 6h 15m
Więcej statystyk
  • DST 165.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samotna Przełęcz Karkonoska

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 17

Plany na dzisiaj były nieco inne. Od dwóch tygodni nastawiałam się bowiem na rowerowe rozpoczęcie sezonu na Ślęży. Plan jednak nie wypalił, bo ekipa się wykruszyła, a mi samej nie chciało się jechać. Niedawno zaczęłam wracać do formy, więc postanowiłam uderzyć dzisiaj na Przełęcz Karkonoską i spróbować swoich sił.

Wychodzę tuż przed 7.00. Jest 6 stopni a niebo całkowicie zachmurzone. Nie tak miało to wyglądać. Postanawiam, że dojadę do Kapelli, a potem zadecyduję, co dalej.. Najpierw jadę przez Stanisławów, a potem przez Lubiechową wbijam się na Kapellę. Nie wzięłam długich rękawiczek i zmarzły mi palce u rąk. Aż poczerwieniały z zimna. 

Po drodze natknęłam się na stado owieczek. Chciałam im strzelić słit focię, ale pies pasterski zaczął gdzieś szczekać w oddali, więc musiałam się niestety szybko wycofać;/



Na szczycie Kapelli krótka rozkmina, co robić...Niebo dalej zachmurzone, więc  zawsze istnieje ryzyko deszczu. Szybka decyzja. Jadę dalej, bo jeśli zawrócę, to będę tego później długo żałować..

Widoczność mimo pochmurnego nieba była dzisiaj bardzo dobra, ale niestety mój telefon nie wyrabia. Tutaj zdjęcie na Kapelli:



Na zjeździe z Kapelli oczywiście porządnie zmarzłam, ale za to w Jeleniej Górze zza chmur zaczęło nieśmiało wyłaniać się słońce:) Na światłach zagaduje do mnie starszy pan. Pyta się, jak sprawują się hamulce tarczowe, bo też zamierza sobie kupić:)

Droga przez Jelenią to prawdziwa męczarnia. Od czasu kolizji z autem boję się jeździć ruchliwymi, miejskimi drogami. Jadę więc po chodnikach. A tam...czeka na mnie mnóstwo "atrakcji". Jadę ulicą Wolności, ale wolności w tym miejscu jakoś nie czuję. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu udaje mi się przebić na trasę do Podgórzyna. 

Po drodze podziwiam ośnieżone szczyty Karkonoszy , które pięknie komponują się ze stawami podgórzyńskimi:

I widok na Śnieżkę:



Po chwili docieram do Podgórzyna i ruszam w kierunku przesieki. Przez drogę przebiega mi kot. Całe szczęście, że rudy a nie czarny, bo musiałabym zawrócić;)



Tuż przed rozpoczęciem podjazdu robię krótką przerwę. Zmieniam ubranie- jadę w krótkim rękawku, dolewam wody do bidonu, jem jabłko i banana, żeby nie mieć zbyt obciążonych pleców. Zaczepiam przejeżdżającego rowerzystę. Okazuje się, że wraca z Karkonoskiej. Mówi, że leży tam jeszcze śnieg i na sam szczyt nie podjadę- będę musiała podprowadzić rower. A niech to! Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam, kiedy zachwycałam się tymi pięknymi, ośnieżonymi szczytami? Za późno na odwrót. Będzie co będzie. Nie poddam się tak łatwo!;)

Podjazd idzie mi zadziwiająco lekko. Do szlabanu jadę na przełożeniach 2:1 i więcej, potem wrzucam już na młynek. Muszę oszczędzać energię na walkę ze śniegiem. Rzeczywiście 2 km przed końcem podjazdu pojawia się śnieg. Na szczęście dla mnie- niedawno przejeżdżało tędy auto i zrobiło na śniegu dwa ślady. I tak zawsze podjeżdżam Karkonoską bez robienia zygzaków, więc idzie mi całkiem dobrze. Trzeba tylko uważać, bo tylne koło czasem buksuje na śniegu. Udaje mi się bez większych problemów dojechać na przełęcz. Tuż przed końcem podjazdu wyciągam w trakcie jazdy telefon (zrobiłam cały podjazd bez zsiadania z roweru) i pstrykam fotkę. Śnieg tutaj już nie zalega na drodze. Jednak miałam jeszcze trochę siły, żeby zrobić tę trasę na większych przełożeniach, ale to  wyzwanie może już następnym razem...



Docieram pod Odrodzenie..



Pamiątkowe zdjęcie ze słynnym napisem musi być!:)



I jeszcze słit focia:) Chciałam ująć napis w tle, ale nie wyszło;)



..a jak w końcu ujęłam napis, to z kolei nie wyszła moja mina i zamknęłam oczy:)



Ja chyba w tym roku nie dotykałam nawet śniegu! W końcu miałam okazję:)



Był też bałwanek:)



Jeszcze szybki rzut oka na Karkonosze.....



...i na schronisko Odrodzenie. I czas na zjazd! Ziiiimny zjazd!



Pamiętacie, jak kiedyś pisałam o wymianie hamulców? Jutro zamawiam nowe. Zjazd z Karkonoskiej był koszmarny. Wiadomo, że nie mogłam się zbytnio rozpędzić ze względu na mokry asfalt, śnieg i dziury ( w jedną dużą i tak wpadłam- ałć!), ale przyczyna była inna.... Otóż, moje hamulce odmówiły posłuszeństwa! Dociskam na maksa klamki, ale rower prawie w ogóle nie hamuje! Tuż przed końcem  zjazdu (tego do szlabanu) hamulce załapały, a potem znowu przestały hamować! Jak już zjazd zrobił się mniej stromy, to znowu zaczęły w miarę działać. Całe szczęście!!

A tak wygląda kawałek podjazdu na Karkonoską. Zdjęcie już zrobiłam podczas zjazdu. 




Zjeżdżam do Podgórzyna. Zatrzymuję się pod sklepem i wołam panią sprzedawczynię, prosząc o wodę, bo nie chcę zostawiać roweru. Pani jest bardzo uprzejma, przynosi mi wodę i resztę pieniędzy. I kiedy podaje mi je do ręki, upuszczam na kratkę 50 gr. Śmieję się, że trudno, ale i tak schylam się, żeby wyciągnąć pieniądze. I wtedy na dokładkę do kratki ląduje mi jeszcze 6 zł! To kara za moją zachłanność:) Pani sprzedawczyni pomaga mi wydobyć pieniądze widelcem. Do akcji włącza się jeszcze mężczyzna z nożem. Wspólnymi siłami udaje się wydobyć monety:) Dziękuję ładnie i jadę do Jeleniej.

Przejazd przez miasto mija mi tym razem jakoś szybciej. Wbijam na Kapellę i uderzam przez Starą Kraśnicę w kierunku Muchowa. Za Muchowem na drodze zatrzymuje się auto. Mam chwilę wahania, bo jest to szczere pole. Pewnie chcą się zapytać o drogę...Po chwili szyba opuszcza się. Z okna auta wyłania się głowa jakiegoś chłopaka. Okazuje się, że to mój starszy brat pojechał sobie na wycieczkę z dziewczyną! :) Chwilę rozmawiamy i ruszam dalej. Czas na szybki zjazd do Chełmca.

Podczas zjazdu zaczynam odczuwać dokuczliwy, lecz znośny ból mięśnia w okolicy kolana. Wiem, jaka jest tego przyczyna. Wychodząc z domu zapomniałam mojego kremu na obtarcia. Szwy na mojej wkładce w spodenkach zaczęły już mnie dość mocno uwierać w tyłek. Kręciłam się więc ciągle na siodełku i jechałam w lekko nienaturalnych dla mnie pozycjach..

Nie chcę już obciążać obolałego mięśnia, więc staram się w miarę lajtowym tempem wracać do Legnicy. A wracam szutrami przez Męcinkę i Słup chłonąc po drodze zapach rzepaku:)

Wycieczka bardzo udana. Pojechałam. Podjechałam. Wróciłam. Wyzwanie ukończone. Pora na kolejne!:)

Niestety nie mam tym razem śladu gps. Endomondo w moim telefonie wyłączało mi się co chwilę na trasie i w końcu sobie odpuściłam;/ Kolejne postanowienie na dzisiaj: kupić sobie nowy, dobry telefon, który robi ładne zdjęcia. Oj, coś czuję, że sporo wydatków czeka mnie w tym miesiącu:)





Kategoria Ponad 100, Karkonosze


  • DST 120.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góry Ołowiane

Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 4

Po raz kolejny postanowiliśmy odkryć nieznane dotąd rejony Gór Kaczawskich...Na mapie odnaleźliśmy niewielkie pasemko górskie o urokliwej nazwie- Góry Ołowiane. Trzeba obczaić teren!

Na rozgrzewkę- podjazd szutrami na Górzec.



Do Wojcieszowa dojeżdżamy już asfaltami. W miasteczku chwila przerwy na zabawy z wesołym kociakiem:)



Bardzo spodobały mu się moje opony- chciał je przebić pazurami, żebym nie odjechała i dalej go głaskała:)



Niestety nie mogłam go zabrać ze sobą:(
Rozpoczynamy podjazd pod najwyższy szczyt Gór Kaczawskich- Skopiec. W celach treningowych robię go sobie na cięższych przełożeniach.



Tuż przed szczytem niespodzianka- Drzewko Bucikowe:) Zabawny motyw:) Jeszcze pół roku temu tutaj tego nie było...



Hmmm... Myślę, że moje buty spd świetnie by się z tym drzewkiem komponowaly:)



Wkrótce rozpoczyna się zjazd ze Skopca... Pełna skupienia mina:)



Lecę, aż się kurzy! :)



Jedziemy zboczem góry. Dzisiaj niestety widoczność praktycznie zerowa. A szkoda, bo widoczki stąd są naprawdę cudne. No ale przynajmniej klimacik jest, więc nie ma co narzekać:)



Następnie czeka nas szybki zjazd przez pole i po chwili docieramy już do Rudaw:)



Wbijamy na czarny szlak i rozpoczynamy eksplorację Gór Ołowianych. 





Dosyć częstym zjawiskiem na szlaku są takie obrośnięte mchem skałki:



Ale to nie koniec niespodzianek na trasie! Góry Ołowiane zaskakują nas bardzo pozytywnie. Większą część trasy stanowi bowiem urokliwy singielek. Szkoda, tylko, że ten fragment trasy jest taki krótki:( Mogłabym po takich ścieżkach śmigać cały dzień:)







Niestety to, co dobre szybko się kończy...Dojeżdżamy do asfaltu. Polami przebijamy się do ruin zamku Niesytno. Nie można go jednak teraz zwiedzać, bo trwają tu właśnie prace konserwatorskie.





Na chwilę jeszcze wbijamy do lasu. Czeka na nas tutaj dość sztywny szutrowy podjazd. I tym razem robię go siłowo, dając moim łydkom ostry wycisk:)



Pora wracać do Legnicy...



Jeszcze tylko szybki, dość błotnisty zjazd i asfaltami ciśniemy już (niestety pod wiatr) do Legnicy. Tuż przed Warmątowicami spotykamy Piotrka. Chwilę rozmawiamy, a potem każdy jedzie w swoją stronę. W parku mijam uszczęśliwione dziewczyny z tulipanami w dłoniach. Ja też spędziłam Dzień Kobiet wyjątkowo- na rowerze. Ubłocona, zmęczona, obolała i baardzo szczęśliwa:)

Kategoria Ponad 100


  • DST 121.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szlak Wygasłych Wulkanów

Sobota, 1 marca 2014 · dodano: 05.03.2014 | Komentarze 16

Szlak ten miałam okazję robić już dwa lata temu, tyle, że od drugiej strony..
Początek trasy niezbyt ciekawy. Ciśniemy asfaltami, żeby jak najszybciej dotrzeć do położonego na wygasłym wulkanie zamku Grodziec- to właśnie tutaj zaczyna się lub kończy szlak. Sam podjazd idzie mi trochę ciężko, bo robię go na większych przełożeniach. Mocy jeszcze nie ma, ale jest już coraz lepiej:)



A na zamku chwila przerwy na sesję zdjęciową:))



Ma się to parcie na szkło:)




Słit focia z misiem:)) Co ciekawe, nie zauważyłam wygrzewających się obok na słońcu kotów. Kiedy je w końcu zobaczyłam, tak  krzyknęłam z podekscytowania, że wszystkie uciekły:(



Teraz czas na zjazd. Średnio za nim przepadam, bo nie można się porządnie rozpędzić;/ . Trzeba bardzo uważać na auta oraz piach podczas zakrętów... 

Nieopodal zamku rozpoczyna się szlak Wygasłych Wulkanów. Szukamy żółtego szlaku przez dłuższą chwilę, a potem wbijamy na polną drogę. Początkowo trasa wiedzie przez szutrowe i polne drogi.
Po drodze słit focia z czarnym koniem:)



Niestety szlak jest dość kiepsko oznakowany- głównie z powodu ścinek drzew i chwilę błądzimy w lesie zanim wyjeżdżamy we właściwym miejscu.



Gdzieś po drodze przejeżdżamy obok spalonego kościoła:



W oddali widać już Ostrzycę Proboszowicką- jeden z wygasłych wulkanów, zwany Śląśką Fudżijamą. Z górą tą wiąże się ciekawa legenda:

W dawnych czasach w Legnicy i okolicznych miejscowościach mieszkało wielu ludzi różnych wyznań. Ponieważ rządzili się własnymi prawami cudzych nie respektując, byli nielubiani w okolicy. Jednak pewnego razu miarka się przebrała. Pod osłoną nocy w Legnicy zjawił się diabeł i wszystkich powsadzał do olbrzymiego worka. Zadowolony z "połowów" planował zabrać wszystkich do swojego królestwa jednak leciał zbyt nisko i niechcący zahaczył o skalisty szczyt Ostrzycy Proboszczowickiej. Worek rozdarł się, a niewierni rozsypali po okolicy. ( źródło: Przewodnik turystyczny: Góry i Pogórze Kaczawskie).



Rozpoczynamy podjazd na Ostrzycę. Jest bardzo sztywny i ledwo co udaje mi się go zrobić bez ani jednego wypięcia. 

Początek podjazdu jeszcze lajtowy...



Nachylenie robi się coraz większe...



...i większe...



Jeszcze ostatnie metrey i....koniec podjazdu!:)



Nie robię jednak żadnej przerwy, tylko od razu wdrapuję się na sam szczyt po kamiennych schodkach. Widoczność niestety dzisiaj nie była powalająca, ale i tak widoki robią wrażenie:)





Czas zawijać się na dół! Oj, ciężko. Spd ślizgają się po kamieniach. Schodzę więc stylem kraba, czyli bokiem:)

Jarek pilnuje w tym czasie rowerów i z nudów zjeżdża sobie po schodkach:)



Czas na zjazd! 

Początkowo cisnę sobie elegancko, ale niestety wszystko psują bardzo kiepskie, szerokie i zakończone metalem progi. Jak łupnęłam kołem raz i drugi, to już odechciało mi się dalszego zjazdu;/ Z ust poleciały przekleństwa, co bardzo rzadko mi się zdarza- chyba, że coś złego dzieje się z moim rowerem:)


Z Ostrzycy szybko docieramy do kolejnego celu dzisiejszej wycieczki - Organów Wielosławickich, które również stanowią pozostałość po wygasłym wulkanie.



Czas na podjazd na punkt widokowy, który znajduje się na szczycie Organów. Przypomina mi on trochę nasz podjazd kapliczkami pod Górzec... tylko, że tego nie mam tak obcykanego:) Początek bardzo sztywny. Nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, gdyby nie zalegające liście. Wypinam się chyba z pięć razy, bo koło wpada w poślizg na ukrytych kamieniach lub korzeniach;/ 



Dojeżdżamy na szczyt Organów.... 



...i lecimy na punkt widokowy podziwiać kolejne, piękne widoczki:)



Drogi powrotnej już tak bardzo nie pamiętam. Wiem tylko, że gubimy kilka razy szlak i tracimy  przez to co najmniej godzinę czasu- a wszystko to zasługa oczywiście wycinki! Grrr! 

Bujamy się po polach.....



.....bujamy się po lasach:





Ścieżka ta musi ciekawie wyglądać latem...



Fotka dla Moniki:) Czasem można też znaleźć w trawie takie oto "skarby". Podejrzewam, że to czaszka dzika, ale pewności nie mam:



Jeszcze chwilę śmigamy po lasach......



i wyjeżdżamy na lotnisku koło Stanisławowa. Pierwszy raz widzę, że startuje tutaj jakiś samolot. Niestety na ostatni odcinek trasy (od Czartowskiej skały przez Jawor, Myślibórz do Legnickiego Pola) już nie starcza czasu, ale jeżdżę tutaj tak często, że to dla mnie właściwie nic nowego.

Wycieczka bardzo fajna i męcząca- sporo zabawy w terenie:) Nie ma to jak zacząć 1 dzień marca od setki. Oby więcej takich setek wpadło w tym roku:)

Niedługo dodam tutaj ślad GPS:

A na koniec mały bonus. Tak na przypomnienie :bardzo ładny filmik nakręcony przez Jarka ( zwykłym aparatem!) o kawałku Szlaku Wygasłych Wulkanów, nakręcony jakieś dwa lata temu - pod tym linkiem :) 




Kategoria Ponad 100


  • DST 120.00km
  • Podjazdy 1700m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czerwona masakra:)

Niedziela, 23 lutego 2014 · dodano: 02.03.2014 | Komentarze 3

Budzę się rano z zakwasami na udach. Jednak wczoraj trochę zmęczyłam nogi. Dzisiaj trasa długa, więc i pobudka wczesna o 6.00 rano:) Szkoda przespać tak piękny dzień!:)
Szybkie śniadanie i cisnę na przystanek z lekkim opóźnieniem. Po wyjściu z domu- niespodzianka. Termometr wskazuje -2 stopnie, a ja jadę bez rękawiczek i ochraniaczy na moich letnich butkach. Jak stopy mi w ogóle nie marzną, tak palce u rąk bolą, jakby ktoś mi je powykręcał. Na szczęście po 4 km dojeżdżam spóźniona zaledwie o 5 minut na przystanek i zakładam rękawiczki. Co ciekawe po południu licznik wskazywał 20 stopni! Niezły skok temperatury:)

Na miejscu czeka już Andrzej. Po chwili nadjeżdża Jarek, a zaraz za nim wyłania się zza zakrętu Paweł z Piotrkiem. Paweł na swojej pięknej szosie narzuca wysokie jak dla mnie tempo. Przez chwilę obawiam się, czy dam radę po takiej przerwie dotrzymać koła chłopakom, ale udaje mi się to bez większych problemów. Przy okazji szybko się rozgrzewam, a zawsze mam z tym problem. Zazwyczaj zaczynam szybciej kręcić po przejechaniu ok. 80 km.

Ciśniemy asfaltami do Jawora, gdzie żegnamy się z Pawłem i już we czwórkę ruszamy dalej główną drogą do Bolkowa. Tuż przed Bolkowem zatrzymuję się za potrzebą w lesie. Kiedy schodzę z roweru ostry ból przeszywa moją prawą pachwinę. Już chwilę wcześniej podczas jazdy zaczynałam odczuwać dziwne kłucie w mięśniach. Wsiadam na rower, ale ból nie ustępuje. Zrzucam całą winę na nowe siodełko. Przez chwilę rozważam nawet opcję powrotu do Legnicy. Za miastem zatrzymujemy się, aby obejrzeć moje siodło. Okazuje się, że jest lekko przekrzywione w prawo. Decyduję się także na przesunięcie siodełka do tyłu. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja. 

Przed nami cel dzisiejszej wycieczki-  asfaltowy podjazd z Bolkowa do Poręby Do zaliczenia tego podjazdu zainspirowała mnie Monika. Początek bardzo lajtowy. Niestety nie dla mnie. Ból ścięgna przy pachwinie porządnie daje mi się we znaki. Krzywię się z bólu przy każdym przekręceniu korbą. Nogę przycina raz za razem tępy ból. Nie chcę się tak męczyć, a ponieważ z zasady nie robię nigdy przerw na podjazdach- szybko łykam tabletkę przeciwbólową. Nie wiem, czy to efekt placebo, czy zmiany ustawień siodła, ale po pięciu minutach ból ustępuje. Sam podjazd mija mi bardzo szybko. Nie jest szczególnie wymagający- porównywalny do podjazdu pod Lubiechową. Ale za to widoczki są nieziemskie!:) Podziwiamy ośnieżone jeszcze szczyty Karkonoszy. 





Andrzej proponuje wjazd na pobliską górkę, żeby być jeszcze bliżej gór. Trawiasty, sztywny podjazd daje mi większy wycisk niż ten asfaltowy. Przerzutka nie chce mi wbić na jedynkę i na przełożeniu 2:1 dobijam na szczyt, głośno krzycząc ku rozbawieniu chłopaków. Tak właśnie mam- jak muszę użyć dużej siły na rowerze, to zawsze wydaję z siebie okrzyk bojowy:) Ale udało się wjechać, więc jestem mega zadowolona. A moje szczęście dopełniają jeszcze niesamowite krajobrazy i piękna pogoda. Wiosnę czuć w powietrzu!:)

Walka z podjazdem i przełożeniami:)





Podziwiamy widoczki:





I jeszcze panoramka:) W rzeczywistości wyglądało to jeszcze piękniej:)




I na koniec pamiątkowa fotka na szycie:)



Czas na powrót do Legnicy. Zjeżdżamy tą samą trasą, którą podjeżdżaliśmy. Ponoć to jeden z najszybszych zjazdów w Polsce. Ja nie jestem co do tego taka przekonana, bo nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia, ale fakt- zakrętów praktycznie nie ma, więc możma się ładnie rozpędzić. Niestety nie miałam licznika, żeby sprawdzić, czy pobiłam mój rekord prędkości (65 km/h).

Wbijamy na czerwony szlak. Już za Bolkowem rozpoczyna się bardzo ciekawy kawałek terenu. Urokliwie położona na zboczu wzgórza ścieżka doprowadza nas do ruin zamku Świny.





I już na zamku:



I zameczek w całej okazałości:



Wbijamy na polną drogę, a następnie przecinamy las, przeprowadzając w jednym miejscu rowery przez jeżynowe chaszcze. W lesie przypadkiem rozdzielamy się.



Razem z Jarkiem zjeżdżamy szybciej do wioski i czekamy na chłopaków na placu zabaw. W międzyczasie bujam się trochę na małym rowerku:)



Po dłuższej chwili docieramy do Grobli i ponownie wbijamy w teren. W lesie przez ścieżkę przebiegają  cztery dorodne jelenie. Cała droga  dosłownie przesiąka ich zapachem. One chyba też poczuły wiosnę:)



I nagle...powraca!:) Płynność:D To cudowne uczucie, kiedy lecisz i czerpiesz maksymalną radość z jazdy w terenie. Zaczynam szaleć na zjazdach. Wyskakuję na hopkach, przelatuję przez korzenie. Lecę. Mknę. Szybciej i szybciej. Wyłączają się w głowie wszelkie blokady. Nogi rozgrzewają się. Siodełko jednak zdało test- ból tyłka ani pachwin już mi nie doskwiera:). Tak świetnie się bawię! Nawet na podjazdach ścigam się z chłopakami:)



Docieramy do Myśliborza. W Kaskadzie dłuższa przerwa na ciasto i ruszamy dalej na czerwony szlak!:) Podjeżdżamy Górzec, a potem zjeżdżamy do Bogaczowa. Dawno nie robiłam tego zjazdu tak szybko. Na dole aż uszy mi się zatykają:)  No i pierwszy raz wybiłam się z kamienia na końcu zjazdu:)
Z Bogaczowa jedziemy dalej czerwonym- tym razem czeka nas dłuższy podjazd. Początek został utwardzony, ale dalej na szczęście zaczyna już się prawdziwy teren. Początkowo chłopaki bardzo mi odskakują. Ich przewaga zwiększa się z każdym metrem, aż w końcu zupełnie znikają mi z oczu. Lekko się podłamuję, że forma jednak mocno spadła, ale po chwili nogi zaczynają mocniej kręcić i po ok. 10 minutach dojeżdżam do reszty ekipy. 



Po chwili zaczyna się bardzo przyjemny zjazd. Udaje mi się po raz pierwszy przejechać trzy duże kłody. Do tej pory miałam jakąś barierę przed pokonaniem tej przeszkody. Ale nie dziś. Dziś szaleję ile wlezie:)


Docieramy do Stanisławowa i podjeżdżamy na radiostację. Następnie wbijamy do lasu. Pierwszy raz jechałam tą trasą i baaardzo mi się spodobała:) Na zjeździe przez las puszczam hamulce i zjeżdżam sobie elegancko, dopóki nie wpadam do rowu i muszę niestety już zwolnić...



Dojeżdżamy do szutrowego zjazdu, który prowadzi nas już do Leszczyny. Chwila przerwy w skansenie. Przy okazji fotografuję takie dziwne auto:



Za Leszczyną na asfaltowym podjeździe ucieka mi Piotrek, który robi sobie trening siłowy. Ale nie na długo, bo już na szutrowej ścieżce doganiam chłopaków, a potem cisnę mocno do przodu. Tuż przede mną wybiega na drogę stado saren. Naciskam jeszcze mocniej na pedały, żeby podjechać jak najbliżej się da. Byłam tak blisko:) Mknę dalej przez pola, rozkoszując się wiosną i wciągając zachłannie wiosenne powietrze, aby się nim nasycić do woli.

Jedziemy w kierunku Dunina. I tutaj również miłe zaskoczenie. Udaje mi się podjechać betonowe schodki przed mostkiem, przez które zawsze wcześniej przeprowadzałam rower. Pękam z dumy:)

W Duninie oczywiście obowiązkowa przerwa przy moich zwierzakach, a potem wracamy do Legnicy przez lasek koło huty. Wałem dojeżdżamy do parku, gdzie kończymy wycieczkę. Wracając do domu po raz kolejny zaskakuję samą siebie. Podjeżdżam dosyć długi podjazd na schodach przy Kozim Stawku. Jednak nie wyszłam aż tak z wprawy, jak myślałam:)

Podsumowując ten długi wpis: wycieczka była cudowna! Do domu wróciłam porządnie zmasakrowana (czyt. szczęśliwa) :)) Dawno się tak nie zmęczyłam. Myślałam, że z moją formą i techniką jazdy w terenie po dłuższej przerwie będzie gorzej, a okazało się, że nie jest aż tak źle:). Dałam radę i mam apetyt na więcej:)





Kategoria Ponad 100


  • DST 110.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka na zakończenie roku, czyli Okole i Kapella

Poniedziałek, 30 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 6

Samotna setka na zakończenie roku:) Przy okazji wpadło 8 kkm:)
Miałam wstać o wschodzie słońca, ale jak zwykle za długo się zbierałam. Pogoda piękna. Zero wiatru. Świeci słonko. Tylko temperatura trochę za niska. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Na Górzec podjeżdżam asfaltem od strony Bogaczowa. Ciężko coś mi idzie ten podjazd, ale pocieszam się tym, że jadę na terenowych oponach z obładowanym nieźle plecakiem.. Za Muchowem czuję, jak marzną mi czubki palców u stóp. Przez chwilę pojawia się myśl, czy nie zawrócić.. Lekki ból, ale do zniesienia. Jest jeszcze wcześnie, pewnie potem się ociepli. No i na podjeździe pod Kapellę się rozgrzeję...
Podjazd robię od Starej Kraśnicy do Janochowa. Oczywiście momentalnie się rozgrzewam- zaczynam też już czuć palce u stóp:) Z Janochowa odbijam do Lubiechowej. Czeka teraz na mnie ładny, szytwniutki podjazd, o czym informuje mnie również napotkany ksiądz, który chodzi po kolędzie : "Będzie ciężko. A tam wyżej jeszcze gorzej"- mówi. Uśmiecham się tylko, bo po to przecież tu przyjechałam:)
Podjazd trochę wymęczony, ale jakoś idzie...Coraz bliżej szczytu. I wtedy zauważam jakiś ruch kilka metrów wyżej. Słońce ostro świeci w oczy, więc nie jestem pewna, co to takiego. Sarny?? Nie.... Dziki??!! Też nie. Podjeżdżam trochę bliżej i już widzę. Psy. A dokładnie trzy psy- dwa małe kundle i jeden owczarek niemiecki biegają sobie przy drodze. Przez głowę przemyka myśl, żeby zawrócić. Ale nie po to tak się męczyłam z tym podjazdem, żeby zawrócić! Postanawiam jechać dalej- jak psy będą szczekać, to wtedy zawrócę. Mijam dwa kundelki i nic się nie dzieje. Tylko gdzie się podział owczarek??!! Zwiększam tempo i oddalam się od nich jak najprędzej. Dobrze, że już się wypłaszcza i jestem na górze przy parkingu.
Kolejny cel dzisiejszej wycieczki to Okole- najwyższczy szczyt północnego pasma Gor Kaczawskich, na który prowadzi z parkingu niebieski szlak. Chwilę się zastanawiam, czy to na pewno dobry pomysł. Sama w terenie, psy latają po lesie., a wokół żywej duszy... Jak zwykle ambicja bierze gorę i wbijam się w teren. Podjazd całkiem ciekawy technicznie- dużo kamieni, głazów i korzeni. Docieram na szczyt. Na sam punkt widokowy nie mogę niestety się dostać, bo wspinaczka po skałkach w spd to nie najlepszy pomysł. Obchodzę głazy dookoła i pstrykam kilka fotek.

Czas na zjazd...Przez pierwsze metry sprowadzam rower. Nie, nie dlatego, że teren ciężki. Ścieżkę obrastają krzewy jeżyn. Mam mało rezerwy czasowej, więc wolę nie ryzykować przebicia dętki. Potem zjeżdżam już sobie całkiem elegancko po kamykach i korzonkach i wracam na parking. Psów na szczęście nie widać. Jeszcze tylko chwila podjazdu asfaltem i już docieram na Kapellę. Krótka przerwa na fotki. Niestety jakość zdjęć słaba, bo pod słońce.

A na Łysej Górze śniegu brak....

Z Kapelli wracam już asfaltami przez Muchów, Myślinów i Męcinkę do Legnicy tuż po zachodzie słońca.
Potem dodam jeszcze dwa zdjęcia, bo coś pionowych nie chce mi wczytywać...;/
Kategoria Ponad 100


  • DST 108.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bolków

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 6

W piątek pojechałam autem z Jarkiem i Anią na festiwal podróżniczy Trzy Żywioły do Bolkowa. Do 3.00 nad ranem siedzieliśmy przy ognisku albo oglądaliśmy filmy. Taka nasza mała tradycja:)

Balet cieni na zamku w Bolkowie:)



O 8.00 rano pobudka i wyruszam, tym razem na rowerze z Jarkiem do Bolkowa. Ponieważ festiwal trwa 3 dni, postanawiamy wykorzystać nasze bilety i ponownie wbić się na zamek.



Zanim jednak dojedziemy do Bolkowa, chcemy pośmigać trochę w terenie.

W drodze do Męcinki Jarek wyczaił dziką jabłonkę. Skusiłam się na jedno jabłko:)



Ja wcinałam jabłko, a ta nornica- pasikonika;)



Podjeżdżamy Górzec szutrami, a potem kręcimy się po okolicznych terenach....

Przez chwilę jedziemy niebieskim szlakiem do Myśliborza:





Przejeżdżamy strumyki na czarnym szlaku w Myśliborzu:







Przejeżdżamy mostki:



Przedzieramy się przez trawy:





Buszujemy w trzcinie:



Przejeżdżamy przez świerkowe lasy:



Przejeżdżamy przez pola i łąki:



W jednym ze strumieni spotykam żabkę i robię sobie oczywiście sweet focię:)



Tego podjazdu nigdy nie udało mi się jeszcze do tej pory zrobić- bardzo sztywny, z korzeniami i śliskim podłożem, po trzech próbach dzisiaj w końcu się udało:)



Jak widać trasa jest bardzo urozmaicona. W Jakuszowej wbijamy na czerwony szlak do Bolkowa. Jeszcze trochę śmigamy w terenie...





...i dojeżdżamy do Bolkowa. Chwila przerwy na pyszny, chrupiący chleb ze smalcem:)





Lecę jeszcze szybko na wieżę porobić zdjęcia..









I wracamy czerwonym szlakiem rowerowym przez Jastrowiec do Lipy, a następnie czarnym do Muchowa. Do Legnicy standardowo dojeżdżamy już przez Chełmiec i Męcinkę.

W drogę powrotną zabrał się też z nami taki oto pasażer na gapę:)

Kategoria Ponad 100


  • DST 178.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przełęcz Karkonoska terenowo, czyli czarnym szlakiem od strony Jagniątkowa

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 7

Szukając inspiracji do kolejnej wycieczki postanowiłam zrobić podjazd, który według Genetyka jest jednym z najtrudniejszych podjazdów terenowym w Polsce :

Jak to zwykle ze mną bywa przed takimi wypadami, położyłam się spać po 1.00. Po 4 godzinach snu zaczął dzwonić już budzik;/

Wstaję. Tak strasznie mi się nie chce... W dodatku ciemno już o tej godzinie. Kawa. Makaron. Tempem żółwia ogarniam się i w końcu wychodzę z domu o 6.30. W parku spotykam się z Jarkiem. Jeszcze chwila na wyregulowanie przerzutek, sprawdzenie sprzętu, itp. Ostatecznie wyjeżdżamy po 7.00.

Zimno. Ale rozgrzewamy się już na asfaltowym podjeździe pod Górzec. Czuję, że dzisiaj nie mam mocy w nogach. Po wczorajszej jeździe w nowych butach zrobiły mi się zakwasy. Trochę kiepski pomysł, żeby dzisiaj robić taki masakryczny podjazd...

Kapella idzie trochę ciężko. W dodatku znowu zaczynają mnie boleć kości tyłka. Widocznie za bardzo schudłam w tym sezonie i trzeba popracować w zimie nad mięśniami tu i ówdzie;)

W Jeleniej Górze obczajamy mapę i zastanawiamy się co robić dalej. Nie mam dzisiaj powera i zaczynam powoli wymiękać. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak szlak wygląda na mapie- prosta czarna kreska. Po chwili wahania jednak decyduję, że jedziemy. Najwyżej zawrócimy;)

Mamy niewiele czasu. Dni już są coraz krótsze. Jarek idzie na czoło i szybko dojeżdżamy do Sobieszowa. Tutaj już zaczyna się asfaltowy podjazd. Po drodze mijamy pełno kolarzy, którzy trenują przed Górskimi Szosowymi Mistrzostwami Polski. Na asfalcie pełno śmiesznych napisów od kibiców. Rozbawił mnie zwłaszcza jeden: "Pokaż cycki- dam Ci bidon":)

W Jagniątkowie robimy sobie krótką przerwę na colę i rozpoczynamy część właściwą podjazdu, czyli terenową.

Początek jest dosyć prosty- szutrowa droga, trochę sztywna, ale łatwa do podjechania.



Ciekawe, czy uda mi się zrobić ten podjazd bez ani jednego odpoczynku? Jak na razie idzie elegancko:)



Pierwsze wymuszone wypięcie na podjeździe- konie pociągowe do wycinki drzew zatarasowały mi drogę;)



Ruszam dalej!



Po chwili szlak zaczyna przypominać ścieżkę na Śnieżkę czy Szrenicę- usiany jest kostką:



Ale to nie koniec! Na całej trasie co chwilę trzeba podjeżdżać najpierw drewniane, a potem skalne rynny. Po pewnym czasie szlak usiany jest już głazami oraz sypkimi kamieniami.



Najgorszy moment trasy. Sztywny podjazd z bardzo sypkim podłożem. Praktycznie nie do podjechania.

No to do boju!:)



Cisnę dalej....



Jeszcze próbuję walczyć...



Koło ostro buksuje. W końcu zakopuję się i zrzuca mnie z roweru. Nie da rady ruszyć, bo jest za ślisko. Muszę kilka metrów podprowadzić rower i ruszam dalej.



Dużych kamieni na ścieżce przybywa.



O ile wcześniej trasa była szeroka, tak wkrótce zamienia się w sztywny trawiasto-korzenno-kamienisty singiel. Nawet nie mam zdjęć z tego etapu, bo lepiej było się tam nie zatrzymywać. Parę razy zrzuca mnie z roweru, ale ruszam szybko dalej.

Momentami cisnę z całych sił, żeby podjechać pod duże kamienie. Żałuję, że nie spuściłam trochę powietrza z kół. Mogłam też zabrać moje bardziej terenowe opony- byłoby znacznie łatwiej. Ale i tak świetnie sobie radzę:) Nawet zapominam o bólu nóg:)

W końcu nachylenie spada...



Czuję, że szczyt już blisko:)



Pojawiają się już ładne widoczki. Widać Odrodzenie:)



Moje ulubione zdjęcie z tego dnia:)



Szczyt zdobyty!:)Jestem cała mokra od potu;) Trzeba sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie:D



Zjeżdżamy do Przełęczy Karkonoskiej i podjeżdżamy do schroniska Odrodzenie. Po drodze niemiecka wycieczka gratuluje mi i bije brawo. Jeden z Niemców podchodzi do mnie później jeszcze trzy razy- mówi coś i bije brawo. Miłe:)



Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia pod Odrodzeniem:)



W Odrodzeniu pijemy gorącą czekoladę i zjeżdżamy do Przesieki. Do Legnicy wracamy już standardowo, czyli przez Kapellę, Muchów i Chełmiec.

Jak widać- z dziećmi też można podjechać na Karkonoską:)



Podjazd okazał się bardzo przyjemny, ale trudny technicznie i dość sztywny. Zrobiłam go bez ani jednego odpoczynku. Wypięłam się kilka razy ze względu na trudności techniczne, ale od razu ruszałam z miejsca dalej. Myślałam, że będzie gorzej i miałam trochę obaw, czy dam radę podjechać, ale wyszło inaczej i jestem bardzo z siebie zadowolona:)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100


  • DST 111.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskidy- dzień 4

Środa, 7 sierpnia 2013 · dodano: 21.08.2013 | Komentarze 8

Kategoria Inne góry, Ponad 100


  • DST 183.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szrenica- czyli zdążyć przed wschodem słońca i uciec przed południem

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 30.07.2013 | Komentarze 12

Na Szrenicę chciałam jechać już tydzień temu. Ale postanowiłam poczekać na dogodniejsze warunki, czyli...upały. W upalne dni nie lubię jeździć, ale ciepła noc to jest to!:)

O 22.30 wyruszam z Legnicy z chłopakami. 22 stopnie. Cieplutko. Jadę na krótko.



No i da się w końcu oddychać! Łukasz robi nam niespodziankę i przyjeżdża w kasku- wcześniej zawsze jeździł bez. Ja jestem tak zakręcona, a może średnio wyspana (spałam tylko po południu 3 godziny), że początkowo nawet nie zauważam tej zmiany;)

Na podjeździe pod Górzec robi się klimatycznie. Streszczam scenariusze najbardziej przerażających horrorów:0 Z Górzca jedziemy przez Muchów na Kapellę. Podjazd umila nam Łukasz puszczając ostre hity z komórki np. "Noc się kiedyś skończy" :D Śpiewamy sobie i jest wesoło:) Jarkowi tak się ta muzyka podoba, że ciśnie od razu szybciej- byle dalej od nas:) A nam już nie starcza tchu, żeby wyciągnąć niektóre piosenki i go gonić:)

Na szczycie przerwa na jedzenie. Łukasz częstuje nas pysznymi krówkami Wawela. Potem zjeżdżamy do Jeleniej. Fajnie przejeżdża się przez opustoszałe miasto. Chwila i już jesteśmy za Jelenią. Jeszcze przerwa na stacji na kawę.

Jarek idzie na czoło i ciągnie nas aż do hotelu Las. Teraz już bardziej lajtowym tempem robimy podjazd pod Szklarską Porębę. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie trwa ostra imprezka. Bezdomna pani Bogusia i jakiś gościu są strasznie zainteresowani Łukaszem. Oglądają, dotykają i zachwycają się jego mułami na nogach;)

Za miastem wbijamy się na asfaltowy podjazd pod wodospad Kamieńczyk. Dalej jest ciemno. Zaczynamy robić podjazd pod Szrenicę. Początkowo jest bardzo ostro. Podjazd nie dość, że bardzo kamienisty- to jeszcze mocno sztywny. W nocy ciężko obrać najlepszą ścieżkę. Raz zrzuca mnie z roweru. Ciężko ruszyć, ale w końcu udaje mi się. Cały podjazd robię bez ani jednego odpoczynku. Momentami muszę jechać bardzo siłowo. Kiedy dojeżdżamy na Halę Szrenicką robi się już jaśniej, więc możemy w końcu zgasić latarki.

Dość szybko docieramy na szczyt. Jest po 4.00. Mocno wieje. Jemy kanapki i chowamy się za schronisko, żeby osłonić się przed wiatrem. Trochę mi zimno. Wiem, że jeszcze dzisiaj zatęsknię za tym uczuciem chłodu. Czekamy z niecierpliwością na wschód słońca.

Prawie zasnęliśmy:)




I w końcu pojawia się! Po godzinie 5.00 słońce zaczyna nieśmiało wynurzać się zza chmur. Łukasz puszcza z telefonu romantyczny hit. I tak sobie oglądamy słońce:)



Czas na małą sesję;)





Trzeba zrobić pobudkę Monice. Dzwonię. O dziwo odbiera już po drugim sygnale! Czujna jest;) Pytam się, czy pojedzie ze mną nad jezioro. Taka dobra ze mnie koleżanka:)



Jeszcze chwila na kontemplację:




Mamy jednak mało czasu. Niedługo zacznie robić się naprawdę gorąco (ponoć zapowiadają nawet 38 stopni!). Mam plan zjechać jeszcze do Harrachova. Łukasz mówi jednak, że to kiepski pomysł. I miał rację!

Zaczynamy zjazd po kostce. Dla mnie tragedia;/ Dłonie tak mnie bolą od ściskania hamulców, że muszę robić co jakiś czas przerwę. Od Hali Szrenickiej zjeżdżamy już po wygodniejszych płytach betonowych. Chłopaki tak szaleją, że cisną po 85 km/h. Potem jednak znowu zaczynają się kamienie- w sumie ostro wystająca kostka. Trzęsie nieźle.



W końcu dojeżdżamy do wodospadu. Potem czeka nas już elegancki asfaltowy zjazd do Piechowic.

Z Piechowic Łukasz idzie na czoło i bardzo szybko dojeżdżamy do Jeleniej. Pod Kapellę podjeżdżamy na szczęście o 7.00, więc słońce nie świeci jeszcze tak ostro. Idzie mi ciężko. Tyłek nie przyzwyczaił mi się jeszcze do nowego, twardego siodła;/

Z Kapelli zjeżdżamy do Muchowa. Temperatura idzie mocno w górę. 30 stopni. Chłodzę się w okolicznym rowie z wodą;)



Kończy nam się woda. Od przerwy na stacji benzynowej nie uzupełniliśmy wody w bidonach. Zatrzymujemy się pod sklepem w Muchowie. Zamknięty;/

Pomacałam sobie za to tą dożynkową babę;)



Jedziemy dalej przez Chełmiec szutrami do Męcinki. 35 stopni na liczniku. Zajeżdżamy uradowani pod sklep. Każdy pragnie zimnej coli. Nie tym razem! Sklep otwarty od 10.00, a jest 9.00! Nie mamy już wody w bidonach. Postanawiamy, że damy radę przejechać jeszcze te 20 km do najbliższego sklepu przy wjeździe do Legnicy.

Jadę już bardzo zmęczona. Ale nie trasą. Chce mi się pić i boli mnie tyłek. Tuż przed sklepem widzę grupkę profesjonalnie ubranych rowerzystów. Momentalnie zapominam o bólu i cisnę, żeby ich wyprzedzić. Doganiam ich, ale trzeba skręcić do sklepu. Dojeżdżamy i co widzimy? Taki oto pocieszający napis. I jak tu się nie wkurzyć? :)



Cisnę znowu i ponownie doganiam grupkę rowerzystów. Jeden z nich krzyczy do mnie, że to nieładnie wyprzedzać;p Na skrzyżowaniu zajeżdżamy na stację i kupujemy w końcu upragnioną colę:D Taka mała rzecz a jak cieszy:)

A potem przez park wracamy już o 10.00 do Legnicy. Wpadam do domu i od razu lecę pod zimny prysznic. Udało nam się zobaczyć wschód słońca na Szrenicy i jednocześnie wrócić przed południem, kiedy upał byłby już naprawdę dokuczliwy.

A licznik pokazywał już taką temperaturę:



Później już autem pojechałam z Moniką na Spaloną. Spotkałyśmy strażaków i nawet przejechałyśmy się na ich pontonie po jeziorze:) Wpadł też Łukasz. Popływaliśmy trochę. Był nawet plan przepłynięcia całego jeziora, ale bałam się pływających skuterów. A potem o 20.00 wróciłam do domu i po 25 godzinach w końcu poszłam spać!:)

A na koniec mały bonus. Filmik ze Szrenicy:)


  • DST 171.20km
  • Czas 08:06
  • VAVG 21.14km/h
  • VMAX 60.13km/h
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przełęcz Okraj

Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 4

We wtorek postanowiłam, że pojadę na Przełęcz Okraj, aby poznać Leę i Morsa:)

Wstaję o 5.00 rano. Kawka. Standardowo makaronik z oliwą i o 6.00 wychodzę z domu. Czekam na szynobus o 6.22. Mam nadzieję, że w pociągu sobie trochę pośpię, bo noc miałam nieprzespaną. Nic z tego!! Siadam koło niewłaściwej osoby, która ma ochotę sobie porozmawiać ze mną. Właściwie jest to bardziej monolog niż dialog. A może bardziej wykład. 63 letnia pasażerka jest fanką Radia Maryja oraz ojca Rydzyka. Jeździ za radiem po całej Polsce i słucha go codziennie. Pokazuje mi też na telefonie zdjęcia mężczyzny bez stóp oraz kobiety karła, która jeździ z kółkiem różańcowym. Nie moja bajka. Nie chcę tego słuchać, więc tylko przytakuję głową i patrzę w szybę. Z utęsknieniem wyczekuję stacji Świdnica i czekającej na mnie na peronie Lei.

Ufff!! Wreszcie o 7.30 dojeżdżam do Świdnicy. Wysiadam z pociągu i z radością wpadam w ramiona uśmiechniętej rowerzystki:) I tak poznaję Leę:) Razem jedziemy już w stronę Przełęczy Okraj. Pagórkowatymi asfaltami docieramy do Kamiennej Góry. Stamtąd jedziemy chwilę drogą na Lubawkę, po czym skręcamy na wioskowe drogi.

Gdzieś za Starą Białką po przejechaniu sztywnego asfaltowego podjazdu, zaczyna się zielony szlak. Początkowo podjeżdżamy szutrem, a potem całkiem spoko terenem w świerkowym lesie.

I tak niespodziewanie szybko docieramy na Rozdroże Kowarskie. Punktualnie o 12.00 tak jak byłyśmy umówione zjeżdżamy na Przełęcz Kowarską. I tak poznaję Morsa:) I tutaj zaskoczenie. Myślałam, że na monocyklu Mors będzie podjeżdżać bardzo wolno, a jednak nie- jedziemy sobie 10-12 km/h i rozmawiamy. Wyprzedzamy nawet zawodnika CCC;) Nieźle:)

Mija chwila i już jesteśmy na Przełęczy Okraj. Siedzimy sobie przy barze. Tak fajnie się rozmawia, że nie chce mi się wracać do Legnicy:( No ale czasu nie mam za wiele. W dodatku Olek dzwoni, że niedługo dojedzie do Kaczorowa.

Z Przełęczy zjeżdżam już sama asfaltem przez Ogorzelec do Kamiennej. Stamtąd skręcam na główną do Marciszowa. Tuż przed podjazdem na Kaczorów spotykam Olka i razem robimy 4- kilometrowy podjazd. Na szczycie zjeżdżamy na trawkę. Kładziemy się i wcinamy chrupki Solo i kanapki. A potem przez Lipę jedziemy do Muchowa. Wbijamy się w teren i dojeżdżamy do Myślinowa. Szybki zjazd asfaltem do Barku Kaskada.

W barze chcemy zamówić pierogi ze szpinakiem, ale niestety się skończyły:( A cały dzień za nami chodziły..Trudno. W zamian dostajemy 10 % rabatu i zamawiamy ruskie. W drodze powrotnej do Legnicy robimy kilka sprintów, bo Olek chce mieć średnią 22;p Dojeżdżam więc do domu z pękniętą żyłką w oku i mocnymi obtarciami:)

Dziękuję wszystkim za super wycieczkę:)

Nawet na Przełęczy Okraj znalazłam kota:) Ten osobnik jednak miał mnie gdzieś, wolał trawę;)



A rok temu pozował tak:



Ładna fotorelacja i pozostałe zdjęcia z wypadu u Lei :)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100