Info
Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Listopad14 - 32
- 2015, Październik16 - 55
- 2015, Wrzesień17 - 23
- 2015, Sierpień11 - 37
- 2015, Czerwiec11 - 25
- 2015, Maj14 - 62
- 2015, Kwiecień13 - 70
- 2015, Marzec13 - 71
- 2015, Luty12 - 47
- 2015, Styczeń8 - 50
- 2014, Grudzień13 - 57
- 2014, Listopad12 - 72
- 2014, Październik10 - 64
- 2014, Wrzesień14 - 40
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec22 - 141
- 2014, Czerwiec10 - 58
- 2014, Maj11 - 53
- 2014, Kwiecień12 - 74
- 2014, Marzec17 - 121
- 2014, Luty8 - 31
- 2014, Styczeń10 - 94
- 2013, Grudzień10 - 60
- 2013, Listopad4 - 37
- 2013, Październik8 - 30
- 2013, Wrzesień9 - 58
- 2013, Sierpień20 - 115
- 2013, Lipiec16 - 108
- 2013, Czerwiec9 - 22
- 2013, Maj15 - 33
- 2013, Kwiecień10 - 11
- 2013, Marzec8 - 9
- 2013, Luty9 - 20
- 2013, Styczeń13 - 1
- 2012, Grudzień13 - 15
- 2012, Listopad8 - 0
- 2012, Październik17 - 12
- 2012, Wrzesień18 - 12
- 2012, Sierpień23 - 29
- 2012, Lipiec31 - 12
- 2012, Czerwiec31 - 66
- 2012, Maj42 - 33
- 2012, Kwiecień29 - 24
- 2012, Marzec27 - 13
- 2012, Luty26 - 13
- 2012, Styczeń26 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
Karkonosze
Dystans całkowity: | 3585.80 km (w terenie 60.00 km; 1.67%) |
Czas w ruchu: | 78:35 |
Średnia prędkość: | 18.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.13 km/h |
Suma podjazdów: | 37440 m |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 188.73 km i 9h 49m |
Więcej statystyk |
- DST 165.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Samotna Przełęcz Karkonoska
Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 17
Plany na dzisiaj były nieco inne. Od dwóch tygodni nastawiałam się bowiem na rowerowe rozpoczęcie sezonu na Ślęży. Plan jednak nie wypalił, bo ekipa się wykruszyła, a mi samej nie chciało się jechać. Niedawno zaczęłam wracać do formy, więc postanowiłam uderzyć dzisiaj na Przełęcz Karkonoską i spróbować swoich sił.Wychodzę tuż przed 7.00. Jest 6 stopni a niebo całkowicie zachmurzone. Nie tak miało to wyglądać. Postanawiam, że dojadę do Kapelli, a potem zadecyduję, co dalej.. Najpierw jadę przez Stanisławów, a potem przez Lubiechową wbijam się na Kapellę. Nie wzięłam długich rękawiczek i zmarzły mi palce u rąk. Aż poczerwieniały z zimna.
Po drodze natknęłam się na stado owieczek. Chciałam im strzelić słit focię, ale pies pasterski zaczął gdzieś szczekać w oddali, więc musiałam się niestety szybko wycofać;/
Na szczycie Kapelli krótka rozkmina, co robić...Niebo dalej zachmurzone, więc zawsze istnieje ryzyko deszczu. Szybka decyzja. Jadę dalej, bo jeśli zawrócę, to będę tego później długo żałować..
Widoczność mimo pochmurnego nieba była dzisiaj bardzo dobra, ale niestety mój telefon nie wyrabia. Tutaj zdjęcie na Kapelli:
Na zjeździe z Kapelli oczywiście porządnie zmarzłam, ale za to w Jeleniej Górze zza chmur zaczęło nieśmiało wyłaniać się słońce:) Na światłach zagaduje do mnie starszy pan. Pyta się, jak sprawują się hamulce tarczowe, bo też zamierza sobie kupić:)
Droga przez Jelenią to prawdziwa męczarnia. Od czasu kolizji z autem boję się jeździć ruchliwymi, miejskimi drogami. Jadę więc po chodnikach. A tam...czeka na mnie mnóstwo "atrakcji". Jadę ulicą Wolności, ale wolności w tym miejscu jakoś nie czuję. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu udaje mi się przebić na trasę do Podgórzyna.
Po drodze podziwiam ośnieżone szczyty Karkonoszy , które pięknie komponują się ze stawami podgórzyńskimi:
I widok na Śnieżkę:
Po chwili docieram do Podgórzyna i ruszam w kierunku przesieki. Przez drogę przebiega mi kot. Całe szczęście, że rudy a nie czarny, bo musiałabym zawrócić;)
Tuż przed rozpoczęciem podjazdu robię krótką przerwę. Zmieniam ubranie- jadę w krótkim rękawku, dolewam wody do bidonu, jem jabłko i banana, żeby nie mieć zbyt obciążonych pleców. Zaczepiam przejeżdżającego rowerzystę. Okazuje się, że wraca z Karkonoskiej. Mówi, że leży tam jeszcze śnieg i na sam szczyt nie podjadę- będę musiała podprowadzić rower. A niech to! Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam, kiedy zachwycałam się tymi pięknymi, ośnieżonymi szczytami? Za późno na odwrót. Będzie co będzie. Nie poddam się tak łatwo!;)
Podjazd idzie mi zadziwiająco lekko. Do szlabanu jadę na przełożeniach 2:1 i więcej, potem wrzucam już na młynek. Muszę oszczędzać energię na walkę ze śniegiem. Rzeczywiście 2 km przed końcem podjazdu pojawia się śnieg. Na szczęście dla mnie- niedawno przejeżdżało tędy auto i zrobiło na śniegu dwa ślady. I tak zawsze podjeżdżam Karkonoską bez robienia zygzaków, więc idzie mi całkiem dobrze. Trzeba tylko uważać, bo tylne koło czasem buksuje na śniegu. Udaje mi się bez większych problemów dojechać na przełęcz. Tuż przed końcem podjazdu wyciągam w trakcie jazdy telefon (zrobiłam cały podjazd bez zsiadania z roweru) i pstrykam fotkę. Śnieg tutaj już nie zalega na drodze. Jednak miałam jeszcze trochę siły, żeby zrobić tę trasę na większych przełożeniach, ale to wyzwanie może już następnym razem...
Docieram pod Odrodzenie..
Pamiątkowe zdjęcie ze słynnym napisem musi być!:)
I jeszcze słit focia:) Chciałam ująć napis w tle, ale nie wyszło;)
..a jak w końcu ujęłam napis, to z kolei nie wyszła moja mina i zamknęłam oczy:)
Ja chyba w tym roku nie dotykałam nawet śniegu! W końcu miałam okazję:)
Był też bałwanek:)
Jeszcze szybki rzut oka na Karkonosze.....
...i na schronisko Odrodzenie. I czas na zjazd! Ziiiimny zjazd!
Pamiętacie, jak kiedyś pisałam o wymianie hamulców? Jutro zamawiam nowe. Zjazd z Karkonoskiej był koszmarny. Wiadomo, że nie mogłam się zbytnio rozpędzić ze względu na mokry asfalt, śnieg i dziury ( w jedną dużą i tak wpadłam- ałć!), ale przyczyna była inna.... Otóż, moje hamulce odmówiły posłuszeństwa! Dociskam na maksa klamki, ale rower prawie w ogóle nie hamuje! Tuż przed końcem zjazdu (tego do szlabanu) hamulce załapały, a potem znowu przestały hamować! Jak już zjazd zrobił się mniej stromy, to znowu zaczęły w miarę działać. Całe szczęście!!
A tak wygląda kawałek podjazdu na Karkonoską. Zdjęcie już zrobiłam podczas zjazdu.
Zjeżdżam do Podgórzyna. Zatrzymuję się pod sklepem i wołam panią sprzedawczynię, prosząc o wodę, bo nie chcę zostawiać roweru. Pani jest bardzo uprzejma, przynosi mi wodę i resztę pieniędzy. I kiedy podaje mi je do ręki, upuszczam na kratkę 50 gr. Śmieję się, że trudno, ale i tak schylam się, żeby wyciągnąć pieniądze. I wtedy na dokładkę do kratki ląduje mi jeszcze 6 zł! To kara za moją zachłanność:) Pani sprzedawczyni pomaga mi wydobyć pieniądze widelcem. Do akcji włącza się jeszcze mężczyzna z nożem. Wspólnymi siłami udaje się wydobyć monety:) Dziękuję ładnie i jadę do Jeleniej.
Przejazd przez miasto mija mi tym razem jakoś szybciej. Wbijam na Kapellę i uderzam przez Starą Kraśnicę w kierunku Muchowa. Za Muchowem na drodze zatrzymuje się auto. Mam chwilę wahania, bo jest to szczere pole. Pewnie chcą się zapytać o drogę...Po chwili szyba opuszcza się. Z okna auta wyłania się głowa jakiegoś chłopaka. Okazuje się, że to mój starszy brat pojechał sobie na wycieczkę z dziewczyną! :) Chwilę rozmawiamy i ruszam dalej. Czas na szybki zjazd do Chełmca.
Podczas zjazdu zaczynam odczuwać dokuczliwy, lecz znośny ból mięśnia w okolicy kolana. Wiem, jaka jest tego przyczyna. Wychodząc z domu zapomniałam mojego kremu na obtarcia. Szwy na mojej wkładce w spodenkach zaczęły już mnie dość mocno uwierać w tyłek. Kręciłam się więc ciągle na siodełku i jechałam w lekko nienaturalnych dla mnie pozycjach..
Nie chcę już obciążać obolałego mięśnia, więc staram się w miarę lajtowym tempem wracać do Legnicy. A wracam szutrami przez Męcinkę i Słup chłonąc po drodze zapach rzepaku:)
Wycieczka bardzo udana. Pojechałam. Podjechałam. Wróciłam. Wyzwanie ukończone. Pora na kolejne!:)
Niestety nie mam tym razem śladu gps. Endomondo w moim telefonie wyłączało mi się co chwilę na trasie i w końcu sobie odpuściłam;/ Kolejne postanowienie na dzisiaj: kupić sobie nowy, dobry telefon, który robi ładne zdjęcia. Oj, coś czuję, że sporo wydatków czeka mnie w tym miesiącu:)
Kategoria Ponad 100, Karkonosze
- DST 178.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska terenowo, czyli czarnym szlakiem od strony Jagniątkowa
Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 7
Szukając inspiracji do kolejnej wycieczki postanowiłam zrobić podjazd, który według Genetyka jest jednym z najtrudniejszych podjazdów terenowym w Polsce :Jak to zwykle ze mną bywa przed takimi wypadami, położyłam się spać po 1.00. Po 4 godzinach snu zaczął dzwonić już budzik;/
Wstaję. Tak strasznie mi się nie chce... W dodatku ciemno już o tej godzinie. Kawa. Makaron. Tempem żółwia ogarniam się i w końcu wychodzę z domu o 6.30. W parku spotykam się z Jarkiem. Jeszcze chwila na wyregulowanie przerzutek, sprawdzenie sprzętu, itp. Ostatecznie wyjeżdżamy po 7.00.
Zimno. Ale rozgrzewamy się już na asfaltowym podjeździe pod Górzec. Czuję, że dzisiaj nie mam mocy w nogach. Po wczorajszej jeździe w nowych butach zrobiły mi się zakwasy. Trochę kiepski pomysł, żeby dzisiaj robić taki masakryczny podjazd...
Kapella idzie trochę ciężko. W dodatku znowu zaczynają mnie boleć kości tyłka. Widocznie za bardzo schudłam w tym sezonie i trzeba popracować w zimie nad mięśniami tu i ówdzie;)
W Jeleniej Górze obczajamy mapę i zastanawiamy się co robić dalej. Nie mam dzisiaj powera i zaczynam powoli wymiękać. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak szlak wygląda na mapie- prosta czarna kreska. Po chwili wahania jednak decyduję, że jedziemy. Najwyżej zawrócimy;)
Mamy niewiele czasu. Dni już są coraz krótsze. Jarek idzie na czoło i szybko dojeżdżamy do Sobieszowa. Tutaj już zaczyna się asfaltowy podjazd. Po drodze mijamy pełno kolarzy, którzy trenują przed Górskimi Szosowymi Mistrzostwami Polski. Na asfalcie pełno śmiesznych napisów od kibiców. Rozbawił mnie zwłaszcza jeden: "Pokaż cycki- dam Ci bidon":)
W Jagniątkowie robimy sobie krótką przerwę na colę i rozpoczynamy część właściwą podjazdu, czyli terenową.
Początek jest dosyć prosty- szutrowa droga, trochę sztywna, ale łatwa do podjechania.
Ciekawe, czy uda mi się zrobić ten podjazd bez ani jednego odpoczynku? Jak na razie idzie elegancko:)
Pierwsze wymuszone wypięcie na podjeździe- konie pociągowe do wycinki drzew zatarasowały mi drogę;)
Ruszam dalej!
Po chwili szlak zaczyna przypominać ścieżkę na Śnieżkę czy Szrenicę- usiany jest kostką:
Ale to nie koniec! Na całej trasie co chwilę trzeba podjeżdżać najpierw drewniane, a potem skalne rynny. Po pewnym czasie szlak usiany jest już głazami oraz sypkimi kamieniami.
Najgorszy moment trasy. Sztywny podjazd z bardzo sypkim podłożem. Praktycznie nie do podjechania.
No to do boju!:)
Cisnę dalej....
Jeszcze próbuję walczyć...
Koło ostro buksuje. W końcu zakopuję się i zrzuca mnie z roweru. Nie da rady ruszyć, bo jest za ślisko. Muszę kilka metrów podprowadzić rower i ruszam dalej.
Dużych kamieni na ścieżce przybywa.
O ile wcześniej trasa była szeroka, tak wkrótce zamienia się w sztywny trawiasto-korzenno-kamienisty singiel. Nawet nie mam zdjęć z tego etapu, bo lepiej było się tam nie zatrzymywać. Parę razy zrzuca mnie z roweru, ale ruszam szybko dalej.
Momentami cisnę z całych sił, żeby podjechać pod duże kamienie. Żałuję, że nie spuściłam trochę powietrza z kół. Mogłam też zabrać moje bardziej terenowe opony- byłoby znacznie łatwiej. Ale i tak świetnie sobie radzę:) Nawet zapominam o bólu nóg:)
W końcu nachylenie spada...
Czuję, że szczyt już blisko:)
Pojawiają się już ładne widoczki. Widać Odrodzenie:)
Moje ulubione zdjęcie z tego dnia:)
Szczyt zdobyty!:)Jestem cała mokra od potu;) Trzeba sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie:D
Zjeżdżamy do Przełęczy Karkonoskiej i podjeżdżamy do schroniska Odrodzenie. Po drodze niemiecka wycieczka gratuluje mi i bije brawo. Jeden z Niemców podchodzi do mnie później jeszcze trzy razy- mówi coś i bije brawo. Miłe:)
Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia pod Odrodzeniem:)
W Odrodzeniu pijemy gorącą czekoladę i zjeżdżamy do Przesieki. Do Legnicy wracamy już standardowo, czyli przez Kapellę, Muchów i Chełmiec.
Jak widać- z dziećmi też można podjechać na Karkonoską:)
Podjazd okazał się bardzo przyjemny, ale trudny technicznie i dość sztywny. Zrobiłam go bez ani jednego odpoczynku. Wypięłam się kilka razy ze względu na trudności techniczne, ale od razu ruszałam z miejsca dalej. Myślałam, że będzie gorzej i miałam trochę obaw, czy dam radę podjechać, ale wyszło inaczej i jestem bardzo z siebie zadowolona:)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100
- DST 183.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Szrenica- czyli zdążyć przed wschodem słońca i uciec przed południem
Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 30.07.2013 | Komentarze 12
Na Szrenicę chciałam jechać już tydzień temu. Ale postanowiłam poczekać na dogodniejsze warunki, czyli...upały. W upalne dni nie lubię jeździć, ale ciepła noc to jest to!:)O 22.30 wyruszam z Legnicy z chłopakami. 22 stopnie. Cieplutko. Jadę na krótko.
No i da się w końcu oddychać! Łukasz robi nam niespodziankę i przyjeżdża w kasku- wcześniej zawsze jeździł bez. Ja jestem tak zakręcona, a może średnio wyspana (spałam tylko po południu 3 godziny), że początkowo nawet nie zauważam tej zmiany;)
Na podjeździe pod Górzec robi się klimatycznie. Streszczam scenariusze najbardziej przerażających horrorów:0 Z Górzca jedziemy przez Muchów na Kapellę. Podjazd umila nam Łukasz puszczając ostre hity z komórki np. "Noc się kiedyś skończy" :D Śpiewamy sobie i jest wesoło:) Jarkowi tak się ta muzyka podoba, że ciśnie od razu szybciej- byle dalej od nas:) A nam już nie starcza tchu, żeby wyciągnąć niektóre piosenki i go gonić:)
Na szczycie przerwa na jedzenie. Łukasz częstuje nas pysznymi krówkami Wawela. Potem zjeżdżamy do Jeleniej. Fajnie przejeżdża się przez opustoszałe miasto. Chwila i już jesteśmy za Jelenią. Jeszcze przerwa na stacji na kawę.
Jarek idzie na czoło i ciągnie nas aż do hotelu Las. Teraz już bardziej lajtowym tempem robimy podjazd pod Szklarską Porębę. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie trwa ostra imprezka. Bezdomna pani Bogusia i jakiś gościu są strasznie zainteresowani Łukaszem. Oglądają, dotykają i zachwycają się jego mułami na nogach;)
Za miastem wbijamy się na asfaltowy podjazd pod wodospad Kamieńczyk. Dalej jest ciemno. Zaczynamy robić podjazd pod Szrenicę. Początkowo jest bardzo ostro. Podjazd nie dość, że bardzo kamienisty- to jeszcze mocno sztywny. W nocy ciężko obrać najlepszą ścieżkę. Raz zrzuca mnie z roweru. Ciężko ruszyć, ale w końcu udaje mi się. Cały podjazd robię bez ani jednego odpoczynku. Momentami muszę jechać bardzo siłowo. Kiedy dojeżdżamy na Halę Szrenicką robi się już jaśniej, więc możemy w końcu zgasić latarki.
Dość szybko docieramy na szczyt. Jest po 4.00. Mocno wieje. Jemy kanapki i chowamy się za schronisko, żeby osłonić się przed wiatrem. Trochę mi zimno. Wiem, że jeszcze dzisiaj zatęsknię za tym uczuciem chłodu. Czekamy z niecierpliwością na wschód słońca.
Prawie zasnęliśmy:)
I w końcu pojawia się! Po godzinie 5.00 słońce zaczyna nieśmiało wynurzać się zza chmur. Łukasz puszcza z telefonu romantyczny hit. I tak sobie oglądamy słońce:)
Czas na małą sesję;)
Trzeba zrobić pobudkę Monice. Dzwonię. O dziwo odbiera już po drugim sygnale! Czujna jest;) Pytam się, czy pojedzie ze mną nad jezioro. Taka dobra ze mnie koleżanka:)
Jeszcze chwila na kontemplację:
Mamy jednak mało czasu. Niedługo zacznie robić się naprawdę gorąco (ponoć zapowiadają nawet 38 stopni!). Mam plan zjechać jeszcze do Harrachova. Łukasz mówi jednak, że to kiepski pomysł. I miał rację!
Zaczynamy zjazd po kostce. Dla mnie tragedia;/ Dłonie tak mnie bolą od ściskania hamulców, że muszę robić co jakiś czas przerwę. Od Hali Szrenickiej zjeżdżamy już po wygodniejszych płytach betonowych. Chłopaki tak szaleją, że cisną po 85 km/h. Potem jednak znowu zaczynają się kamienie- w sumie ostro wystająca kostka. Trzęsie nieźle.
W końcu dojeżdżamy do wodospadu. Potem czeka nas już elegancki asfaltowy zjazd do Piechowic.
Z Piechowic Łukasz idzie na czoło i bardzo szybko dojeżdżamy do Jeleniej. Pod Kapellę podjeżdżamy na szczęście o 7.00, więc słońce nie świeci jeszcze tak ostro. Idzie mi ciężko. Tyłek nie przyzwyczaił mi się jeszcze do nowego, twardego siodła;/
Z Kapelli zjeżdżamy do Muchowa. Temperatura idzie mocno w górę. 30 stopni. Chłodzę się w okolicznym rowie z wodą;)
Kończy nam się woda. Od przerwy na stacji benzynowej nie uzupełniliśmy wody w bidonach. Zatrzymujemy się pod sklepem w Muchowie. Zamknięty;/
Pomacałam sobie za to tą dożynkową babę;)
Jedziemy dalej przez Chełmiec szutrami do Męcinki. 35 stopni na liczniku. Zajeżdżamy uradowani pod sklep. Każdy pragnie zimnej coli. Nie tym razem! Sklep otwarty od 10.00, a jest 9.00! Nie mamy już wody w bidonach. Postanawiamy, że damy radę przejechać jeszcze te 20 km do najbliższego sklepu przy wjeździe do Legnicy.
Jadę już bardzo zmęczona. Ale nie trasą. Chce mi się pić i boli mnie tyłek. Tuż przed sklepem widzę grupkę profesjonalnie ubranych rowerzystów. Momentalnie zapominam o bólu i cisnę, żeby ich wyprzedzić. Doganiam ich, ale trzeba skręcić do sklepu. Dojeżdżamy i co widzimy? Taki oto pocieszający napis. I jak tu się nie wkurzyć? :)
Cisnę znowu i ponownie doganiam grupkę rowerzystów. Jeden z nich krzyczy do mnie, że to nieładnie wyprzedzać;p Na skrzyżowaniu zajeżdżamy na stację i kupujemy w końcu upragnioną colę:D Taka mała rzecz a jak cieszy:)
A potem przez park wracamy już o 10.00 do Legnicy. Wpadam do domu i od razu lecę pod zimny prysznic. Udało nam się zobaczyć wschód słońca na Szrenicy i jednocześnie wrócić przed południem, kiedy upał byłby już naprawdę dokuczliwy.
A licznik pokazywał już taką temperaturę:
Później już autem pojechałam z Moniką na Spaloną. Spotkałyśmy strażaków i nawet przejechałyśmy się na ich pontonie po jeziorze:) Wpadł też Łukasz. Popływaliśmy trochę. Był nawet plan przepłynięcia całego jeziora, ale bałam się pływających skuterów. A potem o 20.00 wróciłam do domu i po 25 godzinach w końcu poszłam spać!:)
A na koniec mały bonus. Filmik ze Szrenicy:)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100, Z filmikiem:), Nocne jazdy
- DST 171.20km
- Czas 08:06
- VAVG 21.14km/h
- VMAX 60.13km/h
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Okraj
Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 4
We wtorek postanowiłam, że pojadę na Przełęcz Okraj, aby poznać Leę i Morsa:)Wstaję o 5.00 rano. Kawka. Standardowo makaronik z oliwą i o 6.00 wychodzę z domu. Czekam na szynobus o 6.22. Mam nadzieję, że w pociągu sobie trochę pośpię, bo noc miałam nieprzespaną. Nic z tego!! Siadam koło niewłaściwej osoby, która ma ochotę sobie porozmawiać ze mną. Właściwie jest to bardziej monolog niż dialog. A może bardziej wykład. 63 letnia pasażerka jest fanką Radia Maryja oraz ojca Rydzyka. Jeździ za radiem po całej Polsce i słucha go codziennie. Pokazuje mi też na telefonie zdjęcia mężczyzny bez stóp oraz kobiety karła, która jeździ z kółkiem różańcowym. Nie moja bajka. Nie chcę tego słuchać, więc tylko przytakuję głową i patrzę w szybę. Z utęsknieniem wyczekuję stacji Świdnica i czekającej na mnie na peronie Lei.
Ufff!! Wreszcie o 7.30 dojeżdżam do Świdnicy. Wysiadam z pociągu i z radością wpadam w ramiona uśmiechniętej rowerzystki:) I tak poznaję Leę:) Razem jedziemy już w stronę Przełęczy Okraj. Pagórkowatymi asfaltami docieramy do Kamiennej Góry. Stamtąd jedziemy chwilę drogą na Lubawkę, po czym skręcamy na wioskowe drogi.
Gdzieś za Starą Białką po przejechaniu sztywnego asfaltowego podjazdu, zaczyna się zielony szlak. Początkowo podjeżdżamy szutrem, a potem całkiem spoko terenem w świerkowym lesie.
I tak niespodziewanie szybko docieramy na Rozdroże Kowarskie. Punktualnie o 12.00 tak jak byłyśmy umówione zjeżdżamy na Przełęcz Kowarską. I tak poznaję Morsa:) I tutaj zaskoczenie. Myślałam, że na monocyklu Mors będzie podjeżdżać bardzo wolno, a jednak nie- jedziemy sobie 10-12 km/h i rozmawiamy. Wyprzedzamy nawet zawodnika CCC;) Nieźle:)
Mija chwila i już jesteśmy na Przełęczy Okraj. Siedzimy sobie przy barze. Tak fajnie się rozmawia, że nie chce mi się wracać do Legnicy:( No ale czasu nie mam za wiele. W dodatku Olek dzwoni, że niedługo dojedzie do Kaczorowa.
Z Przełęczy zjeżdżam już sama asfaltem przez Ogorzelec do Kamiennej. Stamtąd skręcam na główną do Marciszowa. Tuż przed podjazdem na Kaczorów spotykam Olka i razem robimy 4- kilometrowy podjazd. Na szczycie zjeżdżamy na trawkę. Kładziemy się i wcinamy chrupki Solo i kanapki. A potem przez Lipę jedziemy do Muchowa. Wbijamy się w teren i dojeżdżamy do Myślinowa. Szybki zjazd asfaltem do Barku Kaskada.
W barze chcemy zamówić pierogi ze szpinakiem, ale niestety się skończyły:( A cały dzień za nami chodziły..Trudno. W zamian dostajemy 10 % rabatu i zamawiamy ruskie. W drodze powrotnej do Legnicy robimy kilka sprintów, bo Olek chce mieć średnią 22;p Dojeżdżam więc do domu z pękniętą żyłką w oku i mocnymi obtarciami:)
Dziękuję wszystkim za super wycieczkę:)
Nawet na Przełęczy Okraj znalazłam kota:) Ten osobnik jednak miał mnie gdzieś, wolał trawę;)
A rok temu pozował tak:
Ładna fotorelacja i pozostałe zdjęcia z wypadu u Lei :)
Kategoria Karkonosze, Ponad 100
- DST 159.60km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Zamek Chojnik
Środa, 3 lipca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 6
Wcześnie rano wyjeżdżam z domu. Jest już tak ciepło, że jadę na krótko. W parku spotykam się z Jarkiem. Pod Orlenem robimy krótką przerwę na kawę i ciasto drożdżowe z truskawkami, bo nie jadłam jeszcze śniadania.Następnie przez Słup jedziemy na Górzec. Podczas podjazdu atakują nas końskie muchy. Jedna kąsa mnie w tyłek;p Zastanawiamy się, czy nie zawrócić i obrać inną trasę, ale w końcu postanawiam, że ciśniemy pod górę. Średnio mi to jednak idzie, bo nie dość, że napędu dalej nie wymieniłam, to czuję mięśnie po wczorajszej jeździe. W dodatku ubieram złe spodenki ze spraną pieluchą i już zaczynam czuć obtarcia;/
Z Górzca jedziemy przez Muchów i robimy podjazd pod Kapellę. Strasznie mi się dłuży. Na szczęście słońce zaszło za chmury, więc nie jest tak gorąco. Po szybkim zjeździe przebijamy się przez Jelenią Górę do Cieplic, a stamtąd wbijamy się na szlak prowadzący na Zamek Chojnik.
Podjazd jest elegancki, bo trudny technicznie. Trzeba podjeżdżać po skałkach, korzeniach i kamieniach. Idzie mi całkiem sprawnie, tylko w trzech miejscach się wypinam. Na jednej ze skałek zrzuca mnie z roweru. Schodzę i próbuję jeszcze raz zaatakować głaz, ale niestety zaliczam glebę- na szczęście zaliczam miękkie lądowanie, bo wpadam w jakieś krzaki:)
Po chwili docieramy na zamek. Widoczki z wieży nieziemskie! :) Z góry roztacza się widok na Karkonosze, Rudawy i Góry Kaczawskie. Wychodzi też słonko. Chwilę sobie siedzimy na dziedzińcu. Jarek opowiada mi legendę o księżniczce Kunegundzie, jemy ciasto i ...zjeżdżamy! A zjazd wypas! Trochę trzeba uważać na kamieniach, bo rzuca mi tylnym kołem, dwa razy się wypinam, ale zjeżdża się super, szkoda tylko, że tak krótko:)
Potem w Cieplicach jemy kebaby i podjeżdżamy ponownie Kapellę. Przed szczytem zatrzymuje nas policja. Okazuje się, że na górze jest jakiś wypadek i przejazdu nie ma. Policjantka proponuje nam zjazd i powrót przez Wojcieszów. Średnio nam się ten pomysł podoba, bo jest już 18.00 i mamy mało czasu. W dodatku zbiera się na burzę. Odbijamy więc w bok i polną drogą wyjeżdżamy na szczyt Łysej Góry. Akurat nad nami szaleje burza i walą pioruny. Na zjeździe trzeba uważać, bo jest mokro. Aż do Muchowa burza siedzi nam na karku i ciemne chmury podążają w naszą stronę. W deszczu jedziemy aż do Muchowa. Mam już takie obtarcia, że co chwilę muszę stawać na pedałach.. Za Muchowem przestaje padać. Zjeżdżamy do Chełmca i szutrami wracamy już do Legnicy przez Słup.
Zjazd z Kapelli:
Żabki mnie obskoczyły:)
Widoczki z wieży na Zamku Chojnik:
Widok na Śnieżkę w chmurach;p
Widok na Szrenicę:
I kilka fotek ze zjazdu z Chojnika:
I jedno pozowane zdjęcie z przodu;p
Kategoria Karkonosze, Ponad 100
- DST 185.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Okraj
Poniedziałek, 29 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 8
O 7.00 rano umówiłam się z Andrzejem, Łukaszem, Jarkiem, Piotrkiem i Anią na skrzyżowaniu. Celem był dojazd na Przełęcz Okraj z Legnicy i powrót.Najpierw w pociągu asfaltami pojechaliśmy przez Jawor i Bolków. W Kamiennej Górze zrobiliśmy sobie krótką przerwę na kawę na Orlenie. Wyjadłam przy okazji Łukaszowi pół pizzerki, taka była smaczna;p
Potem przez Jarkowice (przed wioską pod jednym ze sklepów uroczy i symaptyczny piesek Ciapek obsikał Jarkowi rower;) i okoliczne wioski wbiliśmy się w teren, którym zaczęliśmy podjeżdżać w kierunku przełęczy Okraj. Na początku ścieżka była bardzo błotnista. Momentami nie dało się podjeżdżać i trzeba było prowadzić rowery (a ja w końcu wyczyściłam moje białe buty;). Później podjazd zrobił się już znacznie przyjemniejszy- kamienisto-szutrowo-trawiasty, chociaż miejscami na trasie pojawiały się utrudnienia w postaci błota, kałuż, strumieni, a nawet resztek śniegu. Podjazdy szły mi całkiem sprawnie, ale niestety napęd jest do wymiany i często przy bardziej stromym nachyleniu przeskakiwał mi łańcuch, co było strasznie denerwujące. W jednym momencie, podczas zjazdu rower obsunął mi się do rowu na zakręcie. Zdołałam jednak asekurować się jedną nogą i wyjść z niego ładnym poślizgiem;) Wprawdzie udało mi się uniknąć gleby, ale lekkiego urazu nogi już nie- Łukasz miał mi trzymać rower, ale przez przypadek wypuścił go z rąk i dostałam rogiem w kolano;)
Z Przełęczy Okraj zjechaliśmy asfaltem do Jeleniej, ale zjazd nie był zbyt fajny- piasek zalega na drodze, a do tego jeszcze wiał nam w twarz wiatr. Mimo wszystko przez całą wycieczkę tempo było dosyć szybkie.
Na Kapelli ścigałam się z Anią i podjazd poszedł nam całkiem sprawnie. A potem szybkim tempem (a momentami robiłam sobie też sporo sprintów) pojechaliśmy przez Muchów, Górzec i Słup do Legnicy. Po powrocie do miasta wyskoczyłam jeszcze z Jarkiem, Łukaszem i Andrzejem na pizzę i do domu wróciłam jeszcze przed zapadnięciem zmroku.
Podsumowując- wyjazd super! Widoki piękne mimo niezbyt ładnej pogody. Sporo przygód i atrakcji na trasie. Dużo śmiechu. No i porządnie się wymęczyłam. Jestem bardzo zadowolona z siebie, że udało mi się zrobić tak długą trasę po tak długiej przerwie, tym bardziej, że w tym roku nie przejechałam nawet jeszcze 100 km:)
Trochę zdjęć od Jarka:
Bananowiec:)
Prawie cała ekipa:
Trochę błotka nie zaszkodzi;)
Spotkanie z pieskiem:
Łukasz chyba zazdrości mi mojej łydki;p
Trochę widoczków:
Krótki odpoczynek gdzieś przed przełęczą:
I zjazd na przełęcz:
Przełęcz Okraj zdobyta, a wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni pozują do zdjęcia:)
Kategoria Ponad 100, Karkonosze
- DST 220.00km
- Teren 25.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Śnieżka
Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 15
Kolejna nocna jazda. Olek rzucił tydzień temu hasło "Śnieżka w piątek" i tak to się zaczęło:) Po pracy poszłam spać na 3 godziny i o 22.30 wyjechałam z Piekar. Razem z Andrzejem, Jarkiem i Tomkiem wyruszyliśmy o 23.00 przez Górzec, Kapellę i Jelenią Górę do Karpacza. Podjazdy tym razem o wiele lepiej mi szły i nie dłużyły się tak jak ostatnio. Pewnie to zasługa dwudniowego odpoczynku:) Poza tym noc była dosyć ciepła i tylko na zjeździe z Kapelli potrzebowałam dodatkowych ubrań. Ok. 3.00 byliśmy już w Karpaczu i zaczęliśmy podjazd na Śnieżkę. Krótki postój pod świątynią Wang, żeby coś zjeść i jedziemy dalej. Tym razem również założyłam, że nie robię żadnych przerw podczas podjazdu. Udało się:) Po 5.00 byliśmy już na górze. Wjechaliśmy na szczyt tuż po zachodzie słońca. W sumie nie zmęczyłam się za bardzo, ale wystająca kostka, którą pokryty jest szlak- znacznie utrudniała i spowalniała jazdę. Porządnie mnie wytrzęsło:) Na szczycie było trochę chłodno. Nie miałam spodni i cała się trzęsłam z zimna. Dopiero po dłuższej chwili zorientowaliśmy się, że niedaleko znajduje się czeskie schronisko! Wypiliśmy coś ciepłego. Gorąca czekolada trochę mnie rozgrzała:) W międzyczasie Jarek zadzownił do Olka, który sobie jeszcze smacznie spał i namówił go, aby wstał z łóżka i wyjechał po nas na Kapellę. Następnie czekał nas przyjemny zjazd po kostce. Za Domem Śląskim zjechaliśmy na czarny szlak. Na początku był dosyć przyjemny: kamienie i drewniane progi. Potem szlak zrobił się częściowo nieprzejezdy (duże kamienie) i przec chwilę trzeba było sprowadzać rowery. Szutrem zjechaliśmy z powrotem do Wang i pomknęliśmy w stronę Jeleniej Góry. Podjazd pod Kapellę poszedł mi dosyć sprawnie. Na koniec Jarek podpuścił mnie, żebym mocniej przycisnęła. Trochę mnie to zmęczyło;) Nie wiedziałam, że czeka nas jeszcze sporo podjazdów i jazdy w terenie. Na Kapelli dołączył do nas Olek i razem wbiliśmy się już w teren. Przez Skopiec i Wojcieszów pojechaliśmy do Lipy. Upał znacznie utrudniał jazdę. Do tego wszyscy byli niewsypani, więc co jakiś czas robiliśmy sobie przerwy w cieniu na colę i lody. Ciężko było potem ruszyć. Czasami miałam ochotę położyć się na trawie i zdrzemnąć chociaż na chwilę:) Przed Lipą Olek zauważył studnię. Wszyscy zerwali się, aby choć na moment trochę się ochłodzić. Aż żal było opuszczać to miejsce:) Ale trzeba zdążyć na mecz, więc ruszamy dalej. Nie pamiętam dokładnie już jak przebiegała ta trasa w terenie. Pewnie Jarek albo Olek ją dokładniej opiszą:) Wiem tylko, że byłam już trochę zmęczona i senna. Do Lipy zjechaliśmy, a właściwie przejechaliśmy przez wysoką trawę i pokrzywy. Następnie po krótkiej przerwie pojechaliśmy terenem do Muchowa. Chcieliśmy zadzwonić do Ani i spotkać się gdzieś na trasie (wiedzieliśmy, że pojechała do Myśliborza), ale rozładował mi się telefon. Olek zadecydował, że pojedziemy szutrami do Myśliborza. Po drodze natknęliśmy się na... Anię z Moniką! Chwilę porozmawialiśmy (a przynajmniej próbowaliśmy porozmawiać, bo zmęczenie dawało się już we znaki;), po czym skierowaliśmy się w przeciwne strony- dziewczyny pojechały na Stanisławów, a my do Myśliborza i stamtąd znowu szutrami do Męcinki. Potem już szybkim tempem wróciliśmy do Legnicy przez Słup i Warmątowice. Pożegnałam się z chłopakami i pojechałam już sama nad jezioro na Spaloną, bo zapomniałam kluczy od domu! W ten sposób musiałam nadrobić 20 km. Myślałam, że zjem sobie coś z grilla, niestety nic już dla mnie nie zostało:) Przeczekałam burzę i w lekkim deszczu wróciłam do domu.A teraz trochę zdjęć zrobionych przez Jarka:
Cała ekipa o 2.00 w nocy na Kapelli:
Podjazd pod Świątynię Wang nie był wcale taki straszny jak myślałam:
Chwila odpoczynku przed podjazdem na Śnieżkę:
W nocy Wang prezentuje się trochę inaczej:
Zaczyna świtać:
Stromy podjazd spod Strzechy Akademickiej:
Na trasie turystów brak, tylko łanie wyszły nam na spotkanie:
Taki piękny wschód słońca wart jest nieprzespanej nocy:
Ostatnie metry...
.. i Śnieżka zdobyta!
Andrzej z ochotą zabrał się za robienie zdjęć:
Jedno zdjęcie grupowe na szczycie...
.... i drugie już na dole:)
Kolejka do studni:
Koniec wycieczki. Dobrze, że mnie nie ma na tym zdjęciu:)
Pojechałam na grilla, ale niestety Chivas zjadł ostatnią kiełbaskę:
Kategoria Ponad 200, Karkonosze, Nocne jazdy
- DST 181.50km
- Teren 5.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska
Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 09.06.2012 | Komentarze 8
Od miesiąca planowaliśmy wypad 8 czerwca z Legnicy na Śnieżkę. Niestety prognozy pogody nie były zachęcające, więc wycieczka została odwołana. Ucieszyłam się, kiedy Jarek zaproponował inną trasę- na Przełęcz Karkonoską. Pomyślałam, że najwyżej jak będzie mocno padać, to zawrócimy. Zaryzykowaliśmy...i bardzo dobrze:) Ponieważ mieliśmy wyruszyć w nocy, poszłam się wyspać. Spałam aż godzinę:) Zapakowałam do plecaka sporo jedzenia oraz pełno ciepłych ubrań i gore-texów. Lampkę pożyczyłam od Olka. O 23.30 wyruszyłam z Piekar. Razem z Jarkiem pojechaliśmy na skrzyżowanie, gdzie dołączył do nas jeszcze Andrzej. Pierwszy raz jechałam tak długo nocą. Dobrze znane mi tereny- teraz wyglądały zupełnie inaczej. Mgiełki unoszące się nad łąkami, pełnia księżyca, rechoczące żaby- dodawały im tajemniczości. Do tego zero samochodów oraz ciepła i bezdeszczowa noc. Pewnie jeszcze nie raz wybiorę się na taką nocną jazdę:) Jednak były także i minusy- podjazd pod Górzec i Kapellę strasznie nam się dłużył. W nagrodę czekał na nas piękny widok na oświetloną Jelenią Górę. Następnie szybki zjazd do miasta. Kiedy wyjeżdżamy w kierunku Podgórzyna, zaczyna już świtać. W końcu zaczyna się podjazd na Przełęcz. Nie jest lekko, mięśnie bolą, ale udaje mi się dojechać do Schroniska Odrodzenie bez odpoczynku. W międzyczasie Jarek robi nam zdjęcia na najbardziej stromych odcinkach:) Kiedy dojeżdżamy już na miejsce, jest kilka minut po 6.00. Na górze zaczynam trochę marznąć (jest 10 stopni), więc rzucam hasło: "gorąca czekolada". Niestety, bufet jest otwarty dopiero o 8.00. Robię się trochę senna. Siedzimy w środku, rozmawiamy i jemy nasze zapasy. Zajmuje nam to ok. 45 min, więc postanawiamy podjechać do spalonego, czeskiego schroniska. Kiedy podjeżdżamy po raz drugi do Odrodzenia jest już 8.00. Pijemy czekoladę i szybko zjeżdżamy do Jeleniej Góry. Jarek przez chwilę pokazuje nam miasto i krążymy sobie po ulicach..:) Kiedy wyjeżdżamy z Jeleniej, okazuje się, że oddaliśmy się od Kapelli, więc do Legnicy wracamy już przez Kaczorów i Lipę. Po drodze zajeżdżamy na stację benzynową po colę, żeby nie przysnąć gdzieś na trasie. Dodam, że Andrzej i Jarek w ogóle nie spali:) W Muchowie odbijamy na Myślibórz, gdzie łapie nas po raz pierwszy mały deszczyk. Chowamy się na przystanku. Opróżniam plecak z jedzenia i kiedy przestaje padać, wracamy standardowo przez Słup i Warmątowice do Legnicy. Przed samym miastem łapie nas z kolei ulewa. Na szczęście znowu udaje nam się dojechać w porę do przystanku. Ulewa szybko przechodzi. Znowu wychodzi słońce, a my wracamy już do domów. Wszyscy marzą tylko o drzemce...Idę więc teraz spać:)Słońce wschodzi, a my rozpoczynamy podjazd:
Miało być spokojne tempo, ale Andrzej chciał się ścigać:) :
I zaczyna się ostrzejszy podjazd:
Jedziemy dalej..
Co raz wyżej...
I wyżej...
Ostatnie metry i... koniec! :)
A nie, jeszcze trzeba dojechać do Odrodzenia:
Krótka sesja pod schroniskiem:
Jeszcze grupowe zdjęcie:
Widoczki:
Widok na Odrodzenie od czeskiej strony:
Zdjęcie specjalnie dla Olka. Wcale nie było tak zimno, a zwłaszcza po gorącej czekoladzie:)
Nieprzespana noc dała o sobie znać. Kiedy wróciłam do domu padłam na łóżko. Kot szybko to wykorzystał:)
Kategoria Ponad 100, Karkonosze, Nocne jazdy
- DST 208.00km
- Teren 30.00km
- Sprzęt CUBE LTD Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Okraj
Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 6
Wzięłam przed chwilą gorący prysznic, to mogę dodać wpis:) O 7.00 rano wyjechałam z Legnicy razem z Anią, Jarkiem i Łukaszem. Przez Warmątowice i Słup pojechaliśmy do Męcinki, a stamtąd podjechaliśmy terenem na obowiązkowy punkt ostatnich wycieczek, czyli Górzec. Następnie przyjemny podjazd za Lipą. Dopiero w Marciszowie znaleźliśmy otwarty sklep. W międzyczasie zaczął mnie boleć brzuch- wiadomo, o co chodzi;) Byłam trochę zła, że akurat musiało mi się przytrafić to właśnie dzisiaj. Wzięłam tylko 2 tabletki przeciwbólowe i dawałam jakoś radę:) Z Kaczorowa podjechaliśmy do Lubawki. Asfaltowy podjazd pod wiatr- to był zdecydowanie najgorszy etap dzisiejszej wycieczki. W Lubawce krótki odpoczynek przed piekarnią, gdzie zjedliśmy smaczne wypieki. Potem pojechaliśmy do Czech, skąd czerwonym szlakiem już cały czas terenem podjeżdżaliśmy na Przełęcz Okraj. Widoki po drodze były takie piękne! Szkoda, że nie zabrałam ze sobą aparatu:( Pod koniec trasy... znowu, po raz trzeci z rzędu złapałam kapcia. Na szczęście Jarek z Łukaszem szybko wymienili mi dętkę, za co bardzo im dziękuję:) W pewnym momencie czerwony szlak połączył się z asfaltem i po 2 km byliśmy już na Przełęczy Okraj. Potem już tylko szybki zjazd do Jeleniej Góry na pizzę. Pojedliśmy sobie, a jest już godzina 18.00 i trzeba się niestety zbierać. Czeka nas jeszcze podjazd pod Kapellę. O dziwo, nie był jednak taki straszny jak myślałam:) A z Kapelli już szybki powrót główną drogą przez Świerzawę i Złotoryję do Legnicy. Trochę obolała i zmęczona, ale baaardzo zadowolona wróciłam do domu przed 21.00. Ustanowiłam swój nowy rekord dziennego dystansu:)Fotorelacja Jarka
Kategoria Ponad 200, Karkonosze