Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Rudawy

Dystans całkowity:1514.00 km (w terenie 75.00 km; 4.95%)
Czas w ruchu:29:37
Średnia prędkość:13.20 km/h
Suma podjazdów:14830 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:89.06 km i 4h 56m
Więcej statystyk
  • DST 85.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Test nowego sprzętu - Rudawy Janowickie (dzień 1)

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 7

Dzisiaj rozpoczęłam nowy etap rowerowych wypadów. Ale o tym później...:)

Choć starałam się spakować bardzo minimalistycznie, to mój plecak jeszcze nigdy nie był tak ciężki. Wyruszyliśmy tuż po 6.00 rano. Zapowiada się piękny dzień! Już od tygodnia z utęsknieniem czekałam na tę chwilę:) Ale znowu za bardzo się rozpędzam....:)

Trasa leci jak zwykle przez Górzec szutrami. Robimy podjazd asfaltowy pod Lipę, a potem wbijamy na Kolorowe Jeziorka.  Po drodze zaglądamy do sztolni- niestety niedostępnej dla turystów...



Chyba jedyna zaleta bycia malutką- nie muszę się specjalnie wysilać w takich przejściach:)



Po chwili docieramy do najpiękniejszego kolorowego- Błękitnego Jeziora. Błękitny to oczywiście mój ulubiony kolor, więc nad jeziorkiem spędzamy dłuższą chwilę. Wciągamy kanapki. Pięknie tu! Prawie jak na Malediwach;)



Z Kolorowych jedziemy teraz żółtym szlakiem w kierunku Rudaw. Dojeżdżamy do Przełęczy Rędzińskiej.  Zaliczamy tylko krótki fragment odcinka asfaltowego. Ciekawa jestem, jak wygląda cały podjazd. Trzeba będzie tutaj jeszcze wrócić i przekonać się o tym na własnych nogach:) Widoczki na górze całkiem, całkiem:)



Ponownie wbijamy w teren.... Słonko pięknie przygrzewa.



Po chwili wjeżdżamy już na dobrze mi znany, niebieski szlak pieszy. Zaczyna się zabawa w terenie:) Tutaj ćwiczę podrzucanie przedniego koła:)



Po chwili wjeżdżamy na szczyt Wołek (878 m). Trzy razy próbowałam pokonać techniczny odcinek na podjeździe prowadzącym na samą górę. Ciężki plecak znacznie utrudnia zadanie- trzeba więcej siły w nogach! W końcu za trzecim razem udaje mi się zrobić podjazd bez wypięcia. Uff:)  A na szczycie w nagrodę czekają na mnie piękne widoczki na Karkonosze:)



Potem rozpoczyna się zjazd. Dojeżdżamy do odcinka korzennego. Niestety po ostatnich deszczach podłoże jest dość niepewne- koła wpadają w poślizg. Muszę bardzo uważać na zjazdach i  mocniej wysuwać tyłek za siodło, bo plecak waży dobrych parę kilogramów i łatwo o lot przez kierę.... Już na początku trasy Jarek łapie kapcia:



Ja w tym czasie z nudów zjeżdżam sobie dwa razy po korzeniach. Za trzecim razem Jarek już po załataniu dętki postanawia zrobić mi zdjęcie. Podnoszę głowę do góry. Chwila zapomnienia, dekoncentracji i zaliczam niezbyt przyjemną glebę;/



Upadek choć zupełnie niegroźny był trochę bolesny. Dwa duże siniaki na udzie i lekko zdarte nogi. Ale jak zobaczyłam później w domu to ujęcie, to nie mogłam przestać się śmiać:)



Trochę tracę flow przez tę glebę, ale już wiem, że jazda z tak obładowanym plecakiem to zupełnie inna bajka i staram się bardziej uważać na trudnych odcinkach. Jedziemy dalej po korzonkach...W sumie robię ten zjazd dwa razy, by odczuć różnicę- na lekko,bez plecaka, a potem z całym ekwipunkiem:



Na końcówce jest taki trudny odcinek, którego do tej pory nigdy nie zjechałam i nie wiem czy kiedykolwiek zjadę. Brawo dla Jarka, który dojechał aż do samego strumienia. 

Po chwili czeka nas zjazd szutrową drogą. Na trasie jest pełno betonowych rynien. W pewnym momencie źle robię podskok, uderzam tylną oponą o kant rynny i ...oczywiście łapię snejka;)

Na szczęście tuż obok- na Przełęczy Karpnickiej odbywa się Rajd Karkonoski. Możemy więc połączyć przyjemne z pożytecznym i oglądać wyścig podczas wymiany dętki:)



Asfaltem zjeżdżamy z Przełęczy Karpnickiej do Janowic Wielkich. Krótka przerwa pod Dino. Robimy megawypaśne zakupy i zaczynamy podjazd terenem pod zamek Bolczów. Podjazd w całości do podjechania. Na krótkim odcinku jedynie się wypinam, ale nawet podprowadzając rower nie daję się wyprzedzić grupce młodych chłopaków- w dodatku bez plecaków!:) 

Dojeżdżamy na zamek Bolczów i rozpalamy ognisko. A na zamku czeka na nas iście królewska uczta- pieczone kiełbaski, chipsy, krówki:)



Oczywiście kolacja nie miałaby miejsca, gdyby nie Jarek, który wtargał to wszystko na górę:) Oto bagaż Jarka.....



....a oto mój bagaż;) Ale i tak, wierzcie mi - nie miałam lekko:)



Jest 17.00. Moglibyśmy teraz wrócić do Legnicy, ale ....po co? :) Możemy wrzucić na luz, siedzieć przy ognisku- jak dla mnie coś pięknego!:)

Słońce powoli zachodzi. Nad Rudawami rozpoczyna się barwny spektakl:



Pora wskakiwać do śpiworów i kłaść się spać! Dobranoc!:)))



Ciąg dalszy nastąpi......:)

Kategoria Rudawy


  • DST 35.00km
  • Teren 35.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie

Niedziela, 17 listopada 2013 · dodano: 19.11.2013 | Komentarze 17

O wypadzie w Rudawy marzyłam od kiedy zaczęłam tyko dochodzić do siebie po chorobie. Tydzień temu nie wyszło, ale w końcu udało się! :D Chociaż wczoraj wieczorem miałam mega stresa i siedziałam przybita- myślałam, że już nie pojadę. Okazało się, że po wymianie płynów i zamontowaniu hamulców tylne koło nie hamuje- na szczęście wypiekanie klocków w piekarniku pomogło:)

O 7.30 zajeżdżam pod mieszkanie Olka. Pakujemy rowery do auta i jedziemy. O 9.00 jesteśmy na miejscu. Dobrze, że Olek zrobił niedawno prawo jazdy- teraz będę miała się z kim autem w góry zabierać:)

Trochę zimno z rana. Wszystko oszronione. Lekka mgiełka unosi się nad lasem. Klimatycznie. I pięknie:) Z parkingu podjeżdżamy do schroniska Szwajcarka, by za chwilę zjechać na żółty szlak. Hamulce po wymianie płynów ładnie pracują, chociaż klamka w tylnym słabo odbija;/

Szutrową drogą dojeżdżamy do asfaltu. Olek sprawdza mapę, a ja przez chwilę podziwiam rowerzystkę w zwykłej kurtce i kozaczkach, która ostro ciśnie pod górę na rowerze KTM. Szkoda, że nie spotkaliśmy się jakoś na trasie- mogłoby być ciekawie:)

Tymczasem jedziemy w dół do wioski. W Karpnikach odbijamy znowu w teren i żółtym szlakiem kierujemy się na Skalnik. Słoneczko wyłania się zza chmur. Z oddali widać ośnieżony szczyt Śnieżki. Jak ja się stęskniłam za Rudawami! Kocham góry i teren:)



Na początku jazda w terenie idzie mi jednak trochę kiepsko- po 2-miesięcznej przerwie od terenu, brakuje mi jeszcze pewności siebie i płynności. Ale z każdmy podjazdem i zjazdem zaczynam coraz bardziej się rozkręcać- tego jednak się nie zapomina:) Oczywiście ręce mocno osłabły, ale na szczęście nogi jako tako dają radę. O formie nawert nie piszę, bo wiadomo, że muszę ją teraz odbudować, więc trochę czasu to zajmie..


Po chwili dojeżdżamy na Skalnik- tzn. szczyt koło Skalnika:)



Wchodzimy na górę. Krótka przerwa na kanapki i zdjęcia.





Chyba jestem za gruba, bo barierki się pode mną uginają;)



Sprawdzamy ponownie mapę. Olek proponuje zjazd niebieskim, a potem odbicie na żółty szlak pieszy, który prowadzi w stronę Kolorowych Jeziorek. Dzień jednak nie jest już taki długi, więc proponuję pojechać tą samą trasą, którą robiłam ostatnio z Jarkiem- przynajmniej trochę ją pamiętam i nie stracimy czasu na szukanie szlaku.



Niebieski szlak pieszy do najłatwiejszych nie należy. Olek na enduro ciśnie sobie ładnie, a ja ... no cóż większość trasy sprowadzam. W pewnym momencie słyszę w pobliżu chrumkanie dzika. Jestem sama między świerkami. Nagle trudny teren przestaje mi przeszkadzać. Krzyczę na Olka, żeby poczekał. Wsiadam na rower i cisnę w dół. Adrenalina potrafi jednak zdziałać cuda:) Przekonałam się o tym nie raz;) Kto mnie zna ten wie, jaką moc potrafię z siebie wykrzesać, kiedy goni mnie pies:)



Dojezdżam szybko do Olka. Po chwili niebieski szlak staje się przejezdny dla mnie. Luźne kamienie, korzenie, szutrowe drogi- za to kocham Rudawy- za techniczne i zróżnicowane trasy. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie:)



W pewnym momencie przy Skalnych Bramach podczas zjazdu po korzeniach wjeżdżam w gałęzie, tracę widoczność, odbija mi przednie koło, skręt kierownicy, rower upada. Udaje mi się uniknąć jednak gleby. Niestety przednie koło wydaje dziwne dźwięki. Schodzę do Olka. Okazuje się, że w przednim klocku wygięła się jedna "nóżka" od sprężynki. Nie spoób jej wyprostować, więc Olek urywa ją...za pomocą kamienia:)Taka nauczka, żeby zabierać jednak nóż ze sobą w teren:)

A tak w ogóle to pogodę mamy piękną. Co prawda temperatura nie przekracza w ciągu dnia 4 stopni, ale jest bezwietrznie, świeci słońce. I co dziwne na trasie prawie w ogóle nie ma błota i liści:) Przeszkadza mi tylko brak wody do picia- nie lubię pić z bidonu, bo woda w nim zbyt szybko się wychładza, a ja mam często problemy z gardłem. W plecaku wiozę więc butelkę z piciem, ale muszę się co chwilę zatrzymywać, żeby ją wyjąć- kiepskie rozwiązanie. Powiem moim braciom, żeby pod choinkę sprezentowali mi bukłak termiczny:)

Wjeżdżamy na Wołek, potem kierując się niebieskim szlakiem przejeżdżamy koło Skalnego Mostu, Skalnego pieca. Na Starościńskie Skały nie podjeżdżamy, bo szkoda nam już czasu. Zamiast tego udajemy się na Sokolik. Jestem z siebie zadowolona, bo cały podjazd robię bez ani jednego wypięcia:) Wejście na wieżę tym razem sobie odpuszczam, Olek idzie zrobić zdjęcia, bo jeszcze nigdy tam nie był.









Z Sokolika czeka nas fajny zjazd do schroniska Szwacjarka...



...gdzie robimy sobie chwilę przerwy na gorącą czekoladę i mój ulubiony serniczek.






Zjeżdżamy na parking i nasza wycieczka dobiega końca, bo robi się już powoli ciemno. Było super! Chociaż krótko to bardzo treściwie:)

Dystans tak "na oko", bo Olek nie ma licznika, a w moim się czujnik przestawił;)

I na koniec mała niespodzianka:D Mój debiut reżyserski;) Brat powiedział, że oskara nie będzie:( Pożyczyłam kamerkę od Jarka i nagrałam kilka filmików z moich zjazdów. Rewelacji nie ma. Przepraszam za jakość nagrania, ale pierwszy raz miałam kamerę i trochę źle była ustawiona. No i do tego ten dyndający pasek od plecaka- nawet nie wiedziałam, że w kadr mi się wcina;/Jeśli komuś się wybitnie nudzi to zapraszam na krótki filmik:)Możecie zobaczyć jak wygląda to z mojej perspektywy:)

Filmik nr 1 :
&feature=youtu.be

Filmik nr 2: Mój zjazd z Sokolika jakby komuś się jeszcze bardziej nudziło;)
&feature=youtu.be
Kategoria Rudawy, Z filmikiem:)


  • DST 92.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie- dzień 2

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 10.09.2013 | Komentarze 9

Od razu uprzedzam, że będzie duuużo zdjęć:) I tak sporo musiałam odrzucić;( Wypad był superowy, bo dużo terenu. Dlatego sporo zdjęć, a opisu mało;)

O 9.00 wyruszamy w stronę Kowar. Chwila przerwy na stacji, żeby napić się kawy i rozpoczynamy najpierw asfaltowy (przez Wojków na Przełęcz pod Średnicą (595), a potem już terenowy podjazd (czerwony szlak rowerowy) pod najwyższy szczyt Rudaw, czyli Skalnik (945 m).

Na początek troszkę kamyczków:D





Potem troszkę korzonków...i jesteśmy na szczycie. No prawie, bo na skałki trzeba już wejść po schodach:



Na górze można podziwiać ładne widoczki: na Rudawy



...i na Karkonosze.



Od tej pory kierować się już będziemy niebieskim szlakiem pieszym- E3. Na początku zjazd ze Skalnika jest bardzo fajny...



...ale po chwili zjeżdżać da się już tylko w niektórych miejscach;/



Na szczęście po niedługim czasie trasa znowu staje się przejezdna i dostarcza duuużo wrażeń.



Zjeżdżamy do Przełęczy Rudawskiej i podjeżdżamy na kolejny szczyt Rudaw- Wołek (878 m):



Korzeni na trasie nie brakuje:)





Kamieni też jest sporo:) Uwielbiam taki teren!!!:D



Moja waleczna mina podczas ataku na duży kamień;)



Dojeżdżamy do Skalnych Bram:



Przy okazji próbuję moich sił po ostatnim szkoleniu wspinaczkowym i wdrapuję się na skałkę w skarpetkach:D



Znowu czeka nas zjazd po korzeniach:)



Po drodze Jarek zabiera sobie kawałek niebieskiego szlaku na pamiątkę ze ściętego już drzewa (w niedalekiej przyszłości chce przejechać cały międzynarodowy szlak E3)



Kolejnym punktem naszej wycieczki są skałki o nazwie: Skalny Most i Skalny Piec. Wdrapuję się na górę. Widoczki średnie, ale to drzewo spodobało mi się:



Schodząc, znalazłam takiego oto ładnego grzybka:)



Strumyczek był na trasie tylko jeden, i tylko Jarek dał radę go przejechać:)



Niestety, po pewnym czasie gubimy niebieski szlak. Na szczęście po chwili błądzenia udaje nam ponownie wbić się na E3. Czeka nas elegancki, sztywny podjazd....





...i dojeżdżamy do kolejnych formacji skalnych, tym razem są to- Starościńskie Skały. Według mnie najciekawsze ze wszystkich.



Jarek zostaje z rowerami, a ja lecę na skałki.





Widoczki z góry są PRZEPIĘKNE!!:)





Śnieżka tak blisko:)



Teraz czeka nas kolejny, elegancki zjazd po korzeniach:D







Momentami zjazd robi się mało przejezdny:



Uppsss. Wpadłam na drzewo;)





Jarka Cube uwielbia błotne kąpiele:)



Po chwili Jarek odnajduje ślad mojej opony!



Okazuje się, że już tu dzisiaj byliśmy i znowu trochę błądzimy w poszukiwaniu niebieskiego szlaku:





Ostatecznie dojeżdżamy na szutrową drogę (żółty szlak rowerowy) i po chwili wbijamy się do Schroniska Szwajcarka. Jemy przepyszny sernik z brzoskwiniami i pianką (polecam!!) oraz pijemy gorącą czekoladę. Na dzisiaj to już koniec terenu- pora wracać do Legnicy:(



Ze Szwajcarki jedziemy jeszcze niebieskim szlakiem koło Sokolika i szutrową drogą dojeżdżamy do Radomierza. Następnie już asfaltem przez Lipę, Muchów i Chełmiec wracamy do Legnicy. Po drodze wyczerpuje nam się zapas wody w bidonach i dopiero w Lipie udaje nam się znaleźć otwarty sklep. Dawno nie byłam taka spragniona.To było jedyne, nieprzyjemne zdarzenie tego dnia. A tak, jak już wspominałam na początku mojego wpisu- wypad był MEGA udany, super teren- pełno technicznych momentów, super korzonki i kamienie, a do tego piękne skałki i widoczki. Uwielbiam Rudawy:)

Aha! Zapomniałam dodać, że na zjeździe z Kaczorowa popsuł się Jarkowi tylni hamulec i już do samej Legnicy wracał tylko z jednym sprawnym przednim;)

I na koniec ślad GPS
Kategoria Rudawy


  • DST 87.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie- dzień 1

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 8

Kategoria Rudawy


  • DST 135.50km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie

Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 5

Na wycieczkę w Rudawy stawili się nieliczni, a właściwie tylko ja i Jarek:) O 8.00 ruszamy ze skrzyżowania szybkim tempem przez Warmątowice i na Górzec szutrem. Następnie asfaltem w pociągu za Jarkiem przez Muchów do Wojcieszowa.

W Wojcieszowie atakuje mnie piesek. Ze strachu zbyt energicznie wypinam nogę i łapie mnie skurcz. We wiosce krótka przerwa pod sklepem na żelki i od tej pory trasa robi się o wiele ciekawsza.

Terenem podjeżdżamy na Skopiec. Bardzo fajny, przyjemny i dość sztywny podjazd. Gdzieś w lesie przez chwilę gubimy szlak. A potem zjeżdżamy przez pola i lasy. Podczas zjazdu przerwa, bo Jarek zerwał łańcuch. Ja w tym czasie wcinam bułkę:)

Na trasie pojawia się coraz więcej błotka. Na początku się trochę stresuję, że pobrudzę sobie nowe ubranie, ale potem już jakoś przestaję się tym przejmować:)

Na koniec czeka nas fajny trawiasty, mokry, szybki zjazd do Radomierza. Widoczki po drodze na Rudawy niesamowite! I jeszcze ta soczysta zieleń potęguje to wrażenie..

Po zjeździe do głównej szosy, czekamy dobrych kilka minut na dogodny moment, aby przeprowadzić rowery. Zbliża się koniec majówki, więc ruch na drodze spory.

Z Radomierza wbijamy na polne drogi. Zaczyna wychodzić słońce, przez drogę przebiegają nam sarny, a w oddali widać już cel naszej wycieczki- Rudawskie górki.

Po chwili wbijamy na niebieski szlak pieszy. Początek jest bardzo trudny i muszę wprowadzać rower (Jarek daje radę). Potem jednak staje się przejezdny. Wkrótce docieramy do trasy prowadzącej na szczyt Sokolik. Bardzo fajny i techniczny podjazd. Po drodze Jarek ponownie zrywa łańcuch! Zaczynam się bać, że przez te problemy z łańcuchem nie ukończymy trasy.W dodatku zaczyna padać drobny deszczyk, a to oznacza mokre korzenie i kamienie. Ale dajemy radę. Całkiem sprawnie idzie mi podjazd pod szczyt.

A pod szczytem krótka przerwa. Najpierw ja, a potem Jarek wchodzimy na skałki pooglądać widoczki. Niestety widoczność średnia. Ale co tam! Teraz czeka nas fajny zjazd:) Oczywiście trzeba bardzo uważać, żeby nie wpaść w poślizg na kamieniach czy korzeniach. Po drodze turyści zatrzymują się i obczajają, jak zjeżdżamy. Oczywiście nie obywa się bez zabawnych komentarzy:) Oto kilka z nich :

- Dwie dziewczyny stanęły na podjeździe w jedynym miejscu, gdzie Jarek mógł się przebić, aby ominąć duży korzeń:
"Tak właśnie sobie stanęłyśmy i patrzymy, czy to podjedziesz" (niestety nie udało się;p)

- Rozmowa między mamą a dzieckiem:
"Uwaga Pani zjeżdża"
"Ale mamo obowiązuje ruch prawostronny"
"Tak, ale tutaj to jest prawo dżungli"

- Mała dziewczynka mierzy wzrokiem mój rower i z obrzydzeniem mówi: "Ale brudny rower" :)

Po zjeździe z Sokolika próbujemy podjechać na sąsiedni szczyt, czyli Krzyżną Górę. Niestety szlak nie jest przejezdny. Podprowadzamy więc do połowy rowery. Jarek biegnie na górę cyknąć fotkę. I potem zjeżdżamy tzn. Jarek zjeżdża, a ja schodzę na dół, bo zjazd ten przerasta moje umiejętności techniczne:)

Zjeżdżamy do Schroniska Szwajcarka na żurek, a potem odbijamy na zielony szlak prowadzący na zamek Bolczów. Początkowo ścieżka jest bardzo fajna. Szutrowy podjazd przypomina trochę ten górzcowy. Niestety później robi się już znacznie bardziej hardcorowo. Trasa zaczyna bardziej przypominać wartki strumień niż szlak. Do tego pełno kamieni. Jarek zjeżdża, a ja sprowadzam rower mocząc buty w wodzie i błocie. Potem czeka nas podchodzenie, bo podjazd również okazuje się nieprzejezdny. Nie dość, że sztywny, to wszystkie skały i korzenie są tak mokre, że ślizgam się nawet podprowadzając rower. Ale w końcu udaje się! Zamek zdobyty:)

Robimy kilka fotek zamkowi i wracamy już szybkim tempem asfaltami do Legnicy, bo zaczyna się ściemniać. Do Kaczorowa jadę w tunelu, bo jazda po głównej nie należy do najprzyjemniejszych. Po drodze udaje mi się zrobić jeszcze kilka sprintów:) Podczas zjazdu do Lipy Jarkowi psuje się bębenek od piasty XT i od tej pory musi jechać już na ostrym. Ale lipa! ;p Do Legnicy dojeżdżamy o 20.00. Jeszcze tylko szybko na myjnię i koniec majówki!

A teraz "trochę" zdjęć zrobionych przez Jarka:D

Szutrowy podjazd na Skopiec:



Chwila przerwy na podziwianie widoczków:)



Jarek planuje trasę...



...i trzeba przyznać, że jest bardzo urozmaicona. Jazda po trawie...



...i błocie:)



Zerwanie łańcucha po raz pierwszy :



Owieczki:)



Cel naszej wycieczki już blisko:



I wbijamy na niebieski szlak:



Zerwanie łańcucha po raz drugi:



W trakcie podjazdu na Sokolik:



Widoczki z Sokolika. Szkoda, że pogoda się trochę popsuła..







Dwa Cuby:)



Widoczki z Krzyżnej Góry:





Po tych kamieniach nie udało mi się zjechać;p



Zjazd strumyczkiem:





Chciałam pocałować tę żabkę, ale uciekła;)



W końcu udało się zdobyć zamek:)



Jarek się zmęczył;p



I na koniec przejazd przez potoczek:




Kategoria Ponad 100, Rudawy


  • DST 133.00km
  • Teren 30.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kolorowe jeziorka

Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 01.10.2012 | Komentarze 3

Całodniowy wypad w większym gronie. Początkowo wycieczka została zaplanowana na 9.00. Niestety za późno wstałam, więc przesunęliśmy wyjazd na 9.30. Na skrzyżowaniu czekali już na mnie Andrzej, Jarek i Olek, a chwilę później przyjechała także Ania. Dobrze, że chociaż tym razem nie byłam ostatnia:)Standardowo pojechaliśmy przez Słup do Męcinki, gdzie dołączyło jeszcze do nas dwóch rowerzystów. Jechali równo z nami, jednak na szutrowym podjeździe pod Górzec nie dotrzymali nam tempa i zostali w tyle:) A tempo miało być wycieczkowe...:) Z Górzca przez Muchów na Lipę, a później do Kaczorowa. Chwilę jechałam na czele, później Olek dociągnął już nas do wioski. Stamtąd podjeżdżamy chwilę asfaltem i na górze robimy sobie krótką przerwę czekając na Łukasza, który postanowił od razu po pracy wsiąść na rower i do nas dołączyć. W tym czasie jemy ciastka, leżymy na trawie, opalamy się. Jarek oswaja pająka krzyżaka, a Andrzej szuka Hobbitów:) W końcu przyjeżdża Łukasz. Jedziemy więc dalej. Dokładnie trasy już nie pamiętam. Pamiętam tylko sztywny, długi asfaltowy podjazd. Potem wbijamy się na jakąś polną drogę, którą dojeżdżamy do lasu. Podjeżdżamy, potem podprowadzamy chwilę rowery i zjeżdżamy do najwyżej położonego błękitnego jeziorka, które tym razem możemy podziwiać z góry. Potem szybki zjazd do baru przy żółtym jeziorze. Niestety nie dogadaliśmy się za bardzo i Ania jest rozczarowana, bo nie zobaczyła błękitnego jeziorka z drugiej strony... Będzie powód, żeby pojechać tam jeszcze raz:) W barze niestety nie ma za dużego wyboru. Łukasz jest zły i głodny, bo skończyły się kiełbasy. Ale za to rozśmiesza mnie podczas jedzenia:) Zamawiamy kolorowe pierogi i niestety musimy szybko wracać do domu, bo dni nie są już takie długie, a ja jak zwykle nie zabrałam ze sobą lampek;p Niestety chyba przednia tarcza mi się wygięła i zaczyna piszczeć w trakcie jazdy. Strasznie mnie to irytuje.. Na szczęście Olek wyciąga swoje narzędzia, coś tam kręci i pisk ustaje:) Jak to dobrze mieć takich serwisantów:) Wracamy praktycznie tą samą trasą. Z Muchowa zjeżdżamy jednak do Chełmca. Tutaj urządzamy sobie z Olkiem i Jarkiem mały sprint. Po asfaltowym, szalonym zjeździe obrywa mi się za zbyt niebezpieczne wykładanie się na zakręcie;) Nowe opony świetnie się spisały:) Udało nam się wrócić do Legnicy tuż przed zapadnięciem zmroku. Rozstaliśmy się w parku przy moście, kiedy dzwon kościelny zaczął wybijać 19.00. Wróciłam z Anią na Piekary, a potem wzięłam dłuuugi, gorący prysznic, bo trochę zmarzłam podczas powrotu do Legnicy.

Ładna fotorelacja u Jarka
Kategoria Ponad 100, Rudawy


  • DST 136.00km
  • Teren 10.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolorowe Jeziorka

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 07.06.2012 | Komentarze 0

Na wycieczkę pojechałam razem z Łukaszem. Kiedy wyciągnęłam rower, okazało się, że w tylnym kole jest bardzo mało powietrza, ale flaka nie było. Po napompowaniu wyruszyliśmy w kierunku Marciszowa. Przez Bartoszów, Warmątowice, Słup, Górzec, Pomocne, Muchów i Lipę dojechaliśmy do Kaczorowa. Stamtąd mieliśmy odbić na Kolorowe Jeziorka, ale z powodu procesji została zamknięta cała ulica. Jedyna wolna droga prowadziła do Janowic Wielkich. I tam też pojechaliśmy. W Janowicach pierwszy postój pod sklepem, bo wcześniej wszystkie były zamknięte i szybka decyzja- jedziemy do Schroniska Szwajacarka na obiad. Po dojechaniu na Przełęcz Karpnicką odbijamy w teren i podjeżdżamy pod Sokolik. Najpierw ja szybko wbiegam na górę, a potem Łukasz, żeby zrobić zdjęcia. Na skałę wspina się w tym czasie dzielny dzieciaczek, a ja mam lęk wysokości, jak patrzę z góry na nasze rowery. Oglądamy widoczki i zjeżdżamy do schroniska na żurek i pierogi ruskie. Kiedy zjeżdżamy z przełęczy, czuję, że w mojej oponie znowu jest za mało powietrza. Łukasz wymienia mi dętkę i jedziemy dalej. Czeka nas podjazd do Marciszowa. Do wioski dojeżdżamy polnymi drogami. Oglądamy zielone jeziorko, potem żółte(w sumie nic specjalnego) i najładniejsze- błękitne. Po drodze ludzie biją mi brawa:) Krótka sesja nad jeziorem i wracamy do domu, bo zaczyna kropić. W deszczu pokonujemy ładny podjazd do Świdnika, a następnie do Kaczorowa, skąd również podjeżdżamy do Lipy. W Lipie przestaje padać i zza chmur zaczyna wyglądać słońce. Do Legnicy wracamy już tą samą drogą co wcześniej. Dzisiaj trochę siły brakowało (mam nadzieję, że to tylko chwilowe) i do tego licznik mnie wnerwiał, zwłaszcza na podjazdach, jak patrzyłam na prędkość.. Przed Kościelcem wyprzedziłam grupkę chłopaków. Chcieli się ze mną ścigać, ale jak się rozpędziłam, to dali sobie spokój po kilku metrach:) No i 4000 km w tym roku przejechane:)

Testujemy nowy wynalazek Łukasza gdzieś za Muchowem:



Podjeżdżam pod Sokolik:



Mały chłopczyk dzielnie wspina się na szczyt:



Trochę bałam się tak stać:)



Czekam na dole na Łukasza, w międzyczasie przeglądając forum rowerowe i nagle dowiaduję się, że nie jedziemy jednak na Śnieżkę:p



W oczekiwaniu na żurek:



Jeziorko zielone? Mnie nie zachwyciło.



Ale za to błękitne jeziorko było śliczne, a w nim .... dwóch nurków (widać bąbelki):



Powrót w deszczu. Tutaj w Kaczorowie:

Kategoria Rudawy