Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 156.00km
  • Podjazdy 2860m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bikepacking w Alpach- Transalp dzień 10 i 11

Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 9

Pobudka dopiero o 09.00. Dzisiaj  regeneracja po dwóch dniach masakrowania się na górskich szlakach. Wyszło jednak trochę inaczej.....ale o tym już za chwilę:)

Po dokładnym przestudiowaniu mapek postanawiamy dojechać do Bolzano, a stamtąd kierować się już w stronę Dolomitów. Najpierw jednak chcemy zahaczyć o okoliczne jezioro:



Kolor jeziora powala- czysty błękit!:) 



Mieliśmy zrobić sobie tutaj dłuższą przerwę, ale dzień jest tak piękny, że postanawiamy jechać dalej. Uroczy singielek objeżdża jezioro z jednej strony:



I kolejne spotkania na szlaku. Tym razem z lamami!!:) 



Ta lama nie była zbyt fotogeniczna:)



Niestety nie dają się podejść zbyt blisko- bardzo płochliwe zwierzęta:



A gdzie ja jestem? Na pewno w Alpach? Bo mnie to przypomina bardziej andyjskie scenerie:)



Kończymy objeżdżać jezioro i dojeżdżamy do asfaltowej drogi. Na dzisiaj to już koniec terenu. Czeka nas teraz ponad 20 km zjazdu! Szybko wytracamy uzyskaną wcześniej wysokość. A tam niżej robi się naprawdę gorąco. Temperatura przekracza 30 stopni.  Nie przywykłam jeszcze do takich upałów. Dobrze, że w miasteczkach są kraniki z wodą- można się trochę schłodzić i ugasić pragnienie:



Można schładzać się też i tak:)



Dojeżdżamy do Merano- krainy, gdzie przez większą część roku świeci słońce (ponad 300 dni!). Widać, że klimat już się zmienił. Zwłaszcza po roślinności. Miasteczko otaczają plantacje jabłek,winnice....



No i plamy oczywiście!



Tuż przy ścieżce rowerowej robimy sobie krótki odpoczynek. Pora na odrobinę porannej higieny..



....oraz porcję witamin:)



A potem jeszcze krótki relaks na gigantycznych leżakach. A może to po prostu ja jestem taka mała?;) W każdym bądź razie, leżaczki elegancko zaprojektowane- przez większą część dnia stanowią doskonałą ochronę przed palącym słońcem:



Tak przyjemnie siedzi się w cieniu z mokrą głową, że szkoda wyjeżdżać znowu na ten skwar:)
Do Bolzano poruszamy się już cały czas ścieżką rowerową wzdłuż rzeki.



Ścieżka jest znakomicie przygotowana pod rowerzystów (zwłaszcza szosowych). Co chwilę miejsca odpoczynkowe i bary....



....a także takie rowerowe dekoracje:





Czasem  po drodze można się też natknąć i na takie atrakcje:)



Docieramy do przedmieść Bolzano:



Zanim jednak wjedziemy do miasta, trzeba trochę ogarnąć nasze rowery:) Samej by mi się przydał taki prysznic:)



I wjeżdżamy do miasta! Cudnie dekorują tutaj mosty. A  jaki piękny zapach roztacza się w pobliżu ścieżki rowerowej...



Bolzano to  duże miasto. Czuję się tutaj taka zagubiona. Lekki szok cywilizacyjny. Człowiekowi lasu ciężko trochę odnaleźć się w takiej miejskiej dżungli;) Szybko się można odzwyczaić od tego całego zgiełku, hałasu..... Zresztą nie tęsknię za tym wcale! 

Znajdujemy się w jakiejś przemysłowej dzielnicy. Kompletnie nie wiemy, jak dostać się do centrum. Akurat przejeżdża obok nas mały Włoch. Zagadujemy go o drogę. Chłopak mówi, że  poprowadzi nas do rynku. I  tak zaczyna się szaleńczy przejazd przez miasto. Jazda w iście włoskim stylu! Mam tylko nadzieję, że nie wpakujemy się pod żadne auto:) Jadę na kole chłopaczka, który pruje na swoim miejskim rowerku po ulicach miasta.  A trzeba przyznać, że  jedzie bardzo szybko! Cały czas na stojąco. Aż ciężko za nim nadążyć! Ruszamy migiem na światłach. Przecinamy skrzyżowanie za skrzyżowaniem i już po chwili znajdujemy się w centrum!  Żegnamy się z chłopcem i idziemy zwiedzać miasto. A oto nasz mały bohater:



W centrum pełna kultura- rozbrzmiewają klasyczne nuty, a turyści tańczą walca:



Ja nie mam siły na taniec, marzę o czym innym.....Pierwszy dzień we Włoszech i obowiązkowa pizza. Mniam!:)



Zapada zmrok. Chwilę spacerujemy po ślicznych, gwarnych uliczkach, które nocą nabierają jeszcze większego uroku. Trzeba jednak pomyśleć o noclegu. Postanawiamy wyjechać za miasto i rozejrzeć się za jakąś miejscówką. Najpierw jednak trzeba zorganizować jakieś oświetlenie. Wczoraj podczas upadku zgubiłam moją przednią latarkę. Na szczęście Jarek ma świetne pomysły- przymocowuje ładowarkę z diodą do kierownicy:



Chwilę błądzimy po mieście w poszukiwaniu ścieżki rowerowej. W końcu odnajdujemy właściwą drogę. To będzie dłuuuga noc!
Jedziemy w kierunku Brixen, gdzie odbijemy już w Dolomity. Ale do miasteczka jeszcze daleka droga, która bardzo się dłuży w nocy, zwłaszcza, że....mieliśmy dzisiaj odpoczywać!:) Na szczęście poruszamy się ścieżką rowerową. Jest bezpiecznie, nie trzeba uważać na auta, można jechać obok siebie i rozmawiać. 

Ten odcinek ścieżki również jest bardzo dobrze przygotowany. Droga została poprowadzona po torach dawnej kolejki wąskotorowej. Niesamowite są przejazdy przez tunele wyposażone w....czujniki ruchu! 



Rowerowe akcenty na trasie:





Ścieżka jest także dość urozmaicona. Co jakiś czas przecina urocze, włoskie miasteczka, gdzie możemy pozaglądać do punktów informacji turystycznej.....



.....albo podglądać włoskich piekarzy przy pracy:)



Kryzys przychodzi koło 3.00- 4.00 nad ranem. Nieprzespana noc daje już mi się porządnie we znaki. Robi się chłodno. Ubieram nogawki przez jakieś 10 minut! :) Tak bardzo chce mi się spać! Najgorsze jest to, że nie ma za bardzo gdzie się rozbić... Z jednej strony ruchliwa droga, a z drugiej skały. A może by tak  przespać się na ławkach w miejscu odpoczynkowym? W końcu postanawiamy jechać dalej. Do Brixen zostało nam już tylko 20 km. Damy radę. A jak dojedziemy na miejsce to poszukamy jakiegoś noclegu. 



Kiedy dojeżdżamy do miasteczka, zaczyna świtać. Chwilę bujamy się po polach w poszukiwaniu noclegu, ale bezskutecznie. Czuję się jak zombie:) Jedziemy do centrum. Zamawiamy sobie kawę i ciastko. Jarek studiuje mapy, a ja... ucinam sobie krótką drzemkę:)



Śpię tak ok. 30 minut. Głowa śmiesznie buja mi się na boki. Jacyś Włosi przechodząc obok uśmiechają się do mnie i mówią Buongiorno :) Mogłabym tak jeszcze sobie spać, ale pora zrobić zakupy i rozejrzeć się za punktem informacji turystycznej. Przez chwilę planujemy trasę i postanawiamy odbić w teren na znajdujący się nieopodal szlak pieszy. Podczas wyjazdu z miasteczka zauważam grupkę rowerzystów nadjeżdżających z naprzeciwka. Jedzie też tam dziewczyna. Trochę podoba do.... Niee! To niemożliwe! A jednak:) Czy to jakieś cudowne zdolności telepatyczne, czy jakieś inne czary....w każdym bądź razie spotykam Leę z ekipą! Jaki ten świat mały! Najlepsze jest to, że nawet nie rozmawiałyśmy ze sobą przed wyjazdem i nie wiedziałam, kiedy Emilka planuje wyjazd. A tutaj taka niespodzianka!:)  Chętnie bym potowarzyszyła Lei i jej znajomym, ale niestety dzisiaj już marzę tylko o porządnej drzemce. Nie śpię już od ponad 24 godzin! Ładna mi to regeneracja!:)

Wbijamy na szlak pieszy. Robi się naprawdę upalnie. 35 stopni! I  na dodatek jeszcze bardzo duszno...Dobrze, że nawadniają tutaj pola:)



Szlak pieszy męczy mnie strasznie. Co chwilę trzeba też podprowadzać rowery. Brakuje siły. Mam problem ze sztywniejszymi podjazdami. Pot leje się ze mnie strumieniami. Woda powoli nam się kończy.....

W końcu docieramy do miasteczka. Jest kranik !!! Oblewam się cała zimną wodą. Robimy zakupy w pobliskim sklepiku. Mieliśmy szczęście, bo za pół godziny już zamykają. Zimna cola, lody, cień....Nigdzie się stąd nie ruszam!:)
Jedziemy jednak dalej. Na szczęście już po chwili ścieżka wbija się w głąb świerkowego lasu i chociaż jest dopiero godzina 14.00, rozbijamy hamaki i śpimy już tam do rana:)





Komentarze
tlenek
| 21:04 środa, 10 września 2014 | linkuj a wyglądają jak ze sklepu :v
alouette
| 19:50 środa, 10 września 2014 | linkuj Pojemność w zależności od przestrzeni pomiędzy sztycą a oponą. U mnie mieścił się hamak i rękawiczki, a u Jarka - hamak, płachta 3x3 m i jakieś drobiazgi. A nazwy nie ma, bo to produkt hand-made by Jarek;)
tlenek
| 19:40 środa, 10 września 2014 | linkuj Piękne tereny :)
Podeślesz nazwe podsiodłówki? i jakie to pojemne?
Pozdro :)
mors
| 19:55 wtorek, 9 września 2014 | linkuj A no faktyko, ups. :>
Ale na urodzinach to była drzemka a nie spanie - szaleństwa do chyba 3:30 a bodajże o 7 rano już na nogach rześka i energiczna jak WC Picker ;D albo jaki inny skowronek. ;)
alouette
| 19:50 wtorek, 9 września 2014 | linkuj Xtnt, Z1b1- dziękuję:)

Rambo, a jaka zimna!:)

Morsie, jak nie, jak tak?;p Na BS zobacz pierwszy dzień w Alpach (śpię w pociągu) i wypad w Rudawy (zasypiam w hamaczku) :) A w realu przecież widziałeś jak śpię na moich urodzinach?;)

A widoki nie były na tej trasie specjalne, więc można było jechać w nocy:) Przy ścieżkach rowerowych bardzo trudno o fajną miejscówkę do spania, a lasów nigdzie po drodze nie było. Dlatego wolę jeździć po bardziej odludnych miejscach:)
mors
| 19:11 wtorek, 9 września 2014 | linkuj Jeśli Bożenka przysypia to wiedz, że coś się dzieje :D -śniętej chyba jeszcze Cię nie widzieliśmy na tym blogu. Ani w realu. ;)

Widoki obłędne... więc tym bardziej dziwi taktyka jechania w nocy i spania w dzień. :>

Andy mają trochę łagodniejsze szczyty, ale mniej kumatych możesz próbować wkręcać. ;))
ramborower
| 15:45 wtorek, 9 września 2014 | linkuj łał ! - ale woda w jeziorku piękna :) , a tu deszczowo za oknem ...
z1b1
| 11:19 wtorek, 9 września 2014 | linkuj Czytając Twoją relację od samego początku zastanawiałem się w którym dniu spotkaliście się z Leą...teraz wiem :) to fakt,jaki ten świat mały. Gdybyście tylko gdzieś spali,dłużej posiedzieli to możliwe że nie spotkałybyście się. A tak zrządzenie losu :) Super!!! Podziwiam Wasz trud i Waszą trasę. Do tego jechać jeszcze tyle godzin i mieć siły :) bardzo wymagające i odważne!!! Wspaniała wyprawa, będziesz miała o czym wspominać latami. Pozdrower!!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa acpat
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]