Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 36.00km
  • Podjazdy 1773m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bikepacking w Alpach- Transalp dzień 8

Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 02.09.2014 | Komentarze 7

Kolejny dzień pełen wrażeń przed nami. 

A rano po wyjściu z hamaków widok mamy taki:



Na rozgrzewkę podjazd asfaltowy:



A potem....zaczyna się walka z szutrową ścianką:



Nie wiem, ile ta droga miała nachylenia, ale obstawiam, że ok. 35 %. Do tego sypka nawierzchnia, luźne kamyki, które wybijają z rytmu i zatrzymują rower. Czasem trzeba było kawałek podprowadzić. Po przejechaniu zaledwie kilku metrów sapię jak lokomotywa. Na wysokości powyżej 2 tys. metrów już trudniej złapać oddech i dłużej dochodzi się do siebie po zadyszce...



Wkrótce nachylenie zmniejsza się i można już spokojnie piąć się w górę.



Oszołamiające widoki  rekompensują wszystko:



No i nie tylko widoczki:) Są też krowy......:)



i.... owce!:)



Początkowo nieufne, później już jadły mi z ręki:)



Tymczasem powoli docieramy do Krainy Wiecznego Śniegu:



Nowa dyscyplina: rowerowa wspinaczka lodowa:)



Jeszcze tylko kawałek podjazdu i....ustanawiam mój nowy, rowerowy rekord wysokości! :) Dojeżdżamy do schroniska Rotkogel Hutte położonego na  2 666 m. n. p. m. Wow! :D



Krótki odpoczynek. Mogłabym tak leżeć cały dzień i gapić się na te otaczające mnie góry:)



Trochę lodów dla ochłody:)



Pycha!:)



Pora na odrobinę relaksu......



....i rozpoczynamy zjazd! :) W tle widać lodowiec.



Początkowo zjeżdżamy drogą szutrową, która wkrótce krzyżuje się z asfaltowym, megaszybkim zjazdem. Można się tutaj naprawdę rozpędzić, zwłaszcza, że jest dużo prostych odcinków.



Podczas zjazdu dostrzegam w dole rzekę. Idealne miejsce na odpoczynek!

Nie ma to jak orzeźwiająca kąpiel w lodowatym strumieniu prosto z lodowca :)



Nad rzeką siedzimy chyba za dwie godziny. Wykładam się na wielkim, nagrzanym głazie i rozkoszuję się chwilą. Podziwiam te majestatyczne góry. Tak dobrze mi tutaj! Szkoda, że ta chwila nie trwa wiecznie:) Ale niestety trzeba przerwać już tę sielankę. Włosy wysuszone, ciastka zjedzone, ubrania wyprane- pora ruszać dalej. 

A czeka teraz na nas bardzo przyjemny odcinek. Singiel, którym zjedziemy już na sam dół, aż za Solden. W miasteczku bardzo polecali te trasy. Teraz pora to sprawdzić! :D



I rzeczywiście, singiel jest wypasiony. Długi, z ciekawymi momentami technicznymi, trawersujący górskie zbocza, a do tego rewelacyjne widoki! Jeszcze kiedyś tutaj przyjadę:)










W pewnym momencie napotykamy "małą" przeszkodę. I jak tutaj teraz przejechać?:)



Taka tam zawalidroga:) Mam pewne obawy przed obejściem tej krowy- nie chcę oberwać ogonem:)



W końcu, udaje się obejść krowy i możemy z powrotem wskoczyć na rowery.





Cały czas poruszamy się czerwonym szlakiem dla średnio zaawansowanych kolarzy. Pod koniec krzyżuje on się z czarnym, wymagającym już singlem. Wjeżdżamy do lasu. Niestety, dla mnie ta ścieżka jest już za trudna i większość trasy sprowadzam. Singiel przecina wiele strumieni, więc jest tutaj naprawdę ślisko, a do tego sztywno, stromo i dużo głazów na po drodze- czyli idealne warunki dla kogoś, kto poszukuje mocniejszych wrażeń. Tym razem ja robię zdjęcia, a  Jarek może się wykazać:)



Znak ostrzega: UWAGA! 100 metrowa przepaść! :)



Czarny szlak był dość krótki., więc wkrótce wyjeżdżamy na szutrową ścieżkę rowerową. Po drodze podziwiamy takie oto piękne schronisko- ładniejszego jeszcze nie widziałam. Te wszystkie drewniane wykończenia- cudo!:)



Chwila przerwy na rozwijanie moich talentów muzycznych:)



A kawałek dalej oglądamy oryginalny plac zabaw dla dzieci- na każdej z literek jest jakaś atrakcja: ścianka wspinaczkowa, huśtawka, leżak, ślizgawka. I jeszcze ten widok w tle! Sama mogłabym się tutaj bawić:)



Wkrótce zjeżdżamy do głównej asfaltowej drogi. Jeszcze tylko czeka nas przejazd przez dwa tunele i już docieramy do Ventu:



Jesteśmy mega głodni, więc postanawiamy dzisiaj trochę zaszaleć- odrobina kultury nie zaszkodzi i wbijamy do austriackiej restauracji. Ceny nie są szczególnie wysokie, więc zamawiam sobie to, na co miałam ochotę od kiedy tylko tutaj wjechałam- soczystego stejka:) Ciepło w środku, biały obrusik, świeczka, róża- po tygodniu spania w lesie trochę dziwnie czuję się w takich luksusach. Kolacja już jednak zjedzona, zapada zmrok- trzeba się szybko stąd zmywać i szukać jakiegoś noclegu.



Miejscówki do spania szukamy już po ciemku. Wbijamy na jakąś ścieżkę rowerową tuż przy miasteczku i rozwieszamy hamaki na stromym zboczu między świerkami. Nagle przeżywamy chwilę grozy- Jarkowi wypada z rąk śpiwór. Pechowo, nie zatrzymuje się na pierwszym lepszym drzewie, ale stacza dobre kilkanaście metrów w dół! Na szczęście, dzięki mojemu bystremu oku- udaje się go odnaleźć. Już kiedy spadał, pomyślałam, że bez sensu jest za nim biec, więc tylko patrzyłam, w którą stronę leci.  Dobrze, że się odnalazł- noce tutaj potrafią być bardzo chłodne, więc mogło być nie wesoło. Teraz już wiem, że na następną wyprawę kupuję sobie dobrą czołówkę. 

Po pięknym dniu pora na porządny sen, bo jutro czeka nas ciężka przeprawa. Lekki stres mnie dopada. Uda nam się jutro przebić do Włoch, czy też będziemy musieli zawracać na asfaltową przełęcz? I mimo tych wszystkich niepokojów i rozkmin, zasypiam bardzo szybko.
Kategoria TRANSALP



Komentarze
z1b1
| 09:33 środa, 3 września 2014 | linkuj Wow, ale widoki!!!! Miażdżące. Pogodę mieliście wspaniałą,a Twoją przygodę czyta się tak przyjemnie niczym z czasopisma :) Singielek świetny!! Nic,tylko jechać. Przygoda do pozazdroszczenia!!!
alouette
| 08:04 środa, 3 września 2014 | linkuj Lea, postaram się uzupełniać wpisy na bieżąco, aczkolwiek nie jest to takie proste;)

Aniu, ja też ostatnio rozmyślałam o Livigno, ale niestety teraz nie starczyło już nam czasu na te okolice..Może następnym razem?:)

Karel, a jaka byłaby piękna słif focia!:)

Rambo, dokładnie!- w rzeczywistości jeszcze piękniej:)

Morsie, obok prowadziła lżejsza droga, ale ja musiałam oczywiście wepchać się na tę bardziej ekstremalną:) Poczekaj na dzisiejszy wpis- to będzie większy hardcor:)
mors
| 22:30 wtorek, 2 września 2014 | linkuj O nie mogę! Jak te dźwigi (fot. 3 i 4) tam wjechały?! ;D

Żarty żartami, ale wpisik fenomenalny, hardcorowy i do tego jeszcze te lipcowe śniegi... *-*
ramborower | 15:38 wtorek, 2 września 2014 | linkuj pięknie.
k4r3l
| 09:43 wtorek, 2 września 2014 | linkuj Wow, niesamowita okolica, ten podjazd, te single ;) Dobrze, że krowy żadnego "placka" na nim nie zostawiły, byłaby ekstrema ;)
anamaj
| 07:47 wtorek, 2 września 2014 | linkuj Świetnie czyta się twoje opisy tras. Zazdroszczę takiej przygody - alpejskiego bikepackingu. Mój rekord wysokości, to 2694 m n.p.m. na Pass Chaschauna, gdy przeprawialiśmy się z Włoch do Szwajcarii. Ależ były widoki. Mam nadzieję, że w następnym roku uda mi się tam wrócić i ponownie zaatakować przełęcz z Livigno.
lea
| 07:28 wtorek, 2 września 2014 | linkuj No! Proszę o nierobienie w najbliższej przyszłości tak długich przerw między kolejnymi alpejskimi wpisami ;)
Piękny dzień, ze wspaniałą pogodą, cudownym rekordem (mnie się udało maksymalnie wspiąć na ino 2400 z hakiem) i świetnymi trasami.
Również mnie nawiedzały takie myśli niejednokrotnie - chwilo trwaj!!!
Buziaki
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa gener
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]