Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 54.00km
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Beskidy- dzień 1

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 13

Przed 7.00 pobudka. Pakujemy plecaki i w drogę! Jeszcze chwila na przegląd rowerów. A ja w tym czasie prezentuję plecak Olka z suszącymi się majtaskami:)



W Skawinie rozpoczyna się Galicyjski Szlak Enduro im. Kazimierza Nowaka: Opis linka.

Jest to właściwie niebieski szlak pieszy przechodzący przez wiele beskidzkich szczytów . Na trasę namówił nas Olek, który ostatnio zamienił swojego ht na fulla.

Na rynku w Skawinie robimy sobie pyszne kanapeczki z pasztetem i pomidorem. A w sumie to robi je Jarek (bo jest tylko jeden nóż);p



Jedna dla Bożenki:)



I jedna dla Olka- w końcu się doczekał:)



Gołąbek też dostał piętkę:)



Jeszcze szybki poranny prysznic;)



Potem szukamy szlaku, który powinien zacząć się gdzieś w centrum. Nie jest to jednak takie proste i dopiero po 2 godzinach odnajdujemy szlak;/
Już na początku jesteśmy trochę rozczarowani. Szlak prowadzi przez zalesione pagórki albo ostre chaszcze, na których atakują nas chmary komarów. Po raz pierwszy testujemy olejek z trawy cytrynowej i muszę powiedzieć, że naprawdę działa!:)

Jarek smaruje nie tylko kanapki pasztetem, ale też rowerzystki olejkiem cytrynowym;)



Na trasie jest może tylko kilka przyjemnych fragmentów. Na przykład taki przejazd przez błotny strumyczek:)



Jak na razie ta część Beskidów bardziej przypomina mi nasze Chełmy.
Szlak jest kiepsko oznakowany. Co chwilę go gubimy. Mapa Beskidów, którą mamy obejmuje trochę dalszy obszar., więc jesteśmy zdani tylko na miejscowe oznaczenia. Na skrzyżowaniach w lesie musimy się rozdzielać. Każdy jedzie w inną stronę i szuka właściwej ścieżki. Tracimy na tym mnóstwo czasu. Jest już południe, a my przejechaliśmy zaledwie 20 km!!

Pod sklepem w Krzywaczce robimy sobie przerwę na zimną colę i lody. Olek sprawdza piszczący amor, a my rozmawiamy z miejscowym, stałym bywalcem sklepu.

Oto ciekawszy wyrywek rozmowy:
- Hej chłopaczki!! Dokąd jedziecie?
- A chcemy pojeździć sobie po górach.
- Ale w taki upał k… to mordownia k….. Jedźcie chłopaki, jedźcie i wracajcie cali. I żebyście kapcia k… nie złapali!

A tak uczestniczyłam mniej więcej w tej rozmowie;)



Przyjemnie się rozmawiało, ale trzeba dalej jechać. Odnajdywanie szlaku nadal sprawia nam sporo trudności i zabiera mnóstwo czasu.. Niestety już w kolejnej wsi- Sułkowicach szlak nagle się urywa. Krążymy w mieście i za miastem. Kolejna godzina stracona, a szlaku dalej nie ma! ;/ W końcu postanawiamy, że ciśniemy 35 km asfaltem aż do Jordanowa. Przez wieś przebiega niebieski szlak, a nasza mapa obejmuje już ten obszar.

Po przejechaniu zaledwie kilku kilometrów, na szczycie asfaltowego podjazdu odnajdujemy niebieski szlak! Całe szczęście, bo miałam dość jazdy na tej rozgrzanej patelni. W lesie jest tak przyjemnie i w miarę chłodno. Niestety zaczyna mi się kręcić od tych upałów znowu w głowie. Albo za mało wypiłam dzisiaj. W sumie tylko jeden bidon…

Sam podjazd na Bańkowską Górę jest już ooostry. Nie dość, że mega sztywny, to jeszcze gęsto usiany wielkimi, sypkimi kamolami. Może i jest to szlak enduro, ale zdecydowanie nie na nasze rowery.





Szybko przegrywam z kamieniami i do szczytu muszę już pchać rower. Zdecydowanie wolę podjeżdżać, dlatego niesamowicie wlokę się z rowerem. Jarek schodzi po dłuższej chwili do mnie i na samą górę pomaga mi wepchać Cuba, bo tak musieliby czekać na mnie z Olkiem z pół godziny dłużej..

Czasem trafią się fajne odcinki- jak np. przejazd przez strumyczek:)



Kolejny podjazd (pod Koskową Górkę) idzie mi już zdecydowanie sprawniej. Podjeżdżam na szczyt bez ani jednego wypięcia i jestem bardzo dumna z siebie i zadowolona, że nie musiałam wprowadzać:) Oczywiście dlatego, że na ścieżce było więcej stabilnych kamieni, na których tak mną nie rzucało.






Na szczycie Koskowej Górki podziwiam piękny widoczek na Beskidy i pasmo Tatr.



Potem czeka nas mega przyjemny i dość szybki zjazd, na którym Jarek zalicza glebę;)



Kolejny podjazd. Kolejne rozczarowanie. Kolejne kamienie. Kolejne wypięcie. I kolejne podprowadzanie. Moja cierpliwość zostaje wystawiona na próbę;) Podprowadzamy rowery chyba z pół godziny. Kiedy dochodzimy na szczyt, słońce już nisko świeci. A my nie wiemy nawet, gdzie będziemy dzisiaj spać….

Zjeżdżamy do Skomielnej Czarnej. Zjazd też niestety okazuje się częściowo nie do zjechania;/ Olka rower ładnie połyka kamienie i może elegancko cisnąć w dół. Moje ręce niestety nie wyrabiają. Bolą mnie zwłaszcza dłonie od zaciskania hamulców. Kierownica lata mi na wszystkie strony. Momentami niestety muszę sprowadzać, albo robić co chwilę przerwę.

Nie ma co- na tym zjeździe normalnie "szaleję";p



We wsi robimy sobie przerwę pod wesołą zagrodą z danielami, kozami i owcami. Żeby dojechać do Jordanowa musimy pokonać jeszcze jeden spory szczyt, a jest już po 19.00. Zaczyna się ściemniać, a my nie mamy picia i jedzenia. Jarek, który jest najmocniejszy w ekipie, wykłada rzeczy z plecaka i sam zjeżdża 3 km do następnej wioski na zakupy. A my z Olkiem sobie odpoczywamy ;)

Niedługo nadjeżdża Jarek z całymi siatami zakupów. Pepsi, chipsy, ciastka, woda, jest nawet kiełbaska i keczup! :) Full wypas.

Dochodzi powoli 21.00, a my dalej stoimy przy danielach i zastanawiamy się, co robić. Szukamy w Internecie noclegów i dzwonimy do najbliższych miejscowości. Wszyscy odłączają specjalnie telefony! Idę więc z Olkiem jeszcze do okolicznego domu, zapytać się miejscowych o jakiś nocleg. Nikt specjalnie się nami nie przejmuje, a jedna kobieta nawet mówi, że owszem- noclegi ma, ale na jedną noc to jej się nie opłaca. Niezbyt gościnni ludzie są w tych okolicach;/

Zwierzęta też nie są zbyt sympatyczne- nawet jelonek nam język wystawił;)



Nie pozostaje nam nic innego jak „kibel”- czyli nocleg pod drzewem bez śpiwora i namiotu. Włączamy latarki i zaczynamy podprowadzać rowery, bo ścieżka znowu nie nadaje się do jazdy;/ Znowu opóźniam chłopaków, bo podchodzenie nie jest moją mocną stroną. Na szczęście Olek przychodzi mi z pomocą i wpycha też mój rower.

W lesie, na środku ścieżki postanawiamy rozpalić ognisko. Znosimy kamienie. Robimy sobie posłanie z igieł świerkowych. Jarek wznieca ogień za pomocą krzesiwa. Pieczemy nawet kiełbaski. Obżeramy się chipsami. Jest git:)



A potem kładziemy się na ziemi. Ja oczywiście zajmuję najlepsze miejsce, czyli w środeczku:) Plecak pod głowę. I nawet udaje się zasnąć:)



Jeszcze jedno zbliżenie na nasze posłanie:)


Niestety…Około północy zrywa się wiatr i zaczyna kropić. Nad nami słychać grzmoty. Tylko nie to!! Burza. Na szczęście szybko przechodzi i nie jest zbyt gwałtowna, ale temperatura i tak znacznie spada, a wiatr wieje już do rana. Przesuwamy nasze legowisko bliżej ognia. Jarek robi prowizoryczną osłonę od wiatru z liści i swojego roweru. Znowu robi się cieplej i przyjemniej. Ponownie zasypiamy.. Trzeba przyznać, że mieliśmy dzisiaj niezły survival:D

A tutaj ślad gps:

Opis linka
Kategoria Inne góry



Komentarze
mors
| 21:47 środa, 14 sierpnia 2013 | linkuj Haha! ;D;D
No ale w deszczu foty nie wychodzą zbyt słitaśnie. a mokre misie wyglądają jak rosomaki. ;p
alouette
| 13:44 środa, 14 sierpnia 2013 | linkuj Jak to co?? Zrobiłabym sobie sweet focię z misiem:D
mors
| 15:05 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj No na pewno bohaterzy mają co wspominać a czytelnicy z wypiekami na twarzy czekają rozwoju wypadków ;) tylko co by było, gdyby jednak całą noc okrutnie lało, albo zwietrzyłyby Was wilki, niedźwiedzie lub krety? ;)
monikaaa
| 12:19 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj ojjj ktoś tu chyba za poważnie wziął nasze docinki odnośnie organizacji :P Osobiście zazdroszczę Wam wypadu i tej nocy pod gołym niebem, bo potem to właśnie takie chwile wspomina się najlepiej :) Ja raz też miałam przyjemność spać pod gołym niebem, chociaż w bardziej sprzyjających warunkach, bo na luksusowych kreteńskich leżaczkach, z szumem morza obok ucha i przy temp. 25 st. :) Ale sam fakt spania pod gołym niebem wśród znajomych jest fantastyczny :)
alouette
| 11:50 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj Monika, wypadów kilkudniowych, gdzie musisz przejechać z punktu A do punktu B, nie da się do końca zorganizować. Możesz zaplanować trasę, spakować odpowiednie rzeczy, ale reszta to już często bardzo duża niespodzianka i nieustanny spontan właśnie, zwłaszcza jeśli jedziesz w teren:p Ja osobiście uwielbiam takie spanie na dziko (chociaż pierwszy raz spałam bez namiotu:) , więc akurat ten nocleg w lesie uważam za duży plus tej wycieczki:)

P.S. Gołąbek to niezły cwaniak. Robił słodkie minki, a potem pogardził naszą piętką;p
jarekkar
| 11:43 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj Wybraliśmy sobie trudny szlak i liczyliśmy na pełny przygód wypad. Było i to, i to, więc organizacyjnie chyba super?;)
I ta noc spędzona w lesie, to był jeden z najfajniejszych momentów tego wyjazdu. Nie zamieniłbym wspomnień z tej nocy na kolejny nocleg pod dachem.
monikaaa
| 09:08 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj @mors - dokładnie! Chyba w ogóle nie mieli żadnej organizacji... A podobno przed wyjazdem mieli wszystko opracowane :PPPP

@alouette - co za chamy z tego Jarka i Olka. Zdjęcia z hipciem nie chcieli Ci zrobić? Nie do przebaczenia! :P

Również zgadzam się z tym, że zdjęcie z gołąbkiem rewelacja :))))
marusia
| 05:21 wtorek, 13 sierpnia 2013 | linkuj Totalny spontan :D Może i mało to rozsądne, ale takie wypady wspomina się do końca życia :]

Zdjęcie z gołąbkiem i piętką -rewelacja :]
mors
| 23:13 poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | linkuj Organizacyjnie to tak jakby średnio u Was... ;]
andale
| 22:51 poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | linkuj Świetny opis i współczuję pecha. Mam nadzieję, że kolejne dni nie będą coraz bardziej pechowe ;>
alouette
| 22:46 poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | linkuj Monika, kota nie było niestety;/ Ale za to mam zdjęcia z dwoma pieskami:D Chciałam też z maskotką hipopotama na TdP, ale nikt nie chciał mi zrobić, a tak ładnie do mnie machał:(

k4r3l, ja się czułam całkiem bezpiecznie, a przynajmniej jakaś przygoda była i jest co wspominać:) Jedyny minus to taki, że trochę zmarzłam i się nie wyspałam:)
monikaaa
| 22:12 poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | linkuj Druga relacja i nadal jestem zawiedzona. Doczekam się w końcu jakiegoś zdjęcia z kotem? :P
k4r3l
| 21:15 poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | linkuj O kurde, nocleg w górach, pod gołym niebem to spore ryzyko, ale co zrobić jak niektórzy ludzie to faktycznie świnie :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa amysl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]