Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alouette z miasteczka Legnica. Mam przejechane 39831.55 kilometrów w tym 1054.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alouette.bikestats.pl
  • DST 63.00km
  • Czas 04:44
  • VAVG 13.31km/h
  • Podjazdy 2325m
  • Sprzęt CUBE LTD Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masyw Śnieżnika

Piątek, 5 czerwca 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 4

Jak jadę z Grześkiem w teren, to wiem, że zawsze będzie fajna trasa:) I tym razem się nie pomyliłam:)

Najpierw idę na pociąg do Kłodzka o 6.00 rano. W szynobusie obok mnie siada grupka mężczyzn z rowerami i sakwami. Okazuje się, że to ekipa z legnickiego klubu rowerowego Ekorama. Miałam spać w pociągu, bo wczoraj położyłam się późno spać, ale jak zwykle rozgadałam się....i tak gadałam z wesołą ekipą aż do Kłodzka:) 

W Kłodzku czeka już na mnie Grzesiek. Wsiadamy do auta i podjeżdżamy jeszcze kawałek do Stronia Śląskiego, gdzie wskakujemy już w teren. Grzesiek zaplanował na dzisiaj trasę po szlakach Sudety Mtb Challenge- etapówki, której przejechanie marzy mi się od dawna...Mam nadzieję, że w przyszłym roku już się uda:)

Nie będę się rozpisywać. Było jak zwykle rewalacyjnie i wymagająco. Grzesiek zabiera mnie na kilka hardkorowych zjazdów z mega dużymi, luźnymi kamulcami. Na razie kiepsko idą mi takie odcinki i częściowo muszę sprowadzać rower. Zdecydowanie jeszcze nie mój level:)

Podjeżdżamy trzy razy pod schronisko pod Śnieżkiem. Za pierwszy razem mamy mały wyścig. Dzisiaj jednak nie mam mocy. Niewyspana i z zakwasami po wczorajszej jeździe w Rudawach- dzisiaj wjeżdżam jako ostatnia i nie daję rady przegonić Grześka na podjazdach..ani dwóch rowerzystów, którzy się z nami ścigali...

Grzesiek namówił mnie, żeby wtaszczyć rowery na sam Śnieżnik. Jest to jedyny moment, kiedy trochę kręcę nosem, bo średnio lubię prowadzić rower pod górę. A potem czeka nas zjazd, na którym Grzesiek pocisnął ładnie w dół...a ja...połowę sprowadzam i zjeżdzam dopiero już na tym korzennym odcinku. Sporo nauki jeszcze przede mną..

Potem robimy zjazd czerwonym szlakiem, którym kiedyś już miałam okazję podjeżdżać. Tutaj nie ma luźnych kamieni, ale za to duże głazy i korzenie. W większości zjazd udaje mi się wykonać bez większych problemów. Zadowolona z siebie jestem. Pochwalę się Grześkowi na dole...I wtedy, na najłatwiejszym już odcinku tracę na chwilę koncentrację. Popełniam głupi błąd- zjeżdżam wzdłuż długiego korzenia. Już kiedy tylko na niego najeżdżam, wiem, że cało z tego nie wyjdę..... I mam rację. Po chwili wpadam w poślizg i lecę przez kierę. Twarde lądowanie. Na szczęście bez większych obrażeń. Przyjęłam to na klatę. Dosłownie:)

Jedynie dłonie lekko oberwały. A właściwie kciuki. Grzesiek myślał początkowo, że tak mocno hamowałam, że aż ręce zaczęły mi krwawić:)



Jest OK! Możemy jechać dalej!:)



Potem czeka nas bardzo fajny podjazd do schroniska od innej jeszcze strony. Trochę ciężko mi idzie, bo mam teraz problem ze zmianą biegów, ale daję jakoś radę:)

Siedzimy sobie chwilę pod schroniskiem popijając zimną colę, a potem czeka nas już tylko ostatni, bardzo trudny zjazd w okolicy Czarnej Góry.

Na końcówce wypadu odzyskuję siły. Nie wiem, czy to ta cola, czy żel, który wcześniej wciągnęłam, a może adrenalina po glebie- w każdym bądź razie jeszcze mam trochę mocy, żeby pościgać się z Grześkiem na ostatnim z podjazdów. A potem już tylko szybki zjazd na parking.. Chwilę sobie jeszcze tam siedzimy pod Biedronką gadając przy coli i lodach- gorąco dzisiaj się już zrobiło!:)

Jedziemy autem do Kłodzka, ale na dworcu okazuje się, że uciekł już mi ostatni pociąg... No trzeba było więcej pod sklepem siedzieć:) Trudno. Jedziemy więc do Wrocławia. Ale przynajmniej przekimam się w aucie:)

Na dworcu we Wrocławiu wsiadam już do szynobusu i jadę do Legnicy. Miałam sobie dalej spać, ale znowu przysiada się do mnie- tym razem dość specyficzny chłopak i całą drogę do mnie nawija. Ach te spotkania w pociągach...:) Wracam do domu i padam na łóżko. To był bardzo męczący ale cudowny weekend! :)

P.S. Łydka przestała w końcu boleć:)




Komentarze
mors
| 20:28 czwartek, 13 sierpnia 2015 | linkuj Noo, zapomniałem. ;)
alouette
| 20:24 czwartek, 13 sierpnia 2015 | linkuj Emi, amor był w serwisie i rzeczywiście czuć różnicę a w dodatku teraz mam nowe opony i to też sporo dało:)

Morsie, nie zapytałeś się, czy rower cały;p Zdjęcia są, ale miałam na nich tak skwaszoną minę (bo musiałam wprowadzać rower!), że nie nadawały się one do publikacji:)
mors
| 20:20 czwartek, 13 sierpnia 2015 | linkuj Nie wygląda to wesoło a Ty i tak zacieszasz. ;D

Szkoda, że bez zdjęć ze Śnieżnika. :(
Lea | 09:35 czwartek, 13 sierpnia 2015 | linkuj Czad!
Mam nadzieję, że wyregulowałaś sobie już ciśnienie w amortyzatorze pod siebie i nie jeździsz na tak dziko sztywnym jak w marcu...?
Praca nad techniką w terenie to najczystsza forma przyjemności dla mnie. Czeka mnie powtórna jej nauka już niebawem ;-) Fajnie!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa yciow
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]